>7<

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeden cel w życiu.

Unikać idiotę.

UNIKAĆ DEBILA.

Była lekcja chemii. Tak.. bo nic nie jest w życiu bardziej interesującego.. Udawałam, że jestem zainteresowana lekcją, ale tak naprawdę.. Myślami byłam gdzie indziej.


Byłam w świecie, gdzie wszystko jest inne. Lepsze. Byłam w mojej wyobraźni. Wśród symfonii kolorów i dźwięków muzyki dopasowywałam Adrien'a do Felix'a. Jedyne co się nie zgadzało to to, że oboje nie mieli rodzeństwa. Więc nie są spokrewnieni.. Chociaż może to dalecy.. lub bliscy kuzyni? Musi być jakieś wytłumaczenie na tego typa.

- A Marinette Dupain-Cheng będzie w parzę z Adrien'em. - powiedziała nauczycielka. Popatrzyłam na nią niezrozumiale.

- Po pierwsze co? Po drugie wystarczyłoby tylko Marinette, a po trzecie.. - zaśmiałam się i wstałam z siedzenia. - Z NIM?! - krzyknęłam i pokazałam na niego palcem. Nauczycielka westchnęła ciężko.

- Kiedy ty w końcu będziesz słuchać co się dzieje na lekcjach?

- Pewnie nigdy. - wzruszyłam ramionami na jej pytanie.

- Projekt ze strony sto dwudziestej na następną lekcję, czyli za tydzień. Ostatnio jak powiedziałam do Ciebie Marinette to byłaś wielce urażona faktem, że nie traktuję Cię z szacunkiem oraz groziłaś mi, że ugryziesz mnie w nogę przywalając patelnią w brzuch. - uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie. Piękne czasy.. Sprzed tygodnia. - A z nim, bo nikt inny nie został. Pogódź się z tym.

- Moja oferta pogryzienia jest nadal aktualna. - spojrzałam na nią spod byka.

- Chodź byś chciała zrzucić mnie z samego Eiffla to ty i tak będziesz z Adrien'em. - zamknęła książkę z hukiem, a na korytarzu rozbrzmiał dzwonek mówiący "Jesteście wolni! Spieprzać do domu!" - Decyzja nieodwołalna. Miłego dnia!

Obyś zginęła w czeluściach piekielnych ty diable wcielony! Dopilnuje by wybuchł pożar w szkole, a Ciebie zamknę w lodówce kucharek. Jak to się nie uda ewentualnie mogę jebnąć Ci tą patelnią.

Wyszłam szybko ze szkoły i udałam się do domu. Nie chce go spotkać, a co gorsza jeszcze z nim gadać.

*

- Marinette! Zmień muzykę!

- Nie! - kłóciłam się z Tikki zasłaniając odtwarzacz muzyki własnym ciałem.

- Ile można słuchać jednej i tej samej piosenki?! Są nowsze, fajniejsze hity. A przez tą jedną piosenkę ty cały czas o nim myślisz! - Biedronka popatrzyła na mnie swoimi dużymi niebieskimi oczami.

- Ta piosenka to jedyne co mi dostało Tikki. - burknęłam i pogłośniłam stereo.

- Ale Marinette!..

- Nie Tikki.. - jęknęłam. Kwami głośno westchnęła i usiadła mi na mojej głowie. Skupiałam się nad narysowaniem projektu mojej nowej kreacji, w której miałam iść na najbliższą imprezę.

- Też słyszysz śmiech? - zapytała. Przyciszyłam muzykę i zmrużyłam oczy. Faktycznie.. Śmiech mamy.

- Schowaj się Tikki. - powiedziałam, a Kwami wleciała do kieszeni w moim czarnym rozciągniętym sweterku.

Zeszłam po schodach na dół. Śmiech dobiegał z salonu. Męski głos. Tylko nie to.. Stanęłam w przyjściu jak wryta. Moja mama i ten idiota. Pijąc herbatkę. O czymś zawzięcie dyskutowali. Do tego blondyn pokazywał coś mojej mamie na telefonie.

- Oh Mari! Miałam Ci mówić, że Twój chłopak przyszedł. - powstrzymałam odruch wymiotny.

- To nie mój chłopak! - warknęłam. - Co ty tu robisz?!

- Pokazuję Twojej mamie Pokemony. - rozszerzyłam oczy.

- Wypierniczaj z tego domu diable wcielony!!! - chwyciłam za miotłę stojącą w rogu pokoju i zaczęłam okładać nią chłopaka. - Nie będziesz mojej mamy zwodził na ciemną stronę mocy ty szakalu jeden!!!

- My przecież mamy projekt! - jęknął uciekając przede mną.

Odczep się. Raz na amen.

***

Hey!

Co tam? XD

Dziękuję wam za wszystko ^^

Zostawcie po sobie ślad ;P

Sashy ;3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro