Weselimy się!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeszliśmy do Sali Reprezentacyjnej. Po jednej stronie ustawiono stoły, które obecnie uginały się od jedzenia, a po drugiej było miejsce na tańce. Stół, przy którym znajdowały się nasze miejsca, mieścił się w centrum. Zauważyłam, że układ był bardzo podobny do tego, który pamiętałam ze Skalnego Zamku.

– Mam nadzieję, że tym razem nie wydarzy się nic nieprzewidzianego – szepnął Gerard.

– Myślałam o tym samym – przyznałam.

– Umieram z głodu – westchnął Haller.

– Wybierałam menu – przypomniałam mu. – Powinieneś być zadowolony.

Podniósł moją dłoń i złożył na niej pocałunek.

– Zadowolony? Jestem największym szczęściarzem pod słońcem!

Pławiłam się w blasku jego uwielbienia.

Obiad był przepyszny. Na przystawkę podano rybę z ziołami, następnie aromatyczny bulion z makaronem, później kilka rodzajów mięs i dodatków warzywnych, a na koniec – w roli deseru – likier korzenny, który specjalnie na tę okazję zamówiłam u Ailyn. Urocza sklepikarka osobiście pofatygowała się do Białego Pałacu, by upewnić się, że wszystko dotrze na czas. Skorzystałam z okazji i poprosiłam ją o przygotowanie stołu ze słodkościami jej autorstwa. Najedzeni goście właśnie nieśmiało zmierzali w jego stronę, przyciągani boskim aromatem palonego cukru i cynamonu, a także fantastycznymi kształtami ciastek i cukierków.

Na zwykłych weselach po obiedzie tradycyjnie wygłaszano toasty, ale my mieliśmy w planach wyjście do tłumu zgromadzonego przed tarasem. Jak zapowiedział Mistrz Eklan, służba przechadzała się pomiędzy Ludem i rozdawała drobne podarki z okazji ślubu. Machałam, uśmiechałam się, pozdrawiałam poddanych, ale czułam się, jak gdybym była tylko widzem całej tej fety, a nie jej bezpośrednią przyczyną.

– Nie oddalajcie się – poprosił Gerard. – Niedługo odbędzie się pokaz sztucznych ogni. Nigdy nie widzieliście czegoś takiego.

– Co teraz? – spytałam, kiedy odchodziliśmy od balustrady.

– To, co lubisz najbardziej – odparł z przewrotnym uśmiechem. – Taniec.

– Skąd wiesz, że to właśnie lubię najbardziej? – dopytywałam.

Nie przypominam sobie, bym mówiła mu, że uwielbiam tańczyć.

Nachylił się ku mnie i wyszeptał mi do ucha:

– Pamiętam.

Poczułam przyjemny dreszcz sunący wzdłuż kręgosłupa. Jedyny raz, gdy tańczyliśmy, był podczas przyjęcia urodzinowo-zaręczynowego. Już wtedy byłam zaskoczona, że tracę zdrowy rozsądek w ramionach kogoś, kogo poznałam chwilę wcześniej. Teraz nareszcie czekała mnie powtórka. Po powrocie do Sali Reprezentacyjnej od razu skierowaliśmy na środek parkietu. Muzycy płynnie przeszli od lirycznego podkładu granego do posiłku i rozmów do piosenki, przy której można było zatańczyć. Głowy zebranych gości zaczęły obracać się w naszą stronę. Niektórzy wstali, by mieć lepszy widok na nasz pierwszy małżeński taniec.

– Wszyscy na nas patrzą – zauważyłam z lekką tremą.

Poczułam, jak jego dłoń delikatnie obraca moją twarz w taki sposób, bym patrzyła tylko na niego.

– Nikogo tu nie ma.

Ruszyliśmy. Wirowaliśmy w tańcu, zmienialiśmy kierunek, obracaliśmy się, a w chwili, w której się tego absolutnie nie spodziewałam, Gerard chwycił mnie w talii i podniósł przy akompaniamencie szelestu wszystkich warstw mojej spódnicy. Roześmiałam się cicho. Czułam się szczęśliwa i lekka jak jeszcze nigdy. Kiedy piosenka się skończyła, rozbrzmiały gromkie oklaski. Przytuliłam się do Gerarda, lecz kiedy otworzyłam oczy, znad jego ramienia zobaczyłam widok, który sprawił mi ból.

Kilkanaście metrów dalej stał Daniel. Był nonszalancko oparty o ścianę, ale jego postawa zdradzała napięcie. Obok mojego przyjaciela stał jego ojciec, Félicien, który przypatrywał się widowisku bez śladu jakichkolwiek emocji na twarzy. Mężczyźni fizycznie byli do siebie podobni, ale tym, co ich od siebie różniło, było uczucie, jakim do mnie pałali – od tajemnego zauroczenia do skrytej nienawiści, a także sposób, w jaki traktowali innych ludzi. Z jednej strony byłam zadowolona, że Daniel wyjeżdża, ponieważ dzięki temu będzie z daleka od ojca. Odwróciłam od nich wzrok. Nikt nie zepsuje mi dziś humoru.

Wróciliśmy do stołu. Siedząca obok mnie Klara podała mi kieliszek.

– To woda – zastrzegła od razu. – Napijcie się, zjedzcie coś, pochodźcie między gośćmi i wracajcie na taras. Za godzinę odbędzie się pokaz fajerwerków.

Wkrótce potem podeszła do nas Dolora. Była tak szeroko uśmiechnięta, że widziałam wszystkie jej zęby.

– Droga kuzynko, czy jest jakiś szczególny powód twojej radości? – spytał niby od niechcenia Gerard.

– Cieszę się waszym szczęściem – odparła Strażniczka. – I tym, że tylko w przypadku władców całe królestwo wie, kiedy małżeństwo zostaje skonsumowane.

Wyplułam to, co właśnie miałam w ustach. Na całe szczęście Klara podsunęła mi wodę, a nie wino! Byłoby już po sukience.

– Co powiedziałaś? – wychrypiałam pomiędzy atakami kaszlu.

Dolora nachyliła się ku nam.

– Nie wiedziałaś? Myślałam, że Klara ci powie...

Zgromiłam ją wzrokiem.

– Dobra, dobra! Już mówię. Otóż w przypadku królewskich małżeństw dochodzi – odchrząknęła znacząco i zaśmiała się sama do siebie – do czegoś, co nie pojawia się u nikogo innego. Ze względu na to, że władcy są tak silnie związani z Mocą, wasze ciała wręcz nią emanują. A kiedy dochodzi do – odchrząknęła ponownie – aktu i, miejmy nadzieję – przerwała i spojrzała na Gerarda, zawadiacko unosząc jedną brew – szczęśliwego zakończenia, następuje coś, co można opisać jako wybuch magii. Rodzice opowiadali mi, że owa erupcja Mocy wpływa między innymi na płody rolne, więc lepiej się postarajcie.

Oboje siedzieliśmy w całkowitej ciszy, przyswajając informacje, którymi podzieliła się z nami Strażniczka. Zrobiło mi się słabo. Pójść do łóżka z ukochanym mężczyzną to jedno, ale żeby wszyscy dookoła mieli się o tym dowiedzieć?

Przerażające. Poczułam, że całe moje ciało się spina.

Kiedy Gerard wziął mnie za rękę, zauważyłam, że moja własna dłoń jest lodowata.

– Dziękujemy ci, kochana kuzynko, że właśnie teraz dzielisz się z nami takimi rewelacjami – powiedział sarkastycznie Haller.

– Cała przyjemność po mojej stronie! – zaśmiała się Dolora i odeszła.

– Idziemy do gości? – spytałam szybko Gerarda.

Kiwnął głową.

Nie słyszałam składanych życzeń. Tańczyłam, gdy poproszono mnie do tańca. Uśmiechałam się szeroko i śmiałam radośnie. Jednak to, co powiedziała Dolora, sprawiło, że byłam zestresowana i nawet pokaz sztucznych ogni, choć rzeczywiście zachwycający, przemknął mi przed oczami. Przynajmniej zgromadzeni poniżej ludzie byli nim oczarowani, sądząc po ich entuzjastycznej reakcji.

Po jednym z tańców Gerard wyprowadził mnie z sali i zaciągnął do pobliskiego saloniku. Zamknął za nami drzwi, by zapewnić nam jako taką prywatność.

– Lauro – ni to powiedział, ni westchnął. – Widzę, że to, co powiedziała Dolora, mocno na ciebie wpłynęło. Ale to moja kuzynka i wiem, że nie zawsze trzeba wierzyć w to, co ona mówi. Dolora ma specyficzne poczucie humoru – ciągnął. – Mogła to zmyślić, by spłatać nam figla.

Nieprzytomnie kiwnęłam głową. To mnie wcale nie uspokajało. Gerard musiał to wyczuć, bo podszedł do mnie, przytulił mnie mocno i rzekł:

– Nie chcę, byś była zdenerwowana przez takie głupstwo. Jeśli to miałoby cię krępować, to wiedz, że dziś wcale nie musi do czegokolwiek dojść.

– Nie? – spytałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.

– Nie – potwierdził. – Dziś po prostu wypoczniemy po tym jakże emocjonującym dniu. Co ty na to?

Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego. Mężczyzna pogładził mój policzek.

– Jeszcze ci tego nie mówiłem – zaczął, przypatrując mi się – ale jesteś piękna. Kiedy zobaczyłem cię w świątyni, nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Wyglądasz niczym anioł.

– Stanowimy ładną parę, nieprawdaż?

Pocałował mnie w odpowiedzi. Uwielbiałam jego smak, dotyk i bliskość. A od dziś mogłam się nimi cieszyć bez żadnych ograniczeń.

– Musimy wracać? – spytałam chwilę później.

– Jeszcze tylko parę godzin – odparł.

– To chodźmy, zanim się rozmyślę.

Uwielbiałam tańczyć, ale dziś moi partnerzy zmieniali się jak w kalejdoskopie. Tańczyłam już z większością mężczyzn na sali i właśnie podszedł do mnie blondyn, którego nie znałam, kiedy moja matka wstała. Zanim przeniosłam na nią spojrzenie, dotarło do mnie, że młody mężczyzna, któremu właśnie miałam podać dłoń, jest tym samym, którego widziałam rankiem w dniu urodzin. Był jednym spośród wojowników szkolących się na dziedzińcu.

– Wznieśmy toast – powiedziała głośno Królowa. – Za świeżo poślubioną parę. Oby wasze życie było pełne radości i wyzwań, którym podołacie. Moja droga córko, jestem pewna, że twój ojciec, Król Hirron, z pewnością byłby równie szczęśliwy jak ja, widząc was tu dzisiaj.

Uniosła kieliszek. Służący szybko podszedł do mnie i blondyna z tacą z szampanem. Widocznie małżeństwo oznaczało, że oficjalnie mogę kosztować już wszystkich alkoholi. Upiłam musującego wina. Mama nie życzyła nam długiego życia, co było standardowym elementem życzeń weselnych. To mnie zastanawiało.

– Księżniczko Laurencjo?

Blondyn znowu zwrócił na siebie moją uwagę.

– Tak? Ach, tak! – Odstawiłam do połowy pełny kieliszek i przyjęłam odpowiednią pozę do tańca, który miał się właśnie zacząć. – Nie przypominam sobie twojego imienia...

– Celtiber – odparł, posyłając mi uśmiech, którego trudno byłoby nie nazwać uwodzicielskim.

No cóż, pewnie on już tak ma, uznałam.

W czasie tańca nie czułam się komfortowo. Nie umiałabym określić, z jakiego powodu, bo mój partner okazał się bardzo dobry i pełen gracji, ale coś w Celtiberze nakazywało mi mieć się na baczności.

– Jesteś piękna, Księżniczko – powiedział blondyn przed odejściem. – Zawsze doceniam piękno.

Nie wiedziałam, jak to zrozumieć ani jak zareagować, więc uśmiechnęłam się tylko i poszukałam wzrokiem Gerarda. Zjawił się przy mnie jak na zawołanie. Objął mnie ramieniem. I skinął głową Celtiberowi. Blondyn odwzajemnił gest i odszedł. Dreszcz, który przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa, nie miał nic wspólnego z miłą ekscytacją.

– Nie podoba mi się sposób, w jaki na ciebie patrzy – powiedział cicho Gerard, odprowadzając młodego mężczyznę wzrokiem. – Znasz go?

– Widziałam go raz. Przedstawił się jako Celtiber. Nie wiem, z jakiej rodziny się wywodzi ani skąd pochodzi, ale szkolił się kiedyś ze Strażnikami na dziecińcu.

– Hm.

W tym momencie zegar wybił północ. Gerard popatrzył na mnie z błyskiem w oczach.

– Uciekamy?

– Prowadź!

Chyłkiem wymknęliśmy się z Sali Reprezentacyjnej i skierowaliśmy się do skrzydła, w którym od dziś znajdowały się nasze komnaty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro