>9<
Nie sądziłam nigdy, że kobieta blisko pięćdziesiątki może mieć taki motorek w dupie. Moja mama latała od działu do działu w galerii.
- Tikki.. ja nie wyrobię.. Gdzie ona jest?! - krzyknęłam do swojej Kwami, która siedziała w torebce. Jakaś kobieta z dzieckiem popatrzyła na mnie dziwnie. - Nie można gadać do siebie?!
Kobieta szybko uciekła ciągnąc za sobą dziecko. Przekręciłam oczami.
- Powinnaś być bardziej miła dla ludzi. - odezwała się Tikki z mojej torebki.
- Po co? - wzruszyłam ramionami.
- Nie uciekali by od Ciebie.
- Siedź cicho...
- Nie. - Kwami się zaśmiało.
- Marinette! - usłyszałam krzyk mojej matki. Rozejrzałam się na około.
- Gdzie ty jesteś?! - krzyknęłam na cały sklep.
- Proszę nie krzyczeć.. - zwrócił się do mnie jakiś mężczyzna. Popatrzyłam się na niego z przymrużonymi oczami.
- Wolny kraj! Jak coś się nie podoba to wyp..!
- Mari! - podbiegła do mnie rodzicielka. - Potrzymaj te torby.
Kobieta podała mi z cztery torby po brzegi wypełnione ubraniami. Pociągnęła mnie na jakiś dział, a raczej kazała mi biec za nią. Wszystko okey... Tylko ja NIC NIE WIDZĘ przez te torby.. Naprawdę.. Po zakupach spodziewałam się wszystkiego, a teraz żałuję, że nie byłam w szkole... Nagle wleciałam na kogoś. Wszystkie torby wypadły mi z rąk, a ja w stylu ślizgu pingwina przejechałam na brzuchu przez kilka metrów sklepu. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli.
- No co?! Na co się gapicie?! - wszyscy jak jeden mąż odwrócili ode mnie wzrok. - To już położyć się na kafelkach w galerii nie można?!
- Jak miło Ciebie widzieć... - usłyszałam wkurzający głos, którego tak nienawidzę. Adrien.
- Bez wzajemności! - warknęłam. - Co ty tu robisz?
- Twoja mama do mnie zadzwoniła, że przydałaby Ci się pomoc w galerii. - zabiję własną matkę! Rodzicielka podbiegła do mnie. Zdziwiła się widząc córkę leżącą na podłodze..
- Mari? Co ty robisz? - spytała. Spojrzałam na nią spod byka.
- Opalam się. Słońce mi zasłaniasz. - położyłam ponownie głowę na podłodze.
- Wstawaj! - krzyknęła i pociągnęła mnie za ramię.
- Ale mi tu dobrze... - zaczęłam się z nią kłócić.
- Ja jej pomogę. - zaoferował blondyn, a ja jak oparzona wstałam z zimnej podłogi. Co to, to nie. Nie dam się pierwszemu lepszemu chłopakowi.
- Wolnego. - warknęłam. - Kiedy idziemy?
- Już.
Pozbierałam torby i udałam się jak najszybciej w stronę wyjścia. Wpakowałam wszystko do auta, a sama usiadłam na miejscu pasażera. Jakim szokiem było to, że Adrien jechał z nami.
- Co on tu robi? - zapytałam z wyraźną niechęcią do jego osoby. Matka westchnęła.
- Mieliście jakiś projekt? - odpowiedziała mi. Westchnęłam i oparłam głowę o oparcie.
Czy ja mogę mieć jeden, tylko jeden spokojny dzień w swoim życiu? Czy ja proszę o tak wiele? Spojrzałam w szybę. Czemu musi tak być? Poczułam jak moje Kwami poruszyło się niespokojnie. Delikatnie otworzyłam torebkę. Zobaczyłam jak Biedronka pokręciła przecząco głową i zaczęła wcinać ciastko. Ja już nawet do mojej małej opiekunki nie mam siły. Coraz trudniej mi ją zrozumieć. Chce dla mnie dobrze, ale czemu namawia mnie na spotkanie z Adrien'em, skoro wie, że ja go nie trawię? A fakt podobieństwa do Felix'a tylko mnie dobija... Dlaczego?
***
Hey!
Jak tam? xD
Jutro rozdział na FYB xD, a po jutrze again tutaj :P
Zostawcie po sobie ślad ;)
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro