>14<

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na lekcji czułam jak wszystkie pary oczy są na mnie skierowane. Valentine pewnie puściła plotkę. Po prostu świetnie. Zajebiście. Blondyn siedział ze spuszczoną głową. Po tym jak wczoraj uciekłam pobiegła za mną do mojego pokoju..

" - Marinette! Wpuść mnie! - krzyczał żałośnie pod moimi drzwiami. Zalana łzami pokiwałam do siebie przecząco głową. Tikki siedziała na moim ramieniu i próbowała mnie uspokoić.

- Spierdalaj! - krzyknęłam, a mój drżący głos odbił się o ściany pokoju.

- Marinette.. Spokojnie. Wdech i wydech. Poradzimy sobie. - uspokajała mnie cicho moja Kwami. Usłyszałam jak blondyn wzdycha.

- Mogę Ci pomóc..

- Nic i nikt nie może mi pomóc! Zostaw mnie w spokoju! Nie chce Ciebie znać! Zawsze będziesz dla mnie nikim! - warknęłam i kopnęłam ze złości w drzwi. Po chwili zdałam sobie sprawę ze swoich słów. Zraniłam go. To było pewne.

- Przepraszam.. - szepnął cicho, tak że ledwo usłyszałam. Wytarłam łzy. Blondyn odszedł. Uchyliłam drzwi. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo nie było, ale słyszałam głosy z dołu. Wiem, że nie ładnie podsłuchiwać, ale niestety moja natura była inna.

- Co jest z nią? - usłyszałam głos mojej mamy.

- Nie chce mnie znać. - odpowiedział jej blondyn. Jego głos był załamany. Jakby płakał.

- Jeszcze jej przejdzie. Już tak z nią jest.

- Mam nadzieję.

- Przyjdziesz jutro?

- Nie jestem pewny. Muszę siedzieć w domu.

- Przyjdź jak będziesz miał czas. Marinette jest potrzebne wsparcie.

- Powiedziała jasno bym spierdalał. - zaśmiał się żałośnie. Nachyliłam się bardziej.

- Ona myśli, że nie wiem o co chodzi. Ale straciła bardzo ważną dla niej osobę.

- Ojca?

- Nie. Tu nie chodzi o ojca, Adrien. - ton kobiety od razu zrobił się poważniejszy. - Powinna Ci sama o tym powiedzieć. Marinette jest bardzo skryta i samotna w życiu. Oddaliła się od wszystkich. Kiedy zauważyłam jej dziwne zachowanie zaczęłam po kolei dochodzić do tego co się stało. Nie jest to najlepszy temat do rozmowy. Ale nie możesz jej opuścić. On potrzebuje kogoś takiego jak ty. Wyobraź sobie, że od roku tutaj nie było nikogo, kto zainteresowałby się moją córką. Wszystkich odpychała.

- Nie rozumiem.

- Ona Cię potrzebuje jak nikogo innego. Przynajmniej ty jej nie opuszczaj. - po tych słowach udałam się do swojego pokoju. Pogrążona we własnych kłamstwach, a może i kłamstwach rodziny? Skoro moja mama wiedziała co się dzieje i dlaczego taka jestem... To dlaczego mi nie pomogła?"

Zadzwonił dzwonek. Westchnęłam i spakowałam książki.

- Co to się stało, że panna Marinette nikomu dzisiaj nie dokuczała? - zapytał nauczyciel. Spojrzałam na nauczyciela wzrokiem mordercy.

- Twój oddech sprawił, że straciłam przytomność na całą lekcję. - uśmiechnęłam się i wyminęłam faceta.

- Marinette! - usłyszałam krzyki jakiejś dziewczyny. - To prawda, że Adrien z Tobą zerwał?

- Co? - zdziwiłam się.

- Podobno dałaś mu niezłą nauczkę! - dodał ktoś inny.

- Chłopak popada w depresje.

- Nie masz serca?! - odwróciłam się z zamiarem ucieczki, ale zatrzymała mnie klatka piersiowa blondyna. Wszystkie szepty ucichły.

- Mari...

- Nie zostawiaj mnie. - do moich oczu napłynęły łzy. Wtuliłam się w chłopaka, a on mnie objął.

Jesteś nikim Marinette. Jesteś nikim.

- Już dobrze. Jestem przy Tobie. I cię nie zostawię.

- Adrien? - usłyszałam głos Valentine. - A Tobie jeszcze mało?

- Przymknij się. - warknął do niej, a mnie przycisnął do siebie.

Zapowiada się niezła wymiana zdań...

***

Hey!

Kolejny rozdział yeeey ta radość xD

Dziękuję Wam za wszystko ^^

Zostawcie po sobie ślad ;D

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro