Szklany dywan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam. Obrzuciłam nieprzychylnym spojrzeniem pomiętą sukienkę rzuconą na podłogę. Nie chciałam jej teraz zakładać. Uznałam, że skoro przekroczyliśmy z Gerardem pewną granicę, nie będzie miał nic przeciwko, jeśli wezmę coś należącego do niego. Nie kłopotałam się zakładaniem biustonosza, włożyłam tylko męską koszulkę i figi. W takim stroju wyszłam z pokoju.

Zastałam Klarę suszącą głowę Gerardowi, który nonszalancko opierał się o kuchenny blat. Miał włosy w nieładzie, ślad po moich pocałunkach na szyi i bardzo zadowoloną z siebie minę. Na jego widok zrobiło mi się gorąco, a wrażenie to wzmocniło się jeszcze bardziej, gdy przeniósł wzrok ze Strażniczki na mnie. Uśmiechnął się szelmowsko, a moje serce fiknęło koziołka. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech.

— Co ty się tak... — zaczęła Klara i podążyła za spojrzeniem Petriego.

Wybałuszyła oczy, widząc mnie półnagą w salonie. Niemal mogłam usłyszeć tryby pracujące w jej głowie. Zrobiła trzy kroki do tyłu i ciężko opadła na kanapę. Patrzyła to na mnie, to na Gerarda. Zlustrowała mnie dokładnie, a w końcu odchrząknęła głośno.

— Czyli mam rozumieć, że dokonałaś wyboru — powiedziała oficjalnym tonem. Nie mogłam wyczytać z niej, czy akceptuje moją decyzję, czy też nie. — Jako Strażniczka Księżniczki jestem zobowiązana przypomnieć wam o konieczności wstrzymania się z pewnymi aktywnościami. Wciąż wyczuwam wasze aury, są silne jak zwykle, więc do niczego nie doszło, co mnie cieszy. Mam nadzieję, że tak zostanie. Poza tym — dodała, patrząc prosto na mnie — w Eregii mamy inne sposoby antykoncepcji, więc gdy nadejdzie czas, to znaczy noc poślubna — zaakcentowała te dwa słowa — nauczę cię, jak ją stosować.

Zamrugałam, nagle zawstydzona. Czym innym jest znaleźć się w sytuacji intymnej z ukochanym mężczyzną, a czymś zupełnie odmiennym – rozmawiać o tym z przyjaciółką stojącą na straży mojej cnoty.

— W każdym razie cieszę się waszym szczęściem. — Tym razem ton Klary nabrał miękkości. Wiedziałam, że mówi szczerze i kamień spadł mi z serca. Jejakceptacja wiele dla mnie znaczyła. — Czekam, aż powiecie Parze i Danielowi. Nie mogę doczekać się widoku ich min.

Grymas na jej twarzy upodobnił ją do rudego chochlika.

Zaśmiałabym się, gdyby nie jedna mała, malusieńka sprawa.

— Nie chcę na razie nikomu mówić — powiedziałam cicho, odwracając wzrok.

W salonie zaległa ciężka cisza. Coś za oknem trzasnęło głośno.

— Chyba coś źle usłyszałem — rzekł Gerard ostrzejszym tonem. — Coś o tym, że nie chcesz nikomu o nas mówić.

Powoli pokiwałam głową.

— Dlaczego? — spytała Klara.

Ponieważ nie chciałam ranić Daniela. Nie chciałam już teraz patrzeć, jak cierpi. Nie chciałam widzieć bólu w jego oczach. Nie chciałam go stracić. Tylko jak miałam im to wyjaśnić?

— Co tutaj robisz? — zapytałam, ignorując jej pytanie.

Klara popatrzyła na mnie, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robię – to znaczy zmieniam temat, jak zawsze, gdy rozmowa schodziła na kwestie dla mnie trudne czy niewygodne – ale zlitowała się i postanowiła nie drążyć. Przynajmniej na razie, bo wiedziałam, że w perspektywie czasu wydusi ze mnie wszystko, choćby miała stosować tortury fizyczne.

Nie wierzyłam też, że Gerard zostawi tę kwestię i przejdzie nad nią do porządku dziennego, ale chciałam dać sobie czas na właściwe ujęcie w słowa tego, co kołatało się w moim wnętrzu.

— Wyobraź sobie, że wracałam do domu, kiedy jakaś niewidzialna siła zaciągnęła mnie tutaj. Po prostu wiedziałam, że muszę tu przyjść, że jestem potrzebna, że coś się dzieje. Domyślam się już, co się stało — zachichotała. — To przez was piękny wieczór zmienił się w ulewę z błyskawicami. W październiku!

Wymieniliśmy z Gerardem tylko odrobinę zaskoczone spojrzenia. Mężczyzna przeczesał włosy ręką, a ja natychmiast poczułam, że chciałabym wsunąć palce w jego ciemne kosmyki o cynamonowym połysku.

Musiałam się opanować!

— Powinniście bardziej panować nad swoimi Mocami, gdy was ponosi — kontynuowała Strażniczka. — Dobrze, że jesteśmy w Drugim Świecie, bo w Eregii reakcja otoczenia mogłaby być o wiele silniejsza. To tak na przyszłość. — Wstała. — Skoro wiem już, jaki wiatr mnie tu przywiał, to nie będę dłużej wam przeszkadzać i ulotnię się.

— Zaczekaj — poprosił Gerard. Widziałam, że jest poirytowany kwestią utrzymania naszego związku w tajemnicy, jednak najwidoczniej miał do powiedzenia coś bardzo ważnego. — Może dobrze, że przyszłaś... Skoro już tutaj jesteś, to chciałbym coś powiedzieć. Daniel już wie, tak więc... — Wziął głęboki oddech, jakby to, co miał zamiar powiedzieć, mogło wiele zmienić. — Odkryłem lokalizację schronu, w którym Królowa rzuciła Zaklęcie Ostateczne. Czyli to, dzięki któremu teraz tu stoimy. To w nim znalazłam medalion, który podarowałem ci na urodziny — wyjaśnił, patrząc na mnie. Błyskotka na mojej szyi zrobiła się cieplejsza i wydzielała energię rezonującą we mnie niczym bicie drugiego serca. — Magazyn jest nienaruszony. Znajdują się w nim monety, kosztowności, eliksiry i zapasy medyczne. Wszystko, dzięki czemu łatwiej nam będzie zrzucić Celtibera z tronu. Planowałem wkrótce wyruszyć na poszukiwanie pozostałych schronów, ponieważ pamiętam, że Emerencja mówiła o kilku głównych kryjówkach. Miałem ci powiedzieć... — urwał z wbitym we mnie wzrokiem.

Zaniemówiłam. Ta wiadomość wszystko zmieniała. Nagle uzyskaliśmy finansowanie naszej rebelii, schronienie na wypadek konieczności ucieczki przed sługusami Celtibera oraz miejsce wypadowe na eskapady, w czasie których werbowalibyśmy nowych zwolenników zmiany władzy.

Podeszłam do kanapy i usiadłam obok Klary.

— To oznacza tylko jedno... — zaczęła moja przyjaciółka, biorąc mnie za rękę.

— ... pora wyruszyć do Eregii — dokończyłam, ściskając jej dłoń.

Wszystko inne zbladło w obliczu tych rewelacji.

***

— Łokieć wyżej. To może pomóc ci zachować cenne sekundy — powiedział Daniel, klaszcząc rytmicznie w dłonie. — Un, deux, nadgarstek miękko. Trois, quatre, dłoń prosto do góry. Moc przepływa przez palce i kontroluje Moc. Cinq, six, palce w prawo, zaciśnij je. Zbierasz magię. Sept, huit, wewnętrzna część nadgarstka do góry, wnętrze dłoni w dół. Bien. Od początku.

Poprawiłam się i znów wykonałam pełną sekwencję. Powtarzałam to już ponad dwadzieścia razy, starając się wsłuchać w swoje ciało, moją magię i głos Strażnika.

— Pamiętaj, że nie można polegać wyłącznie na Mocy. Jesteś silna, ale nawet tobie może po prostu jej zabraknąć. — Urwał na moment. — Dlatego mam coś dla ciebie.

Rozproszyłam się.

Daniel skwapliwie to wykorzystał. W mgnieniu okna znalazł się przy mnie i podciął mnie bez ostrzeżenia. Momentalnie straciłam grunt pod nogami. Zderzenie z ziemią wydusiło mi powietrze z ust. Chevalier pochylił się nade mną z pokrętnym uśmieszkiem.

— Spodziewaj się niespodziewanego.

— Uduszę cię — wysapałam.

— Przypominam, że nie chciałaś taryfy ulgowej — odparł ze śmiechem, wyciągając do mnie dłoń.

Skorzystałam z jego pomocy. Nie zdążyłam jeszcze podnieść się do pionu, a już ponownie wylądowałam na ziemi. Daniel jednym, płynnym ruchem znów mnie przewrócił. I nawet się przy tym nie spocił. Nienawidziłam go w tym momencie.

— Auć! To już chyba przesada!

— Ostrzegałem — zaśmiał się. — Na polu bitwy nikt nie będzie dla ciebie uprzejmy. Naucz się liczyć wyłącznie na siebie i nie ufać nikomu. Myślałem, że pojedynek z Klarą nauczył cię tego, ale widocznie trzeba było ci przypomnieć tę cenną lekcję. Szkoda, że Mistrzyni Rinna nie żyje — westchnął, a w jego zielonych oczach pojawił się szacunek i smutek. Widocznie wspomniana kobieta była kimś dla niego ważnym. — Była twoją nauczycielką i miała do ciebie świetne podejście. To dzięki niej potrafiłaś walczyć zarówno przy pomocy magii, jak i rozmaitych broni. I była genialna w tym, co robiła.

To brzmiało trochę tak, jakbyśmy były ze sobą blisko. Ciekawe, czy w tym życiu również bym ją polubiła?

— Co się z nią stało?

— Podczas ataku na Biały Pałac była na pierwszej linii. Spadła na nią część zburzonej wieży. Nie miała szans na przeżycie.

Bez słowa sama podniosłam się z ziemi i stanęłam w pozycji bojowej. Tym razem przezornie otoczyłam się barierą. Jednak Danielowi nie w głowie były dalsze docinki. Wspomnienie Rinny zostało z nim na dłuższą chwilę, lecz kiedy udało mu się z niego otrząsnąć, klasnął w dłonie, a w jego rękach pojawiły się dwa najprawdziwsze sztylety. Różniły się stylem, długością i zdobieniami, ale oba wyglądały na ostre. Blask jesiennego słońca odbijający się od krawędzi metalu przyciągał mój wzrok niczym magnes.

— Wyczarowałeś je? — spytałam oczarowana.

— Coś ty. Nie można czegoś wyczarować ot, tak. — Pokręcił głową. — Nie, przeniosłem je tu z mojego mieszkania. To jedna z moich podstawowych umiejętności. W końcu nigdy nie mogę być bezbronny, skoro mam chronić ciebie i pozostałych.

Nagle znowu poczułam ukłucie winy. Wiedziałam, że powinnam wyznać Danielowi, że związałam się z Gerardem, ale nie mogłam tego zrobić. Zanadto bałam się jego reakcji. Zamiast tego po prostu wyciągnęłam dłoń w stronę broni.

— Mogę?

Pierwszy sztylet okazał się lżejszy, niż myślałam. Zdobiony uchwyt świetnie leżał w dłoni. Ostrze było dość masywne, trójkątne, otoczone półkolistym jelcem. Obróciłam broń w ręce. Potem przeniosłam wzrok na drugi sztylet. Miał proste ostrze i fantazyjną głownię, w której umieszczono czerwony kamień.

— To lewak — wyjaśnił Daniel. — Za to tamten egzemplarz to cinquedea. Niegdyś ten model był popularny we Włoszech, więc mogłaś coś o nim słyszeć.

Cinquedea. Pięć palców, przetłumaczyłam od razu. Pewnie chodzi o szerokość rękojeści.

— Jest wygodny i uniwersalny — kontynuował Chevalier, dając mi do ręki także drugą broń. — Dobry do szybkiej akcji. Mimo szerokiego ostrza łatwo ukryć go w fałdach płaszcza czy sukni.

— Podejrzewasz, że gdyby doszło do bitwy, będę walczyć w sukni balowej? — zaśmiałam się, lecz urwałam nagle.

Przypomniał mi się koszmar, w którym zaatakowali mnie przemieńcy. Wtedy miałam na sobie długą suknię, a w rękach trzymałam miecz, który parę razy zaczepił się o spódnicę. Może jednak warto było nauczyć się walczyć w takim stroju.

— Nie podejrzewam. — Francuz wzruszył ramionami. — Jestem pewien, że nadarzy się okazja, gdy będziesz zmuszona, by walczyć, kiedy będziesz nosić coś mniej wygodnego od dresu. I właśnie dlatego od dziś na każdy nasz trening masz przychodzić inaczej ubrana.

Moje brwi same powędrowały do góry. Okręciłam się w miejscu. Dałam ręce za siebie, jednocześnie wypinając pierś.

— Taka ci się nie podobam?

— Oboje wiemy, że nie powinienem odpowiadać na to pytanie — odpowiedział Daniel z błyskiem w oku. Jego tęczówki pociemniały. — Następnym razem załóż szpilki i długą spódnicę. Minimum do połowy łydki. Chyba nawet teraz są takie modne, więc pewnie masz jakąś w szafie.

— Masz jeszcze jakieś preferencje? — zapytałam, zbliżając się do niego. — Kolor bluzki, długość kolczyków? — Urwałam na moment. — Dekolt?

Podeszłam tak blisko Strażnika, że nie pozostało mu nic innego, jak tylko mnie objąć. Aromat cedru przybrał na sile. Posłałam Chevalierowi zalotny uśmiech.

— Widzisz? — wymruczałam, patrząc mu prosto w oczy. — Jak się postaram, to potrafię.

Daniel niespodziewanie zamrugał i spojrzał w dół. Kątem oka ujrzał ostrze sztyletu skierowane dokładnie w jego jabłko Adama.

— Nieźle — szepnął z uznaniem.

— Na twoim miejscu bym się nie ruszała — Mój ciepły oddech połaskotał go w ucho. — Drugie ostrze też jest starannie wymierzone.

Mężczyzna odsunął się delikatnie, zerknął niżej i zamarł. Lewak był wymierzony dokładnie w jego krocze. Nie trzeba być doświadczonym wojownikiem, by znać słabe punkty każdego mężczyzny.

W ogrodzie wybrzmiał gromki śmiech.

— No, no! — zawołał Gerard, który jak zwykle zmaterializował się znikąd. — Chevalier, stworzyłeś potwora!

Podszedł do nas. Mimowolnie śledziłam każdy jego krok, każdy ruch. Gerard poruszał się z surowym wdziękiem. Nie jak urodzony tancerz, nie jak szermierz, lecz jak przywódca. Przełknęłam ślinę, bo nagle zaschło mi w gardle.

— Nie wiem, jak wy — odezwałam się — ale ja rozpaczliwie potrzebuję czegoś do picia. Zostawiam was na moment.

Idąc do domu czułam na sobie wzrok obu mężczyzn. Przed oczami stanęła mi twarz Gerarda, gdy prosił, byśmy ujawnili nasz związek. Zastanowiłam się, co jest ze mną nie tak, że nie umiałam tego zrobić.

Skierowałam się do kuchni. Szybko postawiłam na tacy szklanki, wsadziłam do nich plasterki cytryny i zalałam je wodą. Podniosłam tacę i już chciałam wrócić do Gerarda i Daniela, lecz w chwili, w której przekroczyłam próg kuchni, poczułam silne uderzenie, które zwaliło mnie z nóg. Kolejny raz tego dnia zderzyłam się z ziemią i straciłam dech w piersi. Szklanki rozbiły się w drobny mak kilka centymetrów przed moją twarzą. Hałas był nieznośny. Uniosłam głowę i popatrzyłam na szklany dywan tuż przed moją twarzą.

— Zostawiam was na chwilę i zastaję taki bajzel... — Z oddali dobiegł mnie głos Klary.

Zaraz przybiegli do mnie mężczyźni.

Nieoczekiwanie ciężar na mnie poruszył się i jęknął. Nagle poczułam, że już nic nie przyciska mnie do podłogi. Gerard pomógł mi się podnieść i przycisnął mnie do siebie.

Naprzeciw stała Para podtrzymywana przez Daniela. Jej włosy były w nieładzie, ubranie potargane, a na twarzy widniało brzydkie otarcie, które na naszych oczach zaczęło się goić, kiedy tylko Klara położyła rękę na szyi Ereganki. Z przerażeniem zanotowałam fakt, że suknia Lenfel była kompletnie zniszczona, pobrudzona czymś i poplamiona krwią. Spojrzałam Parze w oczy, ale jeszcze zanim to zrobiłam, wiedziałam, co w nich zobaczę. Szok, upokorzenie, zawstydzenie i poczucie winy.

Dokładnie tak wyglądało moje spojrzenie, kiedy wróciłam do domu po nieudanej próbie gwałtu.

Podeszłam do niej i przytuliłam ją delikatnie. Zaskoczyło mnie to, że dziewczyna przylgnęła do mnie i zaczęła szlochać w moich ramionach.

— Nie wiedziałam, dokąd indziej mogłabym się udać — załkała zamiast powitania.

— Co się dzieje? – spytał Daniel.

— Mają go. Mają mojego ojca!

Kochani! 7 rozdziałów do końca!

Ciekawi jesteście, ile się może jeszcze wydarzyć? <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro