Zazdrość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez chwilę trwaliśmy w pełnym niedopowiedzeń milczeniu.

– Uwierz mi – rzekł cicho Petri nachylając się ku mnie. – Nie dbam o to, co ktokolwiek sobie pomyśli. Gdyby nie fakt, że dzisiejszy wieczór jest istotny ze znanych ci powodów, dbałbym o to jeszcze mniej.

Poczułam przemożne pragnienie, by go pocałować. Uśmiechnęłam się do tej myśli i pokręciłam głową, próbując ją odgonić.

– Romeo, ach, Romeo! Lepiej zastanów się, jak stąd uciekniemy. Wątpię, by Celtiber zostawił nas albo wyjścia bez... opieki.

– Mam pewien pomysł, ale będę potrzebować twojego wsparcia – odparł Gerard.

Zgodnie z planem na krótko przed północą przechadzałam się korytarzem u szczytu schodów. Chwiejnym krokiem przechodziłam wzdłuż ciągu przejść i pilnujących ich strażników w żółto-czarnej liberii. Przypominali wielkie, złe osy. Wreszcie wychyliłam się za barierkę, by obrzucić ostatnim spojrzeniem ciemny tłum poniżej.

Nagle w pobliżu rozległ się wysoki chichot. Obróciłam głowę w kierunku dźwięku, a moim oczom ukazał się Gerard bezwstydnie flirtujący z zamaskowaną damą w czarnej sukni bez ramion. Dziewczyna śmiała się, zasłaniając usta dłonią i poufale trzymając się ramienia towarzysza. Jej obfite piersi co chwilę się o nie ocierały. Para zmierzała wprost ku mnie.

Oblała mnie fala emocji. Czułam, że w ułamku sekundy zbladłam niczym ściana. Demon zazdrości ugodził mnie prosto w brzuch. Przez chwilę mogłam tylko patrzeć na parę, której nie chciała zaakceptować żadna komórka mojego ciała. Miałam ochotę pozbyć się niechcianej blondynki, odkleić jej biust od ramienia Gerarda, sprawić, że przestanie wpatrywać się w niego ze wzrokiem wypełnionym pragnieniem. Chciałam krzyczeć, ale zaschło mi w gardle. Chciałam do nich podbiec, ale nogi wrosły mi w ziemię. Chciałam zrobić cokolwiek, ale całe moje jestestwo skurczyło się do patrzenia.

Musiałam nad sobą zapanować, inaczej będzie po nas.

Wbiłam paznokcie we wrażliwe wnętrze dłoni, by ból pomógł mi wyrwać się z tego stanu. Czy zrobiłam to tak mocno, że poczułam, jak paznokcie wbijają się w moją skórę? Być może. Ważne, że to zadziałało. Wróciłam do swojego ciała, do tu i teraz, do momentu, który zadecyduje, czy wyjdziemy cało z tej przygody.

Strażnicy strzegący portali znajdujących się najbliżej flirtującej pary w ogóle nie zwracali na nią uwagi, widocznie nie widząc zagrożenia w upojonych alkoholem kochankach. Podejrzewałam, że byli przyzwyczajeni do podobnych widoków. W końcu w Eregii ludzie też musieli jakoś dobierać się w pary – czemu więc nie na balu?

Gerard nie odrywał oczu od jasnowłosej damy – a ja w duchu podświadomie porównywałam się do dziewczyny – całkowicie się na niej koncentrując i ignorując otoczenie. Z kolei blondynka perorowała o czymś konfidencjonalnym tonem, nieustannie zmniejszając dystans pomiędzy sobą a mężczyzną. Gdy zaczęli się do mnie zbliżać, nieznajoma ledwo dostrzegalnie zachwiała się. Zakryła to cichym śmiechem. Kilka kroków dalej sytuacja się powtórzyła.

Gerard prowadził nieznajomą bardzo blisko wartowników. Kiedy byli nieopodal ostatniego przejścia, podeszłam do nich, by przedstawić się jako Luaine. Blondynka spojrzała na mnie nieprzytomnie i byłaby upadła, gdyby nie złapał jej strażnik wpatrujący się dotychczas w jej mocno wyeksponowany dekolt.

W tym samym czasie Gerard chwycił mnie za rękę, szarpnął w kierunku portalu, wyszeptał miejsce docelowe i pociągnął za sobą prosto w złotą taflę lustra. Wszechobecna Moc, którą czułam w rezydencji Celtibera, skurczyła się do kilku niewielkich punktów. Odetchnęłam ciężko, nagle przytłoczona brakiem magii wypełniającej moje płuca.

Wreszcie dotarła do mnie najważniejsza myśl: byliśmy w domu!

Co prawda leżałam na ziemi i w niewygodnej pozycji, ale miło było poczuć znajome zapachy, teksturę dywanu, na który spadłam, a nade wszystko – zobaczyć nad sobą uśmiechnięte twarze Daniela i Gerarda. Jednocześnie podali mi ręce, by pomóc mi wstać. Chwyciłam obie wyciągnięte ku mnie dłonie i nawet nie zauważyłam, a już byłam w pozycji pionowej.

– Udało się! Naprawdę się nam udało! – krzyknęłam i uściskałam obu przyjaciół.

W tej chwili pierwszy raz poczułam, że nasz szalony plan odzyskania tronu Eregii rzeczywiście może się powieść.

– Uśmiech!

Błysnął flesz. Zaskoczona popatrzyłam na trzymającą polaroida Klarę, która uśmiechała się od ucha do ucha.

– Laura, Gerard, jesteście tacy piękni w tych strojach, że muszę to uwiecznić! Daniel – zwróciła się do Strażnika – bez obrazy, ale w tej chwili nie jesteś równie elegancki. Mógłbyś...? – dodała, wymownie nakazując mu się odsunąć.

Gerard tymczasem ujął moją rękę, powoli ściągnął z niej rękawiczkę i złożył pocałunek na wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. Mój puls gwałtownie przyspieszył.

– Doskonale! – piszczała Klara.

Ledwo ją słyszałam. Szumiało mi w głowie. Moje tu i teraz ograniczało się do Gerarda i tego, w jaki sposób na mnie patrzył, jak mnie dotykał, jakie obietnice składał mi bez wypowiedzenia choćby jednego słowa.

Nagle uklęknął na jedno kolano i powiedział uroczyście.

– Lauro, prawowita władczyni Eregii, dziękuję ci za zaufanie, jakim mnie obdarzyłaś. Przysięgam, że do końca moich dni będę robił wszystko, co w mojej mocy, by wspomagać się w twoich dążeniach.

Echo magii rozlało się wokół nas.

Wpatrywałam się w niego w milczeniu, jakbym nieświadomie spodziewała się czegoś innego. Jego zapewnienie było godne pochwały i byłam mu wdzięczna za pomoc, ale...

Ale marzyłam o innej chwili, choć bardzo podobnej do tej.

– Jakie to romantyczne – westchnęła Skalimowska, dalej robiąc zdjęcia. – Żałuję, że tego nie nagrałam!

– Wstań, Gerardzie – poprosiłam, nagle zmieszana. Delikatnie oswobodziłam dłoń z jego uścisku. – To ja dziękuję, że pomagasz mi na nowo odkryć prawdziwą mnie. I... Danielu? – obróciłam się w stronę Francuza. – Tobie też chcę podziękować. Dzisiaj po raz pierwszy poczułam, że możemy działać jak drużyna.

Chevalier posłał mi półuśmiech.

Nieoczekiwanie u szczytu schodów rozległy się powolne oklaski.

– Wzruszające – powiedziała sarkastycznie stojąca tam osoba. – A więc to tym zajmują się wyższe sfery, gdy my pracujemy w pocie czoła.

Popatrzyłam w jej stronę. Ujrzałam wysoką blondynkę ubraną w jasne, szerokie spodnie z wysokim stanem, białą bluzkę i kardigan w takim samym kolorze. Platynowe włosy spływały swobodnie na ramiona i plecy. Minęła chwila, nim skojarzyłam, skąd ją znam.

– Para...? – wyszeptałam. Nie wszystko naraz. Musieliśmy porozmawiać, ale hall nie był najlepszym miejscem na rozmowy. – Mam pomysł. Pozwólcie mi się przebrać i spotkamy się zaraz w kuchni. Umieram z głodu. Zrobię nam kolację. Co wy na to?

– Mnie pasuje – powiedzieli jednocześnie Para i Daniel.

Drgnęłam. Poczułam się dziwnie, gdy Eregianka i Chevalier w czymś się zgodzili. Zmarszczyłam brwi. Czy to była... zazdrość?

– Pomogę ci zdjąć to coś – zaoferowała Klara, chowając polaroid do kieszeni dżinsów.

Kiedy już znalazłyśmy się w moim pokoju, przyjaciółka prędko zabrała się do uwalniania mnie z sukni balowej. Wreszcie odetchnęłam pełną piersią. Narzuciłam na siebie szlafrok i usiadłam przed toaletką, by doprowadzić wygląd do normalności. Z przyjemnością rozrzuciłam loki na ramiona.

– Nie było żadnych problemów podczas naszej nieobecności? – zapytałam Klarę.

– Nie, chyba że liczymy wyraźne napięcie pomiędzy Danielem i naszą nową znajomą. Czy jego i Parę coś łączy?

– Cóż... – zaczęłam, wzdychając. Kiedyś i tak będę musiała to powiedzieć. – Obiecałam jej, że Daniel się z nią ożeni i będzie miał z nią dziecko, jeśli się do nas przyłączy i wygramy.

Skalimowska wytrzeszczyła oczy.

– Co zrobiłaś?!

Klara dowiaduje się o niecodziennym układzie pomiędzy Laurą, Danielem i Parą :) Jej reakcja mówi sama za siebie!

Jak Wam się podobał rozdział? Jakie wrażenia? Czego teraz się spodziewacie? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro