Zaproszenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam otoczona gęstą, czerwoną łuną gniewu, która z każdym oddechem wdzierała się do mojego ciała. Wczorajsza rozmowa z Danielem wciąż rezonowała w mojej głowie. Dotarło też do mnie, że ubiegłej jesieni straciłam jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. Planowano za mnie, ale nikogo tak naprawdę nie obchodziło, jak się czuję z tą wielką bombą, która na mnie spadła wraz z Mocą i świadomością, że jestem wcieleniem jakiejś magicznej Księżniczki. W dodatku wszyscy oczekiwali, że podobnie jak reszta od razu pokocham Eregię całym sercem i będę gotowa poświęcić dla niej całe dotychczasowe życie.

A takiego!

Oddychałam ciężko. Kilka drinków, które wypiłam tego wieczoru, pozwoliło mi się nieco rozluźnić, ale wiedziałam, że jeśli zobaczyłabym teraz którąś z osób odpowiedzialnych za moje obecne położenie, marny byłby jej los. Atmosfera wokół była przepełniona Mocą, która tylko czekała na uwolnienie. Musiałam myśleć o tym, by nie pozwolić jej uciec z mego ciała. Wzięłam kilka głębokich wdechów, licząc, że to pomoże mi się uspokoić.

Poruszyłam palcami i obserwowałam przeskakujące pomiędzy nimi srebrzyste iskry czystej magii.

– Jesteś zajęta?

Błyskawicznie uniosłam głowę i popatrzyłam na stojącego w progu Daniela. Ciemne włosy opadały mu zawadiacko na czoło, ręce miał założone na piersi. Na jego widok coś we mnie pękło. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i ujrzałam, jak ku mężczyźnie lecą iskry, które dopiero co skrzyły się na opuszkach moich palców.

Francuz, mimo zdumienia, natychmiast się osłonił. Widząc to, tym razem w pełni świadomie posłałam Moc. Pokój wypełniła jasna poświata. Daniel stał w miejscu, wciąż otoczony niewidzialną barierą, którą rozciągnął na swoje otoczenie, próbując ochronić domowe sprzęty. Nic nie mówił, nie prosił, by przestałam. To rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Iskry powoli stawały się coraz bardziej podobne do smug przypominających biały ogień.

Wreszcie, w chwili, w której poczułam, że Moc nie wylewa się już ze mnie wartkim strumieniem, wstałam i zaczęłam krzyczeć, a po moich policzkach ściekały wielkie, gorące łzy:

– To wszystko twoja wina, wszystko zaczęło się od ciebie! Gdybyś nigdy się tu nie zjawił, to by się nie stało! Nie musiałabym teraz myśleć o tym, ilu ludzi będę mieć na sumieniu! Ile razy będę musiała kłamać, walczyć albo decydować o czyjejś śmierci! Nie zastanawiałabym się, co poczuje moja rodzina, jeśli zdecyduję się ją porzucić! Nie chcę tego wszystkiego! Gdyby nie ty i Gerard, wciąż żyłabym w normalnym świecie! Ja byłabym normalna!

I niepełna, podsunęła mi świadomość.

Zamknij się!

– Nie chciałam tego wszystkiego! – Głos mi się załamał, gdy obnażałam przez Chevalierem swą duszę. – Chciałam wieść szczęśliwe życie u boku ukochanej osoby, mieć dom, dzieci, pracę. Nic specjalnego, po prostu dobre życie.

Daniel opuścił osłonę. Magia rozproszyła się, tworząc coś na kształt świetlików, które wypełniły pomieszczenie. Chevalier podszedł i objął mnie delikatnie. Moje łzy kapały na jego koszulę. Stałam prosto, sztywna i niedostępna, z rękoma wzdłuż ciała.

– Nikt z nas tego nie chciał – powiedział mężczyzna, gładząc moje włosy. – Ja też planowałem zostać artystą albo jeszcze kimś innym, znaleźć żonę i spędzić z nią długie lata. A Gerard naprawdę chciał podróżować, uwielbia to. O Klarze nie wspominam, ty znasz ją najlepiej. – Po chwili dodał: – Żadne z nas nie wybrało takiego życia.

– A jednak nikt nie dał nam wyboru.

Byłam wściekła także na Emerencję, która dziś jak na złość się nie pojawiła.

Chevalier pocałował mnie w czubek głowy i odsunął od siebie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Drżącą ręką sięgnęłam po szklankę, w której wciąż pozostała odrobina whisky. Francuz zdecydowanym ruchem wyjął naczynie z mojej dłoni i odstawił poza mój zasięg.

– Pominąłem ten szczegół, bo nie wiedziałem o twoich skłonnościach do zaglądania do kieliszka, ma chérie. Kieliszek dobrego wina to jedno, ale nigdy nie nadużywaj alkoholu ani żadnych innych używek. Jesteśmy bardziej podatni na ich wpływ i możemy wyrządzić więcej szkód niż przeciętny człowiek.

– Wszystkiego mi zabroń – burknęłam.

– Brzmisz jak naburmuszona nastolatka. Istne l'enfant terrible.

Zmilczałam, ograniczając się do łypania na Daniela ze złością.

– Najwyższy czas, by zadbać o jej gruntowną edukację, nie uważasz? – rozległ się trzeci głos. Gerard stanął w drzwiach, opierając się niedbale o futrynę. We właściwy sobie sposób pojawił się całkowicie bezszelestnie. – Te okruchy informacji i kilka podstawowych czarów to za mało. Nawet podstawy podawane przez Klarę to tak naprawdę niewiele, tyle, ile wiedziałoby kilkuletnie eregiańskie dziecko. W obecnej chwili niewiedza Laury może przyczynić się do znacznych szkód, od podpalenia domu zaczynając, a na ciężkich obrażeniach ciała kończąc.

– Nie wydaje mi się, by to był najlepszy pomysł – nie zgodził się Daniel, po czym zwrócił się do mnie: – Musi być jakiś powód, dla którego twoje wspomnienia nie powróciły. Dopóki go nie odkryjemy, nie powinniśmy podejmować pochopnych decyzji.

Miałam tego dość. Wstałam i zrobiłam krok, by chwycić szklankę z whisky.

– Gdzieś mam ostrożność i podejmowanie samych bezpiecznych decyzji – wycedziłam przez zęby.

Nagle prąd ciepłego powietrza pochwycił szklankę i zaraz po tym naczynie znalazło się w dłoni Gerarda. Szybko wychylił całą zawartość i nawet się nie skrzywił.

– Dość alkoholu na dziś, moja droga. Nie chcemy puścić domu twoich rodziców z dymem. A jeśli koniecznie chcesz dowiedzieć się czegoś przydatnego, chodź ze mną – dodał z błyskiem w ciemnych oczach.

Ucieszyłam się, że porozmawiamy z daleka od zachowawczego Francuza. Musiałam się powstrzymywać, by na odchodnym nie pokazać Danielowi języka. Podeszła do Petriego, który wziął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. W ciszy weszliśmy po schodach i przemierzyliśmy ciemny korytarz. Znaleźliśmy się w mojej sypialni, będącej od niedawna jedynym miejscem, gdzie czułam się spokojnie i bezpiecznie. Zamknęłam za nami drzwi.

– Chcę dowiedzieć się wszystkiego – oznajmiłam hardo, odwracając się do Petriego.

Gerard nie odezwał się, lecz podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i pocałował. Zaborczo i stanowczo, mocno przyciskając wargi do moich ust, jak gdyby to miał być nasz ostatni raz. Smakował whisky. Jego dłonie błądziły po moim ciele, przyciskały mnie do niego. Mimo zaskoczenia poczułam, że zaczynam zatracać się w jego pieszczotach, więc odsunęłam się od mężczyzny i powiedziałam słabym głosem:

– Miałeś mi powiedzieć coś ważnego, a nie rzucać się na mnie!

Czułam gorący rumieniec wstępujący na moje policzki.

– Właśnie pokazuję ci doskonały sposób na uspokojenie się i oswojenie energii, która cię rozpiera – wymruczał mężczyzna, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Lecz jeśli wolisz, wymyślę coś innego... jak okrążenia wokół domu.

– Nie – wyrwało mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.

Bez zbędnych wstępów Petri znów mnie pocałował. Jego silne ciało przypierało mnie do drzwi. Mężczyzna wsunął palce w moje włosy. Przedtem nawet nie wiedziałam, że to uwielbiam, a przecież w tej chwili to wydało się takie oczywiste. Pogłębiliśmy pocałunek. Z gardła wyrwał mi się cichy jęk, gdy poczułam, jak bardzo Gerard mnie pragnie.

To go otrzeźwiło. Przerwał pocałunek i uderzył ręką w drzwi. Rozległo się głuche stuknięcie. Gerard przyłożył swoje czoło do mojego i stał tak z zamkniętymi oczyma. Czułam emanującą od niego magiczną energię.

Znowu to samo. Co tym razem zrobiłam nie tak?

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wypowiedziałam tę myśl na głos, dopóki nie usłyszałam odpowiedzi.

– Nic, kochanie. Jesteś cudowna jak zawsze. I właśnie dlatego to igranie z ogniem.

Niczego już nie rozumiałam. Petri przytulił mnie do siebie.

– Było nam ze sobą dobrze – wymruczał Gerard w moje włosy.

– Nie rozumiem – skłamałam.

– Byliśmy szczęśliwym małżeństwem – kontynuował Petri. – Mam dość tego, że mnie nie pamiętasz. Chciałbym, byśmy znowu byli dla siebie równie bliscy. Nie ma dnia ani nocy, by mi ciebie nie brakowało, ale nie chcę wywierać na tobie żadnej presji. Tym razem to ma być twoja decyzja. Przepraszam, że ci ją utrudniam.

Zrozumiałam, co próbował mi wyjaśnić. Podziękowałam losowi za to, że mężczyzna nie widzi teraz mojej twarzy. Rumieńce paliły mi policzki. Krew szybciej krążyła i teraz nie była to zasługa whisky. Czułam, że jestem o krok od zrobienia czegoś bardzo głupiego.

Właśnie otwierałam usta, by coś powiedzieć, kiedy w domu rozległ się głośny huk, a po nim nastąpiło gorączkowe pokrzykiwanie. Jak na komendę wypadliśmy z sypialni i odruchowo wznieśliśmy bariery ochronne. Kiedy zbiegaliśmy w dół, Petri wyprzedził mnie, przeskakując po kilka stopni na raz.

Okazało się, że źródło hałasu mieściło się w salonie rozjarzonym teraz wszystkimi lampami. Zmrużyłam oczy, chroniąc je przed nagłą zmianą oświetlenia, mimo to nie zwolniłam.

– Co tu się dzieje?! – huknął Gerard, stając w miejscu.

Wpadłam na niego w pełnym pędzie. Potknęłam się i upadłabym, gdyby nie przytrzymał mnie delikatny ruch powietrza, zupełnie jak kiedyś na Wawelu. Szybko odzyskałam równowagę.

– Te przeklęte meble przewracają się przy najsubtelniejszym dotyku! – pomstowała Para, rozcierając sobie goleń.

– Nie nazwałbym twojego przybycia subtelnym – syknął Chevalier, stękając przy przesuwaniu narożnika na miejsce, w którym stał poprzednio. – Wyskoczyłaś z portalu i przeturlałaś się aż tutaj z takim impetem, jakby cię stado demonów goniło!

Eregianka zmroziła go wzrokiem.

– Co tutaj robisz? – spytałam, zaszokowana widokiem dziewczyny w Drugim Świecie.

– Przybyłam, by dostarczyć coś, do zdobyłam wyłącznie cudem – odparła Para, prostując się z godnością. Wyjęła z kieszeni papeterię mieniącą się złotem i ozdobioną żółtymi różami. – Mam zaproszenie na bal, który odbędzie się za dwa tygodnie w rezydencji Celtibera. Wchodzi jedna kobieta i jeden mężczyzna.

Poczułam jednocześnie lęk, ekscytację i satysfakcję. Wrócę do Eregii!

Zignorowałam wwiercające się we mnie spojrzenie Daniela.

Jak widać, alkohol nie służy zdrowiu (i nie sprzyja bezpieczeństwu!)... bo jak inaczej wyjaśnić atak Laury na Daniela? Jakie są Wasze wrażenia po tym rozdziale? Cieszycie się, że znowu przeniesiemy się do Eregii? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro