Z deszczu pod rynnę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rana się zabliźniła, ale dokuczał mi ból głowy. Najchętniej przespałabym resztę dnia. Leżałam na łóżku, wsłuchując się w trzaskanie drzwi od łazienki. Nasłuchiwałam, kiedy przyjdzie moja kolej. Po trzecim trzaśnięciu niechętnie wstałam. Weszłam na wąskie przejście prowadzące do łazienki ze spojrzeniem wbitym w podłogę. Niemal od razu w coś uderzyłam. Instynktownie zrobiłam krok do tyłu. I niechybnie spadłabym ze schodów, gdybym w panice nie zamachała rękoma i nie chwyciła się czegoś twardego i śliskiego.

– Lecisz na mnie? – usłyszałam pytanie. – Wystarczyło powiedzieć.

Podniosłam wzrok i dosłownie zaparło mi dech.

Gerard, który dopiero co wyszedł z łazienki owinięty tylko w ręcznik zakrywający go od pasa w dół, wciąż miał mokre włosy. Ciemne kosmyki zwijały się w niesforne, falowane pasma. Kilka z nich opadło na czoło mężczyzny. Jego niemalże czarne oczy lśniły od skrywanego ognia, który utrzymywała w ryzach wyłącznie tama silnej woli mężczyzny. Musiał dopiero co się ogolić, bo na linii żuchwy została mu drobna ranka. Skóra Petriego była czysta, wilgotna, pachnąca cytrusowym żelem pod prysznic. Miał ciemną karnację, ale teraz wydawało mi się, że wręcz ematuje wewnętrznym ciepłem i odbija światło wiszącej nieopodal lampy.

Wreszcie dotarło do mnie, że kurczowo trzymam go za umięśnione ramiona, a on z kolei chwycił mnie w talii, przez co stykaliśmy się brzuchami.

Chyba na moment zapomniałam, jak się nazywam.

Wiedziałam, że powinnam się od niego odsunąć, ale nie potrafiłam tego zrobić.

– Zaraz ktoś nas zobaczy – szepnęłam w końcu.

– Nie możemy do tego dopuścić – przyznał mężczyzna i jednym ruchem wciągnął mnie do zaparowanej łazienki.

Trzasnęły drzwi.

Kiedy tylko zostaliśmy sami, Gerard przycisnął mnie do siebie i pocałował zaborczo, jakby bał się, że ucieknę. Smakowałam go niczym najlepsze wino i rozkoszowałam się każdą zakazaną sekundą, gdy mnie dotykał.

– Nie masz pojęcia, jakiego stracha mi dziś napędziłaś – powiedział Petri pomiędzy urywanymi oddechami.

Teraz przypomniałam sobie, że o ile Gerard wygląda niczym Adonis, ja jestem brudna, zakrwawiona, spocona i w ubraniach, które nadają się tylko do kosza. Nagle się zawstydziłam. Odwróciłam głowę w bok.

– Coś nie tak? – spytał mężczyzna, próbując pochwycić moje spojrzenie.

– Ustalaliśmy inne zasady – skłamałam, gdyż prawdziwy powód mojej nagłej rezerwy był tak trywialny i dowodzący mojej próżności, że wolałam zachować go dla siebie.

Petri przyjrzał mi się uważnie. Odsunął się i zlustrował mnie wzrokiem.

– Muszę ci się do czegoś przyznać – powiedział niskim głosem, od którego dostałam gęsiej skórki. Zaczęłam szybciej oddychać. – Nigdy nie byłem dobry w trzymaniu się zasad.

Ledwie wyrzekł te słowa, a znów znalazł się tuż przy mnie. Przycisnął mnie do ściany, a potem wziął na ręce. Czułam jego palce zaciskające się na moich udach. Objęłam go za szyję i pozwoliłam sobie na ostatni sekretny pocałunek.

Jakie było moje zaskoczenie, gdy Gerard razem ze mną wszedł pod prysznic, a potem znaleźliśmy się pod strumieniem ciepłej, czystej wody. Jęknęłam cicho, czując jej pieszczotę na skórze. Nareszcie wszystkie doświadczenia tego dnia zaczęły mnie opuszczać, mięśnie się rozluźniły i nawet ból głowy nie był tak dokuczliwy. Gerard delikatnie postawił mnie na ziemi. Zaczął rozmasowywać mi ramiona i barki. Jego dotyk sprawiał cuda i przenosił mnie do innej rzeczywistości. Wystawiłam twarz pod strumień z deszczownicy, by zmyć krew i brud zlepiające moje włosy. Gerard przesunął dłonie wzdłuż mojej szyi, przetarł kciukami policzki, po czym wsunął palce w moje loki. Zerknęłam w dół. Podłoga pod nami była różowa od mojej krwi.

Przeniosłam wzrok nieco wyżej, na ręcznik owinięty wokół talii mężczyzny. Materiał nabierał wody i było tylko kwestią czasu, aż spadnie. Zacisnęłam zęby i szybko uniosłam wzrok, zanim zdążyło przyjść mi do głowy coś głupiego, jak na przykład zerwanie ręcznika.

Zauważyłam, że Gerard wpatruje się w coś na moim dekolcie. Okazało się, że nad lewą piersią miałam drobne zadrapania, których dotychczas nie zauważyłam. Petri niczym w amoku sięgnął ku nim i musnął je opuszkami palców, jednocześnie wysyłając ku mnie falę swojej magii.

Ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu wraz z Mocą leczniczą Gerard wysłał do mojego ciała także zupełnie inny impuls. Z moich ust wyrwał się zduszony okrzyk. Zacisnęłam uda. Nie miałam pojęcia, że magia może tak działać.

– Powiedz mi, Lauro – mruknął mężczyzna, uważnie mi się przypatrując, jakby podobała mu się moja reakcja na jego działania. – Bardzo lubisz tę koszulkę?

Pokręciłam głową.

– Nigdy więcej nie zamierzam jej zakładać.

– To właśnie chciałem usłyszeć.

Jednym ruchem rozdarł t-shirt, a skrawki materiału rzucił w kąt. Zaczął całować moją skórę. Czułam jego gorące usta na szyi, piersiach i brzuchu. Nie umiałam się zmusić do tego, by to przerwać, ale także nie chciałam, by to się skończyło. Gerard rozpiął moje szorty i zsunął je ze mnie, gładząc dłońmi moje nogi. Na moment przytulił głowę do mojego brzucha, jego mokre włosy mnie łaskotały. Potem wstał i z namaszczeniem obejrzał moje ciało, po którym dalej spływały strumienie wody. Może powinnam się zawstydzić, bo miałam na sobie tylko ciemny stanik i figi, ale w tej chwili czułam się tak piękna, jak nigdy wcześniej.

I chciałam mieć go jak najbliżej siebie. Wyciągnęłam ręce i przyciągnęłam Gerarda. Kiedy nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, znowu zabrakło mi tchu. Czułam jego spragnione wargi, twarde mięśnie pod mokrą skórą, jego zapach, od którego kręciło mi się w głowie, jego bliskość. Czułam, że pragnie mnie tak bardzo, jak ja pragnę jego.

Chciałam się zatracić, bo w tej chwili nie liczyło się nic innego. Nie było walki o tron, nie było sekretnego świata, nie było żadnych ludzi poza nami dwojgiem.

Ręcznik nareszcie spadł na podłogę. Jedynym, co dzieliło nas od siebie, była moja bielizna. Gerard właśnie sięgnął do zapięcia stanika, gdy drzwi do łazienki gwałtownie się otworzyły.

– Przepraszam, Laura! – Głos był przytłumiony przed wodę i nasze płytkie oddechy. – Strasznie przepraszam, ale jest mi tak niedobrze, a łazienka na dole jest zajęta!

Zamarliśmy, wpatrzeni w siebie szeroko otwartymi oczami, jakbyśmy dopiero teraz zrozumieli, do czego prawie doprowadziliśmy.

Na niebiosa, ogień, który płonął w oczach Gerarda, sprawiał, że byłam skłonna rzucić na szalę przyszłość swoją i tysięcy ludzi, byle tylko poczuć go w sobie.

Klara wybrała właśnie ten moment, by głośno zwrócić zawartość żołądka. Często tak reagowała na stres, a ten dzień nie należał do najspokojniejszych.

Zamrugałam szybko.

Klara! Nie mogła zobaczyć, że byłam tu z Gerardem! Musieliśmy wykorzystać moment, gdy szarpały nią mdłości.

– Idź. – Moje usta ułożyły się w to jedno krótkie słowo, choć nie wydobył się z nich żaden dźwięk, który mógłby nas zdradzić.

Petri skinął głową, pocałował mnie na pożegnanie i czmychnął spod prysznica. Przed opuszczeniem łazienki obrócił się i mrugnął do mnie.

Spłoniłam się rumieńcem, gdy zauważyłam, że jego ręcznik leżał u mych stóp. Zanim zamknęłam oczy, przez parę długich sekund zdążyłam się napatrzeć na Gerarda w pełnej krasie. Ukryłam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że ten widok będzie powracał do mnie w snach.

– Nienawidzę tego – wyjęczała Klara znad toalety.

Było mi jej niesamowicie żal, ale mała część mnie cieszyła się, że przyjaciółka nie zauważyła Gerarda.

Dokończyłam mycie się przy akompaniamencie żołądkowych ekscesów Skalimowskiej, po czym owinęłam się suchym ręcznikiem i zeszłam na dół, by zaparzyć jej herbaty miętowej.

Na szczęście nie spotkałam nikogo po drodze.

Jak wrażenia? :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro