Chapter Seventeen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!





-To... niesprawiedliwe! - wybełkotałam i padłam na łóżko tuż obok Barry'ego. Po raz pierwszy byłam w jego pokoju, ale szczerze mówiąc raczej nie wiele z tego zapamiętam. Alkohol we krwi dawał o sobie w znaki...

-Ale tak jest. - parsknął śmiechem, przyglądając mi się.

-Jak to nie możesz się upić? - jęknęłam - I czemu mówisz mi to dopiero w momencie, gdy ja jestem pijana? - oskarżyłam chłopaka, jednak ten w dalszym ciągu się ze mnie śmiał. I wcale mu się nie dziwię... Język mi się plątał, że szkoda gadać.

-Nie martw się, może nie mogę się upić, ale mogę z tobą pić. - lekko szturchnął mnie w ramię.

-Też mi pociesznie. - burknęłam. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się, aby usiąść. Chwyciłam dwie rzutki leżące na stoliku przy łóżku i podałam Barry'emu. Szybko je przejął i wycelował w tarczę, na której widniało zdjęcie, uśmiechniętego Eddie'ego. Obie trafiły idealnie w jego twarz. Skinęłam głową z uznaniem. - Brawo.

-Miałaś rację. Całkiem fajny sposób pozbycia się negatywnych emocji. - stwierdził.

-Wiem o tym. - usłyszłam trzask drzwi. Zdezorientowana spojrzałam na szatyna. - Mówiłeś, że nikogo nie będzie w domu. - mruknęłam niepewnie.

Dzięki nadludzkiej prędkości Barry schował tarczę z rzutkami i alkohol. Ogarnął pokój i ukrył pizzę.

- Barry, jesteś w domu? - to był Joe. Przerażona spojrzałam na Barry'ego. Mogą z tego wyjść jakieś komplikacje...

-U siebie! - odkrzyknął.

-Co robimy? - wyszeptałam, gdy usłyszłam kroki, które z każdą sekundą były coraz głośniejsze.

-Pod łóżko! - niemal pisnął, a ja miałam zamiar parsknąć śmiechem. Zareagowałam momentalnie. Schyliłam się i wczołgałam pod łóżko. Prawda jest taka, że gdyby Joe się dowiedział, że piłam to mój brat pewnie też. A ja nie potrzebowałam problemów...

Miałam ochotę zacząć się śmiać, gdy oglądałam całą sytuację spod łóżka Barry'ego.

Drzwi się otworzyły a do środka wszedł Joe.

-Barry, wiesz może gdzie... - wziął głęboki wdech i spojrzał spod byka na szatyna - Czy ja czuję alkohol? - Allen pokręcił głową.

-Nie. To niemożliwe. - udawał głupiego, przez co zakryłam usta dłońmi, aby nie zacząć się śmiać.

-Dałbym sobie głowę uciąć, że czuję alkohol. - westchnął ciemnoskóry. Nie brnij w to, Joe. Nie rób mi tego... - W każdym razie - odchrząknął - widziałeś gdzieś Emmę?

-Mówiła, że idzie trochę pozwiedzać. Chciała poznać miasto. - wzruszył ramionami, a ja ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Kłamca...

-Może powinieneś iść z nią? - westchnął - W telewizji było nagranie jak walczyła z metą podczas ostatniego ataku. Bardzo wyraźnie widać jej twarz i mało tego wszędzie podają jej imię i nazwisko, możliwe, że może być w niebezpieczeństwie... - westchnął.

-Wątpię, aby ktoś jej zagrażał. To siostra Olivera, wie co robi. - starał się uspokoić mężczyznę - A skoro już wie, że jestem Flashem to w razie czego mogę z nią potrenować. - dodał.

-Jak zareagowała na wieść, że jesteś Flashem? - Barry zaczął się śmiać.

- Bardziej pozytywnie niż myślałem. Obawiałem się, że będzie na mnie zła za kłamstwo, ale raczej martwiła się czy nic mi nie grozi... - wzruszył ramionami - Jest naprawdę kochana. - dodał po chwili, a mi zrobiło się ciepło na sercu.

-Jasne, rozumiem. Ja wracam do biura, mam masę roboty i pewnie wrócę późno w nocy. - uprzedził.

-Spoko. - podsumował, a Joe wyszedł. Usłyszłam jak Barry wypuszcza powietrze w płuc z ulgą. - Możesz wyjść. - mruknął, a ja wypełzłam spod łóżka. Nagle drzwi znów się uchyliły, a ja rzuciłam się na podłogę, przy okazji obijając sobie bok... Ałć.

-Jeszcze jedno, kolację masz w piekarniku. - uśmiechnął się i wyszedł. Tym razem nie wstałam dopóki nie usłyszłam, jak drzwi wejściowe zostają zamknięte.

Barry zaczął się śmiać.

-Żyjesz? - spojrzał na mnie, cały czas pękając ze śmiechu.

-Ał. - mruknęłam, rozmasowując łokieć - Żyję. - odparłam, spojrzał na niego i oboje zaczęliśmy śmiechem.

-Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę ukrywał dziewczynę w moim pokoju. - wydusił między napadami śmiechu.

-To zaszczyt być pierwszą. - puściłam mu oczko i pochyliłam głowę, aby dodać sytuacji dramatyzmu. Znów usłyszłam jego cudowny śmiech, więc uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

-Jesteś głodna? - skinęłam głową.

-Dawaj pizzę, a ja naleję whisky. - zarządziłam i sięgnęłam do szafy po butelkę i dwie szklanki. Barry szybko nałożył pizzę na talerzyki i podał napój. Zadowolona nalałam trunku do dwóch szklanek i podałam jedną chłopakowi.

-Za nowy obiekt westchnień dla ciebie. - zażartowałam, a on stuknął swoją szklanką o moją.

-Za to z chęcią wypiję. - mruknął i oboje opróżniliśmy szkła aż do dna. Skrzywiłam się nieznacznie na palącą ciecz przepływającą przez moje gardło i szybko wzięłam duży łyk pepsi.

-Ty pijesz dwie. - prychnęłam, gdy zauważyłam, że Barry wciąż wyglądał na całkowicie trzeźwego. Szybko napełniłam szklankę do połowy i oddałam szatynowi. - Do dna. - mruknęłam, a on bez słowa wykonał moje polecenie - Dalej nic? - zapytałam, aby się upewnić.

-Dalej nic. - wzruszył ramionami. Jęknęłam załamana. I jak ja miałam z nim pić?





******
I raz jeszcze: kiss, marry & kill. Cisco Ramon, Roy Harper i Harry Wells. 😏

A ja zapraszam na nową pracę mojego autorstwa opartą na serialu "Arrow". 🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro