rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy otwierały się pierwsze sklepy (prócz całodobowej żabki oczywiście) wybraliśmy się nad jezioro. Rozebraliśmy się do bokserek i weszliśmy do wody.
Tak, to to samo jezioro, do którego chciałem skoczyć. Pływaliśmy dosyć długo. Byliśmy sami więc było jeszcze lepiej. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Nowi pracownicy Adriena  na jego rozkaz zaczęli mnie szukać. Po co? Mam być dla niego okrutny? A może robić wszystko jak dotychczas?

Nie myślałem długo, bo ludzie Santana mnie zobaczyli. Po chwili na brzegu był też sam Adrien.

No super, gorzej być nie mog-

A jednak

Mogło

Zawsze może być gorzej

I jest

Za nim wyszli moi bracia. Potem przybiegła hailie, pewnie kazali jej zostać ale nie posłuchała. (Bad Halyna/autorka)

Nie wiem co w tym momencie chciałem zrobić. Improwizowałem. Zacząłem płynąć w głąb jeziora. Wiedziałem że nie uda mi się dopłynąć na drugi brzeg. Jest za daleko ( nie, nie jest. Nie zmyślaj tylko płyń Tonysiu / autorka ).
Noah nie wiedział co ja właśnie próbuje zrobić.

Mój towarzysz wspiął się na pomost i usiadł na nim trzymając nogi w wodzie. A no tak, obietnica. Jaka obietnica? Już mówię.

Jak opowiadaliśmy sobie historię, przy tym obiecaliśmy sobie nie kontaktować się na siłę. Moze to głupie ale mi się tam podoba. Chodzi o to (żeby nie wpaść dupą w błoto kochany/autorka) że jak mamy się spotkać, to się spotkamy bez umawiania. Tak zwane przeznaczenie.

Już bolały mnie ręce. Nie wiedziałem po co to robię, jak ludzie mojego brata i adriena płyną po mnie motorówkami i innymi.

Nie minęło dużo czasu, i już znajdowałem się na pojeździe wodnym, ludzi Vincenta.

Żeby nie było, szarpałem się, ale nie miałem z nimi szans.

-Puszczaj!- krzyknąłem, mając unieruchomione nadgarstki.

(Nmg że jest w samych gaciach XDDDDDDDD / autorka)

Gdy dopłynęliśmy, dostałem ręcznik, który owinalem sobie wokół pasa.

Shane I Hailie podbiegli i mnie przytulili. Nie oddałem uścisku, nie miałem zamiaru. Założyłem ręce na piersi i wpatrywałem się w Hiszpańskie, bezchmurne dzisiaj, niebo nie odchylając głowy. Uciec też nie mogłem, bo na moich ramionach spoczywały dłonie dwóch ochroniarzy. Jeden Vincenta, drugi Adriena.

Po chwili ciszy, mój najstarszy brat kiwnął głową i zostałem wprowadzony do samochodu.
Siedziałem przy oknie, po lewej stronie z tyłu. Opierałem się łokciem o drzwi auta I patrzyłem w siedzenie.

-Tony?

Nie wiem nawet kto użył mojego imienia. Nie interesowało mnie to. Nie zaszczyciłem ich również spojrzeniem. Przez całą drogę na jak się potem okazało lotnisko. ( Powiedzmy że się ubral na plaży )

Wyglądałem jak więzień. I tak się czułem.

______________________________________

Ocenka >>>

Pytanka >>>

Pomysły >>>

416 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro