Jak szkło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wepchnięto mnie do komnaty urządzonej z niebywałym przepychem. Zanim jednak zaczęłam cokolwiek podziwiać, zabrałam się za pobieżne oględziny, by znaleźć ewentualną drogę ucieczki. Ku mojemu rozczarowaniu, choć nie zaskoczeniu, okna, choć wielkie i dzielone fantazyjnymi szprosami, były zakratowane. Dwie pary drzwi – pomijając oczywiście te wejściowe, zamknięte na cztery spusty i pilnowane przez strażników – prowadziły do garderoby i łazienki w stylu osiemnastowiecznej Francji, co mnie rozbawiło. Zastanawiałam się, skąd architekt wziął podobną inspirację. Czyżby odwiedził Drugi Świat?

Usiadłam na skraju ogromnego łóżka z kolumienkami i cytrynowym baldachimem. Westchnęłam. Miałam nadzieję, że Danielowi udało cię uciec, choć aby tak się stało, potrzebny byłby cud. Modliłam się, by tym razem się wydarzył.

Natrafiłam spojrzeniem na moje odbicie w lustrze. Byłam umorusana kurzem i zaschniętą krwią, pod paznokciami miałam czarne księżyce brudu, a moje ubranie było tak poszarpane, że równie dobrze mogłabym chodzić nago. W dodatku cuchnęłam wilgocią z lochu. Szczególnie moje włosy wchłonęły ten obrzydliwy zapach.

Skoro i tak nie było szans, bym się stąd wydostała, równie dobrze mogłam czekać na rozwój wypadków umyta i przebrana. Skierowałam się do łazienki, by się wykąpać. Szybko przekonałam się, że mimo iż z kranu leci krystalicznie czysta woda, to w zderzeniu z moją Mocą reaguje ona dokładnie tak samo, jak wilgoć w lochu. Zastanawiałam się, co może powodować takie wypaczenie magii. Nie przypominałam sobie, by Daniel lub Gerard mówili cokolwiek na ten temat. Założyłam więc, że jest to jakieś nowe osiągnięcie Celtibera albo jego pomagierów.

Z nieskrywaną rozkoszą zanurzyłam się w gorącej, perfumowanej wodzie w ogromnej wannie w kształcie muszli. Czułam szczypanie licznych otarć i ranek. Ignorowałam nieprzyjemne uczucie, ponieważ prędko przemijało. Moje mięśnie powoli się relaksowały. Oparłam się o brzeg wanny i ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zaczynałam rozumieć, skąd brały się obiekcje Pary. Jeśli w zamieszkiwanym przez nią dworze proste jedzenie do syta nie było na porządku dziennym, to opływający w zbytki pałac Celtibera musiał jawić jej się jako symbol rozpusty i zbędnych wydatków. Prawdę mówiąc, sama byłam oszołomiona rozbieżnością pomiędzy życiem poza domem uzurpatora a egzystencją jego poddanych.

Moich poddanych.

Z pluskiem zanurzyłam głowę pod wodą.

Po kąpieli i zapleceniu włosów w warkocz nie miałam ochoty zakładać brudnych i poszarpanych ubrań. Dalsze wypieranie się własnej tożsamości i tak nie miało sensu, toteż spośród licznych ekstrawaganckich sukni znajdujących się w ogromnej szafie wybrałam możliwie najskromniejszą, skrojoną z miękkiego materiału w kolorze burgunda i ozdobioną delikatną koronką wokół dekoltu karo. Ubrałam się i usiadła na fotelu naprzeciw wejścia.

Czułam, że Celtiber wkrótce mnie odwiedzi.

Nie pomyliłam się. Już niedługo później drzwi otworzyły się i stanął w nich Celtiber odziany w żółty strój przypominający szustokor. Kolejna anomalia.

– Jakkolwiek nie zaprzeczę, że jest ci bardzo do twarzy w tym odcieniu, wydaje mi się to zdecydowanie zbyt skromna suknia na przyjęcie zaręczynowe, moja Księżniczko – odezwał się mężczyzna, lustrując mnie wzrokiem.

– Może nie uwierzysz, ale w ogóle nie interesuje mnie twoje zdanie w kwestii ubioru – odcięłam się. – Zamiast gadać na próżno, najlepiej od razu omówmy istotne sprawy. Pierwsza z nich: kiedy oddasz mi moje dziedzictwo?

Komnatę wypełnił śmiech. Uzurpator opadł z wdziękiem na jedno z tapicerowanych krzeseł.

– Muszę oddać ci jedynie to, że rzeczywiście jesteś całkiem inna, niż się spodziewałem!

– To zabrzmiało tak, jakby fama o mnie nie głosiła zbyt pochlebnych rzeczy. Nie, żeby mnie to interesowało – dodałam. – A jednak ciekawi mnie źródło owych plotek. Czyżby twój wywiad się nie postarał? Bo mój sprawuje się całkiem nieźle, myślę, że moi ludzie mogliby nieco podszkolić twoich.

Przez twarz Celtibera przeszedł ledwie dostrzegalny cień. Najwidoczniej trafiłam w czuły punkt. Nie widziałam potrzeby uświadamiania mu, że niemal wszystko, co o nim wiedzieliśmy, pochodziło z rozmów podsłuchanych przez Parę oraz ze wspomnień moich przyjaciół.

Nachyliłam się ku blondynowi.

– A teraz sprawa druga: dlaczego woda w twoim pałacu jest taka dziwna?

Uzurpator natychmiast odzyskał rezon.

– Cieszy mnie, że zauważyłaś. Jestem z tego szczególnie dumny. To dzięki wynalazkowi jednego z moich doradców, Verona. Muszę przyznać, że nie jest szczególnie uzdolniony, ale ma niesamowite predyspozycje do podejmowania działań na rzecz lojalnej służby wobec swego władcy.

– Rozumiem, że bez tego rodzaju wybiegów nie byłbyś taki pewien, że zdołasz mnie tu zatrzymać? – spytałam niby mimochodem.

– O, Księżniczko, jestem pewien, że bez trudu by mi się to udało. Jednak jestem znany z tego, że lubię być zabezpieczony na każdy możliwy sposób. Zawsze muszę mieć parę sztuczek w zanadrzu.

– Jestem bardzo ciekawa, jakie inne sztuczki tam chowasz.

– Dowiesz się w swoim czasie – odparł, mrugając do mnie.

Przez chwilę mierzyliśmy się wyzywającymi spojrzeniami.

Wiedziałam, że Celtiber jest silny, ma armię i poparcie Wysokiej Szlachty, czyli najpotężniejszej grupy w Eregii, ale jednocześnie przed oczyma miałam obraz niedożywionej Pary, dziewczynki z rynku, ludzi na ulicach Tamrynu czy na polach należących do Lenfelów. To podsycało mój gniew i dawało mi moc, by nie bać się człowieka, przez którego już raz umarłam.

Celtiber wstał i zbliżył się do mnie. Ja także podniosłam się i dumnie wyprostowałam, jednocześnie cały czas nie spuszczając wzroku z mężczyzny. W jego oczach czaiło się coś niepokojącego, jakiś niemożliwy do zaspokojenia głód. Przesuwał wzrokiem po moim ciele, jak gdyby doszukiwał się czegoś, czego nie mogłam dostrzec.

– Jesteś taka piękna – powiedział, ale nie patrzył na mnie, lecz na powietrze dookoła mnie. – Zawsze doceniam piękno.

Wreszcie przeniósł wzrok na moją twarz.

– Pomyśl tylko, jakich rzeczy moglibyśmy razem dokonać – szepnął z namaszczeniem. – Razem bylibyśmy niepokonani. Mielibyśmy dostęp do całej Mocy Eregii. Moglibyśmy powiększyć nasze terytorium, moglibyśmy zapanować nad wszystkimi kastami, moglibyśmy zrobić wszystko. Nareszcie udałoby się odzyskać dawną potęgę, gdybyś tylko została moją żoną.

Sięgnął ręką ku mojej dłoni, ale szybko się odsunęłam.

– I dała ci nieograniczony dostęp do magii Eregii? Tego właśnie chcesz.

Nie zaprzeczył. Przynajmniej ni ukrywał swych prawdziwych pobudek.

Nagle za drzwiami rozpoczęło się głośne zamieszanie. Oboje jednocześnie spojrzeliśmy w ich stronę.

– Panie! – rozległ się krzyk na korytarzu, a zaraz po nim niecierpliwe pukanie do drzwi.

Zaskoczył mnie ten prosty gest, bo oznaczał, że w najbliższym otoczeniu Celtibera są również ludzie nieobdarzeni Mocą. Natychmiast wstałam, gotowa wykorzystać nadarzającą się szansę do ucieczki. Całe moje ciało spięło się w oczekiwaniu na taką okazję.

Celtiber werbalnie zezwolił na otwarcie drzwi. Strażnicy stali w gotowości bojowej, zasłaniając cały korytarz za stojącym w progu mężczyzną ubranym w prosty kaftan.

– Czego chcesz? – warknął król. – Nie widzisz, że jestem zajęty?

– Najjaśniejszy panie – wydyszał nowo przybyły, niemalże padając na ziemię w głębokim ukłonie – właśnie otrzymałem wieści, że schwytano Strażnika, który towarzyszył tej kobiecie. Próbował ją uwolnić. Twoi wierni słudzy prowadzą go do lochów.

Daniel! Musiał mówić o nim! Czyli Celtiber kłamał, dając mi do zrozumienia, że jego także pojmano.

Całkowicie instynktownie wyciągnęłam dłoń w stronę obcego mężczyzny i zanim się zorientowałam, wysłałam w jego stronę ogromną ilość Mocy. Ze zdumieniem obserwowałam, jak zaklęcie sięga sługi i odrzuca go daleko, a jego ciało uderza w przeciwległą ścianę korytarza, przy okazji zwalając z nóg strażników. Sięgnęłam po Moc, nim zdołałam zdać sobie z tego sprawę, jednak fakt, że nareszcie mogłam jej użyć – choć nie wiedziałam, jakim cudem, skoro jeszcze chwilę wcześniej to było niemożliwe – dał mi impuls do działania.

Rzuciłam się w kierunku drzwi, w ostatniej chwili umykając Celtiberowi. Może on był silniejszy, lecz dzięki treningom ja byłam zwinniejsza. Pobiegłam korytarzem wyłożonym ciemnym marmurem. Skręciłam w lewo, a potem pognałam przed siebie, mając nadzieję, że ta droga dokądś mnie zaprowadzi. Za sobą słyszałam głośne kroki i pokrzykiwania.

– Brać ją! I macie mi ją przyprowadzić żywą!

Czyli może dzisiaj nie umrę.

– Tutaj! – Usłyszałam znajomy głos.

– Klara! – skręciłam i podbiegłam do niej. – Co ty tu robisz?! Widziałaś Daniela?!

– Daniel jest bezpieczny – odparła Strażniczka, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę jednego z wielkich luster. Trafiłyśmy do miejsca, z którego już raz uciekałam z Gerardem. – To dywersja.

– Ale mówili...

– Jest u ciebie w domu. A teraz rusz się!

Zalała mnie nieopisana fala ulgi.

Klara wyciągnęła rękę w stronę lustra, niemal bezgłośnie poruszyła wargami i nagle przed nami rozciągnął się złoty ekran, w którym mieniły się tak dobrze mi znane kształty sprzętów z rodzinnego domu. Klara, wciąż trzymając mnie za rękę, bez wahania wskoczyła do portalu. Nagle lustro rozpadło się na tysiące ostrych kawałków, raniąc mnie do krwi. Na nadgarstku, na którym parę sekund temu zaciskały się palce mojej przyjaciółki, miałam głęboką bruzdę. Dekolt i przedramiona również miałam całe w posoce. W odruchu udało mi się osłonić część twarzy, jednak czułam już szczypanie po jej lewej stronie.

– Dokąd ci tak śpieszno, moja droga? Nasza mała pogawędka jeszcze się nie skończyła!

– Czyżbyś nie wiedział, że to dama decyduje, kiedy zakończyć rozmowę? – odparłam, odwracając się w kierunku głosu.

Coś w wyrazie mojej pokrytej krwią i nacięciami twarzy musiało zaalarmować Celtibera i jego sługusów, gdyż jednocześnie się zatrzymali. Po chwili uzurpator zrobił jeszcze kilka kroków w moim kierunku i również stanął.

– To przywilej króla, moja droga – rzekł.

– Nie jesteś Królem – wytknęłam mu. – I beze mnie nim nie zostaniesz! A ja wyraźnie dostrzegam, że marny z ciebie materiał na mężczyznę, a jeszcze gorszy na władcę.

– Porozmawiamy, kiedy uda ci się utrzymać na tronie tak długo, jak mi – rzucił cicho Celtiber, wyraźnie niezadowolony z tej wymiany zdań.

Kolejny raz pomyślałam, że nie chce ujawnić mojej tożsamości.

Cały czas kątem oka obserwowałam strażników starających się mnie okrążyć. Celtiber miał tylko mnie rozproszyć.

– To będzie o wiele szybciej, niż się tego spodziewasz.

Rzucili się w moim kierunku, ale byłam przygotowana na atak. Błyskawicznie otoczyłam się tarczą, która mieniła się srebrzyście, odbijając uderzenia. Celtiber wybałuszył oczy, widząc to. Musiał wiedzieć, że moja matka także potrafiła tworzyć piękne bariery. Jeśli do tej pory nie był przekonany, że jestem córką Emerencji, teraz już nie mógł mieć wątpliwości.

– Mam dość ukrywania się.

Wycofywałam się powoli, stąpając po stłuczonym szkle. Moje ciało zaczęło emanować ogromną ilość Mocy, którą musiałam ukrywać przez ostatnie miesiące. Teraz nareszcie nie tylko mogłam ją uwolnić, ale także wzmocniłam ją, czerpiąc z bogatych źródeł Eregii. Odłamki szkła uniosły się i zaczęły wirować wokół mnie. Czułam się niepokonana. To było niemalże ekstatyczne uczucie. Znajdujący się najbliżej strażnicy zasłonili twarze rękoma i wycofali się, jęcząc.

– Zmusiliście moją matkę, by rzuciła potężne zaklęcie i poświęciła własne życie. Zamiast pozwolić nam rządzić Eregią, wy woleliście przywłaszczyć sobie nasze miejsce. Znalazłam się daleko, bardzo daleko, nie wiedząc niczego o swoim prawdziwym przeznaczeniu. Mam dość tego wszystkiego. Dość niewiedzy, dość wymagania ode mnie, bym była kimś, kim już nie jestem. Ale nade wszystko teraz mam dość twojego towarzystwa!

Uwolniłam Moc płynącą w moich żyłach. Magia wypełniła ogromne pomieszczenie.

Nie straciłam koncentracji, kiedy szyby w wielkich oknach pękły z hukiem, zasypując przeciwników ostrymi jak noże odłamkami szkła. Celtiber nie ucierpiał, otoczony solidną tarczą. Za to jeden ze strażników, najwidoczniej nieobdarzony Mocą, leżał na podłodze, krwawiąc obficie i wydając z siebie pełne bólu dźwięki.

– Łapcie ją, durnie! – huknął Celtiber.

– Niedoczekanie – szepnęłam, opierając się plecami o jedno z luster.

Postanowiłam nie zastanawiać się nad tym, dlaczego szyby pękły, a lustra nie. Nie będę się skarżyć na to zachwianie praw fizyki.

Morritam. Mój dom w Drugim Świecie.

Niemal krzyknęłam, kiedy poczułam na ramionach czyjeś dłonie, które w ułamku sekundy przeciągnęły mnie przez półpłynną złotą taflę.

Ostatnim, co widziałam, było mieniące się na srebrzysto szkło i wirujący złoty pył w sali balowej Celtibera oraz jego wykrzywiona złością twarz.

– Mam cię!

Wreszcie wiecie, dlaczego Celtiberowi zależy na małżeństwie z Laurą :) 

Podobał Wam się rozdział? <3 Dostrzegacie powolną przemianę głównej bohaterki?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro