Loch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie miałam pojęcia, jak długo już siedziałam w tym zimnym, pozbawionym światła pomieszczeniu. Bolało mnie całe ciało, ale najbardziej dokuczał mi rwący ból kostki. Mojego nastroju nie poprawiał wszechobecny zapach wilgoci i rozkładu, a coś niepokojącego w aurze miejsca, w którym się znalazłam, nie pozwalało mi myśleć racjonalnie. Próbowałam posłużyć się magią i pokierować kroplącą się na oślizgłych ścianach wodą, ale ta nie chciała formować się w żądane przeze mnie kształty. Po zetknięciu z Mocą stawała się brudna i lepka. Wolałam jej w żaden sposób nie dotykać.

Nie mogąc nic zrobić, zmusiłam się do spokojnego oczekiwania na rozwój wypadków. Cierpliwość nie była moją najsilniejszą stroną, toteż po krótkim czasie zaczęłam drobić stopami w niewielkiej przestrzeni. Popatrywałam przy tym na korytarz przez czarne, opalizujące kraty, które więziły mnie w tym okropnym miejscu. Wreszcie usiadłam po turecku na środku lochu i starałam się oddychać miarowo, wyciszając się i otwierając na docierające z daleka dźwięki. Gdyby nie to, być może nie od razu zwróciłabym uwagę na ciche, szybkie kroki zmierzające w tę stronę. Po krótkim czasie zza rogu wyszedł jasnowłosy mężczyzna. Na twarzy miał wyraz zadowolenia. Wrażenie to wzmacniał także gest pocierania dłoni, jak gdyby spodziewał się dostać prezent.

To ja jestem tym prezentem. Byłam na siebie zła, że nie posłuchałam Daniela i nalegałam na spotkanie z domniemanym sojusznikiem, gdyby nie to...

– No, no, no – usłyszałam nad sobą głos Celtibera. – Nie wiedziałem, że Strażnik ma tak interesującą siostrę. W przeciwnym wypadku z pewnością gościłbym cię u siebie już dużo wcześniej.

To mnie zaskoczyło. Ktoś doniósł mu, że jestem siostrą Daniela? No cóż, nie zamierzam wyprowadzać go z błędu.

Zerknęłam na niego, po czym szybko wbiłam wzrok w podłogę. Włosy zakrywały mi twarz. Miałam głupią nadzieję, że to wystarczy, by mnie osłonić.

Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, mężczyzna był odziany w złoto mające wyróżnić go pośród tłumu i otoczyć niczym nimb. Tym razem jego odzienie nie było tak ekstrawaganckie, mimo że nadal widać było jego bardzo wysoką jakość. Miękki, gruby materiał żółtej kurty z wyhaftowaną różą podkreślał jasne włosy, a czarne spodnie z pewnością pozwalały na dość dużą swobodę ruchów.

Celtiber przywodził mi na myśl osę. Nigdy nie lubiłam os. Miałam alergię na ich jad. To nie mógł być dobry znak.

– Nie widzę cię dokładnie. Zapewne jesteś śliczna, ale chyba niezbyt wygadana – powiedział mężczyzna, przysuwając sobie krzesło spod ściany i siadając na nim okrakiem. – Wydaje mi się, że oboje dobrze wiemy, z kim rozmawiamy i możemy darować sobie formalne powitanie. Żałuję, że spotykamy się w tak nieprzyjemnych okolicznościach, ale zapewniam cię, że jeśli odpowiesz na kilka moich pytań, prędko opuścisz to okropne miejsce. W przeciwieństwie do twojego brata, oczywiście. Bądźmy realistami.

Kłamał. Nie wiem, skąd to wiedziałam, ale byłam tego pewna.

Dalej wpatrywałam się w brudną ziemię.

Celtiber westchnął.

– Dobrze, zaczniemy mimo to. Pytanie pierwsze: co tutaj robicie?

Nie spodziewał się chyba, że mu odpowiem?

Nagle błyskawicznie wsadził rękę pomiędzy kraty, chwycił mnie za podbródek i uniósł go wysoko. Widziałam, jak w jego jasnoszarych oczach pojawia się błysk głębokiego zadowolenia i nutka morderczego instynktu. Teraz skojarzył mi się z kotem, który bawił się myszką, zanim zdecyduje się ją pożreć.

– Ty wcale nie jesteś jego siostrą!

Brawa za spostrzegawczość.

Blondyn puścił mnie, wstał, ukłonił się dwornie i, patrząc nadal spod przymrużonych oczu, wygłosił uroczyste powitanie, które nie wywarło na mnie najmniejszego wrażenia. Być może odebrałabym je lepiej, gdybym nie siedziała na brudnej, zimnej podłodze w lochu.

Myślałam gorączkowo. Musiałam iść w zaparte, jeśli chciałam się stąd wydostać. Uparcie milczałam, ignorując dywagacje Celtibera. Ponadto bałam się, że jeśli złapano Daniela, nasze wersje zeznań mogłyby się nie pokrywać, co wzbudziłoby dodatkowe podejrzenia.

– Nie spodziewałem się, że doczekam tego dnia – kontynuował Celtiber, nie zważając na brak entuzjazmu z mojej strony. – Ojciec opowiadał mi o tobie i twojej matce. Widywałem twoje portrety, ale nie oddają ci sprawiedliwości. Jesteś naprawdę piękna, nawet w tych okolicznościach.

Co za tekst...!

– Och, jestem pewna, że mówisz to każdej – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Idiotka. Dodałam szybko: – Musiałeś mnie z kimś pomylić, królu.

Śmiech Celtibera rozniósł się po zimnych korytarzach.

– Nic ci to nie da. Przejrzałem was. Moi ludzie szukali cię, od kiedy tylko dowiedzieliśmy się o twoim istnieniu, Księżniczko Lauro.

Mężczyzna zmarszczył nagle brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.

– Czy może powinienem był powiedzieć... lady Luaine? To byłaś ty, mam rację? W takim razie twój towarzysz to z pewnością Gerard?

Skoro wypieranie się własnej tożsamości nic nie da, mogłam chociaż ochronić Gerarda. Im mniej osób o nim wiedziało, tym lepiej. Pokręciłam głową, starając się sprawiać wrażenie zrezygnowanej.

– Mylisz się. To był Daniel.

Celtiber zakręcił palcami młynek, nim znów się odezwał.

– Hm, muszę przyznać, że nie przyjrzałem mu się wystarczająco dokładnie. W gruncie rzeczy to dość zabawne, że miałem już okazję cię gościć i z tobą tańczyć, nawet jeśli nieświadomie. Jednak będziemy mogli to nadrobić. Zostaniesz gościem honorowym na najbliższym balu, na którym, jeśli chcesz przeżyć, ogłoszone zostaną nasze zaręczyny.

Wybuchłam gromkim śmiechem, wyraźnie zbijając mężczyznę z pantałyku.

Naprawdę sądził, że tak łatwo mu ze mną pójdzie? Dobre sobie. Byłam dziewczyną wychowaną w Drugim Świecie, a odpędzanie potencjalnych partnerów podsuwanych przez znajomych mojego ojca pomogło mi zahartować się w boju. Nie ze mną te numery, blondasku. Nachyliłam się ku czarnym kratom i powiedziałam z przekonaniem:

– Prędzej umrę, niż za ciebie wyjdę.

– Zdziwiłabyś się, jak wiele razy te słowa znalazły odbicie w rzeczywistości – zauważył. – Tak może być i w naszym przypadku, moja droga, więc lepiej dobrze rozważ tę propozycję. Nasz związek nie tylko pozwoliłby ci wrócić na tron, ale i z pewnością dobrze by wpłynął na poddanych i Eregię.

Oczywiście. Bo dzięki Parze przekonałam się, że mimo najlepszych chęci Celtiber nie był w stanie wykorzystać pełnego potencjału magii Eregii. Właśnie dlatego dzieci nie dojadały, ludzie nie cieszyli się tak obfitymi zbiorami, jak powinni, jak to było dawniej, za panowania Emerencji, a Moc – poza głównymi rodami – płynąca w żyłach nowych pokoleń była coraz słabsza. Rozdźwięk pomiędzy bogatą i silną arystokracją a resztą społeczeństwa stawał się coraz większy.

Właśnie dlatego musiałam poświęcić swoje życie i odzyskać tron, ale na miejscu obok na pewno nie zasiądzie człowiek współuczestniczący w spisku, który doprowadził do śmierci mojej i wszystkich ludzi, których kochałam.

– Zapomniałeś dodać – powiedziałam więc – że jednocześnie nareszcie oficjalnie zyskałbyś prawo do zasiadania na tronie. Z kolei ja byłabym zapewne marionetką w twoich starannie wypielęgnowanych rękach. Nigdy się na to nie zgodzę.

– Nigdy nie mów nigdy – odparł Celtiber, tym razem wcale nie zaskoczony moją reakcją.

Zobaczyłam, jak uzurpator wysyła impuls Mocy, a w odpowiedzi na to wezwanie przybyło dwóch strażników. To ponownie kazało mi się zastanowić nad tym, dlaczego on może używać magii, a moja stała się wypaczona.

– Poślijcie po tuzin obdarzonych strażników, trzeba odeskortować damę do komnat dla gości – rzucił król.

Jego blade oczy wpijały się we mnie z taką intensywnością, że poczułam się brudniejsza niż po zetknięciu z zawilgoconą podłogą więzienia. Wzdrygnęłam się mimowolnie.

– Do zobaczenia wkrótce, moja droga – rzucił na odchodnym król i odszedł.

Miałam wielką nadzieję, że przyjaciele szybko mnie stąd wydostaną. Posłusznie wyszłam z lochu i dałam się zaprowadzić korytarzami prowadzącymi w górę. Rozglądałam się dyskretnie, próbując znaleźć jakieś punkty charakterystyczne, na wypadek gdyby udało mi się uciec, ale korytarze były ciemne, ponure i monotonne. Czarny marmur rozjaśniały tylko wielkie bukiety żółtych róż wychylających się z eleganckich, jednakowych wazonów.

Wreszcie coś do mnie dotarło. Celtiber nie powiedział przy sługach niczego, co mogłoby wskazywać na prawdziwą tożsamość więźnia. Czy nie powinien się raczej chełpić, że udało mu się mnie złapać?

Dziwne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro