>23<

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Uciekałam ciemną ulicą. Prosto do domu. Z daleka od wszystkiego i wszystkich, Z daleka od NIEGO. Wbiegłam jak torpeda na korytarz i zatrzasnęłam za sobą wyjściowe drzwi. Na policzkach miałam rozmyte już ślady po łzach, a oczy były podkrążone. Na korytarzu pojawił się mój tata.

- Marinette? - spojrzał na mnie uważnie. - Coś się stało córciu?

Pokiwałam tylko głową i pobiegłam na górę. Nie chciałam widzieć się z nikim. Nie teraz.

- Zostaw ją. - usłyszałam głos mojej mamy. - Poradzi sobie.

- Ale..

- Żadne "ale". Poradzi sobie.

Trzasnęłam drzwiami swojego pokoju i zamknęłam je na klucz. Dlaczego on? Dlaczego dziś? Dlaczego teraz? Załkałam żałośnie.

- Marinette będzie dobrze. - usłyszałam szept Kwami.

- A ty niby skąd możesz wiedzieć?! Jesteś tylko latającym owadem! Który z resztą pojawił się znikąd! - Tikki westchnęła na moje słowa.

- Masz nad sobą czuwającą osobę. Uwierz mi wszystko będzie dobrze. On tu jest.. - załkałam.

Nie wiedziałam o kogo chodziło. GO tutaj nie było. Ale ON jest."

Zamrugałam kilka razy. Rozmazane kolorowe plamy nabrały ostrości. Byłam u siebie w pokoju. Na łóżku. Z lodem przyłożonym do czoła i bandażem na dłoni. Bolało. Po co ja głupia brałam te nożyczki.

- O.. obudziłaś się. - usłyszałam cichy głos blondyna, który wszedł do mojego pokoju z herbatą i ciastkami. - Całe szczęście tylko pół godziny. Wystraszyłaś mnie.

- Co? - zdziwiłam się.

- Musiałem sam coś zdziałać. Nie wzywałem Twojej mamy na Twoją prośbę.

- Dziękuję.. - westchnęłam zdejmując z siebie worek z lodem. Usiadłam na łóżku. - Adrien?

- Tak? - chłopak spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami. Przełknęłam ślinę.

- Ja.. Przepraszam. Nie chciałam...

- Rozumiem. - westchnął. - Też przesadziłem. Mogłem Cię nie denerwować.

- Skąd tyle o mnie wiesz? - zdziwiłam się. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz projekt! - pokazał na kartkę leżącą na podłodze. Przekręciłam oczami. Zsunęłam się delikatnie na podłogę, wzięłam długopis i zaczęłam pisać.

Kolejny sen.. Tym razem z mojego powrotu do domu. I był jeszcze tata... Wszystko by było lepsze gdyby on był obok. Gdybym go miała. I znowu ogrywała w gry komputerowe...

- Masz tatę? - spytałam nagle. - Adrien spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Nie.

- Jak to? - blondyn wzruszył ramionami i ugryzł ciastko.

- Po prostu. Zginął wraz z mamą w wypadku z pół raku temu.

- I nikomu nie powiedziałeś? - zdziwiłam się.

- Wszyscy myślą, że oni nadal żyją, więc niech tak zostanie. - zaśmiał się. - Opiekuje się mną ciotka od strony matki. Więc jest dobrze. Daje mi dużo luzu. 

- Jak sobie radziłeś? Ze stratą bliskich osób? - zapytałam z ciekawości zerkając na niego.

- Mam kogoś takiego, dla kogo moje życie ma sens Marinette. - powiedział i złapał mnie za dłoń. - Wiem, że nic z tego nie będzie, ale z tobą życie jest weselsze i bardziej szalone. Polubiłem takie wredne podrywanie Cię i Twój trudny charakter.

Zaśmiałam się i rzuciłam w niego długopisem. 

- Przymknij się i rób to dziadostwo chamie. - blondyn przekręcił oczami.

- Chyba nigdy się nie zmienisz.

- NIE. - wystawiłam mu język, a chłopak opadł żałośnie na podłogę jednocześnie uderzając się w głowę.

- Ała! - jęknął. - Co tu do cholery robi podłoga!

- Leży na suficie. - wzruszyłam ramionami ze śmiechem patrząc na chłopaka, który masował obolałe miejsce.

***

Hey!

Co tak, jak tam? xD

O rany.. spaaać xD

Dziękuję Wam za wszystko ^^

Zostawcie po sobie ślad :D

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro