Dwa obrazy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(jak zawsze polecam włączyć muzykę)

Felicien nas zdradził.

Te słowa krążyły po pomieszczeniu, mieszały nam w głowach, wdzierały się do serc, które na krótki moment zapomniały, jaki był ich właściwy rytm.

Zrobiło mi się zimno, gdy pomyślałam o konsekwencjach Gerardowego odkrycia. Objęłam się ramionami.

Właściwie to, że Felicien, Strażnik rodziny królewskiej, nigdy ze mną nie porozmawiał, nigdy nie spojrzał mi w oczy, było zastanawiające. Być może bał się, że jeśli to zrobi, zobaczę, co się w nich kryje. Czy to możliwe, że zaplanował wszystko wcześniej? Czy zrobił to pod wpływem okoliczności, które zastały go w Eregii?

Ale czy nie pomyślał, że zdradzając mnie, zdradza własnego syna?

— To niemożliwe — słabo zaprotestował Daniel.

Jednak kiedy tylko to powiedział, zobaczyłam w jego oczach wahanie. Byłam pewna, że w głowie odtwarzał teraz wszystkie sytuacje, które zlekceważył, zrzucając na karb rozlicznych dziwactw ojca, a które mogły świadczyć o tym, że Felicien przygotowywał to od dawna. Obserwowałam, jak twarz mojego przyjaciela robi się na zmianę to blada jak ściana, to zielonkawa. Para przysunęła się do Daniela i ostrożnie ujęła jego zmartwiałą dłoń. Zrobiła to tak delikatnie, jakby brała do ręki coś, co w każdej chwili może rozpaść się na miliony kawałeczków.

Dlaczego to nie byłam ja? Dlaczego to nie ja wzięłam go za rękę? Dlaczego patrzyłam, jak to Para decyduje się udzielić Danielowi wsparcia? Zadawałam sobie te pytania, lecz w duchu znałam  odpowiedzi.

— Kiedy wraz z Laviosem uwolniliśmy pozostałych przy życiu więźniów, na naszej drodze stanął Felicien — rzekł cicho Gerard.

Przez szum krwi w uszach i śnieżną zawieruchę za oknem ledwo go słyszałam, więc przysunęłam się nieco bliżej, przez przypadek trącając go ręką w bok. W odpowiedzi na mój ruch Gerard zamarł na ułamek sekundy. Przeniosłam wzrok na uderzone miejsce. Czarny materiał był wilgotny. Metaliczny zapach się nasilił. Na podłogę upadła kropla ciemnej krwi.

Gerard był ranny. Dlaczego nie poprosił Klary o uleczenie go, nim podjął opowieść?

— Twój ojciec sabotował nasz odwrót. Kiedy mu się to nie udało, podjął walkę.

— Powiedział coś? — spytał Daniel.

Petri zerknął na mnie przelotnie.

— Mów — zachęciłam go.

— Felicien twierdzi, że przywrócenie Księżniczki na tron doprowadzi do zagłady Pierwszego Świata. Mówił o tobie — zwrócił się do mnie — i Emerencji. On ją kochał — wyznał Gerard. — Na swój dziwny, psychopatyczny, obsesyjny sposób kochał Królową. A kiedy ta odtrąciła lub zlekceważyła jego uczucie, znienawidził ją i przeniósł tę nienawiść także na jej córkę.

Coś mi się przypomniało.

— Mój ojciec... — zaczęłam nagle ochrypłym głosem. — Mój ojciec powiedział, że walczył z Felicienem o względy mojej mamy. To było w tym świecie.

Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdumieniem.

— On cię wyczuwał — rzekła powoli Klara, marszcząc brwi. Widziałam, że intensywnie się nad czymś zastanawia. — To nie może być przypadek, że dwukrotnie zakochał się w kobietach, które wydały cię na świat.

Pokiwałam głową, która stała się okropnie, niemożliwie wręcz ciężka.

— Felicien zna nasze plany — odezwał się znowu Gerard. — Na szczęście nie wie o odkryciu schronu, nie zna też nazwiska eregiańskiej rodziny, która nas wspiera. To jednak nie oznacza, że nam nie zaszkodzi. Sam powiedział, że zrobi wszystko, by doprowadzić do... — urwał na moment, próbując dobrać słowa — do ostatecznego końca.

— Do mojej śmierci — rzekłam głuchym głosem.

Klara głośno przełknęła ślinę. Uniosła na mnie oczy przypominające kolorem wiosenny las. Zobaczyłam w nich strach i obawę przed tym, że Felicienowi może się udać.

Nie mogłam do tego dopuścić.

— Czy to możliwe, że poprzednim razem to on przyczynił się do zabicia mnie? — zapytałam.

Ramiona Daniela opadły. Wyglądał, jakby dogoniły go demony przeszłości.

— To musiała być herbata — powiedział cicho. — Mój ojciec, przełożony Strażników, przynosił ci herbatę, mówiąc, że przekazała mu ją Mistrzyni Nadira. Wydawało mi się to rozsądne, biorąc pod uwagę, że ktoś pragnął cię skrzywdzić.

Popatrzyłam na kubek parującego napoju stojący na stole przede mną. Miałam ochotę go od siebie odsunąć.

— Co w niej było? — spytała Klara.

— Nie wiem — przyznał Daniel. — Nie wchodziłem w kompetencje głównej uzdrowicielki. Zresztą byłem pewien, że jako jej uczennica o wszystkim wiesz.

Sprężyste loki Klary straciły nieco blasku, gdy pochyliła głowę, zasmucona. Magia wokół niej zamigotała i przygasła. Podejrzewałam, że Daniel mógł uderzyć w czuły punkt.

— A więc to Felicien mnie otruł — podsumowałam, a w moich ustach pojawił się gorzki posmak. — Nie dopuśćmy, by udało mu się to ponownie.

Wstałam.

— Zarządzam udanie się na spoczynek. Wszyscy mamy sporo do przemyślenia. Jednak najważniejsze wydaje mi się to, że nie mamy już na co czekać. Musimy przenieść się do Eregii. Czeka nas wojna.

Nie wierzyłam, że wypowiedziałam te słowa.

Daniel podniósł się i odszedł bez słowa. W ślad za nim ruszyła Para. Odprowadzałam ich wzrokiem.

— Potrzebujesz mnie? — spytała Klara.

Widziałam, że wciąż dręczą ją wyrzuty sumienia. Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.

— Idź do domu. Odpocznij. Dziękuję, że byłaś przy mnie, gdy tego potrzebowałam. Teraz jestem bezpieczna.

Oczy Klary zaszkliły się. Moja przyjaciółka kiwnęła głową i odeszła.

Zdrada Feliciena mocno w nas uderzy, czułam to w kościach. Teraz jednak miałam do zrobienia coś niecierpiącego zwłoki, dlatego myślenie o tym, co wydarzy się w przyszłości, musiałam odłożyć na bok.

Odwróciłam się do Gerarda. Poczekałam, aż wszyscy inni opuszczą dom, nim spytałam:

— Jak mogę ci pomóc?

Nie wiedziałam, dlaczego nie przyznał się do rany, ale musiał mieć powód.

Mężczyzna wstał, opierając się o stół. Był wykończony. Zbladł jeszcze bardziej, a na jego skórze zaczęły pojawiać się ciemne linie.

— W moim mieszkaniu znajduje się specjalny eliksir — rzekł cicho. — Pojedziesz tam ze mną?

Nie musiał prosić dwa razy. Pół godziny później wychodziliśmy z samochodu, który udało mi się zaparkować tuż przed jego kamienicą. Śnieg nie zdążył zasypać niedawno zwolnionego miejsca. Pomogłam Gerardowi wysiąść z auta. Objęłam go w pasie, a jego rękę ze strony zdrowego boku przerzuciłam sobie przez ramię. Musiał być w naprawdę złym stanie, bo nie oponował.

— Dziwnie się czuję — powiedział słabym głosem, siląc się na uśmiech. — Zwykle to działa w drugą stronę.

— Schowaj męską dumę do kieszeni — odparłam. — Jesteś teraz na mojej łasce.

— Uważaj, może mi się to spodobać.

— Chyba już ci lepiej, skoro humorek wraca, hm?

— Zawsze mi lepiej, gdy jesteś blisko.

Moje serce zaczęło się topić.

— To słodkie.

—Mówię poważnie. Jako osoba z rodziny królewskiej emanujesz Mocą, która wspomaga nie tylko Eregię, ale także ludzi wokół. Dzięki temu możesz wzmocnić Moc osób, które zostają przez ciebie wybrane na przykład do pełnienia funkcji Strażnika. Tak było w wypadku Pary. Magia chce cię chronić, dlatego zrobi wiele, by utrzymać cię przy życiu.

— Pierwszy Świat nie przestaje mnie zaskakiwać — odparłam w odpowiedzi na te rewelacje.

Weszliśmy do mieszkania. Gerard wyszukał niewielką buteleczkę z ciemnoczerwoną zawartością. Wychylił ją na raz, po czym opadł na narożnik w saloniku. Odchylił głowę do tyłu, przez co zobaczyłam, że ciemne linie na jego skórze robią się coraz bardziej czarne, jakby ktoś je tatuował.

Coś we mnie drgnęło. Jakieś mgliste wspomnienie, fragment z pierwszego życia, ledwie widoczna reminiscencja. Nie myślałam o tym, co robię, kiedy podeszłam do Gerarda, przyklękłam przed nim i powoli zaczęłam rozsznurowywać mu koszulę. Ręce mi drżały. Czułam, jakbym działała na automacie. Nagłym szarpnięciem rozerwałam materiał, odsłaniając tors mężczyzny. Nie podejrzewałabym siebie o tyle siły.

— Co robisz?

Zacisnęłam zęby, aby nimi nie zazgrzytać.

Ciało Gerarda było posiniaczone, lecz fioletowawe plamy nikły na moich oczach. To nie one mnie martwiły. Nie była to nawet rana zadana jakąś ostrą bronią. Ona była czysta, dość płytka i chociaż nadal krwawiła, wystarczyły odpowiednie plastry i czas. Delikatnie dotknęłam jej okolic. Moje jak zawsze chłodne palce przyprawiły Gerarda o gęsią skórkę. Powiodłam nimi do dwóch niewielkich ugryzień znajdujących się powyżej zranienia. To stamtąd rozchodziły się czarne żyłki.

— Co to jest? — zapytałam.

— Robota węży. Felicien ma przyjaciół o rozlicznych talentach. Jeden z nich włada  zaklętymi wężami o jadzie, który rozkłada magię krążącą w naszych żyłach.

— Ten eliksir... on na to pomoże?

— Mam taką nadzieję — szepnął Gerard.

Wiedziałam, że to za mało. Obrazy z tego i poprzedniego życia zaczęły się na siebie nakładać. Dotknęłam ramienia ukochanego.

— Tutaj — powiedziałam. — Stąd rozchodziły się czarne linie. Potem zrobiły się srebrne.

— Pamiętasz?

Wiedziałam już, że sam eliksir to za mało. Położyłam chłodne dłonie na umięśnionym brzuchu mężczyzny. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mojej Mocy popłynąć. Zaczęłam cichutko nucić melodię, którą znałam od zawsze. Śpiewałam ją, gdy było mi źle, gdy czułam się przytłoczona, ale również kiedy byłam szczęśliwa. To była muzyka równie znajoma jak bicie mego serca.

Moc wypływała ze mnie strumieniem, który początkowo był wąski i leniwy, lecz z każdym kolejnym taktem melodii stawał się coraz bardziej wartki. Widziałam ją jako świetlisty pochód niewielkich drobinek przypominających gwiazdy. Otulały ciało mężczyzny, wnikały w nie, rozświetlając go od środka, mieszając się z jego zachwycającą magią przypominającą ogień. Fuzja naszych Mocy wywoływała we mnie ekstatyczne doznania. Wzięłam kilka głębszych oddechów, by się uspokoić i skoncentrować.

Płynne gwiazdy wypełniały uszkodzone komórki w ciele Gerarda, wyduszając z niego truciznę. Wężowy jad wyciekał z ranek prosto na moje palce. Czułam się brudna, skalana, ale nie przerywałam czegokolwiek, co teraz robiłam, chociaż nie wiedziałam, co tak naprawdę wyprawiam. Za to wiedziałam jedno.

Musiałam dokończyć.

Nie wiem, ile czasu minęło, ile magii zdążyło ze mnie wypłynąć, zanim Gerard delikatnie nie zacisnął palców wokół moich nadgarstków i nie odciągnął mych dłoni.

— Wystarczy — szepnął.

Otworzyłam oczy. Po siniakach nie było śladu, tak samo jak i po ranie. W miejscu, w którym była do niedawna, znajdowała się zaschnięta krew, ale skóra była zagojona i świeża. Przeniosłam wzrok na ukąszenie. Po nim także nic nie zostało, dwie niewielkie ranki zasklepiły się. Jednak wszędzie tam, gdzie jad zniszczył magię Gerarda, pozostawiając po sobie czarne linie, widniały teraz inne, srebrzyste. Pokrywały klatkę piersiową i szyję mężczyzny.

Odetchnęłam głęboko.

Wiedziałam, że to irracjonalne, ponieważ srebrzyste blizny świadczyły o tym, że Gerard walczył i ledwo uszedł z życiem, ale jeśli chciałam być szczera sama ze sobą, to musiałam przyznać, że były piękne. Podkreślały doskonale wyrzeźbione mięśnie, wskazywały ślad, który chętnie pokryłabym pocałunkami.

Zaschło mi w ustach.

Musiałam zamrugać, by przestać gapić się na odsłonięte ciało mężczyzny. Z wielkim trudem wstałam, choć nogi mi ścierpły. Musiałam odsunąć się od Gerarda.

— Idź pod prysznic — poleciłam cicho.

Chętnie sama zmyłabym z niego całą tę krew, ale wiedziałam, jak by się to skończyło.

Obróciłam się i podeszłam do kuchennego zlewu, aby porządnie umyć ręce. Szorowałam je, jakby od tego zależało moje życie. Wszystko, byle tylko nie patrzeć na Gerarda.

— Będziesz tu, gdy skończę? — zapytał.

Miałam nadzieję, że nie zdawał sobie sprawy z tego, o czym myślałam w tej chwili.

— Nie powinnam — odparłam.

— Zostań — poprosił z nieoczekiwaną miękkością w głosie.

Obróciłam się. Gerard stał w miejscu, w którym go zostawiłam. Był uleczony, ale ledwo stał na nogach. Widocznie proces uzdrawiania wydrenował go z sił. Przypomniało mi się, jak mówił, że moja obecność mu pomagała. Tylko dlatego ledwie widocznie skinęłam głową. Poczułam się głupio, że podczas gdy on walczył o życie, ja snułam zakazane fantazje.

Kiedy Gerard, już czysty, ubrany w spodenki od piżamy i zataczający się ze zmęczenia, wyszedł z łazienki, zaprowadziłam go prosto do łóżka. Okryłam go kołdrą i już miałam wyjść, gdy chwycił mnie za rękę, splótł palce z moimi i poprosił znowu:

— Zostań.

Zostałam.

Rozebrałam się, pozwalając mu na siebie patrzeć, po czym założyłam jego t-shirt i wsunęłam się pod kołdrę. Kiedy poczułam ciepło jego ciała i silne ramiona obejmujące mnie, moje mięśnie nareszcie się rozluźniły. Zasnęłam, nim nadszedł zimowy świt.

Jak wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro