Pierwszy Świat i Drugi Świat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ostatnie trzy tygodnie czułam się, jakby moim ciałem kierował ktoś inny, podczas gdy ja byłam obok i przypatrywałam się wszystkiemu, co się dzieje wokół. Uczestniczyłam w przygotowaniach na tyle, na ile musiałam, a pozostały czas wypełniałam intensywną nauką i treningami. Wszystko, byle nie mieć ani chwili na oddawanie się własnym, niebezpiecznym myślom. Miałam problemy ze snem i nawet mikstury Klary nie pomagały. W końcu zaczęła uciekać się do usypiania mnie magią, bym mogła przespać ciągiem choć kilka godzin.

– Denerwujesz się ślubem? – pytała raz za razem.

– Tak – odpowiadałam, bo nie widziałam sensu w okłamywaniu jej.

Dziś po mojej zdawkowej odpowiedzi Klara przygryzła wargę. Widziałam, że długo nie chciała o to pytać, ale wreszcie nie wytrzymała. Cierpliwość nie była jej mocną stroną.

– Chodzi o Gerarda? Wiem, że w Skalnym Zamku była niezła akcja z tym, co podsłuchałaś, ale wydawało mi się później, że wszystko jest w porządku. Znowu ci czymś podpadł?

– Nie, nie chodzi o Gerarda – odparłam. Mój narzeczony był ucieleśnieniem marzeń niejednej dziewczyny. Odkąd moja matka przyspieszyła nasz ślub, dwoił się i troił, by okazać mi wsparcie, zainteresowanie i udzielać wszelkiej pomocy, jakiej potrzebowałam. Dlatego wcale nie chodziło o niego. Nadeszła pora, by powiedzieć to na głos. – Chodzi o mnie.

– O ciebie? – zdziwiła się Klara.

Tak, pomyślałam. Chodziło o mnie. Nie miałam problemu z myślą, że będę zmuszona poślubić obcego człowieka wybranego dla mnie przez Królową. Szczególnie, że szybko go polubiłam. Ale myśl o tym, że ślub z Gerardem jest jedynym sposobem, bym pozostała przy życiu, napawała mnie przerażeniem, bo na dobrą sprawę odbierała mi wybór. Jednak tego nie mogłam nikomu powiedzieć, więc dusiłam to w sobie. W czasie bezsennych nocy wyobrażałam sobie setki scenariuszy własnej śmierci. Co noc zabijał mnie ktoś inny lub coś innego. A jeśli nawet udało mi się zasnąć, w koszmarach prześladował mnie ten sam lęk. Nie potrafiłam wydostać się z tego zaklętego kręgu.

– Czasem żałuję, że nie urodziłam się w Drugim Świecie – powiedziałam cicho.

Na początku świat był jednością. Jedyny stworzył ludzi i dał im rozmaite talenty. Niektórym ofiarował coś niezwykłego: zdolność do używania Mocy. Przez pewien czas wszyscy ludzie żyli obok siebie, pracowali razem i mieszali się ze sobą. W tamtych starożytnych czasach powstały pierwsze cuda świata, a nauka, magia i technika były tak rozwinięte, jak nigdy wcześniej ani nigdy później. Jednak, jak to bywa między ludźmi, po pewnym czasie wszystko zaczęło się psuć. Nieobdarzeni, choć czerpali z naszych wynalazków i dzieł naszych rąk, zbuntowali się przeciw woli Jedynego i zaczęli mordować obdarzonych. Niektórzy przy pomocy złych duchów próbowali nawet odebrać moim pobratymcom ich magiczne zdolności.

Jedyny zasmucił się, kiedy to zobaczył. Przez sześć dni rozmyślał, a siódmego dnia postanowił nas rozdzielić. Tak powstał Pierwszy Świat, zamieszkiwany przez potomków ówczesnych obdarzonych, a także Drugi Świat, w którym Moc jest o wiele słabsza i niewiele osób potrafi z niej czerpać. Jednak w Drugim Świecie życia każdej jednostki nie predestynowała jego krew – a na pewno nie w takim stopniu, jak u nas, a przynajmniej tak mi się wydawało – i, co najważniejsze, nikt nie miał wglądu w przyszłość.

Z kolei moją matką była Królowa Eregii, Widząca. Na całym świecie tylko my dwie znałyśmy ten sekret. Jej Moc była niebezpieczna – i dopiero teraz, w momencie, w którym jej widzenie dotyczyło mnie, zrozumiałam, jak bardzo.

– Boisz się czegoś? – spytała przyjaciółka.

Podniosłam na nią wzrok. Jej zielone oczy – choć zupełnie inne niż oczy Daniela – przeszywały mnie na wskroś. Klara położyła rękę na mojej dłoni i wysłała sondę do mojego ciała. Starała się mnie uspokoić.

– Wiesz, że czytam w tobie jak w otwartej księdze – przypomniała.

Jako Medyk czuła mój przyspieszony puls, wiedziała, że coś jest nie tak.

– Przepraszam – szepnęłam. – Naprawdę nie mogę ci o tym nic powiedzieć. To sprawa pomiędzy mną a Królową.

To kończyło rozmowę, jednak Klara dalej nie cofała ręki.

– Rozumiem – odparła powoli. – Ale czy to powód, by zamiast cieszyć się, że za tydzień poślubisz faceta, w którym się zakochałaś i którego zazdrości ci połowa pałacu, bo druga połowa chciałaby być nim, snuć się po korytarzach niczym duch i chorować z nerwów? Czy takie zachowanie coś zmieni w twojej sytuacji?

Westchnęłam. Miała rację. Jak zwykle. Tylko że to wcale nie poprawiało mi humoru.

– Pamiętaj – dodała, uśmiechając się pokrzepiająco i wysyłając do mojego ciała kolejne impulsy Mocy – że cokolwiek by się nie działo, masz mnie. Zawsze będę po twojej stronie.

Przytuliłam ją mocno. Od razu czułam się lepiej.

– Wiem.

– Księżniczko – do komnaty weszła Dolora. – Mistrz Eklan wzywa ciebie i Gerarda na próbę.

– Już idę.

– Jeszcze nie – zastrzegła Klara. – Musimy doprowadzić cię do stanu używalności. Wyglądasz okropnie.

Przyjaciółka prawdę ci powie.

– Dobra. Masz dziesięć minut. Mistrz Ceremonii nie lubi czekać – przypomniałam.

– Przecież wiem – fuknęła Strażniczka. – Dolora, chodź, pomożesz mi ogarnąć tę katastrofę.

Dokładnie dziewięć i pół minuty później miałam już delikatny makijaż, włosy częściowo zebrane w warkocze, podczas gdy reszta spływała swobodnie w miękkich falach, a codzienne ubranie zastąpiła elegancka bordowa sukienka z obniżoną linią ramion. Nie mogło zabraknąć złotej biżuterii, która miała nadać mi trochę blasku. W końcu nie było czasu, by posyłać po Anielle czy inną Artystkę. Wreszcie przyjaciółki zmierzyły mnie krytycznymi spojrzeniami.

– Musi wystarczyć – westchnęła Klara.

– Całe szczęście, że on i tak świata poza tobą nie widzi – dodała Dolora.

– Tak myślisz? – ożywiłam się nieco.

Dolora roześmiała się głośno.

– Nawet ślepy by to dostrzegł! A teraz idziemy! Zaraz się spóźnisz!

Podobno damom nie wypada biegać, ale wszystkie trzy szłyśmy tak szybko, że to już niemal zakrawało o bieg. Wreszcie stanęłyśmy przed wejściem do saloniku przylegającym do Sali Reprezentacyjnej. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Wygładziłam włosy i suknię. Wyprostowałam się i uniosłam głowę. Dolora otworzyła drzwi. Śmiało wkroczyłam do środka.

– Dobry wieczór, Mistrzu Eklanie – powiedziałam głośno. – Miło cię widzieć, Gerardzie.

Mężczyźni, dotychczas pochyleni nad stołem zawalonym jakimiś dokumentami, jednocześnie podnieśli głowy. Eklan, jak zwykle w swoich ulubionych kolorach, promieniał. Zawsze był szczęśliwy, gdy mógł uczestniczyć w organizacji ważnych wydarzeń, a ślub następczyni tronu zdecydowane się do takowych zaliczał. Mężczyzna posłał mi przyjazny uśmiech i skłonił się dokładnie tak, jak nakazywała etykieta. Skinęłam mu głową. Przeniosłam spojrzenie na Gerarda.

Haller był wpatrzony we mnie. Powiódł po mnie wzrokiem, omiatając nim moją sylwetkę, fryzurę, twarz. W jego ciemnych oczach pojawił się dobrze mi już znany błysk. Gerard wyminął stół, przemierzył całe pomieszczenie, aż wreszcie stanął przede mną, ukłonił się, ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek.

Zarumieniłam się. Za stołem Mistrz Eklan zachichotał pod nosem i podkręcił wąs. Będzie miał o czym rozmawiać z przyjaciółmi, byłam tego pewna.

– Czekaliśmy na ciebie – rzekł Gerard, patrząc mi w oczy.

To miało znaczyć: „ja czekałem".

– Chodźcie, gołąbeczki! – zawołał Mistrz Ceremonii. – Czeka nas sporo pracy. Po ślubie się sobą nacieszycie.

Mistrz Eklan był niezrównany w tworzeniu planów. W ciągu godziny przedstawił nam swoją wizję ślubu i przyjęcia, które po nim nastąpi. Wszystko miało być udekorowane białymi różami z królewskiego ogrodu, ciemnozielonymi liśćmi i złotymi elementami. Na ślub zostało zaproszonych ponad pięćset osób, z czego na dziś aż trzysta pięćdziesiąt potwierdziło obecność, a to nie był koniec, po odpowiedzi wciąż napływały. Mogłoby się wydawać, że jak na ślub Księżniczki to niewiele, ale biorąc pod uwagę termin przypadający na przesilenie zimowe, noc łączącą stary i nowy rok, to naprawdę było coś. Do tego dochodzili przecież jeszcze przedstawiciele wszystkich kast poddanych.

– Po ślubie i obiedzie pójdziecie na taras, podobnie jak zrobiliście to po zaręczynach – mówił rozentuzjazmowany Eklan. – Służba rozda poddanym podarki, które przygotowujemy na tę okoliczność. Odbędzie się też pokaz sztucznych ogni. Mistrz Ceras i jego ludzie już wszystko przygotowują. – Ceras, starszawy mężczyzna z niewyczerpaną ilością pomysłów, był głównym Mistrzem Twórców. – Następnie zacznie się część balowa. Potem wszystko pójdzie już jak z płatka. Zgodnie z tradycją o północy będziecie mogli już iść do skrzydła, które aktualnie jest dla was przygotowywane.

Co? Nie będę dłużej mieszkała w mojej komnacie? W całym tym zdenerwowaniu nawet o tym nie pomyślałam, a przecież teraz, jak Eklan o tym wspomniał, wydało mi się to już oczywiste.

– Dlaczego o północy? – zapytałam, marszcząc brwi. – Przecież widziałam plan podawania posiłków i ostatni jest przewidziany na czwartą w nocy.

Mistrz Eklan dyskretnie zakaszlał i zerknął na Gerarda, oczekując widocznie, że on odpowie na moje pytanie.

Usłyszałam szybkie kroki, więc obróciłam się w stronę dźwięku. To Klara, która dotychczas siedziała przy drzwiach i czytała książkę, podbiegła do mnie i szepnęła mi na ucho:

– Noc poślubna.

Poczułam, jak rumienię się od czubka głowy aż po koniuszki palców. Nagle pożałowałam, że zgodziłam się na tę irracjonalną suknię z dekoltem. Pewnie całą skórę miałam już czerwoną jak burak.

Odchrząknęłam.

– Dobrze, to jak to było z tymi przysięgami?

Zmiana tematu zawsze była moją mocą stroną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro