Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szyszkowe Futro była już karmicielką od ponad księżyca. Przez ten czas jej brzuch mocno urósł. Figlarka, Tajniaczek i Króliczek za cztery dni mieli kończyć sześć księżyców, za to Jerzyk i Mknąca już następnego dnia. Różana Gwiazda zadecydowała jednak, by kociaki Kameleonowego Języka poczekały, by ceremonia była jedna.

Dzień był słoneczny, w końcu był to środek pory zielonych liści, a na dodatek słońce było prawie w najwyższym punkcie. Cały klan był spokojny  i wszystko było jak zawsze powinno być. Kameleonowy Język, za namową Sójczego Skrzydła wyszła z obozu ze swoim ukochanym na krótki spacer, zostawiając swoje kocięta w obozie z pozostałymi karmicielkami.

Wtedy karmicielka usłyszała wrogi syk, należący do Krótkiego Ogona, potem kolejny, nieznany. Cały klan opanował zapach samotników. To był atak! 

Mimo pełnionej obecnie w klanie roli, instynkt Szyszkowego Futra sprawił, że wybiegła ze żłobka, najeżyła futro i wyciągnęła pazury, gotowa do walki. Wrogich kotów było pełno, a ich szyje zdobiły pozbawione dzwoneczków, lub jakichkolwiek innych ozdób obroże. Karmicielka musiała mimo swoich chęci do walki wziąć pod uwagę swoje ograniczenia, zawiązane z jej obecną formą fizyczną. Zaatakowała jednego z przeciwników, była to mała, ciemnoszara kotka, wyglądająca, jakby nie miała być w wieku chociażby uczennicy. Szyszkowe Futro z łatwością wypędziła samotniczkę, jednak pozostało jej kilka ran.

Nagle usłyszała pisk kociaka i dzikie, pełne złości syknięcia Akacjowej Gałązki. Wbiegła szybko do żłobka, a to co tam ujrzała było okropne.

Ogromny,  jasnoszary kocur ściskał między swymi potężnymi kłami szyję drugiej karmicielki. Gdy tylko zobaczył Szyszkowe Futro puścił ciało Akacjowej Gałązki, a ono upadło bezwładnie na ziemię. Kociaki kuliły się w rogu, jeden z nich - Króliczek - piszczał strasznie, wyraźnie ranny.

Widząc krzywdę kocicy, z którą przez ten księżyc karmicielka zdążyła się zaprzyjaźnić oraz słysząc piski biednego, niewinnego kociaka Szyszkowe Futra wpadła w nieznaną sobie wcześniej furię. Skoczyła na napastnik, z nową siłą. Powaliła go i walczenie - jakby pochodziła z klanu tygrysa - gryzła jego kark i drapała gdzie tylko się dało. W końcu zabiła go, już miała podejść do kociaków, by chociaż trochę je uspokoić, kiedy to żłobka wszedł kolejny, cały czarny kocur w rude plamy, miał też charakterystyczne oklapnięte uszy. Mknący Nurt!

Samotnik skoczył na karmicielkę i z łatwością ją powalił, gryzł wściekle jej brzuch. Po chwili duża część futra Szyszkowego Futra pokryta była jej krwią, ból który czuła był okropny, mocny i co jakiś czas naprawdę dziwny. W końcu zrzuciła z siebie napastnika.

-Jak możecie nas atakować! - Syknęła. - Nie macie prawa krzywdzić kociąt! Zabiję cię, tak jak zabiłam twojego kolegę!

-Zdrajczyni! - Warknął Mknący Nurt wrogo. - Jesteś moją córką, nie masz prawa mnie zabić! 

Nie odpowiadając karmicielka rzuciła się na ojca, próbowała dostać się do jego szyi, w międzyczasie przyjęła kilka kolejnych, niewyobrażalnie mocnych i bolesnych ugryzieni w brzuch. Po długiej chwili szamotaniny kocica dostała się do szyi napastnika i zakończyła jego niegodny żywot mocnym ugryzieniem. Jej rany - zwłaszcza te na brzuchu - krwawiły bardzo mocno. Mimo to karmicielka podeszła do kociaków.

-Już dobrze, nic wam nie będzie. - Miauknęła opiekuńczo i zaczęła wylizywać rany Króliczka. - Zaraz wszystko się skończy i będzie dobrze.

-Ale Akacjowa Gałązka... - Pisnął cichutko Tajniaczek, dla niego i jego siostry musiało być to wyjątkowo trudne, w końcu właśnie obserwowali śmierć własnej matki. 

-Ona jest w Klanie Gwiazdy, teraz nad wami czuwa. - Uspokajała ich Szyszkowe Futro, nadal liżąc brązowe futerko Króliczka. Ledwo powstrzymywała łzy. - Będzie dobrze.

Karmicielka usiadła przed kociakami, nadal myjąc rany brązowego kocurka, jednocześnie zasłaniając je swoim ciałem, by w razie kolejnego ataku szybciej i łatwiej mogła je obronić.

Właściwie nie wiedziała ile minęło czasu, była w zbyt dużych emocjach, słyszała jak odgłosy walki cichną, otaczające ją zapachy zaczęły dziwnie się mieszać. Teraz kocica już nie siedziała, leżała obok kociąt, nie będąc w stanie się podnieść, poczuła dziwne uczucie w brzuchu, ból zaczął maleć, a ona poczuła  przez chwilę zapach matki. Czy Klan Gwiazdy już ją wzywał? 

Właśnie, gdy karmicielka była już blisko śmierci z powodu zadanych ran, do żłobka wbiegła Zacienione Oko, a wraz z nią Kameleonowy Język.

-Szyszkowe Futro! - Niewidoma podbiegła do niej, jej głos ledwo docierał do rannej. - Już po wszystkim, musisz dać radę, już idziemy do Zabliźnionej Skóry.

Wojowniczka pomogła wstać karmicielce, w drodze do legowiska medyczki dołączył do nich niezwykle spanikowany stanem partnerki Miodowe Serce.

Wtedy ból w brzuchu zrobił się jeszcze mocniejszy. Przed oczami Szyszkowego Futra pociemniało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro