Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wysłaniu uczniów na polowanie Szyszkowe Futro poszła w stronę rzeki. Musiała zignorować prośbę Fiołkowego Płatku i nadal próbować łowić ryby z rzeki mimo świadomości, że przez wyjątkowo zimną porę nagich drzew jest ich mało. Mimo to klan rzeki nadal miał dosyć jedzenia, żeby się najeść, a klan pioruna i klan cienia głodowały. Jednak gdy tylko znalazła się w pobliży rzeki wyczuła zapach klanu rzeki, po stronie klanu pioruna! Kiedy dokładniej powąchała zapach zorientowała się, że wszędzie należy on tylko do jednej kocicy, widocznie podobnej do Fiołkowego Płatku. To musiała być jej siostra, Waleczne Serce! Zapach wojowniczki z wrogiego klanu był jeszcze świeży, co znaczyło, że była tu niedawno. Niestety z powodu śniegu śledzenie jej tropu nie było aż takie łatwe. 

-Waleczne Serce! - Syknęła zastępczyni, czując niezwykle świeży zapach wojowniczki. - Wiem, że gdzieś tu jesteś! Wyjdź z ukrycia!

Zza jednej z największych z brązowych skał leżących przy rzece wychyliła się ciemnobrązowa kocica w ciemniejsze pręgi. W pysku trzymała mysz.

-Jak śmiesz wchodzić na teren klanu pioruna, a do tego kraść naszą zwierzynę!? -Warknęła wojowniczka. - Złodziejka!

-Ja złodziejką?! - W wysunięte pazury kocica z klanu rzeki zgarnęła trochę ziemi. Tylko po co? - Myślisz, że nie widziałam jak ty kradniesz nasze ryby z rzeki!? Teraz się nam za to odpłacicie! Ale najpierw gadaj, kto cię tego nauczył!?

-Sama się nauczyłam. - Odparła Szyszkowe Futro, nie chcąc mówić o nocnych treningach z Fiołkowym Płatkiem. - Widzisz chyba, że mam w sobie coś z klanu rzeki.

Była to prawda, zastępczyni Różanej Gwiazdy po swoim ojcu, Mknącym Nurcie odziedziczyła typową dla klanu rzeki smukłą budową działa i lśniącą sierścią, która nadawała się też całkiem do pływania. 

-Dokładniej, to coś z Mknącego Nurtu! - Syknęła Waleczne Serce. - A on skończył jako samotnik. Powinnam cię teraz zabić! A uwierz, mogę zrobić to w każdej chwili, mogę zapewnić ci zakażone rany, które cię zabiją.

Dopiero teraz szylkretowa kocica zrozumiała, dlaczego jej napastniczka wcześniej zagarnęła w pazury brudną ziemię i piach. Czy naprawdę chciała tym sposobem spróbować zakazić moje rany?! - Jej bezwzględność lekko przeraziła zastępczynię.

-Przypomnę ci, że w każdej chwili mogę cię powalić, a jak uderzysz głową o kamień, to twój mysi móżdżek może ucierpieć! - Teraz była jej kolej na groźby. Wyciągnęła pazury i napięła mięśnie, będąc w każdej chwili gotowa do skoku. - Więc lepiej oddaj mi tę mysz i wracaj do swojego zatęchłego klanu!

-Tchórz! Boisz się ze mną walczyć! - Ciemnobrązowa kocica wyśmiała ją, jednak odłożyła zdobycz na ziemię.

-Brak chęci do walki to nie tchórzostwo. 

Wykorzystując moment szylkreta schyliła się i podniosła z ziemi mysz. Odbiegła kawałek w las i ukryła się pod jednym z na wpół obumarłych krzaków. Nie miała ochoty na walkę, ale musiała przegonić Waleczne Serce z tej strony rzeki. Zakopała pośpiesznie mysz i wybiegła spod krzaku. Pręgowana kocica jakby na nią czekała.

-To co, odważysz się wyciągnąć pazury, czy się mnie boisz? - Zadrwiła. - A może zamiast walki poczęstujesz się tamtymi jagodami. - Strzepnęła ogonem na krzak z czerwonymi jagodami, które Szyszkowe Futro znała z opowieści jako śmiertelnie trujące jagody śmierci. - Jak od nich umrzesz nikt nie będzie tęsknił. 

-Tęskniliby bardziej, niż za tobą. - Syknęła zastępczyni. - To ty oszukałaś klan, zwalając winę na Fiołkowy Płatek. Znam tą historię.

-No i co z tego? - Przewróciła niechętnie oczami. - Po co tyle gadasz?! Chcesz mnie zanudzić na śmierć?

-Czyli na pewno chcesz walczyć. No dobrze.

Szylkreta wyskoczyła z miejsca uderzając przeciwniczkę w barki i powalając na ziemię. Ta jednak szybko zrzuciła z siebie tak wychudzoną kocicę. Szyszkowe Futro powalona przez Waleczne Serce uderzyła się o skałę przednią łapą. Przeszył ją ból. Mimo to kopnęła ciemnobrązową wojowniczkę w brzuch, aby ją puściła, po czym wstała, unosząc w górę jedną z łap, dusząc przy tym ciężko.

-Nieźle walczysz. - Wysapała ciężko. Ból w jej łapie był okropny i nie mijał nawet na chwilę. - Ale nie na tyle, żeby mnie pokonać.

Ponownie wybiła się w powietrze. Skok ten był pozbawiony gracji z powodu zranionej łapy. Tak samo niechlujny był upadek. Kocica odruchowo stanęła na rannej łapie, przez co z bólu prawie się przewróciła. Mimo to musiała dać radę. Żeby przytrzymać napastniczkę na ziemi musiała mocno się starać, mimo to dała radę, ugryzła ją kilka razy w szyję. Słysząc jej pisk puściła ją, a Waleczne Serce uciekła.

-I więcej się tu nie pokazuj ty lisie serce! - Krzyknęła za nią zastępczyni, patrząc jak kocica wskakuje do rzeki i płynie, by znaleźć się na drugim brzegu.

-Wygrałam. - Mruknęła do siebie zadowolona. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro