Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szyszkowe Futro wtulona była w ciało Miodowego Serca. Od czasu powrotu do obozu po śmierci jej najukochańszego partnera nawet na chwilę od niego nie odeszła. Ledwo pozwoliła starszyźnie wetrzeć w ciało zmarłego zioła ukrywające śmierć, nie chciała zostawić go nawet na chwilę.  Od śmierci partnera w kocicy coś pękło, straciła chęci do czegokolwiek. Nie chciała jeść, nie chciała pić, nie miała też najmniejszej ochoty do dbania o siebie, lub kogokolwiek innego. Leżała tylko cały czas szlochając cicho wtulona w długie, obmyte już z krwi futro partnera, by chociaż czuć, że jego duch tu jest. Wojowniczka marzyła tylko o jednym zasnąć po to, by rankiem obudził ją ciepły i pełen najszczerszej miłości głos Miodowego Serca i jego miły, kojący, znajomy zapach. Bez niego nic w końcu nie mogło być takie samo. Chociaż właściwie nie chodziło tylko o niego, Szyszkowe Futro straciła zbyt wiele, by dostrzegać jakąkolwiek nadzieję.

Do kocicy podeszła Zacienione Oko, wydawała się być rozdrażniona, a w pysku trzymała sporego królika. Opłakująca zmarłego jednak nawet jej nie zauważyła, puki przyjaciółka jej nie szturchnęła.

- Hej Szyszkowe Futro. - Miauknęła na przywitanie niewidoma z niezwykłym spokojem i delikatnością w głosie, widocznie ukrywała zmartwienia.  Położyła królika na ziemi i łapą przysunęła bliżej przyjaciółki. - Przyniosłam zwierzynę, może chcesz podzielić ze mną posiłek?

- Nie chcę. - Mruknęła krótko brązowa kocica, w połowie z resztą mówiła do siebie, nie chciała wysilać się na bardziej skomplikowaną odpowiedź i nie miała chociażby najmniejszych chęci na kontynuowanie rozmowy, więc z powrotem odwróciła się do zmarłego.

-Musisz coś zjeść. - Uparła się Zacienione Oko, ogonem w międzyczasie przekierowując głowę Szyszkowego Futra w jej stronę. - Długie nie jadłaś. - Tu przerwała na chwilę, jakby myślała, jak najlepiej sformułować dalszą wypowiedź. - i nie piłaś... martwię się o ciebie. Mogę przynieść ci trochę mokrego mchu, żebyś się napiła.

-Nie chcę pić ani jeść. - Odparła chłodno kocica, po czym skierowała swoje przepełnione żalem, morsko niebieskie spojrzenie na przyjaciółkę. - Możesz iść, chcę pobyć sama.

-Od ostatnich dwóch dni siedzisz tu sama. - Powiedziała ciemnoruda wojowniczka, już nie ukrywała zmartwienia, z resztą i tak jej to nie wychodziło. - To dla ciebie niezdrowe, martwię się o ciebie. Może chcesz, żebym poszła po trochę ziół do Zabliźnionej Skóry? Ona na pewno jakoś ci pomoże. 

-Nie. - Ton głosu kocicy nie przestawał być chłodny i obojętny, jednak kryło się za nim coś więcej, był to żal i jej niewyobrażalny ból. - Po prostu mnie zostaw.

-Nawet tak nie mów. - Zacienione Oko najwyraźniej nie miała zamiaru odpuścić, usiadła obok Szyszkowego Futra. - Wiesz, że ja się nie poddam. Mów, co jest nie tak? 

Szyszkowe Futro powstrzymała się od rzucenia "Przecież widać o co chodzi mysi móżdżku!". 

-Właśnie w tym problem, że go nie ma. - Brązowa kocica wskazała koniuszkiem ogona na ciało zmarłego partnera. Jej jeszcze nie dawano błyszczące futro było posklejane, brudne i pozbawione blasku, a ogon wyglądał praktycznie jakby zanurzyła go w błocie. Kocica spojrzała znów na przyjaciółkę i otarła się o nią, szukając pocieszenia. - Dlaczego on musiał umrzeć?

Niewidoma wojowniczka milczała przez dłuższą chwilę, w końcu odezwała się.

-Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie wiem, bo nie rozumiem i chyba puki nie przeżyję tego samego nigdy nie zrozumiem przez co teraz przechodzisz. Jedyne czego chcę, to żebyś wstała i spróbowała żyć dalej.

-Ale nie mogę żyć bez niego! - Syknęła w końcu Szyszkowe Futro, nie był to wredny, czy pełen wściekłości syk. Jej głos tak samo jak spojrzenie wypełniał tylko smutek. - Bez niego się nie da żyć.

Ciemnoruda, pręgowana kocica otworzyła pysk, by coś powiedzieć, ale końcowo przerwało jej wezwanie stojącej przy wyjściu z obozu Kameleonowego Języka.

-Zacienione Oko! - Szylkreta podbiegła do rozmawiających kocic. - Żółte Futro woła nas na patrol graniczny.

-Jasne, już idę. - Odpowiedziała jej tylko niewidoma, po czym odwróciła się do Szyszkowego Futra. - Potem pogadamy.

Kiedy pręgowana kocica wychodziła z obozu nadal opłakująca zmarłego wojowniczka odprowadziła ją wzrokiem do wyjścia z polany, po czym ponownie odwróciła się do partnera. Rozmowa z przyjaciółką nic nie zmieniła, nadal nie miała najmniejszych chęci do czegokolwiek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro