Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem Szyszkowe Futro miała okazję porozmawiać z Zacienionym Okiem. Ukradkiem zjadły to, co zostało z paczek od pieszczochów. Zastępczyni cieszyła się, że nie spotkała ją za to żadna kara, w końcu po prostu znajdowała jedzenie. Jedyne co, to że jedną z nierozerwanych przez Łysy Grzbiet paczek musiała oddać karmicielką. Miała co prawda rany po walce z nim, jednak nie były poważne, dlatego też nie musiała zostać w legowisku medyków.

-Jutro zgromadzenie. - Przypomniała szylkrecie przyjaciółka. - Różana Gwiazda już wybrała, kto pójdzie?

-Nie, pewnie zrobi to jutro, jak zwykle. - Odparła zastępczyni. Martwił ją stan zdrowotny przywódczyni jej klanu. - Szkoda, że klan cienia nie może iść. Ale klan ostrza nie może dowiedzieć się, że mieszkają u nas. Tak samo inne klany.

-Klan ostrza i tak już wie. - Mruknęła niewidoma sceptycznie. -A i tak nie wysyłamy ich na aż tyle patroli, żeby inne klany ich nie zauważyły

-Ale przez to nic nie robią. - Narzekała szylkreta. Nie podobało jej się, że to klan pioruna musiał robić najwięcej. Nawet mimo tego, że wiedziała, że muszą sobie pomagać nie podobało jej się to. - Przecież nawet nie chciało im się pomóc powiększyć naszego legowiska, a Żbicza Łapa zaatakował naszych uczniów.

-Jak dalej tak będzie, Różana Gwiazda pewnie ich wygoni. - Stwierdziła Zacienione Oko.

Szyszkowe Futro nie była przekonana, czy jej przyjaciółka ma rację. Przywódczyni klanu ostatnim czasem wydawała się zupełnie nie wierzyć w swoje umiejętności, przez co wszystkie decyzje spadały na jej zastępczynię i Brunatną Gwiazdę. Szylkreta zaczęła myśleć, że może Różana Gwiazda obwinia się o to, że klany głodują. Ale przecież to byłoby głupie i niepodobne do czarno-szylkretowej kocicy, która zawsze wydawała się być radosna i pewna siebie.

-Tak naprawdę klan cienia nie jest taki zły. - Przyznała kocica, rzeczywiście, przez mieszkanie w jednym klanie razem z kotami z obcego wcześniej klanu poznała ich lepiej. Co prawda wyróżniali się od klanu pioruna dumą, skrytością i chęcią pokazania siły, ale mimo to nie byli wcale źli, a przynajmniej nie wszyscy. - Zapiaszczona Skóra i jej kocięta są naprawdę miłe. Chociaż chyba zauważyłaś, że Berberysowa Łapa, Przepołowiona Łapa i Migocząca Łapa są bardziej przywiązani do klanu pioruna, niż klanu cienia. Pewnie będzie im trudno wrócić potem do ich prawdziwego domu.

-Tak, zauważyłam to. No, przynajmniej możemy powiedzieć, że zauważyłam. - Zaśmiała się krótko. - Brunatna Gwiazda też jest miła, chociaż mam wrażenie, że na każdym kroku próbuje udowodnić, że klan cienia jest w stanie o siebie dbać. 

-Tak, masz rację. - Szyszkowe Futro otarła się lekko o pysk przyjaciółki. Wiedziała, że głód zabierze im wiele kotów, jeśli niedługo cała ta sytuacja nie minie. Każdego wieczoru kocica bezgłośnie modliła się do Klanu Gwiazdy, aby oszczędzili Zacienione Oko. Tak samo inne bliskie dla niej koty. - Gruszkowy Ogon też jest miły, myślę, że będzie dobrym mentorem. Wiesz, on przyjaźnił się z Miodowym Sercem, zanim... - Głos utknął jej w gardle. Myślała, że po tym czasie będzie jej łatwiej o tym mówić. - Zanim Miodowe Serce umarł. - Wydusiła w końcu.

Zacienione Oko mocniej przycisnęła się do niej na pocieszenie. Ona może i nie rozumiała, jak czuła się Szyszkowe Futro, ale to dobrze. Był to ten rodzaj bólu, który rozumie się dopiero doświadczając go, a zastępczyni nie chciała, aby jej przyjaciółka cierpiała.

-Tęsknisz za nim.

-Trudno nie tęsknić. - Trąciła leżący przy jej łapach kamień. - Był tutaj od zawszę, odkąd dołączyłam do klanu. A potem nagle w ułamku sekundy zniknął i go nie ma.

-Wiesz, kiedy byłam mała, jeszcze zanim powiedzieli mi, że nie zostanę wojowniczką Sosnowa Igła już mnie nie lubił. - Niewidoma zaczęła swoją opowieść spokojnym głosem. - Nigdy nie nazywał mnie córką. Robiłam wszystko co mogłam, żeby do mnie wrócił i żeby mnie pokochał, ale w końcu zrozumiałam, że nie ważne jak bardzo żałuję, że nie mam prawdziwego ojca życie bez niego jest możliwe, nawet jeśli nie takie samo. To mi pomogło.

-Dużo wycierpiałaś. - Miauknęła szylkreta, chcąc zmienić temat. - A mimo to dałaś radę.

-Staram się myśleć, że wszystko co mnie spotkało, nie ważne, czy dobrze, czy złe doprowadziło mnie do tego, gdzie jestem teraz. I kim jestem teraz. A jestem szczęśliwa. - Wyjaśniła. - Z resztą, Brzozowe Futro była babcią Wilczej Przepaści, co znaczy, że jak już będę stara też będę opowiadała kociętom historie sprzed wielu księżyców i te z mojego życia. Te, które usłyszałam od Brzozowego Futra.

-Wszyscy będziemy dobrze ją wspominać. - Mruknęła Szyszkowe Futro. - Pewnie będziesz opowiadała historie tak dobre jak ona. Jeśli będziesz miała kocięta będą znali przeszłość lepiej niż teraźniejszość. - Zaśmiała się.

-Na pewno tak będzie. - Ciemnoruda, pręgowana kocica westchnęła. - Krótki Ogon to dobry partner. Chciałabym mieć z nim kocięta, ale nie w takich warunkach. Poczekam, aż to wszystko się skończy.

-Rozumiem. - Odpowiedziała jej szylkreta. Pamięcią wróciła do dnia, w którym ona dowiedziała się o ciąży. - Gdybym wiedziała, co stanie się później pewnie zdecydowałabym się na kocięta zaraz po mianowaniu na wojowniczkę.

-Może chodźmy już spać. - Niewidoma ziewnęła głośno. - Jestem wykończona, a jutro znowu musimy trenować uczniów lub polować.

-Też jestem śpiąca. - Razem z przyjaciółką odwróciła się i weszła do legowiska. Odpadła na swoje posłanie i zwinęła się w kłębek. - Dobranoc.

-Dobranoc.

Noc była zimna. Szyszkowe Futro przebudzała się kilka razy z powodu świszczącego poza legowiskiem wiatru. Mimo to wyspała się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro