Chapter Forty.
30 gwiazdek = nowy rozdział!
Obudziłam się czując ciężar na talii i przytłaczające ciepło. Powolutku rozchyliłam powieki i spojrzałam w dół, mimowolnie się uśmiechając. Głowa Barry'ego leżała na mojej klatce piersiowej, jego ręka owinięta była wokół mojej talii. Między nami nie było nawet milimetra odstępu. Poczułam jak zaczynam się rumienić z powodu bliskości chłopaka. Czy tak zachowują się przyjaciele? Na pewno nie. Czy było mi źle z tego powodu? Nie. Podobał mi się mój kontakt z Barrym i nie ukrywam, że gdyby doszło między nami do czegoś więcej to nie marudziłabym. Mogłoby być całkiem miło.
Zamknęłam oczy i znów wtuliłam twarz w poduszkę, starając się zasnąć. Po kilku minutach, zaczęłam odpływać. Aż do momentu, w którym drzwi od mojego pokoju zostały gwałtownie otwarte.
Przerażona podskoczyłam na łóżku tak samo jak Barry, którego hałas wybudził ze snu. Odetchnęłam z ulgą, gdy w progu ujrzałam Felicity a nie mojego brata jak się spodziewałam. Dzięki Bogu...
-Felicity... - westchnęłam i opadłam na poduszki. Barry cały czas wpatrywał się w blondynkę. Byliśmy od siebie dalej niż kilka sekund temu, a mimo to słyszałam jego nieregularne bicie serca.
-No proszę. - zaśmiała się i weszła do środka - I ja mam wierzyć, że nic między wami nie ma? - zakpiła.
-To nie tak. - zaoponowałam. Przewróciła oczami i skupiła swoją uwagę na szatynie obok mnie.
-Twoją wersję już znam. - prychnęła - Barry, masz mi coś może do powiedzenia? - pokręcił głową - Czyżby? - jedynie skinął w odpowiedzi.
-Felicity, to nie tak jak wygląda. - starał się ją przekonać, ale machnęła dłonią.
-Kłamać to ja, ale nie mnie. - prychnęła - Oliver będzie za jakieś dziesięć minut i lepiej żeby was nie zastał w takiej sytuacji. - poruszyła sugestywnie brwiami i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Początkowo starałam się nie zwracać uwagi na Barry'ego gdyż nie wiedziałam co powiedzieć, ale w końcu spojrzałam na niego kątem oka.
-Jesteśmy... - patrzył mi prosto w oczy, a ja wzruszyłam ramionami.
-Przyjaciółmi? - zacisnęłam zęby, aby opanować drżenie warg. Pokręcił głową.
-Na codzień nie sypiam z przyjaciółkami, więc nie nazwałbym tak tego. - zaśmiał się lekko - Em... A jak już znajdziemy Theę, to - podrapał się po głowie - ta randka aktualna?
-Tak. - przerwałam mu - Oczywiście, że tak.
-Super. - uśmiechnął się i zauważyłam ulgę na jego twarzy - A teraz może lepiej zaczniemy się ogarniać, żeby nie dać twojemu bratu powodów do myślenia? - zaproponował. Przytaknęłam i błyskawicznie wyszłam z łóżka. Zgarnęłam czarne jeansy i neonową różową koszulę i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrana i gotowa wyszłam z łazienki i od razu poszłam do kuchni, gdzie czekali wszyscy oprócz Barry'ego.
-Witam wszystkich. - usiadłam na sowim miejscu i chwyciłam jednego naleśnika - Wiemy coś nowego? - Harry skinął głową - Mów. - ponagliłam go.
-Czekamy jeszcze na Barry'ego. - oznajmiła Caitlin, przewróciłam oczami i przełknęłam naleśnika.
-Barry pośpiesz się! - wrzasnęłam na całe gardło. Później był powiew wiatru i Allen siedzący na krześle obok mnie.
-Już jestem. - wyszczerzył się - Co już wiemy? - zainteresował się.
-Wiemy gdzie jest Malcolm i Thea, a Caitlin ma lekarstwo na ten cholerny narkotyk. - oznajmił Oliver.
-Gdzie Thea? - postanowiłam przejść do rzeczy. Blondyn westchnął i usiadł naprzeciwko mnie.
-Malcolm wyjechał ze Starling City, zabierając ze sobą Theę. - wyznał - Do jego aktualnego miejsca pobytu mamy jakieś czterdzieści kilometrów. Nie wiemy jednak ilu ludzi dla niego pracuje. - mruknął - Wiemy naprawdę niewiele, ale narkotyk wciąż się rozprzestrzenia. - przymknęłam powieki, odchylając się na krześle. Nie jest dobrze. Jest bardzo, ale to bardzo nie dobrze...
-Ty, Emma i Barry jedźcie po Theę. - Harry zabrał głos - My zajmiemy się pozbyciem się narkotyku z miasta. - zaproponował.
-Dacie radę sami? - zaniepokoił się Allen.
-Obawiamy się raczej, czy to wy sobie poradzicie. - mruknęła Caitlin - Nie wiemy jakimi siłami dysponuje Malcolm i...
-Idę z wami. - Roy odezwał się dziś po raz pierwszy. Patrzył prosto na mojego brata. - Nawet nie próbuj mi zabraniać. To moja dziewczyna, mam prawo aby tam być.
-Ma rację. - westchnęłam - I może nam się przydać pomoc. - Oliver skinął głową.
-Niech będzie. - odetchnął - My sprowadzimy naszą siostrę do miasta, a wy pozbądźcie się tego szajsu. - John skinął głową.
-Możesz na nas liczyć. - oznajmił - Zajmiemy się tym. - obiecał.
Nagły trzask drzwi wyrwał nas z tematu. Do środka wparowała wściekła Laurel.
-Dlaczego dowiaduję się o wszystkim tak późno. - wściekła to mało powiedziane... - Rozumiem, że wyjechałam i mówiłam, żeby mi nie przeszkadzać, bo miałam masę rzeczy ma głowie, ale o czymś takim powinnam wiedzieć! - krzyknęła, uderzając dłonią w stół. Patrzyła na każdego z nas z mordem w oczach. - Jaki jest plan? - westchnęła w końcu. Felicity i Harry przejęli pałeczkę i postanowili wszystko jej wyjaśnić.
Dziś odzyskamy moją siostrę...
******
Pytanko, chcielibyście przeczytać coś jeszcze w takiej tematyce? Mam na myśli DC lub MARVEL. 😋
Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro