Chapter Forty-Five.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!









-Nie spodziewałam się takiego zakończenia. - zaśmiałam się, gdy wraz z Barrym rozglądałam się po pokoju, czy aby na pewno nieczego nie zostawiłam.

-Ja też. - mruknął - Ale ważne, że nie jest na nas zły. Zresztą, nie zrobiliśmy nic złego... - stwierdził.

-Mam wrażenie, że z jego punktu widzenia to mogła być pewnego rodzaju forma zdrady. - wyjaśniłam. Skinął głową.

-Może masz rację. Nie zastanawiałem się nad tym pod takim kątem. - wzruszył ramionami - Masz wszystko? - przytaknęłam.

-Tak. Większość i tak wzięli Harry, Cisco i Caitlin. - wyszliśmy z sypialni, a Barry zamknął za nami drzwi. Szybko zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy już czekali. Z uśmiechem na ustach wpadłam w ramiona siostry.

-Znów będę tęsknić. - mruknęła, pocierając moje plecy. Zaśmiałam się krótko, kręcąc głową.

-Odwiedzaj mnie kiedy tylko chcesz. - puściłam jej oczko, odsuwając się.

-Będę. Obiecuję. - podeszłam do Laurel, którą również przytuliłam.

-Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w lepszych okolicznościach. - zażartowała.

-Ja też. - odsunęłam się od szatynki, aby wpaść w ramiona przyjaciółki. Blondynka miała na tyle silny uścisk, że przez chwilę nie mogłam złapać tchu. - Felicity, bo mnie udusisz! - poskarżyłam się, więc lekko poluzowała uścisk.

-Będę tęsknić. - wymamrotała. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-Ja bardziej. - stwierdziłam, mocniej przyciągając do siebie narzeczoną brata - Ale jak będziesz szukała druhny to zaklępuję stanowisko. - szepnęłam jej na ucho. Wybuchła śmiechem i odsunęła się ode mnie.

-Ja za to czekam na relacje w pierwszej randki. - poruszała sugestywnie brwiami. Spojrzałam na nią spod byka.

-Wiesz coś? - zdziwiłam się, od razu pokiwałam głową.

-Spodoba Ci się. - obiecała i odsunęła, robiąc miejsce Roy'owi. Z uśmiechem przytuliłam szatyna.

-Badź grzeczny. - zażartowałam.

-I kto to mówi. - odbił piłęczkę, wypuszczając mnie z uścisku. Zadowolona Spojrzałam na Johna, który czekał w kolejce, aby się ze mną pożegnać. Rozłożył ręce, więc od razu do niego doskoczyłam, mocno przytulając.

-Uważaj tam na siebie. - poprosił - I nie pakuj się w kłopoty jak brat. - zażartował.

- Będę grzeczna. - zaśmiałam się i odsunęłam od mężczyzny, aby stanąć przed bratem. Uśmiechnęłam się uroczo i wpadłam w ramiona brata. - Dziękuję, Ollie. - mruknęłam mu na ucho.

-Wszystko żebyś była szczęśliwa. - odparł i powoli poluzował uścisk, aby stanąć ze mną twarzą w twarz - Nawet jeśli kluczem do szczęścia jest mój przyjaciel. - przewrócił oczami. Parsknęłam śmiechem.

-Tym bardziej powinnam ci podziękować. Gdyby nie ty, nie poznałabym Barry'ego, więc... Jakby nie patrzeć to twoja zasługa, że...

-Jeszcze tu jesteście? - prychnął odsuwając się ode mnie. Szybko zbił z Barrym piątkę i spojrzał przyjacielowi w oczy. - Ufam Ci, stary. - mruknął i skinął głową w moją stronę - To jedna z najważniejszych osób w moim życiu. - wyznał - Dbaj o nią. - poprosił. Szatyn od razu przytaknął.

-Możesz mi ufać. - obiecał. Widziałam, że relacja moja i Barry'ego nie wpłynęła na ich stosunek do siebie i byłam z tego powodu szczęśliwa. Nie chciałam, aby brat stracił przyjaciela z mojego powodu. Allen spojrzał na mnie z uśmiechem. - Idziemy? - przytaknęłam i ruszyliśmy do wyjścia - Cześć wszystkim. - pomachał reszcie i wyszliśmy na zewnątrz - Gotowa?

-Oczywiście. - zaśmiałam się, wyciągnął ręce przed siebie, a ja szybko znalazłam się w jego objęciach - Jeśli po drodze mnie upuścisz to zrobię Ci krzywdę. - ostrzegłam, wywołując jego śmiech.

-Masz moje słowo, że jesteś bezpieczna. - rozejrzał się wokół. Brak ludzi, cisza i spokój. Tyle wystarczyło, aby zaczął biec.

~~~~~

Zatrzymał się tuż przed wejściem. Od razu weszliśmy do środka, jednak zrobiliśmy to na tyle cicho, że mieszkańcy się nie zorientowali.

-I dlatego zerwałaś z Eddie'm? - spojrzałam na Barry'ego, który tym co usłyszał był równie zdziwiony jak ja.

-Tak. Jestem pewna, że podoba mi się Barry. - poczułam jak usta same mi się rozchylają, a oczy wychodzą na wierzch. Jednak szatyn był całkowicie spokojny, jakby ta informacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenie.

Będąc w Starling City nie ustaliliśmy kim dla siebie jesteśmy, a uczucia którymi darzył Iris były wyjątkowo silne. Czy obawiałam się tego co mogło się teraz wydarzyć? Nawet bardzo...

-Jesteśmy. - moje rozmyślania przerwał głos Barry'ego i trzask drzwi. Pchnął mnie do salonu i wszedł razem ze mną, szeroko się uśmiechając. - Kryzys zażegnany. - zaśmiał się. Joe przez cały czas był w niego wpatrzony.

-Tryskasz energią. - stwierdził - Stało się coś? - Allen skinął głową. Przełknęłam gulę w gardle, jeśli będzie chciał być z Iris to przyjmę to z godnością.

-To co się działo, to bardzo... długa historia. - zaśmiał się - Ale z bardzo pozytywnym skutkiem. - czułam, że jestem coraz bliżej stracenia go. Nagle nastąpiło coś, co zmieniło moje myślenie o sto osiemdziesiąt stopni. Barry chwycił mnie za dłoń i splątał nasze palce. - Jesteśmy parą. - oznajmił z uśmiechem, a ja mimowolnie odetchnęłam z ulgą, opierając głowę o jego ramię.

Ból na twarzy Iris sprawił, że przez chwilę miałam wyrzuty sumienia. Tylko przez chwilę. Wykorzystywała go i nie potrafiła docenić kiedy miała okazję. Jej strata...





*******
Wiecie, co? Miałam opublikować książkę za jakiś czas, ale mam dziś fatalny dzień. Stwierdziłam, że nowa książka jest zawsze mile widziana, więc zaczynamy zabawę.

Zapraszam na mój profil! 🖤🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro