Na milion kawałków

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z dedykacją dla @debil21372137 - dziękuję, że jesteś i komentujesz!

— Udusisz mnie — wysapałam.

Gerard niechętnie wypuścił mnie z objęć.

Wszystko mnie bolało, byłam niemożebnie zmęczona i ubrudzona posoką. Dopiero co niezliczone odłamki lustra rozcięły moją skórę. Pewnie zostaną blizny. Zerknęłam na odsłonięte przedramiona i dekolt i otworzyłam usta ze zdumienia. Po ranach nie było śladu. Została tylko zaschnięta krew i mieniące się wszystkimi kolorami fragmenty szkła.

Rozejrzałam się po przedpokoju. Wydawało się, że wszystko było jak zwykle, a jednak wyczuwałam jakąś zmianę. Zamrugałam ze zdziwienia, uświadamiając sobie, że chodzi o brak wszechobecnej Mocy. Co prawda trzy obecne w pomieszczeniu osoby władały nią, ale ich aura była przez nie celowo przygaszona. Zupełnie inaczej niż w Eregii, w której każdy obdarzony puszył się jak paw, dumnie eksponując swoje magiczne możliwości.

Ogarnął mnie nagły smutek, ponieważ pierwszy raz dotarło do mnie, że to przestaje być mój świat. Ledwo uciekłam z zamku Celtibera, a już najchętniej wróciłabym do mojej prawdziwej ojczyzny. Byłam rozdarta i cierpiałam ponieważ zdawałam sobie sprawę, iż w końcu będę musiała zostawić wszystko, co znam i kocham, by rzucić się w nieznane, ku któremu wyrywa się całe moje jestestwo.

— Co tam się stało? — zapytała Klara, podchodząc. — Dlaczego nie udało ci się uciec zaraz po mnie?

— Rozbito lustro, w którym znajdował się portal.

— To wyjaśnia twój wygląd — mruknęła Para.

Może to nie miał być przytyk, ale byłam tak zdenerwowana, że odebrałam uwagę Lenfel jako krytykę.

— Mój wygląd to ostatnia rzecz, która mnie teraz obchodzi — warknęłam i odwróciłam się od niej. — Klaro, powiedziałaś, że Daniel jest bezpieczny. Gdzie on jest?

Przyjaciółka wyraźnie się zmieszała. Opuściła wzrok, rzuciwszy uprzednio prędkie spojrzenie w stronę jedynego w towarzystwie mężczyzny. To było co najmniej dziwne.

— Gerardzie? O co chodzi? Gdzie jest Daniel?

— Bezpieczny — odparł.

Para na te słowa fuknęła pod nosem, odwróciła się na pięcie i udała się na górę.

Atmosfera między mną a Gerardem stała się ciężka i napięta.

— Co tu się stało? — spytałam, domyślając się, dlaczego Para nas zostawiła. — Zostawiam was na chwilę, a wy od razu musicie iść na noże?

— Interesujący dobór słów — zauważył Petri. — Ale nie, obyło się bez noży. Co właściwie zawdzięczamy Klarze. Dość powiedzieć, że po tym, jak Chevalier powrócił bez ciebie, trochę mnie poniosło.

Zerknęłam na rudowłosą przyjaciółkę. Jej twarz z zaciśniętymi krzywo ustami i wzrokiem skierowanym w bok powiedziała mi dokładnie to, co musiałam wiedzieć. Klara spojrzała na mnie ostatni raz i udała się w ślad za Parą, zostawiając mnie i Gerarda samych.

Podeszłam do niego, niemal warcząc:

— Zrobiłeś mu krzywdę, ponieważ wrócił beze mnie? Za kogo się uważasz? Za mojego obrońcę? Za rycerza w lśniącej zbroi? Może kiedyś nim byłeś, ale już nie jesteś! — Dlaczego wypowiedzenie tych słów bolało? I dlaczego mój głos zaczynał być coraz bardziej piskliwy? — I jak w ogóle mogłeś skrzywdzić najlepszego przyjaciela!

Mężczyzna otwierał usta, by coś powiedzieć, ale ja dopiero się rozkręcałam.

— O, nie, nie! — Pogroziłam mu palcem. — Myślisz, że nie wiem, że jeśli tylko nie ma mnie w pobliżu, to doskonale się dogadujecie? Że spędzacie razem czas i między wami jest normalnie? — Klara mnie udusi. To od niej miałam te informacje. Gerard tymczasem piorunował mnie wzrokiem, a od intensywności tego spojrzenia dostałam gęsiej skórki. — Nie patrz tak na mnie, przecież nie robię żadnemu z was wyrzutów, wręcz przeciwnie, bardzo mnie to cieszyło. Próbuję ci tylko uświadomić, że ta cała chora sytuacja między nami, tobą, Danielem i mną, nie powinna wpływać na wasze stosunki. A już z pewnością nic nie powinno cię prowokować do wyrządzenia krzywdy Danielowi!

Przerwałam, by wziąć głębszy oddech.

Gerard tylko na to czekał.

— Nie łudź się, że wiesz cokolwiek na ten temat! To nie ty musiałaś patrzeć, jak twoja ukochana osoba ryzykuje, jak wraca cała we krwi! To nie ty każdego dnia walczysz ze sobą, widząc, jak twoje marzenia stają się coraz bardziej nierealne!

Popatrzyłam na niego uważnie. Chociaż byłam wysoka, Gerard górował nade mną wzrostem. Świat skurczył się do szerokości jego ramion, do jego spojrzenia wpijającego się we mnie. Jego czarne oczy lśniły wewnętrznym ogniem. Jego ciemne włosy były rozwichrzone, jak gdyby w nerwach co chwilę przeczesywał je palcami. Jego twarz wyrażała determinację, lęk i gniew. Moc w jego ciele wirowała, kłębiła się i próbowała wydostać się na zewnątrz. Przez to odnosiłam wrażenie, jakby Petriego otaczał ognisty nimb. Z silnym biciem serca odkryłam, że podobał mi się w takim wydaniu. Pierwszy raz widziałam, jak nad sobą nie panuje i byłam ciekawa, dokąd mogłoby nas to zaprowadzić. Na moment przeniosłam wzrok na zaciśnięte usta mężczyzny.

Coś we mnie wyrywało się ku niemu, ale nie byłam gotowa, by to zaakceptować. Nie po tym, co zrobił Danielowi. Zapytałam tylko szeptem, który wybrzmiał w niewielkiej przestrzeni dzielącej nas:

— Jesteś pewien?

To było dla niego zbyt wiele. Po moim ciele przeszła fala Mocy, zupełnie jak przy używaniu Przymusu. Otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, że Petri właśnie użył na mnie tego zaklęcia.

— Jak śmiałeś...! — Aż mnie zatchnęło.

Strzepnęłam z siebie jego magię.

Obróciłam się na pięcie i podążyłam śladem moich Strażniczek.

Słyszałam, jak za moimi plecami Petri przeklina po włosku, na czym świat stoi.

Sądząc po przyciszonych rozmowach, Daniel znajdował się w pokoju gościnnym, który często zajmował. Weszłam do środka. W pomieszczeniu było jasno, przez okno wpadały promienie zachodzącego słońca. Piękna pogoda zupełnie nie licowała z moim nastrojem.

Przeniosłam wzrok na łóżko. Leżał na nim blady i wycieńczony mężczyzna. Pomimo zmęczenia podbiegłam do niego, uklękłam przy łóżku i wzięłam Daniela za rękę. Strażniczki popatrzyły po sobie i wyszły z pokoju.

— Będę przed drzwiami — rzekła Klara.

Daniel przebudził się i spojrzał mi prosto w oczy. Zatonęłam w oszałamiającej zieleni jego tęczówek. Czułam, że ledwo powstrzymuję łzy. Byłam na siebie wściekła, bo gdyby nie moja głupota i łatwowierność oraz pragnienie zobaczenia Eregii, mój przyjaciel nie znajdowałby się teraz w taki stanie. Uniosłam rękę Daniela i przytuliłam ją do swojego policzka. Łzy nareszcie popłynęły, moczyły moją skórę i dłoń Strażnika, ale nie dbałam o to.

— Wydostałaś się.

Uśmiechnęłam się i delikatnie ścisnęłam jego palce.

— Twoja twarz... jesteś cała we krwi.

— Ponoć w czerwonym mi do twarzy — próbowałam zażartować. Głos mi zadrżał, gdy wypowiadałam kolejne zdanie: — Bałam się, że cię zabiją.

— Pewnie by to zrobili, gdyby pewien obdarzony im nie przeszkodził. Zarządził, by wszyscy obecni tam strażnicy odeskortowali cię do pałacu, kompletnie mnie ignorując — przyznał Daniel. — Pewnie uznał, że zaraz umrę. — Zamilkł na chwilę. Przez minutę trwaliśmy w błogiej ciszy. Potem poczułam, jak jego palce delikatnie muskają moją twarz. — Tak się cieszę, że tu jesteś, że im uciekłaś.

Nieoczekiwanie poczułam, jakby aura mojej Mocy się przesunęła. To jedyne określenie, jakie przyszło mi na myśl. Zignorowałam nieznane wrażenie, kładąc je na karb zmęczenia.

Daniel wziął głęboki oddech. Na moich oczach jego skóra przybrała zdrowszy odcień.

— Porozmawiamy później — powiedziałam, puszczając jego rękę i wstając. — Odpoczywaj.

Wyszłam z pokoju. Kątem oka dostrzegłam ruch przy łóżku Daniela, który niemal natychmiast zapadł w niespokojny sen.

A więc to tak, pomyślałam, widząc Parę pochylającą się nad Francuzem. Uśmiechnęłam się kącikiem ust, ale był to uśmiech zaprawiony goryczą. Może się okazać, że rzeczywiście nie zwiążę się ani z Danielem, ani z Gerardem. Ku mojemu zaskoczeniu po raz pierwszy owa myśl nie była tak bolesna, jak wcześniej.

Cicho zamknęłam drzwi i zwróciłam się do Klary:

— Wolisz zostać czy wrócić do domu?

— Muszę wrócić. Pies czeka, a mama ma dyżur — odparła ruda. — Jesteś pewna, że sama ich wszystkich ogarniesz? Zaczyna się tu robić niezły kocioł. Gerardowi puszczają nerwy, Daniel musi dojść do siebie po waszej wyprawie, w czasie której wydrenował się z Mocy, a także po ich... sprzeczce. A Para, jakkolwiek by nie była oddana sprawie, nie kryje swojej niechęci do ciebie. Szczególnie w kwestiach dotyczących naszego francuskiego amanta.

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam teraz sił na towarzyskie dramy.

— Po czasie spędzonym w towarzystwie Celtibera i w jego ohydnej celi nic nie jest mi już straszne. Idź. Poradzę sobie z nimi.

Klara zawahała się. Wyciągnęła ku mnie ręce i położyła je na moich ramionach. Czułam, jak jej magia sonduje każdą komórkę mego ciała, jak sprawdza, co naprawić, co wymaga uleczenia.

Tylko że ja wiedziałam, że jestem całkowicie zdrowa.

Klara zmarszczyła brwi, jakby dziwił ją mój stan. Wreszcie przerwała badanie, przytuliła mnie delikatnie na pożegnanie i rzuciła:

— Trafię do wyjścia. A ty od razu idź pod prysznic. Wyglądasz koszmarnie. Chociaż sukienka rzeczywiście jest przepiękna. Trafiona w punkt. Wypierz ją, nie wyrzucaj. Darowanej kiecce nie zagląda się w metkę, nawet jeśli ukradłaś ją narcystycznemu psychopacie. Pa!

Uśmiechnęłam się do niej. Kiedy tylko znikła mi z oczu, poczułam, jak opuszczają mnie resztki sił. Powoli skierowałam się do łazienki nieopodal mojego pokoju. Po drodze zaczęłam rozpinać haftki sukienki. Zzułam buty i zostawiłam je na korytarzu. Rozpuściłam włosy. Zaraz po przekroczeniu progu łazienki zrzuciłam z siebie sukienkę. Materiał opadł miękko na wyłożoną kafelkami podłogę.

Weszłam pod prysznic i przekręciłam kurek. Pozwalałam, by woda spłukała ze mnie krew, pot, odłamki szkła i nagromadzone emocje. Użyłam mydła o zapachu mleka i lawendy. Jego zapach zwykle mnie uspokajał, ale dziś to nie wystarczało. Buzujące we mnie uczucia domagały się ujścia i znalazły je. Moje gorące łzy mieszały się z wodą z deszczownicy. Szorowałam ciało i myłam włosy, a jednocześnie płakałam. Po miesiącach trzymania się w ryzach nareszcie przez chwilę mogłam być słaba. Wreszcie przez moment nie było wokół mnie nikogo, kto by mnie oceniał, kto by wymagał, kto miałby żądania, bym stała się kimś, kim nie jestem.

Czy kiedykolwiek ktoś zaakceptuje mnie taką, jaka jestem w tym życiu?

Wreszcie zakręciłam kurek i wyszłam spod prysznica. Chwilę później, owinięta miękkim ręcznikiem, udałam się do sypialni.

— Nareszcie — westchnęłam, zamykając drzwi.

Włączyłam lampkę nocną. Zobaczyłam wielki kształt na środku pokoju. Z wrażenia puściłam ręcznik. Przede mną stał ogromny kosz pełen białych róż. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że do jednej z nich przypięto bilecik.

Przepraszam. G.

Bez emocji wpatrywałam się w karteczkę. Wreszcie wsadziłam ją pomiędzy kwiaty, a potem z trudem wyciągnęłam kosz za drzwi. Już miałam je zamknąć, gdy pod wpływem impulsu wyciągnęłam jedną idealną różę. Położyłam ją na jednej z poduszek u wezgłowia. Ostatkiem sił zarzuciłam na siebie koszulę nocną, po czym zwinęłam się na łóżku i, utulona zapachem róży, natychmiast zasnęłam.

Podziało się! Jak Wam się podobała karuzela emocji odczuwanych przez bohaterów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro