Przebudzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Daniel smakował niczym wcielenie najsłodszego grzechu. Chciałam mu się poddać, zatonąć w tym doznaniu, rozsmakować się w nim. Mimo początkowego zaskoczenia Francuz chętnie oddał pocałunek. Powiódł palcami wzdłuż mojego ramienia, aż wreszcie położył mi rękę na karku, jego palce gładko wsunęły się w moje włosy. Westchnęłam, czując na sobie jego ciepłą skórę.

Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Wargi Daniela pieściły moje usta, kusiły mnie, przyciągały do niego niczym ćmę do światła latarni. Korzenno-słodki smak mężczyzny sprawiał, że kręciło mi się w głowie. Chciałam więcej i więcej. Owa dziwna potrzeba kłębiąca się we mnie rosła i rosła, aż wreszcie wylała się niekontrolowaną falą.

Poczułam, że robię coś bardzo, bardzo złego, coś, od czego moje serce przeszył ostry ból. Nie wiem, skąd wzięło się to wszystko, ale niechętnie odsunęłam się od Chevaliera, przerywając pocałunek. Na moment zamknęłam oczy, ponieważ ból we mnie przybrał na sile.

Kiedy uniosłam powieki, wszystko wokół się zmieniło.

Cały świat wokół mnie jaśniał, mienił się niczym śnieg w chłodnych promieniach zimowego słońca, jak najpiękniejszy brokat. Pierwszy raz w życiu widziałam wszystko tak wyraźnie. Wzięłam głęboki oddech. Moje płuca wypełniło nieznane mi dotąd poczucie spełnienia, euforii tak absolutnej, że przyćmiewała ona wszystko dookoła. Widziałam otaczające mnie srebrzysto-błękitne wstęgi światła, wyciągnęłam rękę, by dotknąć jednej z nich, a ona otuliła mą dłoń niczym ciepły, miękki szal z najdelikatniejszego jedwabiu. Smuga wniknęła głęboko w moją skórę, pozostawiając po sobie cudowny poblask.

Moje dłonie rozjarzyły się blaskiem. Cała moja skóra jaśniała, jak gdyby coś rozświetlało mnie od środka. Coś w moim wnętrzu wierzgnęło mocno i zaczęło rzucać się niczym zwierzę uwięzione w klatce. Nie mogłam dłużej tego utrzymać, ale nie chciałam tego robić. Nie powinnam dłużej się ukrywać.

Ukrywać się? Przed czym?

Energia kłębiąca się pod moją skórą otoczyła mnie błękitnawym kokonem. Uleczyła moje rany, przegnała smutek, który rozgościł się we mnie po wypadku, wypełniła pustkę, z istnienia której dotychczas nie zdawałam sobie sprawy. Pieściła moją skórę, przymilała się niczym kot stęskniony za swoim właścicielem.

Kokon rozpadł się na miliony świetlistych kawałków przypominających diamenty rozrzucone w powietrzu.

Rozpierająca mnie moc uspokoiła się, uciszyła, wróciła do mojego ciała.

Nie miałam pojęcia, co się ze mną stało.

Zdezorientowana popatrzyłam na Daniela. Mężczyzna przyglądał mi się, jego oszałamiająco zielone tęczówki zdawały się świecić blaskiem podobnym do tego, który do niedawna rozświetlał moją skórę. Nie wydawał się zaskoczony tym, co mi się przytrafiło.

— Zapomniałem już, jaka jesteś piękna. Jak wspaniała jest twoja Moc — szepnął z nabożnym zachwytem.

Co takiego?

— Co powiedziałeś?

Chevalier zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

Nakreślił dłonią znak, który przez moment zawisł między nami w powietrzu. Mienił się zielono jak oczy Francuza. Patrzyłam na to z otwartą buzią.

— Nie pamiętasz...?

— Nie pamiętam czego?

Zaczynało mnie to irytować.

— Nie pamiętasz! — Tym razem to było stwierdzenie podszyte zaskoczeniem. — Czy słowo Eregia coś ci mówi?

Pokręciłam głową.

— Czy to kolejna rzecz związana z umarłym demonem? — zapytałam, choć czułam, że to, co mi się przydarzyło, było dobre.

Widziałam szok na jego twarzy. Szybko zastąpiła go konsternacja. Nic nie odpowiedział.

Zezłościło mnie to. W moim uporządkowanym życiu pojawiło się ostatnio zbyt wiele niespodzianek i zmian. Musiałam uwierzyć w niemożliwe, nauczyć się bronić przed przerażającym potworem, a chwilę temu dosłownie świeciłam. Nie rozumiałam, co dzieje się wokół mnie i byłam zmęczona tym wszystkim, a kuriozalne zachowanie Daniela było kroplą, która przepełniła czarę goryczy.

— Czy możesz mi wreszcie powiedzieć, jasno i wprost, o co tu właściwie chodzi? — warknęłam. Miałam ochotę zgrzytać zębami.

— Chciałbym — odparł. — Jednak mam wrażenie, że nie powinienem tego robić. Powinnaś sama sobie wszystko przypomnieć. Ze mną dokładnie tak było, gdy przeszedłem Przebudzenie — dodał, jakby to mogło mi coś wyjaśnić. Na widok mojej miny kontynuował: — Przebudzeniem nazywamy moment, gdy w dziecku, bo zazwyczaj jest to dziecko, objawi się Moc. Jego magia, jego talent. Zazwyczaj dziedziczy się go po rodzicach, rzadziej po dalszych przodkach, ale nie jest to niemożliwe. Mieszkańcy Pierwszego Świata cały czas korzystają z magii.

Pierwszy Świat, zastanowiłam się, gdzieś już to słyszałam... Tylko gdzie?

Siedziałam na łóżku ze sceptycyzmem wymalowanym na twarzy. Przypomniało mi się jednak, jak Daniel opowiadał o umarłych aniołach. Wtedy też nie chciałam mu uwierzyć, a przecież miał rację.

— Czym jest Pierwszy Świat? — spytałam więc.

— To jedna z części Całości — wyjaśnił, jakby to cokolwiek znaczyło. — Miejsce, w którym aktualnie się znajdujemy, to Drugi Świat. Gorszy. Pozbawiony Mocy albo mający ją w niewielkim stopniu.

Powoli pokiwałam głową.

— Eregia — powtórzyłam dziwne słowo, które jakby zagnieździło się w mojej głowie. — Co to znaczy?

— To... kraj. — Daniel wyraźnie się zawahał. — Królestwo.

— Byłeś zaskoczony, że nie znam tej nazwy. Dlaczego?

Odniosłam wrażenie, że mężczyzna zataja przede mną coś bardzo ważnego.

— Nie wiem, ile powinienem ci powiedzieć, Lauro.

— Najlepiej wszystko.

— Nawet, jeśli to może wywrócić całe twoje dotychczasowe życie do góry nogami?

— Zwłaszcza wtedy.

Mierzyliśmy się wzrokiem. Starałam się, by moje spojrzenie było zdecydowane i władcze. Czułam, że muszę usłyszeć to, czego Daniel nie chce mi powiedzieć.

— Załóżmy, że wierzę ci, że posiadam jakąś moc... Skąd ona się wzięła?

— To nie „jakaś moc". To Moc — zaznaczył, jakby rzeczywiście była jakaś różnica. — Jedyna i potężna. Nie jestem teoretykiem, nie wyjaśnię ci dokładnie wszystkich zawiłości... — Westchnął, patrząc za okno. Ściemniło się już. — Nie wystarczy nam dziś na to wszystko czasu. Nadal musisz odpoczywać. Wkrótce poczujesz spadek energii, to normalne po Przebudzeniu. — Jak na zawołanie ziewnęłam tak potężnie, aż do oczu naszły mi łzy. — Wróćmy do tej rozmowy innym razem, na przykład wtedy, gdy zostaniesz sama w domu. Wtedy też nauczę cię, jak bronić się przed umarłym aniołem.

Skojarzyło mi się to z obroną przed czarną magią. Czy mój list do Hogwartu został nieopacznie pożarty lub zgubiony przez nierozważną sowę? Położyłam głowę na poduszce, wyobrażając sobie, co zrobiłabym takiemu głupiemu ptaszysku, które zaprzepaściłoby moją szansę na naukę w szkole magii. Niechybnie trafiłoby do piekarnika.

Przymknęłam oczy. Byłam taka śpiąca...

— Dlaczego mnie pocałowałeś? — spytałam sennie.

— Przecież to ty mnie pocałowałaś.

Słyszałam uśmiech w jego głosie.

Daniel przyklęknął przy łóżku i pogładził mój policzek. Niemal stykaliśmy się nosami.

— Myślałem o tej chwili od momentu, w którym cię zobaczyłem — szepnął. — Jest w tobie coś, co każe mi nieustannie o tobie myśleć. Zawsze tak było.

Zawsze?

— A ty? — zapytał. — Dlaczego zainicjowałaś tamten pocałunek?

Teraz zmęczenie było już wszechogarniające. W takich chwilach zawsze mówiłam pierwszą rzecz, która przychodziła mi do głowy. Bywałam wręcz oszałamiająco szczera. Nie inaczej było tym razem.

— Mam wrażenie, jakby coś mnie do ciebie przyciągało. Jakbyśmy byli powiązani.

— Bo właśnie tak jest — odparł Chevalier, przykrywając mnie kołdrą. Wstał. — Twoja Moc jest cudowna. Cała wprost nią emanujesz. Odpoczywaj, Księżniczko. Jak na Strażnika przystało, zapewnię ci spokojny sen.

Słyszałam, jak Daniel wypowiada słowa w jakimś nieznanym mi, melodyjnym języku. Poczułam przepływ energii, która musnęła moją skórę. Uśmiechnęłam się kącikami ust. Byłam bezpieczna. Zasnęłam, nim Francuz opuścił moją sypialnię.

Tej nocy także nawiedziły mnie sny. Przechadzałam się w nich po ogrodzie pełnym róż, a płatki każdego kwiatu miały kolor śniegu. Uniosłam jedną różę do twarzy. Kolec ukłuł mnie w palec, po którym pociekła kropla krwi. Spadła na białą sukienkę, w którą byłam ubrana.


I jak? Udało mi się kogoś zaskoczyć? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro