Tamryńskie cuda (zawiera BONUS)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak łatwo się było domyślić, Cygnus nie był szczęśliwy z powodu zrujnowanej strefy kąpielowej, ale kwota, jaką przed wyjazdem zaoferowaliśmy mu jako rekompensatę, wywołała uśmiech na jego twarzy. Postawił nam nawet kolejkę na koszt firmy. Kiedy spojrzałam na kieliszek wypełniony jakimś gęstawym, czerwonym płynem, nie zastanawiałam się długo i wychyliłam całą zawartość na raz. Słodki alkohol uderzył mi do głowy, więc nie oponowałam, gdy Daniel wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Czułam, jak delikatnie układa mnie na łóżku, odgarnia mi włosy z twarzy i całuje w czoło. Miałam zamknięte oczy i oddychałam spokojnie, szczęśliwa, że wreszcie mam szansę odpocząć. Nawet rozmowa z Danielem nie mogła się z tym równać.

– Cieszę się, że przeżyłaś – szepnął.

Wyczułam, że się zawahał. Następnie nachylił się nade mną i musnął wargami moje usta. Pocałunek był lżejszy niż podmuch wiatru i gdybym była tylko nieco bardziej zmęczona, prawdopodobnie w ogóle bym go nie poczuła. Ale było inaczej. Serce zatrzepotało mi w piersi. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Wreszcie Strażnik przykrył mnie grubym kocem, upewnił się, że w kominku jest jeszcze sporo drewna i wyszedł. W końcu zapadłam w upragniony sen.

Po opuszczeniu gospody Pod Jednym Skrzydłem nasze podróżowanie nabrało jednostajnego rytmu. Podziwialiśmy piękne widoki, kosztowaliśmy lokalnych przysmaków, cieszyliśmy się ze swojego towarzystwa. Daniel wynajdywał potrawy i słodycze, które najbardziej mi smakowały, aż czasem bałam się, że pęknę z przejedzenia, ale nie miałam serca odmawiać, gdy widziałam, jak bardzo Strażnik starał się utrafić w mój gust.

– Znasz mnie jak nikt – zaśmiałam się pewnego razu i pogładziłam go po policzku, zostawiając na nim czerwonawy ślad.

Na palcach wciąż miałam sok z owocu, który tym razem przyniósł mi przyjaciel.

Nieoczekiwanie Daniel złapał mój nadgarstek i z namaszczeniem ucałował lepkie od soku palce, cały czas patrząc mi przy tym prosto w oczy. Mój puls był szybszy niż koń w galopie. Strażnik musiał to wyczuć.

– Żyję po to, by ci służyć, Księżniczko – szepnął.

Zatonęłam w głębi jego zielonych oczu i na moment świat się zatrzymał.

Nagle coś błysnęło i to wyzwoliło mnie z zaklęcia, w którym uwięził mnie Daniel. Wzięłam rękę i odwróciłam spojrzenie, nagle speszona.

– Pójdę umyć ręce – powiedziałam. – Nie chcę pobrudzić opończy.

Obróciłam się na pięcie i od razu natrafiłam na Klarę. Jej mina dobitnie dowodziła tego, że była świadkiem całego zajścia i nie napawało jej to zadowoleniem. Podeszła do mnie, chwyciła mocno za rękę i pociągnęła w kierunku studni.

– Na chwilę spuszczam cię z oczu... – westchnęła Klara.

Pozostawiłam to bez komentarza.

Wydawało się, że tylko ona widziała nietypowe zachowanie Daniela i moją reakcję na nie. Byłam bardziej niż szczęśliwa z tego powodu. Przynajmniej do czasu, gdy – być może przypadkiem, możliwe, że wmawiałam sobie wszystko z powodu ciążącego poczucia winy – Daniel nie spadł z mostu do rynsztoka, ponieważ jego koń nagle zrzucił jeźdźca.

Strażnik zaklął głośno, ścierając z twarzy coś, czego zapach mnie odrzucał. Zatkałam nos, jednak paskudna woń dalej wyciskała mi łzy z oczu.

– Nie obraź się, ale chyba powinieneś się wykąpać – zauważył Gerard, a na jego ustach igrał uśmieszek. – Dogonisz nas. Podczas twojej niedyspozycji zadbam o Laurę.

Zbliżył swojego konia do mojej klaczy.

Rzuciłam Danielowi przepraszające spojrzenie.

– Widzimy się później – powiedziałam. – Zostań w umywalni tyle, ile będziesz potrzebował. Nie odjedziemy daleko.

Dolora i Klara z jednej strony były rozbawione zdarzeniem, ale z drugiej – patrzyły na Daniela ze współczuciem, gdy go mijały, starając się ukryć chichot.

– Do później!

– Możesz zostawić gdzieś ubranie, nie trudź się praniem go – podpowiedziała Strażniczka z północy. – Żadna z nas nie będzie miała ci tego za złe! Już dawno zastanawiałam się, co skrywasz pod spodem!

Nie wiem, kto obrócił się pierwszy: ja czy Gerard. Wiem za to, że oboje spojrzeliśmy na Dolorę z niedowierzaniem.

– Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać – mruknął Haller.

Po przejściach – i dołączeniu do nas całkowicie ubranego Daniela – pojechaliśmy dalej. Na razie nie zostaliśmy ponownie zaatakowani, ale nabierałam lekkiej odmiany manii prześladowczej i zawsze sondowałam miejsce, w którym planowaliśmy odpocząć. Klara śmiała się ze mnie, że nabawię się nerwicy, ale widziałam, że ona dyskretnie robi to samo. Co więcej, od czasu kolejki zaoferowanej nam przez Cygnusa nie wypiła kropli alkoholu. Czułam, że dręczyły ją wyrzuty sumienia za brak czujności tamtego dnia.

Dolora z kolei zaczęła całować ziemię, po której stąpałam. Zmieniło się także jej nastawienie do Gerarda. Wcześniejsze rodzinne żarciki i lekkie szyderstwa zostały zastąpione wyrazami dozgonnej wdzięczności za uratowanie przed straszliwą śmiercią. Oboje z Hallerem byliśmy już nieco zmęczeni jej podziękowaniami, więc zdarzało nam się uciekać we dwoje, co z kolei doprowadzało do szału Daniela. Jeśli mój eks-Strażnik wcześniej miał fioła na punkcie ochrony, to teraz nie interesowało go już absolutnie nic innego.

Po opuszczeniu pałacu udaliśmy się na wschód. Przez ostatnie dwa tygodnie podziwialiśmy niezwykłe widoki charakterystyczne dla regionu Rengere. Na własne oczy zobaczyłam wreszcie słynny Fiołkowy Kanion, który był pamiątką po starożytnym wybuchu Mocy w tej części Eregii. Nazwa wzięła się stąd, iż ściany kanionu były jasnofioletowe – i to wcale nie od kwiatów, lecz od skrzących się w promieniach słońca i księżyców ametystów. Pejzaż zapierał dech w piersiach. Udaliśmy się też do wiszących ogrodów, czyli bajecznych zagajników znajdujących się na szczytach dziwnych gór przypominających wzniesione ku niebu monolity. Pomimo późnej jesieni ogrody olśniewały egzotycznymi kwiatami, upajały cudowną wonią i wywołały u Klary paniczny lęk wysokości. Przejście pomiędzy szczytami mogło przerażać, ponieważ poszczególne wierzchołki gór były złączone wiszącymi mostami. Gdyby ktoś z nas spadł, jego ciało roztrzaskałoby się o skały kilkaset metrów poniżej. Musiałam przyznać, że trochę rozumiałam Klarę, lecz pragnienie oglądania Eregii było silniejsze.

Następnie udaliśmy się na południe. Wiele słyszałam o słynnym targu w Tamrynie znajdującym się w południowym regionie Lorrana. Jednak nic z tego nie przygotowało mnie na to, co zobaczyłam. Feeria barw, towary z całego Pierwszego Świata, zapachy, których nie potrafiłam zidentyfikować i przedmioty, których przeznaczenia nie umiałam się nawet domyślić – to wszystko znajdowało się na tamryńskim targu. Chodziłam pomiędzy stoiskami, wyrażałam swój zachwyt nad wytworami ludzkich rąk i zastanawiałam się, co wybrać dla mojej mamy.

– Rany, jakie to wszystko śliczne – zachwycała się Klara. Trzymałyśmy się pod ramię, by nie zgubić się w tłumie. – Koniecznie musimy znaleźć tu prezenty dla naszych bliskich!

Kiwnęłam głową na znak zgody.

– Tam! – pisnęła moja przyjaciółka.

Podeszłyśmy do wskazanego stoiska. Na czerwonym obrusie leżały przedmioty o rozmaitych kształtach. Z daleka czułam bijące od nich upojne zapachy. Stół zapełniały kolorowe kule oblepione płatkami suszonych kwiatów i ziół, perły do makijażu, kremy i perfumy. Klara sięgnęła po kulę w intensywnie zielonym kolorze.

– Co to jest? – spytała.

– To kule kąpielowe – wyjaśnił sprzedawca. Był bardzo zadbanym mężczyzną w nieokreślonym wieku. Jego skóra miała barwę cynamonu. – Wpleciono w nie magię Artysty, więc każda z nich jest niepowtarzalna i ma inne właściwości. Ta, którą trzymasz, sprawia, że skóra staje się sprężysta i lśniąca niczym łuska węża. Z kolei ta – wskazał na fioletową – przyciąga wzrok ludzi do osoby, która zażyła kąpieli w wodzie z dodatkiem tej właśnie kuli.

– A co, jej skóra robi się fioletowa? – zapytała Dolora, która nagle pojawiła się za nami. – Jeśli tak, to biorę, mam już kogoś, komu ją wrzucę do wanny.

Sprzedawca zaprezentował jej nieco wymuszony uśmiech.

– Miałem raczej na myśli, że kosmetyki w niej zawarte uwydatniają jej urodę.

– A, to trzeba było tak od razu! – zawołała wysoka Strażniczka. – Biorę trzy.

– Mam tylko tę jedną, każda z nich jest unikatowa...

– To proszę tę jedną i te dwie – pokazała palcem różową i kremową.

– Ale nawet nie wiesz, jakie one mają zastosowanie! – obruszył się mężczyzna.

Dolora wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego promiennie.

– To się dowiem. Sprzedajesz pan czy nie?

Sprzedawca mruknął coś pod nosem, ale widać nie gardził zyskami, bo bez dalszego narzekania zaczął pakować zamówienie. W tym czasie moją uwagę przykuła biało-złota kula. Zapytałam o jej działanie.

– Ta jest wyjątkowa – odparł, prostując się z dumą. – Kiedy rozpuści się w wodzie, pozwala wrócić do najpiękniejszych wspomnień. Twoje ciało jest w wodzie, ale wydaje ci się, jakbyś był w innym miejscu i czasie, w towarzystwie osób, których pragnie twoje serce.

– Biorę – rozległ się głos za mną.

Obróciłam się do Gerarda.

– Nie możesz – powiedziałam i pokręciłam głową. – Byłam pierwsza. To będzie idealny prezent dla mojej matki.

Haller uniósł brew do góry i sięgnął po kulę.

– Przekonaj mnie.

Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, o co mu chodziło.

– Oddaj mi ją, proszę – spróbowałam.

Uśmiechnęłam się uroczo i sięgnęłam po wybraną rzecz. W odpowiedzi na to Gerard uniósł ją wyżej. Żeby jej dosięgnąć, musiałabym skakać. Bez przesady.

– Musisz mi coś dać.

– Co na przykład?

– Pocałunek – odparł z szelmowskim uśmiechem, podnosząc tylko jeden kącik ust.

Zamrugałam. Miałam go pocałować na środku zatłoczonego targu?  Jak prostaczka? Lub całkowicie i bezwarunkowo zakochana dziewczyna?

– Skoro nie chcesz... – westchnął i skinął na sprzedawcę.

Wspięłam się na palce i pocałowałam go. Chwycił mnie wolną ręką, przyciągnął do siebie i pogłębił zaborczy pocałunek, jak gdyby wszem i wobec chciał obwieścić, że należę tylko do niego. Jegojęzyk musnął moje wargi, zatańczył z moim językiem. Jego smak był niczym najsłodszaambrozja.

Niebiosa!

Puścił mnie, a ja zachwiałam się lekko. Dotknęłam palcami warg.

– Proszę zapakować – rozkazał mężczyźnie ze stoiska. – Ja płacę.

Kątem oka uchwyciłam reakcję Daniela. Dla postronnego obserwatora jego twarz byłaby doskonałą maską, ale ja znałam go nie od dziś. Widziałam jego zawiedzione, może nawet zranione spojrzenie. Strażnik szybko odwrócił się i zniknął w tłumie. Nie poszłam za nim. Wiedziałam, że i tak nie dałabym rady go znaleźć.

Gerard tymczasem wręczył mi pięknie zapakowaną kulę.

– Dobry wybór – szepnął, a ja nie wiedziałam, czy ma na myśli prezent, czy pocałunek.

Choć pocałunek był cudowny, coś w środku mnie było przepełnione słodko-gorzkim smutkiem. Podobne wrażenie towarzyszyło mi, gdy kończyło się ciepłe lato, a zaczynała mglista, przepełniona nostalgią jesień, choć to właśnie ona była moją ulubioną porą roku. Zawsze chciałam mieć wszystko na raz, a świat ciągle udowadniał mi, że to niemożliwe. 

Kolejne godziny chodziliśmy pomiędzy straganami podziwiając nieznane towary, próbując rozmaitych potraw w ich malutkich, jednokęsowych wersjach, degustując kolorowe trunki z zagranicy i wina z tego regionu Eregii. W międzyczasie Daniel wrócił do nas, udając, że wszystko gra. Śmialiśmy się, obserwowaliśmy ludzi ze wszystkich zakątków Pierwszego Świata, trafiliśmy nawet na wędrowną trupę aktorską, która mogła poszczycić się utalentowanym Artystą. To on swoją Mocą nadawał występowi poloru.

Kiedy nocą zasypiałam w jednym z licznych tamryńskich hoteli – który zresztą również olśniewał niebanalnym wykończeniem – z uśmiechem na ustach wspominałam ten dzień.

I już nie mogłam doczekać się kolejnego.

Udało się! Opublikowałam dwa rozdziały jednego dnia!

Po ostatnich trudnych przeżyciach chciałam dać bohaterom odpocząć :)

Czy Wy też chętnie pojawilibyście się na targu w Tamrynie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro