Skalny Zamek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Po co ktoś miałby mnie zabijać? Nic nikomu nie zrobiłam. – Syknęłam z bólu. – Większość życia spędziłam zamknięta w pałacu. Komu opłaca się mnie zamordować?

– Komuś, kto liczyłby na destabilizację – mruknął Gerard i zachmurzył się jeszcze bardziej. – Albo komuś, kogo rozsierdziła decyzja Królowej.

Przed oczami stanęła mi twarz jasnowłosego arystokraty, który oburzył się po wyborze Hallera na mojego narzeczonego. Czy Bres posunąłby się do tego, by zlecić zabicie mnie? Czy odtrącenie jego rodu przez matkę, a potem przeze mnie mogło go aż tak boleć? Miał syna, który teoretycznie mógł być brany pod uwagę podczas podejmowania decyzji, kogo mam poślubić. Czy chciał przelać na niego niespełnione ambicje? Sam miał zostać Królem małżonkiem, a skoro mu się to nie udało przez ni mniej, ni więcej, jak tylko niebywałą decyzję Emerencji, zapewne chciał korony dla swojego potomka. A moja matka znowu mu ją odebrała. To rzeczywiście mogło pozostawić niezaleczoną zadrę na jego ego. Musiałam się mieć na baczności.

Syknęłam ponownie. Gerardowi udało się zatrzymać krwawienie, ale rana wciąż bolała jak diabli. Potrzebowałam Klary. Obróciłam głowę ku przyjaciółce. Haller podążył za moim wzrokiem. Wysłał ku Strażnice silny impuls Mocy. Czasem jeszcze zapominałam, jak potężną magią włada.

Klara wzięła głęboki oddech, zupełnie jak ktoś, kto za długo przebywał pod wodą.

Zaklęła głośno, wypuszczając z ust soczystą wiązankę. Nawet nie wiedziałam, co oznaczają niektóre słowa. Uśmiechnęłam się mimo bólu.

– Niech ja ich dorwę! – Strażniczka kipiała żądzą krwi.

– Nie żyją – wyrzucił z siebie Daniel, ponownie kopiąc ciało.

– Klara – szepnęłam. – Potrzebuję cię.

Dziewczyna spojrzała na mnie i aż krzyknęła. Upadła na ziemię tuż obok. Położyła ręce na mojej odsłoniętej skórze.

– Druga opończa – powiedziałam cicho. – Zepsuli mi drugą opończę.

– Wyjdź z tego – powiedziała Klara, obserwując ilość krwi, która ze mnie uciekła i zgromadziła się wokół mojego ciała, stanowiąc makabryczną kałużę. Rzuciła czar leczący. – To sama wyszyję ci królewski emblemat na kolejnej.

– Trzymam za słowo.

Wiedziałam, że nienawidzi wyszywać.

Krzyknęłam cicho, kiedy magia Strażniczki dotarła do uszkodzeń położonych najgłębiej w ciele. Zgięłam się odruchowo.

– Nie możesz się ruszać – upomniała mnie.

Czułam, jak Gerard przesuwa się bliżej. Przygarnął mnie do siebie i przytulił, jednocześnie skutecznie mnie unieruchamiając. Wtuliłam twarz w jego ubranie, wdychając jego zapach. To pomagało mi mniej myśleć o tym, co się ze mną dzieje. Chciałam, aby ból nareszcie się skończył.

– Nie mogę dotrzeć do centrum – wycedziła przez zęby Klara. – Zastanawiam się, czy ostrze nie było zatrute. Danielu, daj szybko moją torbę. Krwawnik, jasnota, czystek... – szeptała do siebie, wyciągając kolejne zioła. – Bardzo mi przykro, ale będę musiała cię znowu rozciąć.

Jęknęłam. Gerard pocałował czubek mojej głowy.

– Dasz radę, skarbie.

Klara zastygła na ułamek sekundy. Widocznie ją też zaskoczyło to określenie. Zaraz potem szybko dokończyła mieszanie ziół. Daniel posłusznie nalał wody do czarki, a Haller podgrzał ją magią. Przyszedł czas na najgorsze. Ostrze sztyletu błysnęło i w taki oto sposób znów krwawiłam. Krzyknęłam głośno, gdy gorący napar wlał się prosto w ranę.

– Jesteś Księżniczką, masz być twarda – upomniała mnie Klara. Dodała łagodniej: – Gdybym znała inny sposób, wykorzystałabym go.

– Wiem. Ale i tak wisisz mi pudełko czekoladek.

– Masz je jak w banku.

Godzinę później leżałam na zimnej ziemi, dysząc ciężko i myśląc, że jak boli, to znak, że żyję. Bolało mnie wszystko, od cebulek włosów po palce u stóp. Klara musiała wykorzystać moją własną Moc, by mnie uleczyć, ale ostatecznie byłam cała, zdrowa i potwornie głodna. Zapadłam w niespokojny sen. Przyśniło mi się coś bardzo dziwnego.

– Musimy jak najszybciej wracać do pałacu – powiedział Daniel.

– Nie, jesteśmy zaledwie parę godzin od mojego domu, tam się udamy – zaoponował Gerard. – Laura potrzebuje odpoczynku, Klara jest wykończona, Dolora odczuwa skutki uboczne zaklęcia niedoszłego mordercy. Droga powrotna jest teraz zbyt niebezpieczna. W zamku rodziców będziemy mogli odetchnąć. Wyznaczę też kilka osób, by odeskortowali nas potem do pałacu.

– Nie zaryzykuję życia Księżniczki, żebyś mógł odwiedzić rodzinę – odparł ostro Strażnik.

– Tu nie chodzi o mnie – warknął Haller. – Tylko o bezpieczeństwo twojej Księżniczki.

– Nie mam pewności, że u was będzie bezpieczna. A co, jeśli to wy stoicie za wszystkimi zbiegami okoliczności? Pijacy tuż za bramą pałacu, zbir w lesie, przemieńcy, a teraz próba morderstwa.

Usłyszałam uderzenie ciała o litą skałę.

– Insynuujesz, że próbuję ją skrzywdzić? – Głos Gerarda był przepełniony lodowatą wściekłością. Cedził przezzęby kolejne zdania. – Po co miałbym to robić? A może to ty jesteś zazdrosny i nie chcesz dopuścić do tego, by została moją żoną? Myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz? Jak kradniesz jej pocałunki? Jak rozbierasz jąwzrokiem, gdy tylko przechodzi obok? Jak obrzucasz mnie nienawistnymispojrzeniami, kiedy wydaje ci się, że nikt tego nie dostrzega? Przypomnijmy sobie teraz... kto stawiał barierę? Powiesz mi, którędy weszły tutaj te zbiry?

Cisza. Daniel wypuścił z siebie powietrze, gdy Haller opuścił go na ziemię.

– Za dwie godziny wyruszamy do zamku. Jesteś Strażnikiem mianowanym przez władczynię waszego królestwa. Weź się w garść, do diabła, i rób, co do ciebie należy – rozkazał.

Po tych słowach zaległa cisza. Kiedy Klara potrząsała mną lekko, by mnie zbudzić, nie byłam pewna, czy to był sen, czy jawa. Przyjaciółka obejrzała mnie dokładnie, po czym westchnęła ciężko i przytuliła mnie.

– Nie rób mi tak więcej – powiedziała cicho. – Nie ukończyłam jeszcze nauki. Gdyby nie to, że pobierałam Moc od ciebie i Gerarda,nie wystarczyłoby mi magii, by cię uleczyć. To, że żyjesz, to cud. A nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało.

Pociągnęła nosem. Nie widziałam jej twarzy, ale czułam, że Klara płacze. Przytuliłam ją mocniej. Byłam taką szczęściarą! Mieć przyjaciółkę, która wydrze cię z objęć śmierci – to dopiero coś.

– Postaram się – odparłam wzruszona.

– Patrzcie, jaki ładny kamyk – rzekła Dolora, obracając w urękawiczonych palcach obły, czarny kamień wielkości jej kciuka. – Nigdy takiego nie widziałam – dodała i wrzuciła go do reszty bagaży.

W drodze do zamku rodu Hallerów Klara i Gerard nie odstępowali mnie na krok. Szli po obu moich stronach, Dolora przed nami, a korowód zamykał milczący Daniel. Każde z nas prowadziło konia za uzdę. Nasypało zbyt wiele śniegu, by można było na nich jechać. Już godzinę po opuszczeniu felernej jaskini czułam, że zmieniam się w kostkę lodu. Nagle poczułam na ramieniu dłoń Gerarda. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Wyczuwałam, że Haller osłonił mnie swą magią. Podziękowałam mu spojrzeniem.

– Łał! – zawołała Klara, stając w miejscu.

Podeszłam tych kilka kroków i stanęłam obok niej. Z zachwytu zaparło mi dech w piersiach.

– Witajcie w moim domu – powiedział Gerard. Słyszałam dumę w jego głosie. – Skalisty Zamek zaprasza was w swoje progi.

Zamek? Chyba raczej prawdziwa forteca!

Budowla wżynała się w litą skałę. Miała prostą bryłę, a nieliczne wieżyczki pełniły raczej rolę obronną niż ozdobną. Środkowa część była usiana wąskimi oknami i kilkunastoma balkonami, wokół których wiły się misternie rzeźbione kolumny. Z całą pewnością stworzono je przy użyciu magii. To było wprost nie do uwierzenia, by tak cienkie podpory były w stanie podtrzymać ciężar, jakim je obarczono. Dolne kondygnacje płynnie przechodziły w skarpę wiszącą nad wielometrową przepaścią. Szary kamień, z którego wykuto zamek, połyskiwał w promieniach zimowego słońca.

To tutaj urodził się i dorastał mój przyszły mąż, dotarło do mnie. Jak takie warunki wpłynęły na jego osobowość? Byłam ciekawa wszystkiego, co go dotyczyło. Opowieść Dolory, którą podzieliłasię ze mną po ataku przemieńców, tylko podsyciła mój głód wiedzy.

– Jest niesamowity – powiedziałam na głos.

Gerard bez słowa ujął mnie za rękę. Miał tak przyjemnie ciepłe palce.

– Chodźmy. Straże pewnie już nas dostrzegły. Moi rodzice nas oczekują.

Puścił mnie i ruszył przodem.

– Różni się trochę od Białego Pałacu, prawda? – zagadnęła mnie Klara.

Czasem zapomniałam, że mieszkam w miejscu zwanym Białym Pałacem. Dla mnie to był po prostu dom.

– Są jak ogień i woda – przyznałam.

– Stresujesz się? – dopytywała bystro przyjaciółka.

Nie musiałam się zastanawiać, o co pyta. Doskonale wiedziałam, że miała na myśli spotkanie z rodziną Gerarda i jego ludźmi. Przełknęłam ślinę. Serce zawędrowało mi w okolice gardła. Niby wiedziałam, że nie powinnam się denerwować – a jednak.

– Niczym się nie martw – odezwał się Haller,odwracając się. – Pokochają cię.

Spojrzał mi głęboko w oczy. Cały świat zatrzymał się na chwilę. Nie czułam zimna, nie widziałam słońca, nie byłam świadoma nikogo wokół nas. Zatonęłam w jego ciemnym spojrzeniu, które wydawało się mówić: „zupełnie jak ja". 

Czy byłam gotowa na to uczucie? I na to, by je odwzajemnić?

I z tymi właśnie pytaniami zostawiam Was na weekend :) Kolejny rozdział pojawi się w poniedziałek lub wtorek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro