Teściowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dopiero wieczorem rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Spodziewałam się, że nasz spokój przerwie służąca lub posłaniec wzywający nas przed oblicze właścicieli zamku, ale kiedy wyczułam znajomą Moc, sama poszłam otworzyć. Dodam, że tylko raz zahaczyłam o stojący na środku pomieszczenia niski stolik.

– Słucham pana? – spytałam słodko. – Mogę w czymś pomóc?

Gerard popatrzył na mnie, potem ponad moim ramieniem – na zanoszące się śmiechem Strażniczki, aż w końcu w jego oczach rozbłysło rozpoznanie. Wszedł do komnaty, zamknął za sobą drzwi i założył ręce na piersi.

– Tak się bawi elita królestwa?

Klara i Dolora jednocześnie wskazały na mnie palcami.

– To ona jest elitą – powiedziała pierwsza.

– My jesteśmy tylko prostymi Strażniczkami – dodała druga.

– Zdrajczynie – wyrzuciłam im.

Rozłożyły bezradnie ręce.

Popatrzyłam znowu na Hallera. Poprawiłam kosmyk opadający mu na oczy. Rany, ależ on był przystojny...

Kosmyk czy Gerard?, zastanowiłam się.

Obecni w komnacie ryknęli śmiechem.

Powiedziałam to na głos?

– Tak – odparł mój narzeczony.

Hm.

Opadłam na najbliższy fotel.

– Jaki jest cel twojej wizyty? – udało mi się zapytać.

Gerard nieco się zasępił.

– Pomyślałem, że biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, lepiej by było, gdybyśmy wrócili do stolicy nie w tradycyjny sposób, kontynuując podróż, lecz powinniśmy raczej skorzystać z zaklęcia Morritam.

Natychmiast wytrzeźwiałam. Zaklęcie Morritam oznaczało stworzenie portalu, przez który można się było przenieść do miejsca, w którym istniała jedna z połączonych siecią magii bram. Zwykle były to wielkie lustra, wyższe niż przeciętny mężczyzna oraz na tyle szerokie, by co najmniej dwie osoby mogły komfortowo zmieścić się w ramach. Takie przejścia znajdowały się w większych miastach, a nierzadko także w posiadłościach silniej obdarzonych rodów. Oczywiście jedno było także w moim domu. Przejście przez magiczną barierę nie było bolesne ani straszne. Jednak wykorzystanie Mocy do powrotu do Białego Pałacu wiązało się z definitywnym zakończeniem podróży. Byłam pewna, że po wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, mama zamknie mnie w czterech ścianach i każe mnie pilnować całemu legionowi żołnierzy.

– Czy to konieczne? – spytałam słabym głosem, patrząc na Gerarda z niemą prośbą.

Tak bardzo chciałam, by zaprzeczył.

– Królowa dowiedziała się o niektórych sytuacjach, w których brałaś udział. Moja matka opowiedziała jej także przebieg wczorajszej walki podczas ataku. Razem ustaliły, że najbezpieczniej będzie, jeśli spędzimy tu jeszcze kilka dni, a potem wrócimy bezpośrednio do Białego Pałacu – wyjaśnił Haller. Dodał: – Przykro mi. Nie pokażę ci wszystkiego, co ci obiecałem.

Pokręciłam głową.

– Nic się nie stało – powiedziałam, dusząc w sobie prawdziwe emocje. Miałam w tym wprawę. Byłam Księżniczką Eregii. Moje bezpieczeństwo było najważniejsze. Ważniejsze od wolności. – Rozumiem.

Gerard podszedł do mnie, nachylił się i objął mnie delikatnie.

– Nadrobimy to – obiecał, muskając moją skroń wargami. Potem dodał tak cicho, bym tylko ja usłyszała: – Nie pozwolę cię zamknąć w pałacu jak baśniową księżniczkę w wieży.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jeśli Królowa każe mi zostać w obrębie murów pałacowych, nikt nie będzie mógł się jej sprzeciwić. Nikt, nawet on. Jednak iskra w oku Gerarda mówiła wyraźnie, że mimo to spróbuje. Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust.

– Skoro już jesteś przytomniejsza, to moja mama zaprasza cię na wspólną kolację – dodał mężczyzna. – Tylko wy dwie. Strażniczki mogą zostać przed drzwiami, ale nie wydaje mi się to potrzebne. Widziałaś moją matkę w akcji.

Owszem, widziałam. Była niesamowita. Zaraz zastanowiło mnie coś innego. Remia chciała ze mną rozmawiać? Ciekawe.

Powstałam i skinęłam na przyjaciółki.

– Pomożecie mi się wyszykować na spotkanie z przyszłą teściową?

Klara spróbowała wstać, ale zapadła się z powrotem na łóżko. Czyli nic z tego. Popatrzyłam więc na Dolorę.

– Mogę pomóc ci się ubrać, ale w kwestii fryzury czy makijażu na mnie nie licz. Umiem uczesać trzy fryzury, które mają za zadanie utrzymać moje włosy, by trudniej było za nie chwycić. Tyle.

Westchnęłam głęboko.

– Znikąd pomocy.

– Przyślę służącą, która zajmowała się tobą wczoraj – obiecał Gerard.

Przytulił mnie jeszcze raz, ujął za dłoń, złożył na niej pocałunek, po czym wyszedł.

Godzinę później, po kąpieli, ufryzowana, umalowana i stosownie ubrana stałam przed drzwiami do prywatnych komnat Remii. Zerknęłam w niewielkie lustro wiszące na przeciwległej ścianie. Założyłam szerokie spodnie, przylegającą koszulę i cudownie miękki sweter przypominający raczej fantazyjnie zawiązany szal. Ten ostatni element garderoby został przysłany na polecenie pani Haller. Do tego służąca zaplotła mi włosy w wymyślny warkocz. Nigdy wcześniej takiego nie widziałam. Zrobiła mi też makijaż – znowu na modłę północy. Dzięki niemu wyglądałam dojrzalej niż zwykle. Pasowało mi to.

Wreszcie zapukałam i jednocześnie posłałam niewielką iskrę Mocy, informując, że to właśnie ja stoję na korytarzu. Zdziwiło mnie to, że Remia sama otworzyła mi drzwi.

– Wejdź, Księżniczko, wejdź – powiedziała i wciągnęła mnie do środka.

Rozejrzałam się dookoła. Ściany wykute w skale były pokryte miękkimi arrasami przedstawiającymi sceny z przeszłości Eregii. Misternie rzeźbione drewniane meble w kolorze miodu były jednocześnie lekkie i eleganckie. Żłobienia przypominały kwiaty, jakie oglądałam w książkach poświęconych górskiej florze. Na szezlongu, fotelach i sofie spoczywały miękkie poduszki haftowane w orchidee – symbol kasty, do jakiej przynależeli Hallerowie. Prawo pozostawiało dowolność pod względem koloru, dlatego różni przedstawiciele Wysokiej Szlachty posługiwali się różnymi barwami mającymi ich wyróżnić. Kwiaty na poduszkach w salonie Remii były bordowe.

– Siadaj – odezwała się gospodyni. – Wszystko już gotowe.

Wskazała na stojący nieopodal okna stół z krzesłami wyściełanymi bordowym żakardem. Posłusznie spoczęłam na jednym z nich. Na stole stały już talerze przykryte. Nie było pokryw utrzymujących stałą temperaturę jedzenia – zamiast tego każdą potrawę otaczała niemal niewyczuwalna magiczna bariera.

Remia nareszcie spoczęła naprzeciwko mnie. Blond włosy upięto jej w niski kok ozdobiony pojedynczym grzebieniem, a wytworną suknię zastąpiły ciemne spodnie, bluzka i coś przypominającego krótką pelerynę upiętą na ramionach, co pięknie zmiękczało sylwetkę matki Gerarda.

— Niezłe wejście, hm? — spytała Remia, nakładając sobie coś na talerz.

Zmitygowałam się i szybko zrobiłam to samo.

— Ma pani na myśli wczorajszą ucztę? — dopytałam i sięgnęłam po kieliszek z wodą.

— Owszem. Całkiem nieźle sobie poradziłaś, muszę przyznać. Zaczynam rozumieć, dlaczego mój syn stracił dla ciebie głowę.

Zakrztusiłam się wodą. Remia spokojnie patrzyła, jak kaszlę. Uśmiechnęła się i sięgnęła po własny napój.

—Nie masz powodów do zawstydzenia — powiedziała wreszcie, gdy minęło ryzyko, że mój kaszel ją zagłuszy. — Jesteś Księżniczką. Powinnaś być dumna i wysoko nosić głowę.

Do czego miała zmierzać ta konwersacja?

— Nie zaprosiłam cię, by się nad tobą znęcać – zapewniła pani Haller. — I nie, nie czytam w myślach. Masz wszystko wypisane na twarzy. — Znowu się uśmiechnęła. — Cieszę się, że dołączysz do naszej rodziny, Lauro.

Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Matka Gerarda pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu.

– Rozmawiałam z twoją matką. Królowa pozwoliła, byście spędzili tu jeszcze jakiś czas, ale później musicie wrócić do Białego Pałacu. Jestem pewna, że mój syn już ci o tym powiedział.

— Tak — potwierdziłam.

— Jesteś zawiedziona, że musicie wracać do Sallisteru?

— W końcu i tak kiedyś byśmy wrócili.

— Wybacz, nie doprecyzowałam. Jesteś zawiedziona, że tym razem skorzystacie z portalu?

Spuściłam wzrok. To wystarczyło jej za odpowiedź.

— Gerard nie spytał nas o zdanie, zanim poprosił Królową o możliwość starania się o twoją rękę — wyznała nagle Remia. — Przyznam, że wraz z Amalgunem byliśmy bardzo zaskoczeni, że w ogóle to zrobił. Nie, żebyśmy mieli coś do rodziny królewskiej, rozumiesz. Po prostu Pierent znajduje się bardzo daleko od stolicy. Tak daleko, że niektórzy mieszkańcy nie czują się związani z Eregią, chociaż codziennie czerpią z łask zsyłanych przez Królową i jej Moc. Domyślam się, że słyszałaś, jakobyśmy rządzili północą królestwa. — Ton kobiety się zmienił. — To nie jest nasz cel. I nigdy nie był. Dlatego wieść o decyzji Gerarda przyjęliśmy z niejakim niezadowoleniem.

Przerwała na chwilę. Na razie potwierdzała wszystko to, co już wiedziałam i czego mogłam się już domyślić.

— Ale potem zobaczyłam was na ceremonii w dniu twoich urodzin... — Głos Remii nabrał niespodziewanej miękkości. Spojrzałam na nią. W jej dwukolorowych oczach pojawiło się ciepło, kiedy kontynuowała: — To, co was połączyło, ta niesamowita unia Mocy dwojga ludzi, zdarza się niezwykle rzadko. Już wtedy wiedziałam, że będziecie dobraną parą. Co prawda dalej nie miałam pojęcia, jak przyjmiesz mojego syna, mieszkańca północy z krwi i kości, ale widzę, że cokolwiek zdarzyło się w czasie waszej wspólnej podróży, bardzo was zbliżyło. Myślałam, że udało ci się go oczarować zwykłymi kobiecymi sztuczkami. Jesteś młoda i piękna. — Zarumieniłam się nieco na te słowa. — Ale nawet gdyby było inaczej, Gerard i tak by cię pokochał, bo jesteś po prostu dobra. Pewnie tego nie wiesz, ale to rzadka cecha u ludzi, a już szczególnie u tych najsilniej obdarzonych Mocą. Twoja matka wykonała kawał solidnej roboty — zakończyła z dumą.

Nieczęsto zdarza się, by jedna kobieta tak chwaliła drugą. Byłam tak wzruszona w imieniu mojej mamy, że aż musiałam otrzeć łzę spływającą po policzku.

Remia zamilkła i zaczęła jeść, dając mi czas, bym mogła przemyśleć to, co zostało powiedziane. Przez jakiś czas spożywałyśmy kolację w przyjemnej ciszy. Mimo że nie byłam głodna, to pieczony drób, kasza z ostrymi przyprawami i marynowane warzywa bardzo mi smakowały. Co dziwne, w towarzystwie pani Haller w ogóle nie czułam się skrępowana.

— Chciałam ci tylko powiedzieć — podjęła znowu i złapała moje spojrzenie — że cieszę się, że dałaś szansę Gerardowi i że zawsze będziesz mogła liczyć na pomoc naszej rodziny.

— Dziękuję — powiedziałam cicho, głosem drżącym ze wzruszenia.

Zrozumiałam, że to nie była zwykła rozmowa dziewczyny z jej przyszłą teściową. To, co zaoferowała mi właśnie Remia, było obietnicą sojuszu na wypadek, gdyby Eregia – lub moja rodzina – znalazła się w niebezpieczeństwie. A widziałam już, na ile było stać ród Hallerów.

Mogli mówić, co chcą, ale związek mój i Gerarda był również przymierzem politycznym. Do niedawna ta myśl nieco mnie uwierała. Dziś dotarło do mnie, że zyskałam silnych sprzymierzeńców. To dobrze, bo kwestia dziwacznego proroctwa ciągle uwierała mnie gdzieś z tyłu głowy. Jednak teraz uśmiechnęłam się i sięgnęłam po deser.

Co sądzicie o Remii? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro