Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Musimy coś zrobić! - Syknęła uparcie Lawenda, na pozostałych zgromadzonych zmarłych. - Ona nie da rady! Niebieski Błysku, pomożesz jej prawda?

-Przykro mi Lawendo. - Miauknęła niby spokojnie, lecz w głębi bardzo zmartwiona dawna wojowniczka. - Nie mamy mocy, by zmienić przyszłość.

-Ognista Gwiazdo, Błękitna Gwiazdo, jesteście tu tak długo, na pewno macie większą moc niż my! - Krzyczała dalej zrozpaczona kocica. - Pomóżcie jej błagam! Ona nie da rady! To nadal moja mała córeczka, nie jest na to gotowa!

-Nie możemy nic zrobić. - Miauknął płomiennorudy kocur. - I nie jest już mała, Szyszkowe Futro jest już wojowniczką, ale z jednym masz rację. Nie jest gotowa na to, co ją spotka.

-Ale czy na to da się być gotowym? - Zapytała retorycznie siedząca obok błękitna kocica. 

-Uspokój się Lawendo. - Dość obojętnie powiedział czarny kocur. - Wiem, że twoja córka jest dość wrażliwa, jednak to może nawet wyjść jej na dobre.

-Gawroni Grad ma rację, w pełni się z nim zgadzam. - Odparła piękna, niebieskooka szylkreta. - Wycierpi swoje, ale będzie silniejsza.

-Będzie silniejsza?! - Warknęła ta, która rozpoczęła całą kłótnię. Była w końcu matką i nie chciała, by jej córka cierpiała. - Ona się załamie, a co jeśli się podda?! 

-Będzie miała wsparcie przyjaciół. - Przypomniał Ognista Gwiazda, próbując uspokoić lawendę. - Nic jej nie będzie... mam taką nadzieję.

-Nie wierzę wam! - Warknęła kocica. - Musimy chociaż spróbować jej pomóc!

-Zna przepowiednię. - Odezwała się niebieskawa staruszka. - Chociaż poznała ją zbyt wcześnie. Wie co ją czeka.

-Minęło ponad dziesięć księżyców! - Syknęła matka Szyszkowego Futra. - Z całym szacunkiem, ale ty Błękitna Gwiazdo straciłaś mniej, a i tak się załamałaś! Nie myślałaś logicznie, aż w końcu umarłaś! Nie chcę dla niej tego samego! 

-Nikt tego nie chce. - Niebieski Błysk przejechała ogonem po barku dawnej samotniczki. - Złe rzeczy czasami nas spotykają, ale musimy je przezwyciężać i żyć dalej. - Staruszka przerwała na chwilę. - Popiół, jeśli się postarać, może zmienić cię z powrotem w ogień, ale nigdy nie będzie już taki sam. 

-Ale ja chcę, żeby była taka sama! - Upierała się brązowa, kocica z poplamionym futrem. - Taka jest idealna.

-Ta rozmowa nie ma sensu. - Stwierdził w końcu niegdysiejszy medyk. - I tak nic nie zmienimy.

Większość zebranych tam członków Klanu Gwiazdy rozeszło się. Tylko zmartwiona i bardzo zrozpaczona Lawenda została sama na środku polany, jakby z nadzieją, że los jej ukochanej córki jakoś magicznie się odmieni. To koniec. - Pomyślała. - Nic już nie zrobię, nie pomogę jej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro