Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały sezon pory spadających liści minął klanowi pioruna i klanowi cienia na ciągłym polowaniu, na zwierzynę, której przez klan ostrza prawie nie było. Ostra Gwiazda nie szanował żadnych granic i mimo tego, że nie wszczynał już walk o tereny i tak polował na nie swoim terytorium, a przez wielkość jego klanu nikt nie mógł nic zrobić. Niestety wiele starszych postanowili zrobić to samo, co robiła Brzozowe Futro, odmawiali jedzenia, każąc dać je innym, młodszym kotom. Z tego powodu ostatnich dwóch starszych wywodzących się z klanu pioruna polowało już z przodkami. Ten sam los spotkał też Śliski Ogon z klanu cienia, a Brunatna Gwiazda straciła jedno z dziewięciu żywotów. Było pewne, że jeśli dalej tak będzie ani w klanie pioruna, ani w klanie cienia nie zostanie ani jeden kot.

Szyszkowe Futro piła wodę z rzeki. Pora nagich drzew dopiero niedawno się rozpoczęła, a śnieg już zdążył spaść, przez co zwierzyny było jeszcze mniej. Kocica rozejrzała się, czy dookoła nikogo nie ma. Nie zauważyła nikogo, więc szybko złapała podpływającą rybę. Niestety nawet wodnej zwierzyny było mało, przez co Fiołkowy Płatek jednej z nocy poprosiła zastępczynię, aby już nie łapała ryb. Szylkreta rzeczywiście ograniczyła mocno ilość ryb, które łapała, jednak nie przestała. Klan, jej klan, musiał się najeść.

Podniosła się ze skały, na której stała łapiąc ryby. Wzięła swoją zdobycz - niewielkiego pstrąga - do pyska. W wodzie widziała swoje odbicie, spod jej brązowego, pokrytego rudymi plamami futra prześwitywał zarys kości. Wzięła swoje dzisiejsze zdobycze i ruszyła do obozu, gdzie już była Figlarna Łapa i Tajemnicza Łapa, którzy wychodzili właśnie ze żłobka. Widocznie zanieśli Lodowej Róży i jej kociakom zdobycz.

-Szyszkowe Futro! - Słonecznoruda kotka podbiegła do przybranej matki i otarła się o nią. Chwilę po niej podszedł też jej czarny brat.

Oni również byli bardzo wychudzeni. Szyszkowe Futro nienawidziła patrzeć na swoich bliskich, gdy byli w takim stanie. Z każdym dniem coraz bardziej bała się, że głód odbierze jej kocięta, czy Zacienione Oko. A tego by już nie wytrzymała psychicznie.

-Hej maluchy. - Powitała swoje kocięta liżąc je po głowach. - Macie ochotę na rybę?

Rzuciła zdobycz na ziemie, tuż pod ich łapy.

-Jeszcze nie zanieśliśmy nic starszyźnie. - Mruknął Tajemnicza Łapa.

-Ten jeden raz możecie zjeść przed nimi. - Szepnęła w ucho syna, po czym odeszła.

Oczywiście chciała, aby każdy mógł przeżyć głód, ale musiała zadbać głównie o swoje kocięta. Z resztą Figlarna Łapa, Tajemnicza Łapa, Jerzykowa Łapa i Mknąca Łapa niedługo mieli zostać wojownikami, tak samo Żbicza Łapa i Maślana Łapa z klanu cienia, co oznaczało, że bez żadnych rozkazów od mentorów będą mogli sami polować. Wojowniczka widziała Różaną Gwiazdę, kocica siedziała przed swoim legowiskiem z szerokim uśmiechem na pysku, szylkreta jednak wiedziała, że jest to sztuczny uśmiech. Zastępczyni chciała wrócić do lasu, żeby jeszcze zapolować, puki słońce nie zaszło.

Wyszła z obozu, od zmarzniętej, pokrytej warstwą śniegu ziemi biło zimno. Łapy kocicy same zaprowadziły ją w miejsce, którego nie odwiedzała już dawna. Kawałek dalej była Droga Grzmotu, po której właśnie przejechał potwór. Szyszkowe Futro usiadła przed wyróżniającym się na w miarę płaskim terenie kopcu. Ogonem odgarnęła z niego śnieg, odkrywając słabe, ledwo żywe kwiaty. Znajdowała się teraz na terenie klanu ostrza, jednak w miejscu, z którego nigdy nie zrezygnuje. W cichy rozejrzała się dookoła. Pamiętała jak jako kociak razem z matką wyszły z opuszczonej kiedyś przez lisa nory, która służyła im za dom. Wtedy znaleźli ich Żabi Sus i Różana Gwiazda. Kocica uśmiechnęła się lekko do siebie.

-Mamo? - Mruknęła cicho, mając nadzieję, że duchy przodków ją usłyszą. - Słyszysz mnie? Dawno cię nie widziałam. Musisz mi pomóc. 

Szylkreta siedziała w ciszy przez chwilę, licząc na jakąś odpowiedź, jednak jej nie uzyskała. Zrezygnowana wróciła do obozu z nadzieją, że może zmarła matka odwiedzi ją we śnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro