Chapter Fourteen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!





-Źrenice reagują prawidłowo. - stwierdziła Caitlin, świecąc mi małą latareczką po oczach. Nieprzyjemne uczucie. - Muszę ci jeszcze pobrać krew do badania i to będzie wszystko. - mruknęła i poszła po strzykawkę, a ja posłałam Barry'emu przerażone spojrzenie.

Mała tajemnica na mój temat. Boję się igieł jak ognia. Gdy słyszę o pobieraniu krwi lub zastrzyku od razu zaczynają mi się pocić dłonie i mam ochotę zacząć płakać.

-Wychodzę. - oznajmiłam, wstając z fotela, na którym byłam.

-Wo. Wo. - wyciągnął dłonie przed siebie i popchnął mnie ponownie na fotel - Niby gdzie wychodzisz? - wciąż trzymał mnie za ramiona, gdyż próbowałam się wyrwać.

-Stąd wychodzę. I idę jak najdalej. - uśmiechnęłam się sztucznie i ponownie próbowałam wstać, ale chłopak skutecznie mi to uniemożliwiał. - Puszczaj, Barry. - rozkazałam, ale ten ani drgnął. Przyglądał mi się i wyglądał jakby nagle dostał olśnienia.

-Boisz się igieł? - zdziwił się. Zacisnęłam wargi, aby nie zacząć płakać. Samo to słowo wywoływało u mnie niepokój i strach.

-Nikomu ani słowa. - syknęłam, opierając się plecami o fotel - Jedyną osobą, która o tym wie, jest Oliver. - wyznałam - Nawet rodzice nie wiedzieli. - wyszeptałam zażenowana. Czułam się jak dziecko... Jaki dorosły boi się igły? To wstyd...

-Chcesz mi powiedzieć, że wczoraj bez wahania zaatakowałaś metę, ale boisz się małej igły? - próbował wszystko przetworzyć. Skinęłam głową, przymykając oczy. Czułam jak moje policzki robią się różowe z zażenowania.

-Możesz się już śmiać... - mruknęłam, jednak nic takiego nie miało miejsca. Poczułam jak szatyn siada na krawędzi fotela, tuż obok mnie.

-Daj spokój, każdy się czegoś boi i to nie jest powód ro wstydu. - próbował mnie pocieszyć, otworzyłam oczy i spojrzałam na niego jak na idiotę - Mówię serio. - zaśmiał się.

-Tylko, że banie się małego, ostro zakończonego kawałka stalowego drutu jest żenujące... - jęknęłam - Dlatego stąd idę. - oznajmiłam i z uśmiechem próbowałam wstać. Znów bezskutecznie. - Barry... - mruknęłam - Jeśli Caitlin wróci tu z igłą to zacznę płakać. - uprzedziłam go. Uśmiechnął się pod nosem.

-Chyba mam pomysł. - oznajmił - Obiecaj mi, że jak wrócę ty wciąż tu będziesz. Nie uciekniesz. - spojrzał na mnie znacząco. Zagryzłam dolną wargę i pokręciłam głową.

-Nie obiecam Ci tego. - prychnęłam - Jeśli stąd wyjdziesz to ja też. - wyjaśniłam. Westchnął, ale skinął głową.

-Wątpię czy zdążysz. - stwierdził, a następnie poczułam podmuch i Barry'ego już nie było. Nim zdążyłam choćby zdjąć nogę z fotela, chłopak był znów obok mnie z igłą w dłoni. - Caitlin się zgodziła, żebym to ja to zrobił. - wyszczerzył się - I nie martw się, nie powiedziałem jej. - odsunęłam się od szatyna, tak daleko jak pozwolił fotel.

-Jeśli myślisz, że to coś zmienia to się mylisz! - prychnęłam - Nie zbliżaj się do mnie z tym narzędziem tortur. - rozkazałam, wyciągając ręce przed siebie.

-Jak miałem opatrzeć ci rany to też panikowałaś, a przeżyłaś. - zaśmiał się.

-To co innego! - zaoponowałam - Teraz masz w dłoni to! - pisnęłam, wskazując na strzykawkę, którą trzymał.

-Nic ci nie zrobię. Zamkniesz oczy, a ja dzięki super szybkości zrobię to tak szybko, że nie poczujesz. - obiecał. Pokręciłam głową.

-Nie ma takie opcji. - warknęłam, a do środka wróciła Caitlin.

- Barry, miałeś jej tylko pobrać krew. - westchnęła - To jakaś minuta roboty. - zabrała mu strzykawkę z dłoni. Zaraz zacznę płakać, jestem tego pewna...

Podeszła do mnie od drugiej strony, a Barry niezauważalnie chwycił mnie za lewą dłoń i lekko ścisnął. Przełknęłam gulę gardle, gdy rudowłosa przystawiła igłę do wewnętrznej strony prawej ręki. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy. Nieświadomie mocniej zacisnęłam palce na dłoni Barry'ego.

Poczułam ukłucie i jestem pewna, że gdyby nie Allen, który drugą dłonią przełożył na moją lewą to bym piszczała.

-I już. - zadowolona odsunęła się ode mnie i z igłą wyszła z pomieszczenia - Za jakieś dziesięć minut będę miała wyniki. - oznajmiła. Odetchnęłam z ulgą i puściłam dłoń szatyna.

-Dziękuję. - mój głos przepełniała ulga - Gdyby nie ty... - pokręciłam głową - Wolę nie myśleć co bym zrobiła.

-Zawsze do usług. - puścił mi oczko - Jesteś strasznie blada. Może masz ochotę na czekoladę? - nie zdążyłam odpowiedzieć. Barry dzięki swojej szybkości zniknął i wrócił z tabliczką czekolady, gdy ja ledwie zdążyłam mrugnąć. Zazdroszczę.

-Dzięki. - zaśmiałam się, gdy podał mi słodycz - Jak mówiłam już wcześniej, jesteś moim bohaterem, Barry. - uśmiechnął się.

-Niczego nie zrobiłem. - stwierdził, wzruszając ramionami. Przewróciłam oczami.

-Szkoda, że mój brat nie jest taki skromny... - mruknęłam, ułamując sobie fragment czekolady, a następnie wyciągnęłam resztę w stronę Barry'ego, który zadowolony odłamał sobie kawałek.






******
Kolejne pytanko. Gdzie wolelibyście mieszkać, Central City czy Starling City? 😜

One question. Ktoś będzie zainteresowany? 🤔

Miała wszystko, ale wciąż było jej mało.
Jeden mężczyzna obrócił jej świat do góry nogami.
Kim jest ten facet? Otóż bratem jej chłopaka.

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro