Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W żłobku zastali Lodową Różę leżącą przy ścianie z kolcolistu i innych roślin, a całą resztę żłobka zajmowali bawiący się w walkę i cały czas turlający się bo podłodzie Wieczorek i Poranek.

-Witaj, Lodowa Różo. - Szylkreta skłoniła głowę przed karmicielką, witając ją. - Uczniowie mówili, że chciałaś mieć chwilę dla siebie, a mi przyda się odpoczynek od obowiązków wojowników, więc oto jesteśmy. Możesz iść i zająć się sobą chociaż ten jeden raz, a ja zajmę się twoimi kociętami.

-My się nimi zajmiemy. - Poprawiła ją prędko Figlarna Łapa, z naciskiem na pierwsze słowo. - Wieczorku, Poranku! Chodźcie, możemy pokazać wam zabawę w bitwę.

Karmicielka zmierzyła wzrokiem uczniów, uśmiechnęła się do nich.

-Czyli będziesz miała całą czwórkę pod opieką. - Mruknęła rozbawiona. - Dziękuję, za tą propozycję. 

Błękitno-szara kocica wyszła ze żłobka, a zastępczyni Różanej Gwiazdy usiadła, obserwując zabawę kociąt z uczniami.

-Dzisiaj ja chcę być przywódcą! - Krzyknął od razu Wieczorek. - Będę Wieczorną Gwiazdą i przewodzę klanowi pioruna!

-W takim razie ja jestem twoim zastępcą Porannym Pazurem! - Dodał zaraz po nim jego brat.

-Więc jak będę Figlarną Gwiazdą, przywódczynią klanu cienia, a Tajemnicza Łapa będzie Tajemniczym... - Urwała, widocznie nie mogąc wymyślić żadnego imienia.

-Tajemniczą Przepaścią. - Dokończył czarny uczeń. - Twoim wiernym i oddanym zastępcą. Będziemy złymi wojownikami, atakującymi inne klany, a wy możecie się bronić.

Nie czekając na oficjalne rozpoczęcie zabawy Wieczorek skoczył na Figlarną Łapę, a ona udawała pokonaną, szarpiąc go delikatnie tak, aby kocurek mógł myśleć, że wygrywa. W tym czasie Poranek mocował się z równie sztucznie ulegającym młodszemu napastnikowi jak Figlarna Łapa brat słonecznorudej uczennicy.

Zabawa trwała długo, aż do zachodu słońca, kiedy Lodowa Róża wróciła do żłobka z myszą w pysku. Położyła ją na ziemię i zawołała synów do jedzenia, przy okazji dziękując Szyszkowemu Futru za opiekę nad jej kociętami. Wojowniczka razem z uczniami opuścili żłobek, kierując się do swoich legowisk. 

Nocny patrol łowiecki przed chwilą wyruszył, a szylkretowa, niebieskooka kocica kładła się na swoim legowisku. Przed odpoczynkiem zastępczyni wyznaczyła jeszcze wszystkie jutrzejsze patrole decydując, że ona oraz Zacienione Oko nie pójdą na żaden z nich, aby móc w spokoju trenować uczniów.

W środku nocy poczuła, jak ktoś szturcha ją w bok. Na początku ignorowała to, przez ostatnie dwie noce nie miała okazji porządnie się wyspać, dlatego chociaż teraz miała nadzieję na nieprzerwany sen. Kiedy jednak szturchanie nie ustawało wojowniczka przekręciła się na drugi bok i zobaczyła przed sobą Figlarną Łapę. Jej gniew natychmiast zniknął.

-Coś się stało, maluszku? - Zapytała szeptem, aby nie obudzić innych, śpiących smacznie wojowników. - Powinnaś spać.

-Wiem, ale miałam koszmar. - Wyjaśniła i przysiadła obok przybranej matki. - Mogę dzisiaj spać z tobą?

-Jesteś już dorosła, Figlarna Łapo. Nie jesteś już małym kociątkiem i nie zmieścimy się w jednym legowisku. -  Upomniała ją delikatnie Szyszkowe Futro. 

-Ale tam jest jedno wolne... - Uczennica wskazała ogonem na puste od wielu księżycy legowisko. Zapach jego dawnego właściciela dawno już wywietrzał.

Szylkreta pokręciła głową.

-To jest legowisko Miodowego Serca. Nie możesz na min spać. - Mruknęła z delikatnie większą stanowczością.

-Ale on... 

-Wiem, że nie żyje! - Zastępczyni przerwała uczennicy w połowie zdania wybuchając nie tyle co złością, ale mieszanką różnorakich uczuć. Szybko opamiętała się jednak. - I tak nikt nie może na nim leżeć. Jeszcze nie teraz.

-Dobrze. - Kotka posmutniała od razu.

-Hej, maluszku, może u mnie się nie zmieścisz, ale Jerzykowa Łapa zapewne chętnie cię przyjmie. - Mruknęła do niej zachęcająco. Wstała z miejsca i podeszła do córki, otarła się o nią. - No już, leć kochanie.

Kotka skinęła głową i wyszła cicho z legowiska. Szyszkowe Futro znowu ułożyła się na swoim posłaniu, aby ponownie zasnąć, co szybko jej się udało.

Obudziła się w nieznanym sobie miejscu. Na zewnątrz panowała zamieć śnieżna, która utrudniała zobaczenie czegokolwiek. Pstrokata kocica szybko zorientowała się, że jest to na szczęście tylko i wyłącznie sen. Przeszyło ją okropne zimno, ale mimo to postanowiła przeszukać teren w którym się znajduje na tyle, na ile jest to możliwe. Nie miała jednak okazji tego zrobić, gdy tylko zrobiła krok w przód tuż przed nią opady śniegu zmalały praktycznie do zera, dookoła niej jednak nic się nie zmieniło, przez co utworzyła się ścieżka. 

Mając pewność, że ma to ogromne znaczenie kocica szła ścieżką, w miejscach gdzie stawiała swoje kremowo-brązowe łapy tworzyły się jej dokładne  ślady, przez które przebijały źdźbła zmarzniętej trawy, a gdzieniegdzie także kwiatów czy ziół. Kiedy stanęła na końcu ścieżki przejście za nią od razu znów pogrążyło się w zamieci, rozejrzała się dookoła. Na ziemi leżały cztery kępki futra. Pierwsza była biało-szylkretowa, były w nią zaplątane zioła i pajęczyny. Kolejna była biała, chociaż było widać na niej kilka czarnych włosków. Trzecia z kulek futra miała piękny, rudy odcień, a czwarta i zarazem ostatnia była w kruczoczarnej barwie. Kocica nie rozumiała o co tu chodzi, próbując tu rozgryźć usłyszała w oddali jakiś głos, nie rozumiała, co mówił, ani do kogo należał.

-H-halo? - Zawołała niepewnie. - Jest tu ktoś?

Nagle głos stał się głośniejszy, jakby ten, który go wydawał przybliżył się do zastępczyni.

-Zemsta się zaczyna! - Słowa tajemniczego głosu w końcu dało się zrozumieć, nie było jednak czasu na rozmyślania. Znikąd na kępki futra rozprysła się krew,, lądując także na pysku wojowniczki, która chwilę potem obudziła się przerażona.

Rozejrzała się paniczne po legowisku. Było już rano. Wstała, kiedy zorientowała się, że pod jej pazurami naprawdę były resztki śniegu i błota, jakby pamiątka po śnie. Wyszła z legowiska, chcąc nie pamiętać o wizji. Nadal czuła na pysku zlepiającą jej futro krew, jednak upewniła się kilka razu, że już jej tam nie było. Kiedy tylko przekroczyła wejście do legowiska oślepiło ją delikatne światło słońca, dochodzące do niej nie tylko z nieba, ale i od odbijającego je krystalicznie białego i wyciągającego ze wszystkiego wszelkie ciepło śniegu. Od razu doszły do niej głosy Wilczej Przepaści oraz Zacienionego Oka, podeszła do zbierającego się wokół Gruszkowego Ogona tłumu.

-Ale to niemożliwe! - Usłyszała wściekły syk Sosnowej Igły. - On nigdy nie zostawiłby klanu!

-Ale ja nie powiedziałem, że zostawił. - Bronił się wojownik z klanu cienia, wyglądał na przerażonego. - Tylko zgodziłem się z pomysłem, że jest to możliwe.

Szyszkowe Futro przepchnęła się naprzód tłumu, stając praktycznie nos w nos z ciemnoszarym wojownikiem oraz stojącą obok niego Zapiaszczoną Skórą.

-A może to wy go zabiliście?! - Krzyknął biały wojownik, rozwścieczony do takiego stopnia, że Wilcza Przepaść musiała powstrzymać go, przed atakiem.

Wszyscy zaczęli kłócić się między sobą , polanę obozu opanowały krzyki kotów z klanu pioruna oraz klanu cienia. Brunatna Gwiazda starała się wszystkich uspokoić, jednak nie wychodziło to jej, a Różanej Gwiazdy nigdzie nie było. Mając dość hałasu zastępczyni krzyknęła:

-Cisza! - Jej głos poniósł się ponad wszystkie okrzyki, a jej pobratymcy oraz koty klanu cienia od razu się uciszyli. Kiedy tylko nastał spokój wojowniczka z powrotem przybrała milszy i cichszy ton głosu. - O co chodzi?

Zacienione Oko zrobiła krok w jej stronę, jej niewidome oczy błyszczały zmartwieniem, a głos łamał się co chwilę:

-Borsucza Pręga zaginął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro