Nowe możliwości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozbudzałam się powoli. Promienie zimnego słońca wpadały do wielkiej sypialni przez ogromne okna ciągnące się od podłogi po sufit. Miejsce, w którym byłam, nie przypominało mieszkania, w którym zasypiałam. Wszystko tutaj ociekało złotem. Meble z ciemnego drewna były starannie obrobione, a ich niezwykłe zdobienia mnie zachwycały. Ciemnozielone dodatki sprawiały, że wnętrze nie było zimne, lecz zachęcające. Ja sama znajdowałam się w ekstrawaganckim łożu z baldachimem. Obok mnie leżał śpiący Gerard. Uniosłam rękę, by odgarnąć niesforny kosmyk z jego czoła.

Mężczyzna poruszył się, a wizja zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i zapach, który nareszcie udało mi się zidentyfikować.

Chypre.

— Co mówiłaś? — spytał Gerard zaspanym głosem, przyciągając mnie do siebie.

— Zapach szyprowy — wyjaśniłam. — Klara pachnie ziołowo, Daniel kojarzy mi się z cedrem, ale twój zapach jest inny. Szyprowy.

Czułam, jak za moimi plecami Gerard kiwa głową.

— Moc emanuje z nas na różne sposoby. Każdy posiada pewną aurę, a w zależności od rodzaju Mocy otaczają nas też różne zapachy.

— A ja? Czym czuć moją magię?

— Niestety nie pomogę ci. Znam ten zapach, kojarzy mi się z czymś, ale nie potrafię znaleźć odpowiedniego określenia.

Trudno. Może kiedyś się dowiem.

— Jak się czujesz?

— O niebo lepiej. Dziękuję — szepnął mężczyzna i pocałował mnie w szyję. — Nie wiem, czy przeżyłbym, gdyby nie twoja pomoc.

Obróciłam się do niego i popatrzyłam mu prosto w oczy.

— Nie myśl sobie, że kiedyś pozwolę ci mnie zostawić — rzekłam, a moje słowa zapieczętował rozbłysk Mocy.

— Zapamiętam to, moja Księżniczko — obiecał Gerard. — Umieram z głodu. Idziemy zjeść śniadanie?

Wspomnienie o posiłku uświadomiło mi, że od tygodni normalnie nie jadłam. Niemal wyskoczyłam z łóżka, by nareszcie spożyć należytą porcję kalorii. Okazało się, że lodówka Gerarda jest pusta – logiczne, skoro tyle czasu go nie było – więc kiedy ja brałam prysznic i robiłam kawę, on wyskoczył na szybkie zakupy. Niemal rzuciłam się na jedzenie, nie zawracając sobie głowy odgrzewaniem czegokolwiek. Kiedy zaspokoiłam pierwszy głód, odchyliłam się na krześle i powiedziałam wreszcie to, co wisiało między nami od dłuższego czasu.

— Musimy ostatecznie przenieść się do Eregii.

Gerard nie wyglądał na zaskoczonego. Poparzył na mnie uważnie i, upiwszy łyk mocnej, czarnej kawy, zauważył:

— Danielowi się to nie spodoba. Uważa, że nie jesteś gotowa.

— I ma rację — zgodziłam się. — Nigdy nie będę. Ale to nie oznacza, że możemy dłużej zwlekać. Eregia mnie potrzebuje. Wzywa mnie. Czuję to każdą komórką swojego ciała.

Petri odłożył kubek, ujął mnie za ręce i rzekł:

— Zróbmy to.

Zrobiło mi się gorąco. Poczułam rumieniec wpełzający na twarz.

Gerard uśmiechnął się szelmowsko.

— Miałem na myśli przeniesienie do Pierwszego Świata, ale dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie wszystko kojarzy się z jednym.

W tym momencie musiałam być już cała czerwona.

— Co powiesz na to, abyśmy ten dzień spędzili jak każda normalna para? A jutro zwołamy naradę, podczas której oświadczysz wszystkim, jaką decyzję podjęłaś.

Wiedziałam, że jego słowa mają drugie dno, w końcu wciąż nie poinformowaliśmy Daniela o tym, że dokonałam wyboru, jednak perspektywa całodziennej randki z Gerardem była zbyt kusząca, bym miała psuć ją zamartwianiem się na przyszłość, choćby i bardzo bliską.

— Zacznijmy od wyjścia do kina — poprosiłam. — Uwielbiam kino.

***

Para weszła jako pierwsza. Na jej twarzy malowała się mieszanina zaciekawienia, ekscytacji i niepewności. Zauważyła, że ją obserwuję. Wzruszyła ramionami, wyprostowała się i weszła dalej. Kolejna wchodziła Klara. Już przy wejściu zdjęła buty, kurtkę, a następnie wygodnie usadowiła się na narożniku, podkulając pod siebie zmarznięte stopy. Daniel zamykał pochód. Miał pochmurną minę. On także bez zbędnych słów zajął miejsce.

Wstałam. Ze zdenerwowania zaczęły mi się pocić dłonie. Uznałam, że nie będę owijać w bawełnę.

— Nadeszła pora, byśmy przenieśli się do Eregii. Wszyscy i ostatecznie.

Odsunęłam od siebie myśl, że to oznacza rozłąkę z rodziną, której może już nigdy nie zobaczę.

— Nie jesteśmy gotowi — rzekł Daniel zgodnie z moimi przewidywaniami. — To misja samobójcza.

— Nigdy nie będziemy. Tylko teraz mamy pewną przewagę: element zaskoczenia. Nikt o zdrowych zmysłach nie porwałby się na nic podobnego. Sprawmy, by Celtiber i Felicien dowiedzieli się, że wszyscy jesteśmy szaleńcami. — Wzięłam głęboki oddech. — Zaczniemy po cichu. Mamy już sojuszników. Wieści o wyswobodzeniu więźniów się rozniosą, a Gerard postarał się, by owe działania kojarzono z moim imieniem. Właśnie teraz mamy szansę, na którą czekaliśmy. Ludzie zyskali nadzieję na lepsze jutro. Na stabilną Moc w Eregii. Na lepsze plony. Bezpieczniejszą przyszłość dla swoich dzieci. Musimy to wykorzystać.

Daniel potoczył wzrokiem po Strażniczkach, szukając w nich ostatniej ostoi rozsądku.

— Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że zawsze będę po jej stronie — uprzedziła Klara. — Nawet, jeśli to oznacza rzucenie nas na pewną śmierć. Do czego, nawiasem mówiąc, nie dojdzie, mam nadzieję.

Francuz popatrzył na Parę.

— Zgadzam się z Laurą — powiedziała. — Byłam tam. Słyszałam to. Ludzie mają nadzieję. Powtarzają po cichu jej imię. Incydent z Tamrynu zyskał nowy wydźwięk, bo skojarzono dziewczynę, która przy pomocy magii wody obroniła dziecko przed Bellindą, z osobą, w imieniu której oswobodzono więźniów, w tym mojego ojca, który serdecznie wam dziękuje. Podobnie jak ja.

Skrzyżowałam spojrzenie z Danielem.

— Bez ciebie nic się nie uda — kusiłam dalej. — Tylko ty znasz swego ojca na tyle dobrze, żeby przewidywać jego ruchy. Tylko ty zostałeś naprawdę przeszkolony do tego zadania. Poza tym jesteś najlepszym strategiem. — Podeszłam do niego i wzięłam go za rękę. — Proszę.

Ku mojemu zaskoczeniu Strażnik wyszarpnął dłoń. Wstał, chwycił kurtkę i nim otworzył drzwi, rzucił, odwrócony do nas plecami:

— Wrócę.

Trzasnęły drzwi.

Poczułam na talii dłonie Gerarda.

— Słyszałaś go. Wróci. Na najlepsze pomysły wpada w ruchu i samotności.

— Oby się zgodził — odezwała się Klara. — Inaczej będziemy w czarnej...

— Mówiłam prawdę — wpadła jej w słowo zamyślona Para. — Ludzie naprawdę w ciebie wierzą, w to, że możesz odmienić ich los. Nie chciałam tego mówić wcześniej, ale... po Eregii już krążą opowieści i pieśni sławiące twoje dokonania, zanim tak naprawdę cokolwiek zrobiłaś. Przypominają, jaka byłaś kiedyś. I jaka była twoja matka, najsilniejsza Królowa w naszej historii. Poddani zastanawiają się, ile z jej Mocy odziedziczyłaś. Wychwalają twoją urodę i to, że pomogłaś tamtej dziewczynce. Nazwali cię Eherre Bonn, Piękną Wybawicielką.

Skrzywiłam się na to określenie.

— Jestem dożywiona i czysta. To więcej, niż można powiedzieć o niemałej części społeczeństwa. Nie ma powodów, by od razu wygłaszać peany na temat mojej urody.

— Przestań — rozkazała Lenfel. — Jesteś przyszłą Królową. Nie pora na skromność. Wszystko, co może przeważyć szalę zwycięstwa na twoją stronę, jest mile widziane. I jeśli nazywają cię piękną, twoim obowiązkiem jest nie podważać ich słów, tylko uśmiechnąć się promiennie i dać im to, czego oczekują.

Miała rację.

Uniosłam ręce, jakbym chciała się bronić.

— Zrozumiałam. Tylko nie bij.

Para zmarszczyła brwi.

— Nie zamierzałam cię bić.

— Tak się tylko mówi — wyjaśniła Klara.

— Pod pewnymi względami przypominasz mi Celtibera — westchnęłam. – Jemu też trzeba wszystko tłumaczyć. Ciągle zapominam o różnicach kulturowych.

— To poczekaj, aż znajdziesz się w Eregii...

Gerard położył przed nami kubki z gorącą czekoladą. Ten dźwięk nałożył się z odgłosem otwieranych i zamykanych drzwi, więc zdziwiliśmy się, usłyszawszy głos Chevaliera. Jego policzki zaróżowiły się od zimna, a na ciemnych włosach topniały płatki śniegu. Oczy błyszczały, zdradzając głęboko skrywane emocje.

Na ten widok Para przygryzła wargę. Obserwowałam ją uważnie, ilekroć Strażnik pojawiał się w polu widzenia.

— Zgadzam się—zaczął Daniel, a w jego tonie wibrował francuski akcent, co zdradzało wewnętrzne napięcie. — Ale mam kilka warunków.

— Zamieniamy się w słuch — rzekł Gerard.

— Po pierwsze... — Strażnik pokazał jeden palec. — Macie bezwzględnie realizować opracowany plan. Po drugie — kolejny palec wystrzelił w powietrze — koniec z samowolką i narażaniem się. — Posłał mi znaczące. — Po trzecie, będziemy poruszać się po spirali, poczynając od obrzeży kraju, a na jego ścisłym centrum kończąc. Po czwarte... — Zgromił wzrokiem Klarę, która chciała o coś zapytać. – Po czwarte, nie będziemy marnowali zasobów materialnych ani ludzkich, co oznacza, że, na ile to możliwe, postaramy się zapewnić bezpieczeństwo naszym zwolennikom. Nie możemy dopuścić do tego, by tracić obdarzonych.

— Brzmi logi... — zaczęłam.

— Po szóste! — Francuz podniósł głos. — Księżniczka i Strażniczki mają cały czas szkolić swoje Moce. Będziecie harować do upadłego, żeby nauczyć się tyle, ile tylko się da, dzięki czemu może przeżyjecie.

***

Czekałem w domu Laury. Dokładnie tak, jak prosiła. Chociaż wolałbym być teraz obok niej i mieć pewność, że jest bezpieczna. Nie wiedziała, że skoro wymusiła na mnie obietnicę, że nie będę jej śledził, poprosiłem o to Daniela. W związku trzeba mieć pewne tajemnice.

Stałem w kuchni i obserwowałem, jak Eliza wyciąga ciasto z piekarnika. Matka Laury miała w sobie coś z tancerki, coś filuternego i pełnego gracji. Zacząłem dostrzegać w niej to, co wcześniej urzekło ojca Laury oraz Feliciena. Kobieta ukroiła nam po kawałku jeszcze parującego deseru i zaprosiła mnie do stołu. Po domu rozszedł się cudowny zapach tarty z żurawiną.

— Zawsze uważałam, że o trudnych sprawach najlepiej rozmawiać przy czymś na osłodę — odezwała się pani Leszczyńska.

— Moja matka miała podobne zdanie — przyznałem, zastanawiając się, jakie trudne sprawy może mieć na myśli matka Laury.

Prawie się zakrztusiłem, gdy spytała:

— Jak długo jeszcze zamierzacie się ukrywać?

— Proszę? — udało mi się wydusić z siebie pomiędzy napadami kaszlu.

— Och, nie udawaj. — Machnęła łyżeczką. — Matki widzą takie rzeczy. Trzymacie związek w tajemnicy przed Danielem? To bardzo głupi pomysł. Marszczysz się — zauważyła, a do mnie dotarło, że rzeczywiście marszczyłem brwi, więc natychmiast je wygładziłem. — Zakładam więc, że to wymysł Laury. Boicie się jego reakcji? — Kiedy nie odpowiedziałem, dodała: — Nie mogę się oprzeć, by nie zauważyć, że Chevalierowie nie mają szczęścia w miłości, jeśli chodzi o kobiety z naszej rodziny.

Powoli odzyskiwałem rezon.

— Powiemy mu w końcu. Na razie Laura nie chce robić sensacji z naszego związku.

— Gdy Daniel dowie się, że to zatailiście i niepotrzebnie tyle czasu robił sobie nadzieję, będzie dużo gorzej — uznała Eliza. — Afekt Daniela był widoczny już od ich pierwszego spotkania. Szczerze mówiąc, myślałam, że coś z tego będzie. Była między nimi jakaś chemia. Ale potem Laura spotkała ciebie i Daniel nie miał już żadnych szans. Cóż, serce nie sługa. Wiem coś o tym.

Zamilkła na moment, ale zaraz potem śmiało popatrzyła mi w oczy i spytała:

— Kochasz moją córkę?

Nareszcie zadano mi pytanie, na które mogłem udzielić jasnej odpowiedzi.

— Tak.

Widocznie to ją zadowoliło, ponieważ nie kontynuowała tematu. Dokończyła jeść tartę.

— Bądź tak dobry i idź po Parę, jest w łazience na górze. Słowo daję, dziewczyna wygląda, jakby ciągle nie dojadała.

Posłusznie wstałem, ukłoniłem się lekko, przypominając sobie, jak to się robiło w Eregii. Pani Leszczyńska zarumieniła się i chociaż różniła się od Laury, teraz dostrzegłem podobieństwo między nimi, bo zachowywały się podobnie. Odprawiła mnie ruchem ręki.

Już na schodach spotkałem Parę, która stała nieruchomo jak rzeźba.

— Czy to prawda? – spytała. — Jesteście razem? Tak, jak kiedyś?

Czyli wszystko słyszała.

— Tak, to prawda.

— Dlaczego to ukrywacie? — zapytała ostro.

Rozłożyłem ręce.

— To nie jest pytanie do mnie.

— Pobierzecie się?

Chyba dziś nadszedł dzień składania ważnych deklaracji.

— Jeśli tylko Laura zgodzi się zostać moją żoną.

Eregianka skinęła głową, w pełni akceptując taką odpowiedź.

— Dopytujesz, bo chcesz wiedzieć, czy możesz otwarcie manifestować swoje uczucia względem Daniela? — odbiłem piłeczkę.

Para posłała mi spłoszone spojrzenie. Przypominała wystraszoną łanię.

— Wszyscy wiemy, że coś do niego czujesz. Rozumiem, że między wami do czegoś doszło?

Lenfel otworzyła i zamknęła usta. Potem zebrała się w sobie.

— Tak. Chyba. To znaczy... Pocałował mnie wtedy, w Eregii. Po spotkaniu z Veronem. Może zrobił to, żeby mi coś udowodnić, ale może... — urwała, speszona.

— Może on też czuje coś do ciebie i jak tylko odpuści sobie Laurę, spojrzy na ciebie inaczej — dokończyłem.

Dziewczyna odwróciła wzrok. Jej policzki oblały się wdzięcznym różem.

— Skoro Księżniczka wybrała ciebie...

— Co takiego?

Obróciliśmy się w stronę wejścia. W otwartych drzwiach, przez które wpadało zimne powietrze, stała Laura, a tuż za nią znajdował się Daniel. To on zadał pytanie. Oboje wciąż mieli na sobie zimowe płaszcze i buty, wokół których zaczynały tworzyć się maleńkie kałuże.

— Wybrałaś jego? — zapytał Chevalier, patrząc to na mnie, to na Laurę, która wyglądała, jakby pierwszy raz w życiu zabrakło jej słów. — Jak długo to trwa? Jak długo bawiłaś się moim kosztem?

Laura kręciła głową.

— To zupełnie nie tak, nie chciałam się tobą bawić, ja...

Dalsza część zdania została zagłuszona przez odgłos trzaskania drzwiami.

Wiedziałem, że to się źle skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro