Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szyszkowe Futro obudziła się jeszcze przed świtem. Właściwie tej nocy bardzo mało spała, co chwilę przebudzała się. Wyszła w końcu z legowiska. I tak już nie zasnę. - Stwierdziła sobie niechętnie. - Może już przygotuję się do walki. Podeszła do sterty zwierzyny, leżała na niej ostatnia mysz, mimo głodu kocica wzięła ją i położyła przed wejściem do żłobka, z nadzieją, że Lodowa Róża i jej kocięta ją dostaną. Patrole na ten dzień miał wyznaczyć Długi Płomień, gdyż zastępczyni Różanej Gwiazdy jak i cały klan pioruna szli do walki, a jedzenie nadal było im potrzebne. 

Po szybkim doprowadzeniu futra do ładu Szyszkowe Futro usiadła w okolicach wyjścia z obozu, co jakiś czas rozglądając się, próbując dostrzec, czy któryś z jej pobratymców lub kotów z klanu cienia również się obudził. W końcu z pełniącej rolę legowiska przywódcy jaskini wyszła Różana Gwiazda, ruszyła w stronę swojej zastępczyni, jej oczy nie przestawały błyszczeć strachem, a co jakiś czas zatrzymywała się, by szybkimi liźnięciami doprowadzić futro do ładu. Przycupnęła obok pstrokatej kocicy, gdyby nie jej łaty oraz białe oznaczenia na ogonie, łapach, pysku oraz brzuchu jej kruczoczarne futro byłoby ledwo dostrzegalne.

-Witaj, Różana Gwiazdo. - Powitała ją Szyszkowe Futro ciepłym, ściszonym głosem. Nie była zadowolona z ostatnio podjętych decyzji swojej przywódczyni, jednak nadal darzyła ją należnym szacunkiem. - Plany się nie zmieniły? O świcie zaatakujemy?

Po cichu liczyła na przeczącą odpowiedź, chcąc uniknąć walki w obawie, że może ona przynieść za sobą ofiary. W jej głowie echem odbiły się słowa usłyszanej niedawno przepowiedni "Kot zemści się za zemstę. Jego mściwość będzie jak burza, która przejdzie przez las i zabije niewinnych." Czy mogło chodzić o zemstę klanu pioruna na klanie wiatru? - Rozmyślała - Czy klan wiatru był naprawdę niewinny? A może chodziło o coś zupełnie innego.

-Tak, atakujemy. - Z rozmyślań wyrwała ją cicha, wypowiedziana prawie szeptem odpowiedź przywódczyni, która wzrok swoich ciemnoniebieskich oczu przerzuciła ze swoich łap prosto na szylkretę. W tym celu musiała spojrzeć w górę, gdyż Różana Gwiazdy była na tyle niska, że nawet najmłodsi uczniowie z klanu cienia byli od niej niewiele wyżsi, a w końcu mieli tylko po 9 księżycy. - Jak twoja łapa?

-Czarny Nos upiera się, żebym została w obozie, ale czuję się dobrze. - Wyjaśniła zdawkowo Szyszkowe Futro. - Mogę walczyć razem z moim klanem, czuję się dość dobrze, żeby być tam z wami.

-Więc pójdziesz z nami, ja ci tego nie zabronię. Nie powinnam, nie znam się na tym. - Mruknęła pod nosem przywódczyni, mówiła cicho, szybko i niewyraźnie, jakby wcale nie chciała tego powiedzieć. - Możesz iść obudzić resztę, czas wyruszać.

Kocica skinęła niechętnie głową, powracając do swoich rozmyślań na temat przepowiedni, mimo to nie powinna zaprzątać sobie tym głowy, musiała myśleć jak wojowniczka, a nie medyczka, dla której odwiedziny kotów Klanu Gwiazdy byłyby normalne. Szybkim krokiem ruszyła w stronę legowiska wojowników i obudziła wszystkie koty ze swojego klanu, w zamieszaniu przebudziło się też parę kotów z klanu cienia, w tym Brunatna Gwiazda, która szybko wstała z posłania i skierowała się w stronę Różanej Gwiazdy. Po obudzeniu pobratymców z legowiska zastępczyni ruszyła do drugiego z legowisk walczących kotów, gdzie spali uczniowie. Tym razem wolała jednak bardziej postarać się, aby nie obudzić kotów z klanu cienia, dlatego też każdego z uczniów budziła z osobna.

-Szyszkowe Futro! Dobrze cię widzieć! - Gdy tylko Figlarna Łapa obudziła się swoim radosnym piskiem zepsuła cały plan przybranej matki, budząc pozostałe koty.

-Cichutko, Migocząca Łapa, Przepołowiona Łapa i Berberysowa Łapa mogą jeszcze spać. - Zwróciła jej uwagę, chociaż nie była na nią zła. - No już, wychodzimy, za chwilę ruszamy do walki.

-Nie chcę walczyć. - Dało się usłyszeć pozbawione jakiegokolwiek entuzjazmu mruknięcie Jerzykowej Łapy. - Nie chciałbym, żeby komuś coś się stało.

-Nikt nie chcę. - Wojowniczka położyła ogon na jego barkach, chcąc dodać mu otuchy, był może już w wieku wojownika, a jednak nadal się bał. Z resztą w tej sytuacji strach nie był niczym dziwnym, zaraz mieli ruszyć do bitwy o zwierzynę będąc wygłodzeni oraz z tyłu głowy cały czas mając świadomość, że brakuje im ziół na wyleczenie wszystkich ran. Mimo to musieli walczyć, jeśli taka była wola ich przywódczyni. - Ale musimy to zrobić, musimy walczyć za nasz klan. Jesteście już wojownikami, nie oficjalnie, ale patrząc po umiejętnościach, a nie imionach już zasługujecie na ten tytuł. Wierzę, że dacie sobie radę.

-Będziemy walczyć jak wojownicy. - Oznajmił w imieniu wszystkich przyjaciół Tajemnicza Łapa. - I jeśli będzie trzeba, zginiemy jak wojownicy!

"Nie! Nie możecie zginąć!" Szyszkowe Futro miała ochotę wykrzyknąć te słowa. Poczuła w brzuchu ukłucie na wspomnienia o tych, których straciła. Nie mogę stracić już nikogo więcej. - Panikowała w myślach. - Nie moich kociąt! Mimo to nie odezwała się nawet słowem, po prostu wyszła z legowiska, a uczniowie pognali za nią. Dołączyli do zbierającej się przy wyjściu z obozu grupy wojowników, na której czele stała Różana Gwiazda, a naprzeciw niej Brunatna Gwiazda.

-Czas wyruszać! - Ogłosiła donośnym, jednak niosącym za sobą niepewność głosem Różana Gwiazda, zanim jednak zdążyła się odwrócić przywódczyni klanu cienia zrobiła krok do przodu, stając z drugą z przywódczyń praktycznie nos w nos.

-Gdybyśmy mogli, walczylibyśmy tam z wami. - Oznajmiła dumnym głosem. - Jednak zgodziliśmy się, by inne klany nie wiedziały, że z wami mieszkamy. Dzisiaj będziemy pełnić rolę łowców, trzymając się z dala od granic zadbamy, by po powrocie z bitwy czekała na was sterta na tyle pełna zdobyczy, na ile jest to możliwe. 

-Dziękujemy wam. - Odparła krótko i zdawkowo Różana Gwiazda. - Idziemy!

Koty klanu pioruna poszły za swoją przywódczynią, kierując się przez las. Obok kocicy szła Zacienione Oko, wydawała się być zmartwiona.

-Na pewno, chcesz walczyć? - Zapytała. - Twoja łapa...

-Nic mi nie jest. - Szylkreta przerwała jej w połowie zdania, nie chcąc drążyć tematu kontuzji. - Ale walki chyba nikt nie chcę.

Wzrokiem starała się odnaleźć swoje adoptowane kocięta, które musiały widocznie iść na tyle grupy razem z innymi uczniami. Była świadoma tego, że zarówno Figlarna Łapa jak i Tajemnicza Łapa brali udział już w niejednej walce z powodu ataków klanu ostrza, jednak nadal się o nich martwiła. Chwilami miała ochotę po prostu błagać Klan Gwiazdy, aby uchronili jej najbliższych od całego zła tego świata.

-Martwię się. - Wyznała niewidoma. - Zwłaszcza o ciebie. Wszyscy jesteśmy wygłodzeni i wychudzeni, nie muszę nawet was widzieć, żeby wiedzieć, że każdy mój pobratymiec może w każdym momencie umrzeć z głodu! Wiem, jaki to ból stracić kogoś bliskiego, może nie z własnego doświadczenia, ale kiedy Miodowe Serce... - Urwała zdanie, przypominając sobie, że jej przyjaciółka nigdy nie ma ochoty rozmawiać o jego śmierci. - Kiedy to się stało każdego dnia widziałam, co się z tobą dzieje. Nie chcę również popaść w taką żałobę, ale jeszcze bardziej nie chcę, żebyś ty kogoś straciła.

-Ty nie rozumiesz co wtedy czułam. - Mruknęła pod nosem Szyszkowe Futro. - To jedno z tych uczuć, które rozumiesz dopiero doświadczając go, więc nie chcę, żebyś rozumiała. 

Ciemnoruda wojowniczka otarła się lekko o nią. Zastępczyni idąc patrzyła tylko na swoje łapy, pod którymi czuła zimo nadal leżącego na ziemi śniegu. W końcu doszli na tereny klanu ostrza, przechodzili nimi co księżyc, aby dostać się jakoś do Czterech Drzew, teraz jednak nie chronił ich kodeks wojownika co oznaczało, że mogą zostać w każdej chwili zaatakowani. Mimo tego szli dalej, zapach klanu ostrza był w tym miejscu lekko zwietrzały co oznaczało, że musieli nie odnowić tego dnia oznaczeń zapachowych.

-Zaraz przejdziemy obok Czterech Drzew! - Okrzyk przywódczyni rozszedł się po całej idącej do boju grupy. - Bądźcie gotowi na atak!

Błagam, żeby ta walka szybko się skończyła! - Modliła się w myślach Szyszkowe Futro. - Klanie Gwiazdy, chrońcie moje kocięta! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro