rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Liam 

Obudziłem się o 6.00 wraz z budzikiem. Wstałem niechętnie, poszedłem się ogarnąć I zrobiłem sobie sniadanie. Przy każdej tej czynności miałem złe myśli.
No może oprócz czytania karteczki od Tony'ego.

Przejrzałem telefon i nie zauważyłem kiedy z 6.40 zrobila się 7.40. Poszedłem do garażu, odpaliłem mój samochód i pojechałem do szkoły.

Gdy dojechałem była 7.54 więc odpaliłem papierosa I czekałem na mojego najlepszego przyjaciela. Jedynego przyjaciela. Nie musiałem stać długo, bo po niecałej minucie zjawił się Tony. Nie wiem co on we mnie lubi. Przecież jest taki popularny i może rozmawiać z każdym. Przyjaźnić się z każdym. Być z każdym.

-Siemka- powiedział Tony

-o hej- odpowiedziałem, uśmiechając się. Cieszyłem sie z tego ile dla mnie robił.

-Co tam aniołku?- spytał się mnie najmłodszy z braci Monet

Jak ja kocham jak tak do mnie mówi. Czuję się tak... bezpiecznie i... radośnie.

-Nic szczególnego, dzięki za kartke - odpowiedziałem i posłałem mu szeroki uśmiech

Pov: Tony

Jak ja kocham gdy się uśmiecha. Mam wtedy chwilowe wrażenie, że to całe zło świata, jednak go omija. Jakby wszystkie problemy opuszczały nasze ciała i liczyła się tylko ta jedna, konkretna chwila.

Też się uśmiechnąłem

Naszą krótką rozmowę, przerwał dzwonek na lekcje.

Po lekcji podszedł do mnie Shane, i zaprowadził gdzieś do kantorka, gdzie będziemy mogli porozmawiać w cztery oczy.

-Chodziło o Liama tak?- zapytał mnie mój bliźniak.

-kiedy?- na początku naprawdę nie wiedzialem, ale pomyślałem chwilę I się domyśliłem, że chodzi o wczorajszą rozmowę z vincem.

-wiesz

-może chodziło i co

-odpowiedz

-No dobra, chodziło o Liama I co

-nie było cie przez 3 godziny, kiedy miałeś być, martwiliśmy się

-Wiesz co?! Ja też się martwię!- do moich oczu zebrały się łzy- Nie umiem mu pomóc! A tak bardzo chce! Dlaczego to spotkało takiego aniołka jak on!? Czemu nie na przykład mnie!?- Teraz już nie panowałem nad spływającymi po moich policzkach, łzami- Co on takiego zrobił?! - oparłem się o ścianę i zsunąłem się po niej w dół - Shane patrzył się na mnie ze zdziwnienem, smutkiem, zmieszaniem a nawet z lekkim współczuciem.

Nagle zacząłem tracić kontrolę nad swoim ciałem. Nie mogłem nabrać powietrza. Zacząłem kaszleć. Dusiłem się. Shane zauważył że coś jest nie tak. Wyprowadził mnie z kantorka i zaprowadził na kanapę na korytarzu. Była pusta, bo lekcje już trwały.

-Tony spokojnje- próbował uspokoić mnie Shane, ale  mu nie wychodziło.

-oddychaj, powoli- nadal próbował. na marne

Nie mogłem nic zrobić. Tak bardzo chciałem nabrać powietrza ale z jakiś przyczyn nie mogłem.

-dzwonie do Dylana- oznajmił  i wybrał numer do brata

Około Raz na pół minuty udawało mi się wziąć malutki oddech, więc nie umierałem.

Dylan zjawił się w niecałą minutę.

-Tony? Oddychaj, nic się nie stało. Spokojnie- nadal nic. Tak bardzo bym chciał ale coś mi zabraniało. Dylan zauważył że to mi nie pomaga więc zadzwonił po Vincenta. Najstarszy z braci powiedział, by wezwać pogotowie.

Po 5 minutach do szkoły weszli Vincent z Willem. Byli tak samo zdziwieni moim stanem jak reszta braci.

-Tony. Wdech, wydech. Wdech, wydech- Tym razem will próbował mnie uspokoić. Nie wyszło. Nic nigdy nie wychodzi.

Moje i tak płytkie i nie częste oddechy zmalały. Powoli zaczynałem tracić świadomość co się wokół mnie dzieje. Przymknąłem oczy i usłyszałem korektę. Nie dałbym rady znowu uchylić powieki. Coś mi zabraniało, tak jak oddychać. Czy ja umieram? To było ostatnie co pomyślałem. Zemdlałem lub umarłem. Obstawiam na to pierwsze ale nic nigdy niewiadomo.

Obudziłem się

Czyli żyje

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, zgaduje ze był to szpital. Chciałem się odezwać, ale nie mogłem przez maskę tlenową.

______________________________________

Ocenka >>>>
Pytanka >>>>
Pomysły>>>>>
585 słów 😻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro