Rozstania i powroty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nigdy nie potrafiłam otworzyć oczu pod wodą. Straciłam orientację, wszędzie wokół była nieprzejrzysta, ciemnozielona woda. Serce biło mi coraz szybciej. Zamłóciłam rękami. Wiedziałam, że panika to najgorsze, co może mi się teraz przytrafić, dlaczego nakazałam sobie spokój.

I wtedy mnie olśniło. Wciąż z zamkniętymi oczami przywołałam magię i nakazałam jej wydostać mnie z rzeki. Być może włożyłam w to trochę zbyt wiele siły, ponieważ nagle otaczające mnie fale dosłownie wystrzeliły mnie w górę niczym korek od szampana.

W ciągu kilkunastu długich sekund, które przypominały zwolniony film, wydostałam się z wody, przefrunęłam nad pasem zieleni i z pełnym impetem uderzyłam o ziemię. Zabolało. Aż wydusiło mi całe powietrze z płuc. Przez chwilę nie wiedziałam, jak się nazywam, ale czułam, że boli mnie całe ciało.

— Lauro! — rozległ się znajomy głos. — Nic ci nie jest?

Otworzyłam oczy i tuż nad sobą zobaczyłam zaniepokojonego Daniela. Światło słoneczne prześwitywało między gałęziami drzew i rzucało tajemnicze cienie na twarz mężczyzny, uwydatniając jego kości policzkowe i wydobywając oszałamiającą zieleń jego oczu. Zamrugałam. Był tak przystojny, że aż piękny. Gdybym potrafiła malować, poprosiłabym go o pozowanie do aktu. To koniecznie musiałby być akt.

Uśmiechnął się figlarnie.

— Doceniam propozycję — powiedział. Jego oczy się śmiały. — Aczkolwiek lepiej skoncentruj się na pozostaniu przy życiu i odebraniu uzurpatorowi tego, co twoje.

Zmarszczyłam brwi. Powiedziałam to na głos?

— Tak — cicho roześmiał się Chevalier.

Chyba naprawdę mocno walnęłam się w głowię.

Daniel delikatnie pomógł mi usiąść. Przytrzymał mnie w tej pozycji, obejmując mnie ramionami. Był taki ciepły.

— Co z Celtiberem? — wycharczałam.

— Zakładam, że wrócił do Eregii — padła odpowiedź. — Atakowałem go z różnych stron, więc uderzył jednocześnie we wszystkich kierunkach, jak ty kiedyś. Ale wtedy ty go trafiłaś. Zaskoczyłaś nas obu. W każdym razie wykorzystał więcej Mocy, niż powinien, przez co niebacznie przebił barierę, w której cię trzymał i dostałaś rykoszetem. Widać nie przywykł do ograniczeń tego świata. W Pierwszym Świecie nie poszłoby nam tak łatwo.

Chevalier omiótł spojrzeniem moje ciało.

— Nie wygląda to dobrze — przyznał.

— Boli mnie ręka. I noga w kostce. I chyba uderzyłam twarzą w podłoże. Głowa mi pęka.

Ruszyłam się, by sprawdzić, czy na ziemi zostały ślady krwi. Przekonałam się, że tak. Skroń zaczynała piec, krew leciała mi już na oczy. Spróbowałam podnieść rękę, ale przeszył ją nagły ból. Modliłam się, by kość nie była złamana. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Adrenalina przestawała działać.

Daniel tymczasem oglądał kostkę, która już zaczynała puchnąć.

Patrzyłam, jak swoimi długimi palcami artysty muska skórę wokół urazu, czułam, jak przesuwa dłoń wzdłuż łydki, jak chwyta za stopę czy kolano, by sprawdzić stawy. Przełknęłam ślinę. Naprawdę zbyt mocno uderzyłam się w głowę. Musiałam zająć czymś myśli, by nie koncentrować się na sygnałach wysyłanych przez moje zdradzieckie, obolałe ciało.

Co się ostatnio ze mną działo? Ktoś rzucił na mnie urok?

— Długo wam zajęło przybycie tutaj? Gdzie Gerard? Nic mu się nie stało? — spytałam.

Il n'est pas là — rzucił Chevalier niby obojętnym tonem.

— Nie ma go? — powtórzyłam. — Jak to go nie ma?

— Wyjechał.

Wczoraj nic na ten temat nie mówił, pomyślałam. Zakłuła mnie dziwna niepewność. Czy nagły wyjazd może mieć związek ze mną? Nie, pewnie nie. Nie jestem pępkiem świata. Może musiał wyjechać w związku z pracą.

— Nie przestaje mnie nurtować to, w jaki sposób Celtiber potrafi cię wyśledzić w Drugim Świecie — mruknął Francuz. — Zabezpieczyliśmy twój dom przed wypływem Mocy, to samo zrobiliśmy z mieszkaniami naszej trójki. Rozumiem, że jesteś bardziej narażona, gdy opuszczasz mury domu, ale on znajduje cię po prostu zbyt łatwo. Najpierw taksówka, później ścieżka rowerowa...

— Może to kwestia środków lokomocji? — podpowiedziałam, choć nawet dla mnie brzmiało to nonsensownie.

— To bez sensu — przyznał Daniel.

Zastanowiłam się.

— A może otrzymuje informacje od pożeracza?

— A kiedy ostatni raz cię zaatakował? — spytał Daniel, a widząc moją konsternację, westchnął. — Sama widzisz. Dawno temu. Spostrzegł, że trudniej się do ciebie dostać i obrał inną taktykę. Pewnie będzie czekał w ukryciu na dogodniejszy moment. Który nie nastąpi — dodał, posyłając mi spojrzenie z ukosa — gdyż już wiesz, jak się przed nim bronić.

Obraz Daniela to się rozmywał, to powielał, aż w pewnym momencie było ich dwóch. Głowa bolała mnie coraz bardziej.

— Nie ma powodu, dla którego pożeracz miałby się z kimś dzielić... — Odniosłam wrażenie, że Daniel chciał użyć słowa „pożywieniem", ale w ostatniej chwili się zmitygował. — Ofiarą.

Wstał.

— Na moje oko kostka jest tylko skręcona, nie jestem pewien co do stanu ręki, ale twoja twarz wygląda co najmniej niewyjściowo. Odtransportuję cię do domu i zadzwonimy po Klarę. Ja jestem naprawdę kiepski w leczeniu. Szczytem moich możliwości jest wyleczenie zadrapania. A dzięki Medyczce do jutra nie będzie śladu po upadku.

— Nie mogę teraz wrócić — zaprotestowałam. — Cała moja rodzina tam jest... opuściłam dom w dość newralgicznym momencie.

— To może mieszkanie Klary?

— Klara w nocy wróciła do Krakowa. Jej mama wzięła dziś wolne, żeby z nią pobyć. Poza tym, jak by to wyglądało, gdybym weszła do ich domu w takim stanie, a wyszła już normalnie? Pani Ewa jest przecież lekarką.

— No dobrze. Czyli moje mieszkanie — westchnął. — Szkoda, bo jest najdalej. Spieszmy się, nigdy nie wiadomo, czy Celtiber kogoś tu nie przyśle. Ja bym tak zrobił. Co prawda jestem Rycerzem, ale z połamaną Księżniczką nie poradzę sobie z tabunem wojaków Celtibera.

Ból zaczynał zaćmiewać moje myśli. Starałam się zachować przytomność. Wtoczyłam się na rower, Daniel chwycił za kierownicę i ruszyliśmy. Zasłoniłam zdartą skórę twarzy włosami, by nie przykuwać niepotrzebnej uwagi. Przez dobrych kilkanaście minut przemieszczaliśmy się w milczeniu, każde pochłonięte własnymi myślami. W okolicach Wawelu Chevalier zaczął okazywać oznaki lekkiego zmęczenia.

— Lepiej zostawić ten rower — powiedziałam.

— Nie mogę nieść cię całą drogę — fuknął Francuz. — Muszę mieć wolne ręce, gdyby przyszło mi walczyć. Wszystko jest okej, po prostu prowadzenie roweru z pasażerem, czy też raczej pasażerką, nie jest zbyt wygodne.

Zamilkłam. Czułam się źle z tym, że tak obciążam Strażnika. Głowa bolała mnie coraz bardziej, nie mogłam ruszyć ręką, a noga była już porządnie spuchnięta. Na szczęście z każdym krokiem zbliżaliśmy się do mieszkania mężczyzny. Wreszcie Daniel przypiął rower na podwórzu, wziął mnie na ręce i zaniósł na piętro. Ze źle skrywaną ulgą położył mnie na sofie. Starałam się nie skarżyć, choć teraz bolało mnie już wszystko.

Dobiegło mnie jakieś francuskie mruczenie. Mojemu obciążonemu mózgowi chwilę zajęło rozszyfrowanie tej niewyraźnej wypowiedzi.

— Czy ty właśnie powiedziałeś, że jestem za ciężka?

Gerard nigdy nie wytykał mi tego, kiedy mnie nosił. Ale może po prostu nie mówił tego wprost do mnie. Zamrugałam, walcząc ze łzami i próbując odgonić niemądre myśli. Na marne.

Wiedziałam, że jestem wysoka i nie mam figury modelki, ale zwykle lubiłam swoje ciało. Teraz poczułam się dziwnie. I odruchowo porównałam się do Pary.

Désolé, ce n'est pas ce que je voulais dire. Po prostu odwykłem od takiej aktywności. — Zmienił temat. — Zadzwonię do Klary, powiem, że mamy sytuację awaryjną. Może uda jej się na chwilę wyrwać z domu.

Kwadrans później zdyszana Skalimowska pospiesznie mruczała inkantację. Czułam, jak impulsy Mocy zbierają się na jej palcach i przechodzą do mnie. Rude włosy opadały jej na oczy, gdy z opuszczonymi powiekami sondowała moje ciało. W powietrzu roznosił się przyjemny zapach ziół towarzyszący wykorzystywaniu jej uzdrowicielskiej magii.

Wreszcie odsunęła się. Na jej opalonej twarzy lśnił pot. Zużyła zbyt wiele Mocy w krótkim czasie.

— Pęknięta kość łokciowa, mocno skręcona kostka i uszkodzona skóra. Wszystko już załatane. Przez jakiś czas możesz odczuwać dyskomfort, ale wszystko będzie szło ku lepszemu. Do paru godzin nie powinnaś mieć żadnego widocznego śladu, więc będziesz mogła się dzisiaj pokazać w domu.

— Dziękuję.

— Zrobić ci kawę? — spytał Daniel, który do tej pory stał oparty o ścianę i z rękami założonymi na piersi.

— Dzięki, nie tym razem – odpowiedziała Klara. — Jestem wykończona, muszę wracać do siebie. W dodatku naprawdę chcę pobyć z mamą. Prawdopodobnie już wkrótce wrócimy do Eregii i to nie będzie możliwe. Lecę — powiedziała, wstając. — Zobaczymy się niedługo!

Po jej wyjściu Daniel zwrócił się do mnie.

— Wina? Kawy? Herbaty?

— Za ciepło na herbatę. Kawę poproszę. Pewnie nie masz bitej śmietany?

Od razu pożałowałam tego pytania. Przecież dopiero co Chevalier jawnie przyznał, że jestem zbyt ciężka. Powinnam przejść na dietę. Najlepiej natychmiast.

— Zaskoczę cię. Mam, tylko w spreju. Poczekaj, zaraz zrobię ci kawę.

Chwilę później popijałam zbyt gorący napój. Wolałam sparzyć sobie wargi niż zmuszać się do rozmowy, jednak w końcu nie wytrzymałam.

— Wiesz, dokąd udał się Gerard?

— Musiał nagle wyjechać. Wiem o tym, bo odwiedziłem go w mieszkaniu, żeby wymienić się kluczami. Zawsze to robimy, kiedy któryś z nas opuszcza miasto — wyjaśnił, widząc moją zaskoczoną minę. — Zabawiłem tam trochę dłużej, by zgłębić jego notatki, tylko dlatego odebrałem twoje wezwanie.

Zupełnie nieoczekiwanie usiadł tuż obok mnie, wyciągnął dłoń i pogładził mój policzek. Kiedy się odezwał, w jego głosie wybrzmiała nagła miękkość.

— Jak sprawy między wami?

— Zwyczajnie — powiedziałam natychmiast. Za szybko. Musiałam zmienić temat. — A w ogóle, to wkrótce będą moje urodziny. Mam nadzieję, że uda nam się wtedy spotkać w kompletnym składzie. Byłoby super, gdyby i Para mogła do nas dołączyć, ale ostatnio ciągle wszystko zatrzymuje ją w Eregii. Trochę się o nią boję. O to, czy nikt nie odkryje, że nie jest lojalna wobec Celtibera.

— Para jest bezpieczna. Oczywiście, na tyle, na ile może być w takiej sytuacji. Zostaje w domu właśnie po to, by nie dawać nikomu powodu do zainteresowania się nią. Zadbałem o to. — Urwał. Teraz to on zmienił wątek. — Nigdy nie przyszło mi do głowy, by zapytać, kiedy obchodzisz urodziny.

— Czternastego września. A ja wiem, że twoje są dwudziestego drugiego lutego, chociaż bardzo usilnie próbowałeś to ukryć. Zobaczyłam kiedyś twoje dokumenty.

Popatrzyłam Danielowi w oczy. Jego źrenice rozszerzyły się, a tęczówki przybrały barwę szmaragdów. Ciemne włosy zawadiacko opadały mu na brwi. Chevalier powoli przesunął dłoń po oparciu sofy, a następnie zsunął ją na moje ramię. Spuścił wzrok na moje usta.

Wstałam, zakręciło mi się w głowie, ale nie opadłam z powrotem na sofę. Wiedziałam, do czego zmierza Daniel i nie chciałam do tego dopuścić. Przywołałam szeroki uśmiech na twarz.

— Czuj się zaproszony na małe przyjęcie. Godzinę podam bliżej tej daty. A teraz muszę już iść.

Chevalier także się podniósł.

— Odwiozę cię. Nie mógłbym tutaj siedzieć i myśleć nad tym, że jesteś gdzieś bez eskorty. Nie po tym, do czego dzisiaj doszło.

— Niech ci będzie. — Wiedziałam, że opór jest daremny. — Jedźmy. Nie obraź się, ale pewnie zasnę, jak tylko zatrzasnę za sobą drzwi samochodu. To chyba efekt uboczny leczenia.

Dziś Daniel sobie u mnie zagrabił... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro