Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Idąc, czy raczej biegnąć przez las spotkała trójkę uczniów. Specjalnie rano wysłała ich w te okolice, żeby mogła ich znaleźć i od razu przekazać jedzenie. Ogonem przywołała ich do siebie. Jej przybrane dzieci już wiedziały, o co chodzi, jednak Jerzykowa Łapa patrzył na nią zmieszany, ale nie zadawał żadnych pytań.

Po wędrówce przez las razem z uczniami kocica weszła do obozu. Niestety niektóry wojownicy nadal nie wyszli na polowanie lub patrole. Od razu skierowali na nią wzrok, widocznie zaciekawieni, co jest zawinięte w liściach. Nikt jednak nie reagował i o nic nie pytał, wszyscy albo zaczęli się rozchodzić, albo rozmawiać między sobą. Podszedł do niej tylko brązowy kocur z charakterystyczną, ogromną blizną na grzbiecie.'

-Co tam masz? - Zapytał. Jego głos nie okazywał szacunku, tylko szczerą pogardę. 

-Zioła. - Odparła bez wahania. Wiedziała, że Łysy Grzbiet pyta ją tylko po to, żeby móc się wywyższać, a przecież miał ucznia, którego powinien trenować! - Znalazłam je na polowaniu z uczniami, a postanowiłam, że zawinę je w takie paczuszki, żeby można było przynieść ich więcej. A teraz pójdę i zaniosę ja do Czarnego Nosa i byłoby dobrze, gdybyś mi nie przeszkadzał.

Kocur spojrzał na nią z wyższością. Jego zachowanie strasznie irytowało kocicę, może i nie czuła się zbyt komfortowo w roli zastępczyni, ale jednak nią była, a Łysy Grzbiet był zwykłym wojownikiem i to jeszcze z klanu, któremu klan pioruna dał dom. Powinien mieć dla niej chociaż trochę szacunku, lub przynajmniej udawać, że go ma. 

-Może ja to zaniosę? - Zaproponował, jednak ton jego głosu nadal się nie zmienił, a jego futro było najeżone. - A ty idź i coś zrób.

-Sama dam radę. - Powiedziała mu prawie sycząc. 

Teraz już wszyscy pozostali w obozie, z których większość była z klanu cienia patrzyli na nich zaciekawieni sporem. Nawet starszyzna zaczęła wyglądać ze swojego legowiska.

-Dam radę. - Powtórzyła, kiedy kocur nie zareagował przez dłuższą chwilę. Spojrzała nie niego zimnym wzrokiem swoich morsko niebieskich oczu, aby może trochę go onieśmielić i ostudzić jego poczucie wyższości. - Możesz iść i trenować Żbiczą Łapę, lub zapolować jeśli chcesz pomóc. Zajmij się swoimi sprawami, a mi daj zająć się moimi.

-Ależ nalegam. - Warknął.

Swoimi wyciągniętymi już od jakiegoś czasu pazurami wyrwał kocicy jedno z zawiniątek, przy okazji przejeżdżając jej pazurami po pysku, chociaż nie spowodowało to tylko niewielkie zadrapanie. Rzucił na ziemię paczkę rozrywając ją w kilka krótkich chwil. Z zawiniątka wyleciały kulki karmy. Teraz wszyscy zaczęli gromadzić się wokół kocicy, której futro w tym momencie było zjeżone tak mocno, że wydawała się być o połowę większa.

-To jedzenie pieszczochów! - Syknął Łysy Grzbiet. - Jeszcze pewnie żresz to razem ze swoimi bachorami! Zdrajczyni! 

-Nie nazywaj ich tak! - Wojowniczka przejechała mu pazurami po pysku, jednocześnie osłaniając uczniów. - Mógł nazywać ją jak chce, ale obrazy jej dzieci nigdy mu nie wybaczy.

Na nieszczęście w obozie pozostały tylko koty z klanu cienia, które już zaczęły zbierać się dookoła kocicy, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę. Większość z nich coś syczała.

-Zdrajcy!

-Złamali kodeks!

-Pieszczochy!

-Żbicza Łapo! - Stojący naprzeciwko szylkrety brązowy wojownik wezwał do siebie swojego ucznia. - Brunatna Gwiazda jest na patrolu. Biegnij po nią, niech ich wygna.

-Brunatna Gwiazda nie może mnie wygnać! - Syknęła Szyszkowe Futro, miała ochotę wydrapać temu lisiemu sercu oczy. - Jestem w klanie pioruna, pod przywództwem Różanej Gwiazdy i tylko ona, może mnie teraz ukarać!

-Mamo? - Figlarna Łapa otarła się o nią, jej szare oczy błyszczały strachem. - Czy oni nas zaatakują?

-Jak tylko spróbują wydrapię oczy im wszystkim! - Mimo tego, że te słowa miały uspokoić słonecznorudą kotkę zastępczyni skierowała je do Łysego Grzbietu.

-Bo na pewno dałabyś sobie radę! - Zakpił ktoś z tłumu, używając ironii.

-Jak chcecie to wam pokażę co potrafię. - Syknęła, ponownie uderzając Łysego Grzbietu. 

-Czyli chcesz walczyć? No dobra.

Kocur rzucił się na nią, ona jednak wykonała unik, szybko przemknęła za niego i zaczęła szarpać jego ogon, aż zaczął piszczeć. Nie było trudno go pokonać, nie znał tego ruchu tak dobrze jak ona i nie mógł się go spodziewać. Wojownik jednak zamiast zaprzestać walki, którą już przegrał rzucił się na kocicę, powalając ją. Nie mogła się mu wyrwać, a on pazurami drapał jej brzuch, zahaczając o blizny, przez co otwierał stare rany. Zastępczyni widziała, że brązowo-kremowa sierść na jej brzuchu pokryta jest teraz krwią. Przyniosło to do niej wspomnienie walki, po której straciła kocięta. Wtedy znalazła się w podobnej sytuacji z tym, że to Mknący Nurt przygniatał ją do ziemi i gryzł. Wtedy dała radę go pokonać, więc teraz też musi dać radę! 

Udało jej się uwolnić spod jego masywnego ciała jedną z tylnych łap, którą mocno kopnęła go w brzuch. Gdy tylko poluźnił uścisk wydostała się i tym razem to ona przejechała mu swoimi pazurami po jego bliźnie.

-Co się tu dzieje?!

Do obozu wbiegła Brunatna Gwiazda, a razem z nią Żbicza Łapa oraz reszta patrolu, czyli Zacienione Oko i Kameleonowy Język, która kiedy zobaczyła swojego kociaka toczonego stojącego obok Figlarnej Łapy Tajemniczej Łapy i Szyszkowego Futra, okrążonych przez koty z klanu cienia od razu podbiegła do niego, gdyż odkąd straciła miot kociąt o wiele bardziej przejmowała się zdrowiem Jerzykowej Łapy i Mknącej Łapy.

-Czy ktoś mi to wyjaśni? - Syknęła Brunatna Gwiazda.

-Ona złamała dwie zasady kodeksu! - Warknął Łysy Grzbiet, ogonem wskazując na Szyszkowe Futro ogonem.

-Co? Jak? - Pytała przywódczyni klanu cienia. Już nie wydawała się być taka zła, jak przed chwilą.

-Po pierwsze, jak z resztą widzisz je jedzenie pieszczochów! - Warknął z pogardą w głosie. - Po drugie zamiast zadbać o klan dba o swoje bachory! Wygnaj ją!

-Uważaj co mówisz, Łysy Grzbiecie! - Syknęła Zacienione Oko, jej pazury były wysunięte, a teraz odsłoniła przed brązowym wojownikiem zęby, grożąc mu.

Przywódczyni klanu cienia uciszyła wszystkich ciemnorudą kocicę, kładąc jej ogon na pysku. Potem zwróciła się do oskarżonej.

-Szyszkowe Futro, czy on mówi prawdę? - Spytała ją Brunatna Gwiazda spokojnie.

-Tak. - Zastępczyni spojrzała w dół na swoje łapy.

Co innego miałam zrobić?! - Denerwowała się w duszy, jednak nie wypowiedziała tych słów. - Patrzeć, jak moje kocięta umierają z głodu?!

-Dobrze. - Mruknęła przywódczyni, nic więcej nie powiedziała, ale wydawała się zastanawiać nad tym, co ma zrobić.

-Czyli jej nie wygnasz?! - Spytał pół sykiem brązowy wojownik.

-Nie ma takiej potrzeby, z resztą raczej nie mogłabym tego zrobić. - Odparła Brunatna Gwiazda. - Wszyscy głodujemy, więc w tej sytuacji każde jedzenie, to jedzenie. A co do dbania bardziej o swoich bliskich, to jej kocięta. Nie mogę ukarać jej za miłość do kociąt. Z resztą wiele z was jest matkami, czy ojcami, nawet jeśli wasze dzieci są już dorosłe. Każdy z was dla swoich małych zrobiłby to samo, gdyby mógł i mówię wam to jako matka. - Przerwała na chwilę i rozejrzała się po zebranych. - Z resztą zawiodłam się na was, koty z klanu cienia. Zamiast siedzieć w obozie i przeszkadzać innym w pracy moglibyście zrobić coś pożytecznego.

Wszyscy w końcu się rozeszli, a kocica wróciła do polowania. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro