Po drugiej stronie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chorowałam z nerwów i przejęcia. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, nie mogłam się skoncentrować. Nie, kiedy na zmianę – a czasem jednocześnie – Klara, Gerard i Para przebywali w Eregii, narażając życie, by pomóc mi odzyskać tron.

Odzyskać.

Wciąż nie do końca potrafiłam myśleć o tym w ten sposób. W końcu dla mnie wszystko działo się pierwszy raz. Laura zprzeszłości i obecna ja byłyśmy dwiema różnymi dziewczynami, aż czasemdostawałam mentalnego zeza od metaforycznego popatrywania to na jedną, to nadrugą z nas. Jedyne, co – wedle opowieści – miałyśmy wspólne, to miłość do ludzi. Kochałyśmy otaczające nas osoby i poświęciłybyśmy dla nich wszystko. Tamta Księżniczka zapewne także cierpiała, zamartwiając się o ukochanego i przyjaciółki.

Minął miesiąc, odkąd ostatni raz zobaczyłam Gerarda. Strażnicy, a więc Klara, Daniel oraz Para, robili krótkie wypady do Pierwszego Świata, po czym wracali do mnie. Jednak misja Gerarda opierała się na jego stałej obecności w Eregii, na cichych próbach zjednania sobie szlachty i uzyskania jej pomocy w odbiciu Lenfela i Feliciena. Codziennie modliłam się, aby mu się powiodło. Co noc nie mogłam zasnąć, ponieważ brakowało mi jego bliskości, jego uśmiechu, jego troski.

Krótko mówiąc, usychałam z tęsknoty.

A Daniel, który nadal nie wiedział o naszym związku, nie miał litości. Właśnie siedziałam w jego mieszkaniu i udawałam, że słucham wykładu, który kiedyś mógł mi uratować życie, podczas gdy tak naprawdę moje myśli obsesyjnie krążyły wokół Gerarda.

— Gdzie jesteś?

Uzmysłowiłam sobie, że Daniel zadaje to pytanie trzeci raz.

Potrząsnęłam głową, próbując skoncentrować się na siedzącym przede mną Strażniku.

— Wybacz, odpłynęłam myślami.

— Trudno było nie zauważyć — przyznał Chevalier. Po chwili dodał: — Martwisz się o niego. Bądź spokojna, poradzi sobie.

Nic nie odpowiedziałam. Odwróciłam wzrok w stronę okna. Po szybie spływał zimny, późnojesienny deszcz. W kroplach odbijały się światła ulicznych latarni, co dawało magiczny efekt. Zwykle bym się nim zachwyciła. Dziś nie miałam do tego głowy.

— Opowiedz mi coś o nim — poprosiłam cicho.

Daniel nie pytał, dlaczego mi na tym zależy. Zamiast tego doprecyzował tylko:

— Chodzi ci o Gerarda z Pierwszego czy Drugiego Świata?

Było mi to obojętne. W jego wypadku była mowa o jednej i tej samej osobie. Kiedy moje milczenie przedłużało się, Daniel rozsiadł się wygodniej i zaczął mówić kojącym tonem:

— Urodził się w Sztokholmie. Jego rodzice byli przejazdem w Szwecji, gdy zaczął się przedwczesny poród. Jego matka była Włoszką z Wenecji, a ojciec chyba Austriakiem, ale pewnie to już wiesz.

Nie wiedziałam. Rzadko rozmawialiśmy z Gerardem o rzeczach związanych z nim i jego rodziną, jakby ten temat nadal był dla niego bolesny.

— Co się stało z jego rodzicami w Eregii? — spytałam cicho.

— Zginęli w czasie walk. W chwili, w której zdrajcy zaatakowali Biały Pałac, uderzono także w Skalny Zamek. Nie udało się nawet odnaleźć ciał Remii i Amalguna.

Czyli dwa razy utracił rodziców. Serce mnie zabolało, gdy wyobraziłam sobie, co musiał wtedy czuć. Miałam nadzieję, że w tym życiu nie straci już żadnej ważnej dla niego osoby.

***

W tym dziwnym czasie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem moja tęsknota za Gerardem i strach, że jego misja się nie powiodła, a on sam już do mnie nie wróci, osiągnęły apogeum. Chodziłam jak we śnie, ledwo rejestrując, co się dzieje wokół. Przebywające ze mną Strażniczki robiły, co mogły, by przemówić mi do rozsądku, Para nawet na mnie nakrzyczała, że władczyni nie może być tak słaba, ale jej słowa odbijały się ode mnie niczym ziarenka piasku. Wiedziałam, że Lenfel ma rację, lecz to i tak niczego nie zmieniały.

— Zrobię ci herbatę z miodem na wzmocnienie — rzekła Klara z westchnieniem.

Osowiale pokiwałam głową.

Para stała przy oknie. Ręce miała założone na piersi. Całe jej ciało wyrażało irytację, kiedy popatrywała to na mnie, to za okno wychodzące na ośnieżony ogród. Widziałam, że dziewczyna szykuje się do tego, by udzielić mi kolejnej reprymendy, ale zanim zdążyła się odezwać, wyczułam zmianę w powietrzu, a świeżo rozbudzona nadzieja sprawiła, że serce mi zadrżało.

Niewiele myśląc, zerwałam się z miejsca, przewracając krzesło, i pobiegłam do hallu. Biegłam prosto w sam środek lustra, jakbym chciała zderzyć się w jego taflą. W oczach miałam łzy, przez które świat stał się niewyraźny. Przyspieszyłam.

Zamiast uderzyć w lustro, wpadłam w ramiona Gerarda. W chwili, w której poczułam jego znajomy zapach zmieszany z czymś metalicznym, o czym nie chciałam teraz myśleć, rozpłakałam się na całego.

O nic nie pytał. Po prostu objął mnie, pocałował w czubek głowy i wyszeptał:

— Jestem tu, skarbie.

Mój płacz przerodził się w szloch. Wyrzucałam z siebie emocje nagromadzone w ostatnich tygodniach i miesiącach. Nareszcie mogłam to zrobić.

— Bałam się o ciebie — wyznałam.

— Wiem — rzekł Gerard, a jego głos wtłaczał się w moje komórki niczym eliksir uzdrawiający. — Przepraszam, że tak długo kazałem ci czekać.

Powoli się uspokajałam. Niechętnie odsunęłam się od mężczyzny i przypatrzyłam mu się. Miał dłuższe włosy, niemal tak długie, jak w mojej wizji, w której widziałam jego martwe ciało. Policzki były lekko zapadnięte, jakby ostatnio nie dojadał, a oliwkowa cera przybrała niezdrowy odcień. Jednak jego czarne oczy patrzyły na mnie tak, jak zawsze.

Już w dniu, w którym się poznaliśmy, powinnam była dostrzec ten ocean miłości.

— Klara zrobiła herbatę — powiedziałam, biorąc ukochanego za rękę.

Obróciłam się w stronę kuchni. Klara i Para, z ledwo widoczną aurą świadczącą o tym, że jeszcze chwilę temu były przygotowane do walki, zaalarmowane moim nietypowym zachowaniem, wpatrywały się w Gerarda z przejęciem. Nieco dalej, bliżej drzwi wejściowych, stał Daniel. Trzymał ręce w kieszeniach spodni, ale mimo nonszalanckiej pozy widziałam, że jest spięty.

Wszyscy czekali na wieści.

Zasiedliśmy przy kuchennym stole.

W milczeniu obserwowaliśmy, jak Gerard pije herbatę. Patrzyłam, jak jego grdyka porusza się, kiedy mężczyzna przełyka. Jeśli miałam być szczera, jego opowieść nie była dla mnie tak ważna, jak fakt, że mam go już obok siebie.

— Wszystko przebiegło zgodnie z planem — zaczął. — Udałem się do Laviosa mieszkającego nieopodal Mascaves. Początkowo skłaniał się ku temu, by odrzucić propozycję, którą złożyłem mu na balu Celtibera. Za nim stało paru innych przedstawicieli Średniej Szlachty, więc jego zdanie było kluczowe. Nie przemawiały do niego obietnice bogactwa czy przywilejów, nie wierzył, że poziom Mocy w Eregii wróci do dawnej świetności, ponieważ pogłoski o powrocie Księżniczki wydawały mu się fantasmagoriami naiwnych. Wtedy zrobiłem coś, czego może nie powinienem był. Pokazałem im dowód na potwierdzenie moich słów.

Wyjął z kieszeni pomiętą fotografię i mój portret, który kiedyś naszkicował Daniel. Pamiętałam tamten dzień. Wydawało mi się, jak gdyby to było wieki temu.

— Nie zależało nam na utrzymaniu mojego aktualnego wyglądu w tajemnicy?

— Zależało — wycedził Daniel. — Mam nadzieję, że ryzyko się opłaciło.

— Dopiero to przekonało Laviosa, że to wszystko prawda — argumentował Gerard. Nie żałował tego, co zrobił, a mimo to się tłumaczył. To wiele mówiło o stanie, w jakim się znajdował. — Był dzieckiem, kiedy jego rodzina przyjechała z audiencją na dwór Emerencji, ale pamiętał Księżniczkę. Po tym, jak doszliśmy do porozumienia, skontaktował się ze szlachcicami, których poznałem na tamtym balu. To Melchias i Avver. Przybyli do jego domu, odbyliśmy długie pertraktacje. Dotarło do mnie, że to ostatni dzwonek, by zdobyć poparcie ludzi pamiętających czasy Emerencji. Eregianie żyją dłużej, szczególnie ci obdarzeni silną Mocą, ale wszystko ma swoje ograniczenia. — Przerwał na chwilę. — Naszą kartą przetargową jest magia. Tylko jeśli Laura ponownie zapanuje nad Mocą Eregii, kraj będzie mógł znów poczuć jej pełnię. A nasza ojczyzna rozpaczliwie potrzebuje równowagi. Trzeba przyznać, że Celtiber robi, co może, ale dopóki żyje prawowita władczyni, nie ma szans na zajęcie jej miejsca, na ukierunkowanie Mocy. Skutki takiego stanu rzeczy odczuwają przede wszystkim zwykli mieszkańcy Eregii.

Para w milczeniu raz po raz kiwała głową. W napięciu czekała na najistotniejszą dla niej informację. Jej Moc wibrowała wokół niej w niecierpliwym oczekiwaniu.

— Uzgodniliśmy, że przeprowadzimy szturm na cytadelę w Niskich Górach. Założyłem, że to tam jest Lenfel, ponieważ wszystko pasowało do informacji, które Para uzyskała od Verona. Dookoła cytadeli są góry i jary, ale nie jest to twierdza nie do zdobycia. Co więcej, do środka prowadzi niestrzeżony kanał. Przemknęliśmy się tamtędy z niewielką grupą ludzi.

Gdyby Celtiber znał Władcę pierścieni, nie popełniłby takiego błędu.

— A skąd mieliście informacje o tym, gdzie uwięziono mojego ojca? – spytał Daniel.

Petri przetarł dłonią twarz. Wyglądał na wykończonego.

— Nie mieliśmy. Uznałem, że skoro to miejsce jest w zasięgu Celtibera, to Feliciena zesłano właśnie tam. Cytadela jest na tyle blisko dworu, że Celtiber mógł szybko dowiedzieć się o jego poczynaniach. Zaryzykowałem.

Chevalier pokiwał głową.

— W cytadeli znajduje się tylko więzienie? O ile dobrze pamiętam, głównym zadaniem cytadeli była obrona — powiedziałam.

— Dobrze pamiętasz — potwierdził Gerard. — A ja pamiętam tamtą konkretną cytadelę. Niegdyś posiadała też inne funkcje. Była koszarami dla młodych żołnierzy, stanowiła bezpieczne schronienie dla kupców przeprawiających się przez Niskie Góry, czasami pełniła funkcję składu drogich towarów.

Zwróciłam się w stronę Daniela.

— Ty też byłeś tam skoszarowany?

Francuz zaprzeczył.

— Bardzo szybko odkryto, że jestem naturalnym Strażnikiem. Nasze koszary są daleko na północy. Wysyła się nas na dwór dopiero, kiedy przejdziemy pełne szkolenie.

Para wciąż milczała. Jej twarz była jeszcze bledsza niż zwykle. Przypominała posąg z alabastru.

— Opracowaliśmy plan ataku. Nie było łatwo. Plotki mówią prawdę. Celtiber jeździ po kraju i osobiście ćwiczy wojowników. Są naprawdę dobrze wyszkoleni. Ale niektórym widocznie brakuje wiary w sens tego, co robią. Nie wiem, czy są źle opłacani, czy nie dba się o ich potrzeby, czy po prostu czują, że nie mogą osiągnąć maksimum swoich możliwości. Tak czy siak, nie wszyscy z nami walczyli. Część strażników na nasz widok po prostu odwracała się i szybko odchodziła. Inaczej nasze siły nie wystarczyłyby, aby oswobodzić waszych ojców. Nasze źródła niedokładnie oszacowały liczbę obrońców.

Skrzywił się.

— A co z alarmem? Nie wszczęto go? — spytał Chevalier, marszcząc brwi w skupieniu.

— Oczywiście, że wszczęto. W kilku miejscach jednocześnie. Lecz tylko Lavios i ja przeszliśmy kanałem pod cytadelą. Reszta ludzi natarła ze wszystkich stron, odciągając uwagę. Lavios również bywał niegdyś w cytadeli. Czasem w interesach, kilkukrotnie jako więzień. Pamiętał, gdzie znajdują się lochy. Zaprowadził mnie tam i rzeczywiście... znaleźliśmy Terenca Lenfela.

Para wstrzymała oddech.

— Żyje. — Gerard popatrzył na Eregiankę. — Twój ojciec żyje. Ukryliśmy go u Laviosa. Jest w złym stanie, jednak rokowania są dobre. Był głodzony i torturowany, ale ma silną wolę walki.

Blondynka ukryła twarz w dłoniach. Udawaliśmy, że nie słyszymy jej cichego płaczu ulgi.

— Był przetrzymywany w celi, w której nie mógł używać Mocy? — dopytałam, przypominając sobie okropne uczucie niemocy, które ogarniało mnie w lochach Celtibera.

Gerard kiwnął głową.

— Tak samo, jak pozostali więźniowie. Części z nich nie udało się uratować. Dla osób od zawsze przyzwyczajonych do posługiwania się magią taki gwałt na ich naturze to szok. Nie każdy to wytrzymuje.

— A co z moim ojcem? — zapytał wreszcie Daniel, a jego głos zabrzmiał głucho.

Gerard popatrzył mu prosto w oczy.

— Bardzo mi przykro.

Chevalier zamarł. Nawet aura, która go otaczała, zdawała się zastygnąć w bezruchu.

— Nie żyje? — spytała Klara.

— Żyje — odparł Petri, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. — Danielu, twój ojciec nas zdradził.

Kochani, miałam kończyć, ale jeszcze coś wpadło mi do głowy, więc proszę Was jeszcze o chwilę cierpliwości <3 

Cieszycie się, że tym razem nasi bohaterowie poznali prawdziwą naturę Feliciena?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro