Zmiana planów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Stop! — zawołałam, gdy Gerard zaczął powoli otwierać oczy. — Nie możesz patrzeć.

Kąciki ust same poleciały mu do góry. Zawadiaka.

— Wiesz, że to ty wpakowałaś się do mojego zbiornika?

— Nie widziałam, żeby był podpisany — zauważyłam złośliwie, po czym dodałam przesadnie słodkim tonem: — Wolałbyś, żeby to była Allyia, a nie ja?

Znowu zmarszczył brwi, ale teraz inaczej, gniewnie. Zaraz się opamiętał i jego twarz znów przybrała neutralny wyraz. Rozluźnił mięśnie. Na jego ciemne włosy na klatce piersiowej spadały lekkie niczym puch płatki śniegu, które topiły się niespiesznie, pozostawiając po sobie chłodne krople spływające do gorącego zbiornika. Nie umiałam przestać na to patrzeć. Nigdy nie widziałam niczego równie pociągającego. Chciałam nachylić się i scałować z Hallera każdą pojedynczą śnieżynkę. Zacisnęłam nogi i wbiłam paznokcie w dłonie, by ból przywołał mnie do porządku. Nie mogłam się skoncentrować, dlatego ogromnym wysiłkiem woli odwróciłam wzrok.

— Dowiedziałaś się o Allyi? — spytał cicho. — Powinienem był ci wcześniej powiedzieć, ale szansa, że ją tu zobaczymy, wydała mi się zbyt mała. To już zresztą melodia przeszłości.

Brzmiał niemal kropka w kropkę jak Dolora. Gdybym miała wątpliwości, czy są rodziną, to już samo podejście do sprawy by mnie przekonało.

— Powinieneś był — potwierdziłam. — Ale nie o to jestem zła.

— A więc o co? Zrobiłem coś nie tak? Wydawało mi się, że gdy mignęłaś mi na korytarzu w drodze na kolację z moją matką, wszystko było w porządku. Mówiła też, że kiedy opuszczałaś jej komnaty, byłaś zadowolona. Co się stało pomiędzy tym a atakiem w korytarzu? Bo po ostatnich wydarzeniach wątpię, by to on tak na ciebie wpłynął. A skoro mówisz, że nie chodzi o Allyię...

Powiedzieć? Nie powiedzieć? Wróciłam do niego wzrokiem. Zgodziłam się na małżeństwo. Niby ślubu jeszcze nie było, więc wszystko mogłam cofnąć, ale... czy chciałam?

— Słyszałam twoją rozmowę z Eamonem — wyznałam wreszcie.

— Ach.

Dokładnie. Ach.

— Poprosiłeś Królową o moją rękę tylko dla polityki? Aby zostać Księciem Małżonkiem i potem zrealizować swój plan? — spytałam cicho. Niby inne baseny z wodą termalną znajdowały się daleko od nas, ale wolałam nie dawać nikomu podstaw do plotek. Choć właściwie siedzenie z Gerardem nago w jednym basenie samo się o nie prosiło. — Wiem, że trudno było myśleć o mnie jako osobie, którą byś chociaż lubił, zanim się w ogóle spotkaliśmy, ale po tym wszystkim, co mówiłeś i zrobiłeś, miałam nadzieję, że przynajmniej obecnie nie chodzi wyłącznie o kwestie rozgrywek politycznych...

Urwałam, bo zaczynałam się plątać.

Wzięłam głęboki oddech.

— Rozumiem mariaże polityczne — zaczęłam od nowa. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. — Całe życie wiedziałam, że czeka mnie aranżowane małżeństwo. Jednak sądziłam, że wspólna podróż nas zbliżyła. Pamiętam też, co mówiłeś na polanie. Z kolei podczas twojej rozmowy z Eamonem odniosłam wrażenie, że twe nastawienie się nie zmieniło od chwili, w której pierwszy raz opuściłeś dom. Jest też coś jeszcze...

Gerard nachylił się ku mnie.

— Mów.

Zawahałam się na moment, ale jeśli ten związek miał się udać, musiałam nauczyć się rozmawiać o trudnych rzeczach.

— Eamon powiedział, że kiedy stanie się to, co nieuchronne, będziesz mógł wziąć sobie Allyię. Zastanawiałam się, o co mogło chodzić i do głowy przyszła mi tylko jedna myśl.

Moja śmierć.

Kiedy doradca Hallerów mówił o tym, co będzie, kiedy przestanę istnieć, brzmiało to tak, jakby ród mego narzeczonego miał mieć z tym coś wspólnego. Jakby to oni mieli się przyczynić do pozbawienia mnie życia.

Nie wystarczyło, że gonili mnie skrytobójcy ani że nad moją głową zawisły czarne chmury w postaci tajemniczego proroctwa. Teraz do tego wszystkiego doszedł lęk, że to Gerard będzie przyczyną mego końca. Ogarnął mnie ogromny smutek.

Pozwoliłam, by waga mych słów zawisła między nami.

Gerard wciąż miał zamknięte oczy, ale wyciągnął ręce przed siebie. Podałam mu dłonie, a on zaczął kreślić na nich wzory kciukami. Dla postronnego obserwatora musiało to wyglądać bardzo intymnie. I takie zresztą było.

Nagle Gerard pociągnął mnie do siebie i posadził mnie na swoich kolanach. Objął mnie jednym ramieniem, jego dłoń spoczęła na moim biodrze, podczas gdy druga wsunęła się we włosy. Kontakt z jego nagim ciałem sprawił, że z nagłego przypływu pożądania, które nie mogło znaleźć ujścia, zakręciło mi się w głowie. Czułam, że z nim dzieje się podobnie, a mimo to szepnął mi do ucha:

— W przeciwieństwie do moich rodziców nie ufam Eamonowi. Pozwalam mu myśleć, co tylko chce, ponieważ nie zamierzam zdradzać mu swych prawdziwych planów i pobudek. I tak, niegdyś interesowałem się jego córką, co dało mu podstawy, by myśleć, że kiedyś będzie mógł mnie wykorzystać do własnych celów. Wiesz, że nazywają mnie księciem północy. A Eamon jest bardzo łasy na władzę. Lauro, znajdujemy się daleko od Sallisteru, ale to wcale nie oznacza, że między nami nie ma spiskowców i intrygantów, którzy zrobią wszystko, by zapewnić sobie własną korzyść — urwał na chwilę. — Lecz ja nie jestem jednym z nich.

Jego wargi się niemal nie ruszały, a głos był cichszy niż szept. Za to doskonale zrozumiałam to, co chciał mi przekazać poprzez tych kilka słów. Poczułam, jak z serca spada mi ogromny ciężar, choć może niesłusznie. Może byłam naiwna i będę musiała za to zapłacić, ale uwierzyłam Gerardowi. Coś głęboko w środku mnie chciało mu zaufać. Byłam przekonana, że skoro nasza magia jest tak cudownie kompatybilna, tak idealnie dopasowana, to my również tacy będziemy. Patrzyłam na mojego narzeczonego i z całego serca chciałam, by to, co mówił, było prawdą.

Miałam nadzieję, że myślenie życzeniowe nie ściągnie na mnie zguby.

Wciąż miał zamknięte oczy. Jego długie rzęsy niemal kładły się na policzkach. Jego oliwkowa skóra pokryta była błyszczącymi kroplami wody, które spływały na nagi tors. Wiedziałam, że mam wiele do przemyślenia, ale nie mogłam oprzeć się pokusie, więc teraz to ja nachyliłam się ku Hallerowi, przelotnie pocałowałam go w usta i z głośnym pluskiem wyskoczyłam z basenu, w mgnieniu oka owijając się ręcznikiem.

— Możesz otworzyć oczy.

Gerard popatrzył na mnie, jakby chciał przeniknąć mnie na wskroś. Poruszyłam się niespokojnie. Zrobiło mi się gorąco, później zimno, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł silny dreszcz, gdy moje ciało owionął ciepły powiew magii przypominający rozkoszną pieszczotę.

— Do zobaczenia później — pożegnałam się szybko i wróciłam do przyjaciółek, czując na nagich plecach gorące spojrzenie narzeczonego.

Chociaż wciąż nie odzyskałam pełnego zaufania do Gerarda, to reszta pobytu upłynęła nam spokojnie. Wybraliśmy się na zwiedzanie Pierentu, gdzie Gerard i Dolora pokazali nam swoje ulubione miejsca. Trafiliśmy do austerii, w której wszyscy dobrze znali towarzyszące nam kuzynostwo. Wypiliśmy tam morze piwa, do białego rana śpiewaliśmy nieprzyzwoite piosenki, by w końcu uciec przed strażnikami wysłanymi po nas przez Hallerów. Innego dnia wybraliśmy się do opery, której wnętrze – podobnie jak Skalny Zamek – było wykute w szarej skale. Ciemnozielone draperie i srebrne zdobienia nadawały jej tajemniczości. Spektakl był poświęcony zbrodni, której dopuściła się nieznana osoba. Byłam bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że winny był niewierny służący nieszczęśliwie zakochany w pani domu. Możliwe nawet, że w chwilach przestrachu tuliłam się do ramienia Gerarda. Nastrojowe zaciemnienie i głośne efekty specjalne tworzone przez utalentowanych Artystów i Naukowców zdecydowanie temu sprzyjało. Wraz z Remią odwiedziłam też kilkoro spośród jej znajomych wywodzących się z Wysokiej i Średniej Szlachty, a podczas zakupów na tutejszym targu nabyłam kilka ciekawych pamiątek z północy.

W końcu jednak nadeszła pora powrotu do Białego Pałacu. Po rzewnym pożegnaniu z Hallerami – nawet nie sądziłam, że zdążę ich tak bardzo polubić – stanęliśmy przed wielkim lustrem. Amalgun posłał ku niemu swoją Moc. W odpowiedzi na to tafla zafalowała, a od ram ku centrum zaczęło rozrastać się coś przypominającego płynne złoto. Widywałam już przejścia przed portale, ale za każdym razem cały rytuał z tym związany robił na mnie ogromne wrażenie.

Morritam Biały Pałac — powiedział Amalgun.

W złotej tafli pojawiły się znane mi miejsca. Wyglądało to jak oglądanie Eregii w oczach mknącego prędko niczym wiatr ptaka. Ostateczny obraz przedstawiał jeden z licznych dziedzińców pałacu. Dokładnie ten, w którym znajdowała się bliźniacza brama. Dolora skinęła wujostwu głową i odważnie przeszła przez płynne złoto. Następna była Klara, po niej przyszła kolej na Daniela. Ja miałam iść jako czwarta.

Zanim doszłam do magicznego lustra, podeszła do mnie Remia. Uściskała mnie mocno. Puściła mnie bez słowa, ale w jej oczach widziałam tyle, że słowa były zbędne. Traktowała mnie jednocześnie jak Księżniczkę, ukochaną jej syna i sprzymierzeńca. To mi odpowiadało. Amalgun, choć dalece bardziej powściągliwy, także objął mnie na moment. Wreszcie ostatni raz spojrzałam na nich i zrobiłam krok przez bramę.

Moje ciało stało się czystą magią. Zafalowało, rozpadło się, znikło, a następnie znów stanowiło całość.

Dom. Byłam w domu. Biały Pałac również spowijała zimowa aura, ale było tu cieplej, śnieg leżał tylko gdzieniegdzie, jakby niedawno przyszła chwilowa odwilż. Moi dotychczasowi towarzysze podróży stanęli w rzędzie za komitetem powitalnym, w skład którego wchodziła nie tylko moja matka, ale także Mistrzyni Rinna i Mistrz Ceremonii. Mama uściskała mnie mocno. Otoczyła mnie jej aura, tak silna i tak znajoma. Dopiero teraz dotarło do mnie, że naprawdę wróciłam do domu.

Czekaliśmy już tylko na Gerarda. Kiedy i on znalazł się na dziedzińcu, Królowa puściła mnie, zrobiła dwa kroki do tyłu, wyprostowała się i oznajmiła:

— Wasz ślub odbędzie się za miesiąc, w dniu zimowego przesilenia.

Głowa Daniela podleciała do góry. Patrzył zaskoczony to na Królową, to na mnie. Klara i Dolora wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Po tej pierwszej widziałam, że już planuje uroczystość. Zarejestrowałam to wszystko kątem oka, bo wciąż wpatrywałam się w twarz mamy, szukając przyczyny takiej nagłej i niebywałej decyzji.

— Za miesiąc...? — powtórzyłam.

A co z trwającymi co najmniej rok zaręczynami? Tak szybki ślub byłby wydarzeniem bez precedensu. Choć właściwie wszystkie decyzje Emerencji łączył ten wspólny mianownik.

— Oczywiście, Wasza Wysokość — powiedział Gerard, wziął mnie za rękę i oboje ukłoniliśmy się Królowej.

Co tu się właśnie wydarzyło?

Mistrz Ceremonii posłał nam nieprzeniknione spojrzenie. Podejrzewałam, że taki obrót spraw niekoniecznie mu się podobał, w końcu etykieta była jego pierwszą i najważniejszą pasją. Eklan jak zawsze był ubrany w fioletowo-pomarańczowe szaty, które zaszumiały, gdy zbliżył się do nas i powiedział:

— Natychmiast rozpocznę przygotowania, Księżniczko — powiedział do mnie.

Podziękowałam mu skinieniem głowy.

Ku mojemu zaskoczeniu Eklan przyklęknął przede mną, ujął moją wolną dłoń i złożył na niej ceremonialny pocałunek. Otworzyłam szeroko oczy. Wiedziałam, co oznacza ten gest. Mistrz Ceremonii oficjalnie uznawał we mnie przyszłą Królową. Nie zrobił tego nigdy wcześniej. Następnie Eklan wstał i oddalił się, a Mistrzyni Rinna podeszła i ukłoniła się mnie i Gerardowi. Przypomniało mi się coś.

— Chciałabym, aby od jutra Klara ćwiczyła z tobą walkę.

— Jak sobie życzysz, Księżniczko Laurencjo.

Laurencjo? Nigdy się tak do mnie nie zwracała.

Co tu się stało podczas mojej nieobecności?

***

Siedziałam przy suto zastawionym stole, a moja mama, jak zawsze elegancka i dystyngowana, choć bardziej zrelaksowana niż zwykle, gdy widywałam ją w ciągu dnia, zajmowała miejsce naprzeciwko mnie. Nałożyłam jedzenie na talerz, a teraz bezmyślnie rozgarniałam je widelcem. Wszystko pachniało wspaniale, ale nigdy nie mogłam jeść, gdy coś mnie trapiło.

— Jak podobała ci się podróż? — zapytała mama, choć zdawało mi się, że myślami jest gdzieś daleko.

— Była wspaniała — odparłam zgodnie z prawdą. Postanowiłam tymczasowo ominąć opis bardziej traumatycznych stron wyprawy. — Nareszcie zobaczyłam rzeczy, o których dotychczas tylko czytałam w książkach. Eregia jest taka piękna — westchnęłam. — I przywiozłam coś dla ciebie — powiedziawszy to, wyciągnęłam w jej kierunku kulę kupioną na targu w Tamrynie i kosz od Ailyn. — Kula kąpielowa jest ponoć niepowtarzalna. Ma pozwolić ci wrócić do wspomnień o osobie, którą kochasz i za którą tęsknisz. Pomyślałam, że pomoże ci przypomnieć sobie szczęśliwe chwile z tatą. — Mama popatrzyła na mnie poważnie. W jej oczach nie zaszkliły się łzy, ale widziałam, że jest wzruszona. — A kosz jest prezentem od pewnej sympatycznej sklepikarki o imieniu Ailyn. Przekonasz się, jakie cuda tworzy. Mam nadzieję, że spakowała trochę ciastek i wina cynamonowego, było wyborne!

— Dziękuję ci, kochanie.

Mogłoby się wydawać, że jako Królowa jest zasypywana prezentami, ale prawda była taka, że niewiele osób dawało jej podarki z potrzeby serca. Raczej wiązały się one z funkcją sprawowaną przez Emerencję.

Jadłyśmy dalej, ale atmosfera między nami była dość ciężka. Wiedziałam, że oczyścić ją może tylko poznanie odpowiedzi na pytanie, które nie dawało mi spokoju.

— Mamo... — zaczęłam więc. Nagle zaschło mi w gardle, ale zmusiłam się, by kontynuować. — Mamo, dlaczego podjęłaś decyzję o przyspieszeniu daty ślubu? I dlaczego wybrałaś właśnie Gerarda? Nie zrozum mnie źle — zastrzegłam od razu. — Gerard jest wspaniały. Powiedział mi też, że to on poprosił cię o moją rękę. Ale chciałabym wiedzieć, co w nim jest takiego, że zgodziłaś się na to.

Królowa powoli odłożyła sztućce. Ruchem ręki oprawiła jedyną służącą, która była obecna podczas naszego wspólnego posiłku. Kiedy zostałyśmy same, mama westchnęła głęboko, jak osoba niosąca zbyt ciężkie brzemię.

— Wybór Gerarda był w istocie dość prosty. Jest w odpowiednim wieku, jego Moc jest wyjątkowo silna, jest dobrze wychowany, potrafi walczyć. Poza tym ufam Hallerom. Wiem, co mogłaś o nich słyszeć. — Kącik jej ust uniósł się nieznacznie. — Ale Remia i Amalgun to dobrzy ludzie. Jednak o ostatecznej decyzji nie zaważyła żadna z tych rzeczy.

Coś w jej głosie podpowiadało mi, że to nie wszystko.

— A więc co?

Mama wyglądała, jakby ze sobą walczyła. Wreszcie powiedziała:

— Poślubienie Gerarda jest jedynym sposobem, żebyś przeżyła.

Zaniemówiłam. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, a niektóre z nich widocznie odbiły się na mojej twarzy, bo mama dodała bardzo, bardzo cicho:

— Widziałam to. Dawno temu, jeszcze zanim przyszłaś na świat. Widziałam, że moja córka splata swe życie z mężczyzną władającym Mocą ognia.

Nagle wszystko nabrało sensu. Moja matka, Królowa Eregii obdarzona darem widzenia przyszłości, tym widziała moje losy. Naraz dotarły do mnie wszystkie powody, dla których Emerencja mogła zgodzić się na prośbę Gerarda. Tak, był silny i wywodził się z rodu, w którego żyłach Moc płynęła wartkim strumieniem. Był przystojny i rozważny, można było na nim polegać i miał wiele do zaoferowania. Zdecydowanie mógł okazać się cennym nabytkiem dla rodziny królewskiej. Jednak nie to było najważniejsze. Moja mama chciała po prostu, bym za jego sprawą przeżyła, ponieważ byłam Księżniczką i sam ten fakt sprawiał, że znajdowałam się w niebezpieczeństwie.

Widziałam, ile kosztowało ją to wyznanie, więc nie odważyłam się zapytać o tajemnicze proroctwo i relief w jaskini za wodospadem. Jeszcze przyjdzie na to czas. Zamiast tego powoli skinęłam głową.

— W takim razie wyprawmy mi wesele.

Mamy przyspieszenie akcji, nieprawdaż? :)

Jak Wam się podoba jakie wyjaśnienie wyboru Gerarda na męża Laury?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro