Trzy powody

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałam przerażające sny. Widziałam w nich twarze pomordowanych ludzi. Słyszałam krzyki tych, którzy umarli w czasie ataku na Skalny Zamek. W moim śnie egzekucja napastnika, który napadł na mnie w lesie za Sallisterem, odbywała się tu i teraz. Czułam żar ognia. Palił mnie całą, krople potu spływały po mojej skórze, twarz mi płonęła. Spomiędzy języków ognia patrzyły na mnie twarze najbliższych, a także oczy osób, które kiedykolwiek pojawiły się w moim życiu. Wszyscy krzyczeli, cierpiąc niewymowne katusze. A ja patrzyłam, jak umierają i czułam ból każdego z osobna. Słyszałam Klarę proszącą mnie o pomoc, gniewny, choć cichnący wrzask Dolory wyrażający bezsilność, pełen rozpaczy płacz mej matki, ciche jęki Daniela, ostatnie oddechy Gerarda, którego płuca niemal doszczętnie spłonęły. Ciężarna, którą zamordowano w Skalnym Zamku, patrzyła na mnie, jej spojrzenie przenikało mnie na wskroś. Gładziła się po brzuchu, który już nigdy nie wyda na świat dziecka.

Po mojej twarzy płynęły niekontrolowane łzy.

Jeśli będę musiała wytrzymać to jeszcze chwilę, zwariuję.

Rzucałam się, próbowałam uciekać, wzywać swą magię – wszystko na nic.

Zrobiłam jedyną rzecz, która mi pozostała. Zaczęłam się modlić. Błagałam Jedynego, by to cierpienie się skończyło.

– Ciii... – szepnął ktoś, podtrzymując mnie i wlewając mi gorzkawy płyn do ust.

Popatrzyłam na niego. Ciemne włosy, zielony błysk w oku...

– Daniel? – wycharczałam, krztusząc się napojem.

– Wkrótce wszystko się skończy, obiecuję.

Wreszcie zapadłam w sen bez majaków.

Moje powieki były takie ciężkie. Słyszałam dźwięki, ale nie mogłam się wybudzić, jakby coś mnie blokowało. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam ruszyć nawet najmniejszym palcem. Tkwiłam zamknięta w ciele, które przestało być mi posłuszne.

– Jaka diagnoza? – pytał zniecierpliwiony Gerard. W jego głosie słychać było napięcie. – Co dolega Laurze? Dlaczego się nie budzi?

– Ja... – odezwała się drżącym głosem Główna Medyczka. – Nie wiem, Książę. Strażniczko Doloro, sprowadź tu wszystkich Medyków ze stolicy. Strażniku Danielu, proszę, wyślij pilne zawiadomienia, że każdy wybitnie obdarzony uzdrowiciel ma się natychmiast zjawić w Białym Pałacu. Niech przybywają wszystkimi portalami, jakimi dysponujemy. Klaro, podejdź tu. Powiedz, co czujesz?

Klara była Medyczką i Strażniczką. Była również uczennicą Mistrzyni Nadiry, dlatego do niej zwracała się po imieniu. Moja przyjaciółka nie mogła liczyć na nic innego, dopóki nie ukończyła nauki.

Zabawne, że właśnie ta myśl przedostała się przez mgłę, która zakrywała mój mózg.

– Pustka.

Głos Klary drżał.

– Dokładnie – potwierdziła Mistrzyni. – Oddam dziesięć lat życia temu, kto mi wyjaśni, w jaki sposób jedna z najsilniejszych magicznych osób w Eregii, Księżniczka potrafiąca okiełznać Moc całego królestwa, nosi w sobie pustkę. – Niczego nie widziałam, ale mogłabym przysiąc, że kobieta kręci głową. – Książę, nie potrafię znaleźć na to lekarstwa. Jedyne, co nam pozostaje, to czekać i obserwować rozwój wydarzeń. Postaram się zrobić, co w mojej mocy, by pomóc Księżniczce, przejrzę każdą przydatną księgę, podam każdy eliksir, który będzie dobrze rokował, ale nie potrafię dać ci gwarancji, że Księżniczka wyzdrowieje.

W pomieszczeniu zaległa ciężka cisza.

– Myślę – odezwała się znowu Główna Medyczka – że musimy sprowadzić Królową. Żadna kontrola nie jest ważniejsza od zdrowia dziedziczki.

– Tak – zgodził się Haller.

– Zajmę się tym – szepnęła Klara i oddaliła się.

Jej głos był tak cichy, że równie dobrze mógł mi się przyśnić.

– Pójdę do mojej pracowni – rzekła Nadira i także odeszła.

Poczułam na twarzy delikatne muśnięcie. Chwilę potem Gerard wtulił twarz w moją szyję. Czułam jego zapach. Jego włosy łaskotały mnie w ucho. Oddychał spokojnie, ale palce, które zaciskał na mojej bezwładnej ręce, były lodowate, a z jego oczu bezdźwięcznie płynęły łzy.

– Musisz z tego wyjść – szepnął mi do ucha. – Nie możesz mnie zostawić. Nie pozwalam ci. Nie wiem nawet, czy mnie słyszysz...

Słyszę!!! – chciałam krzyczeć. Jednak moje usta pozostały zamknięte.

– Nie mogę cię stracić, skarbie. Obiecywaliśmy sobie wspaniałe życie – kontynuował. – Bez ciebie to nie będzie w ogóle życie. Miałem pokazać ci piękno Eregii. Mieliśmy wyjechać, byś zobaczyła wszystkie cuda Pierwszego Świata. Mieliśmy mieć dziecko, chciałem patrzeć, jak dorasta, chciałem pokazać jej świat. Bo to byłaby dziewczynka, prawda? – na ostatnim słowie jego głos się załamał. – W rodzinie królewskiej rodzą się wyłącznie dziewczynki. Miałaby twoje oczy i mój zawadiacki uśmiech, który tak uwielbiasz. Łamałaby serca wszystkich chłopców, a w odpowiednim czasie znalazłabyś jej męża, który pokochałby ją tak mocno, prawdziwie i na wieki, jak ja pokochałem ciebie. Byłaby jeszcze silniejsza od nas. Być może byłaby tak silna, jak twoja matka. Jednak niezależnie od wszystkiego, byłaby idealna, bo byłaby nasza. Dlatego walcz, skarbie. Walcz, bo od tego zależy twoje i moje życie.

Czułam, jak przesyła mi impulsy swojej magii. Tym razem nie były słabe ani subtelne. To były impulsy stworzone z ognia. Wypełniały niewidzialne rany w moim ciele, zmuszały serce do bicia, próbowały pobudzić moją Moc. Płomień rozpalał mnie od środka niczym wewnętrzny pożar. Ale wcale nie to czułam najmocniej. Nie.

Tym, co odczuwałam w każdej komórce swego ciała, były jego gorące łzy palące moją skórę.

Musiałam zareagować. Musiałam. Nie potrafiłam znieść jego cierpienia.

Ale nie mogłam niczego zrobić. Znów odpłynęłam.

W snach walczyłam. Siekłam mieczem i Mocą wrogów pozbawionych twarzy. Słyszałam ich szydercze śmiechy, słyszałam bluźnierstwa i przekleństwa. Słyszałam, jak krzyczeli, że nie dam sobie rady, że polegnę, że nie jestem godna, by mienić się Księżniczką. Znali każdą moją słabość, wiedzieli, którego pchnięcia nie opanowałam w wystarczająco wysokim stopniu, by móc je wykorzystać podczas bitwy, zdawali sobie sprawę z moich ograniczeń dyktowanych przez Moc, która musiała być we mnie nieskalana.

Ale nie docenili trzech rzeczy.

Po pierwsze, byłam córką wojowniczki. Kobiety, która zawsze walczyła o to, w co wierzyła.

Po drugie, miałam kogo bronić. Otaczali mnie przyjaciele i wierni poddani, dla których musiałam wygrać.

Po trzecie, kochałam mężczyznę, który dla mnie spaliłby świat. A skoro Gerarda tu nie było, to ja musiałam spopielić wszystko wokół, aż zostaną zgliszcza, na których wyrośnie nowe życie.

Moje życie. Jego życie. Życie naszego przyszłego dziecka.

Obudziłam się z przerażającym krzykiem przypominającym skrzek. Miałam wysuszone gardło, czułam mdłości, rzucały mną drgawki. Ale nareszcie się obudziłam! Powiodłam wzrokiem po komnacie.

– Laura!

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pomyśleć lub uczynić, Gerard zamknął mnie w swym ciepłym uścisku, w którym czułam się bezpieczna.

– Wróciłam do ciebie – wychrypiałam.

Po czym zapłakałam z radości.

Dziś bardzo krótko, ale w kolejnym rozdziale podzieje się tyle, że... już teraz przygotujcie się na to mentalnie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro