Razem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Księżniczka nie żyje. Moja przyjaciółka nie żyje. Umarła. Teraz, tutaj, na moich oczach. A ja nie potrafiłam jej pomóc.

Upadłam na kolana, niezdolna do utrzymania się na nogach. Przed oczami miałam mroczki. Wiedziałam, że wokół mnie było jakieś zamieszanie. Słyszałam, że pałac został zaatakowany, ale nie potrafiłam zrobić niczego poza patrzeniem na stygnące powoli ciało mojej najdroższej przyjaciółki, osoby, która była dla mnie jak siostra. Czułam, jakby w jednej chwili ktoś wyrwał mi serce i płuca na dodatek.

Wreszcie oderwałam wzrok od Laury i przeniosłam spojrzenie na Gerarda. Tulił żonę, zanosząc się cichym płaczem. Całował jej bezwładne dłonie, szeptał jej coś do ucha, głaskał po twarzy, jakby spodziewał się, że dzięki temu ożywi zmarłą. Było mi go niesamowicie żal. Rozumiałam jego cierpienie.

Moją uwagę przyciągnął ruch Królowej. Emerencja nachyliła się nad ciałem córki. W jej oczach lśniły łzy, które jednak nie spływały na policzki. Kobieta nadludzkim wysiłkiem woli skoncentrowała się na tkanym właśnie czarze, który emanował z jej rąk. Kiedy skończyła szeptać inkantację, z której nie zrozumiałam ani słowa, wyciągnęła dłonie w kierunku esencji Mocy Laury i...

Nie wierzę!

... zebrała ją ostrożnie w palce. Otoczyła magię niczym najcenniejszy skarb, a potem uniosła ją do medalionu, który niemal zawsze nosiła na szyi. Błyskotka wchłonęła Moc.

Patrzyłam na to w całkowitym osłupieniu i z otwartymi ustami. Nie wiedziałam nawet, czy ktoś poza mną zwrócił na to uwagę, ponieważ wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund.

Po tym Emerencja ostatni raz ucałowała czoło Księżniczki i odeszła od łóżka zmarłej. Widziałam, ile ją to kosztowało. Dostrzegałam drżenie rąk, płytki oddech poruszający jej piersi, rozpacz w oczach. Mimo że Królowa straciła właśnie jedyne, ukochane dziecko, musiała odłożyć żałobę na bok i zająć się sprawami królestwa. Po raz kolejny podziękowałam Jedynemu, że to nie ja wywodziłam się z rodziny królewskiej. Nie wydaje mi się, bym była w stanie się tak zachować.

– Raport – powiedziała krótko Emerencja.

– Wschodnia flanka zaatakowana, buntownicy próbują wedrzeć się do pałacu, Wasza Wysokość – odparł mężczyzna.

Królowa zrobiła dwa kroki w stronę wyjścia, ale zatrzymała się, jakby była niezdolna zostawić dziecko. Nagle podszedł do niej Félicien. Emerencja przeniosła wzrok na niego. Rozchyliła wargi, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Jej ramiona opadły, ręce zwisały wzdłuż ciała. Teraz, przez tę krótką chwilę, nie była Królową, lecz kobietą, która straciła córkę. Strażnik popatrzył na nią, po czym przyciągnął ją do siebie. Z ust Emerencji wyrwał się urwany szloch. Félicien przytulił ją mocniej. Jej palce zacisnęły się na jego mundurze. Mężczyzna delikatnie ucałował włosy Królowej i szepnął jej do ucha jakieś słowa, lecz ich nie dosłyszałam.

W tej właśnie chwili zrozumiałam coś, na co byłam ślepa przez wszystkie lata spędzone w Białym Pałacu. Znałam to spojrzenie, jakim Félicien obdarzał Emerencję, ilekroć pojawiała się w zasięgu jego wzroku.

Znałam je, bo jego syn dokładnie tak patrzył na Księżniczkę.

Królowa ostatni raz obróciła się w stronę łóżka, które w ciągu kilku chwil stało się katafalkiem. Widziałam, że jest rozdarta pomiędzy byciem matką a władczynią. Przez kilka długich sekund przyglądała się ciele Laury, a w jej oczach na moment pojawiła się bezdenna rozpacz. Tylko na moment. Zmarszczyłam brwi, kiedy to do mnie dotarło. Emerencja była najbardziej opanowaną osobą, jaką znałam, ale założyłam, że musi tak być, kiedy panuje się nad magią całej Eregii. Nie mogła sobie pozwolić na nic innego.

– Królowo – mężczyzna, który przyniósł wieść o ataku, delikatnie zwrócił się do Emerencji.

Kobieta odsunęła się od Strażnika, wyprostowała się, a w jej oczach dostrzegłam czysty i nieskalany biały ogień. Przypatrywałam się temu z niedowierzaniem. Nigdy nie widziałam niczego podobnego. Nie wiedziałam nawet, że Królowa jest w stanie przywołać tak silną Moc ognia, by ogarnął on jej ciało.

– Prowadź, Medasie.

Odprowadziłam ją wzrokiem.

Zerknęłam na bladego Daniela. Mój przyjaciel wpatrywał się w Laurę wzrokiem bez wyrazu. W końcu był mistrzem przywdziewania maski. To dlatego tak chętnie wysyłano go jako szpiega. Nie wiem nawet, czy Księżniczka o tym wiedziała. Ja tak, ponieważ Strażnik niejednokrotnie przychodził potem do mnie, bym go uleczyła. Nigdy nie chciał nikogo kłopotać, jednak czasem rany były zbyt rozległe lub poważne, by mógł sam się nimi zająć.

Obawiałam się, że po tym, jak Daniel stracił Laurę na zawsze, znowu spróbuje sobie coś zrobić. Dokładnie tak, jak w dniu jej wesela, kiedy w ostatniej chwili powstrzymałam go przed...

Wzdrygnęłam się. Nie chciałam nawet o tym myśleć. W ciągu kilkunastu godzin straciłam dwie przyjaciółki. Nie mogłam stracić kolejnych osób, które były dla mnie ważne.

Chwilowe rozproszenie uwagi sprawiło mi ulgę, ale teraz rzeczywistość kopnęła mnie w twarz, gdy znowu popatrzyłam na łóżko. Siedziałam na kolanach w całkowitej ciszy, a łzy spływały po moich policzkach, skapywały po brodzie, moczyły ubranie.

Gerard powoli wstał. Zatoczył się, ale ustał na nogach.

– Zostań z nią, proszę – powiedział. – Niech nie zostaje sama.

Zabolało mnie serce, na moment zapomniałam, jak się oddycha, ponieważ niemy szloch utknął mi w gardle. Ograniczyłam się do kiwnięcia głową.

Książę Małżonek odetchnął głęboko i wytarł twarz rękawem. Zobaczyłam, jak rodzi się w nim determinacja, by ukarać każdego, kto choć w najmniejszym stopniu mógł odpowiadać za śmierć Księżniczki. Gerard podszedł do Daniela. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Strażnik podniósł pusty wzrok, który dotąd spoczywał na ciele Laury. Niespodziewanie Haller przygarnął Daniela do siebie i przytulił krótko, po męsku, jakby chciał go pocieszyć. Znowu otworzyłam usta ze zdziwienia. Spotęgował je fakt, że Strażnik odwzajemnił gest.

Jedyny na niebiosach, jak ktokolwiek mógłby pomyśleć o nim coś złego?, pomyślałam o Gerardzie. Stracił ukochaną żonę i poszedł pocieszyć swojego rywala.

– Pomścijmy ją – rzekł.

Daniel skinął głową. Mężczyźni ramię w ramię wyszli z komnaty.

Zostałyśmy we dwie – Laura i ja.

Na klęczkach podeszłam do ciała przyjaciółki. Wzięłam ją za rękę. Nie wyczułam pulsu. Nie wiem, dlaczego spodziewałam się czegoś innego.

– Zostawiłaś mnie samą – powiedziałam cicho. – Miałyśmy patrzeć, jak stajesz się Królową Eregii. Wspólnie miałyśmy przeżywać przygody. Nasze dzieci miały razem się bawić. Miałyśmy być zawsze razem. A teraz zostałam sama – jęknęłam, bo głos mi się załamał. – Boję się. Nie wyobrażam sobie życia, w którym cię nie ma.

Urwałam, połykając własne łzy.

– Nie wiem, dokąd się udałaś. Mówią o niebiańskiej krainie, ale nie wiem, jak tam jest. Jeszcze jesteś tu, czy może już wyruszyłaś w drogę? Czy duchy niebieskie prowadzą cię do Jedynego? Czy twój ojciec, Król Hirron, czeka na ciebie?

Załkałam. Całe ciało miałam odrętwiałe.

– Już za tobą tęsknię. Ale wiesz co? Mam dziwne przeczucie, że wkrótce do ciebie dołączę. Czekaj tam na mnie. Będziemy się śmiały i rozmawiały o wszystkim, zupełnie jak do tej pory. Nikt nie będzie na ciebie czyhał, nikt nie będzie ścigał. Będziesz spokojna. A ja będę się z tego cieszyć.

Umilkłam. Nie mogłam powiedzieć jej nic więcej.

Słyszałam odgłosy walki. Nie spodziewałam się, że spiskowcy – po wydarzeniach z Jaskini Mocy nie sądziłam, że przy życiu mógł pozostać jakiś zdrajca oprócz Bresa, któremu udało się zbiec – uderzą tak szybko lub że w ogóle to zrobią. Wydawało mi się, że skoro Laura wydała na nich ostateczny wyrok, teraz już wszystko się ułoży.

Byłam taka naiwna.

Nagle poczułam ogromną ilość Mocy zbierającą się z dwóch stron. Powoli wstałam i podeszłam do okna tarasowego. Na jednej z flanek widziałam Gerarda i Daniela stojących tuż obok siebie. Haller tworzył potężny czar, a Strażnik osłaniał ich magiczną barierą.

– Cieszyłabyś się, widząc ich walczących ramię w ramię – szepnęłam do Laury.

Drgnęłam. Z drugiej strony – domyślałam się, że tam znajdowała się Emerencja – nadeszło uderzenie tak potężne, że jego fala zmiotła mnie z nóg. Zderzyłam się z czymś, co zmieniło trajektorię upadku. Czułam, jak pęka mi piszczel w prawej nodze. Kość przebiła skórę i wystawała z ciała. Syknęłam głośno. Wiedziałam, co należało zrobić, ale co innego – wiedzieć, a zupełnie co innego – uczynić to.

Wsadziłam między zęby porzuconą szczotkę do włosów. Zacisnęłam szczękę na rączce.

Wstawiłam kość na właściwe miejsce. Zawyłam nieludzko. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wysłałam magię uzdrawiającą w miejsce rany. Po tym doczołgałam się do łóżka Laury. Pamiętam, że wzięłam ją za chłodną, bezwładną rękę. Potem straciłam przytomność.

Zostańcie z nami, to nie koniec historii (choć jesteśmy napawdę blisko!) :) Może jeszcze okaże się, że naszych bohaterów czeka happy end? Jak sądzicie, mają szansę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro