Chapter Sixteen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!





-Barry, kupiłeś mi już ostatnio śniadanie, teraz płacę sama. Nie możesz ciągle wydawać na mnie pieniędzy... - jęknęłam, ponieważ chłopak wyciągnął mnie na mrożoną kawę i nie pozwalał zapłacić.

-Nie przesadzaj, takie pieniądze to nie majątek. - machnął dłonią - W dodatku to ja Cię zaprosiłem, wypada wykazać się wysoką kulturą. - zaśmiałam się - Wiem, że trochę wywróciliśmy ci życie do góry nogami... - mruknął.

-Nie jest aż tak źle. - wzruszyłam ramionami - Pamiętaj, że mój brat jest Strzałą. To był większy szok niż to, że istnieje więcej niż jedna ziemia. - wyznałam. Zastanowiłam się nad swoimi słowami. - Okey, cofam to. - prychnęłam - Tamto łatwiej było mi przyswoić... - skinął głową - Ile osób wie?

-Ymm, ja, Oliver, Caitlin, Cisco, Iris i Joe. - przerwał na chwilę - No i oczywiście Harry. - parsknęłam śmiechem.

-Domyśliłam się. - mruknęłam - A ile osób wie o tym, że jesteś Flashem? - zastanowił się chwilę.

-Jeszcze chłopak Iris... - westchnął, a ja wytrzeszczyłam oczy.

-Facet laski, na którą lecisz zna prawdę? - ledwo pohamowałam się od kpiącego tonu.

-Dowiedział się jeszcze przed nią... - prychnął. Wygadał na niezadowolonego.

-Fatalna sytuacja. - mruknęłam, nie ukrywając tego co myślę. Jeknął pod nosem.

-Myślisz, że nie wiem? - spojrzałam na niego kątem oka, wciąż byliśmy w drodze do jego domu - Nie mam z nim żadnych szans... - prychnął. Spojrzałam na niego jak na idiotę.

-Kpisz sobie ze mnie? - zirytowałam się - Jesteś Flashem! To ty nie masz konkurencji, musisz po prostu w siebie uwierzyć. - stwierdziłam.

-Tyle, że ona jest z nim szczęśliwa... - westchnął - Nie mam zamiaru stawać jej na drodze. - uśmiechnęłam się na te słowa, wyjątkowo uczciwy i uroczy. Szkoda, że ma pecha w miłości.

Tak to już jest w życiu. Jak masz dobre serce, to musisz mieć też dupe ze stali.

-Nawet nie wiem co mam ci powiedzieć... - mruknęłam. Nagle dostałam olśnienia. - Jak chłopak zerwał z moją przyjaciółką, to kupiłyśmy dwa duże pudełka lodów, litr whisky i tablicę na rzutki. - szczerzyłam się jak głupia. Zmarszczył brwi.

-Rozumiem po co lody i whisky, ale na cholerę wam tablica i rzutki? - zdziwił się.

-Wydrukowałam zdjęcie jej ex i przyczepiłam na tablicę. Rzucałyśmy w nią rzutkami. - wyjaśniłam zadowolona - To jak? Co ty na to? - patrzyłam na niego z nadzieją wymalowaną na twarzy. Potrzebuję się napić i mam ku temu okazję, a Barry chce zapomnieć o Iris. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

-Nie jestem przekonany... - podrapał się po głowie.

-Daj spokój. - jęknęłam - Przecież nikomu tym krzywdy nie zrobimy. - szturchnęłam go w ramię.

-W domu mam whisky i tablicę. - mruknął w końcu - Musimy kupić lody. - dodał, wywołując szeroki uśmiech na mojej twarzy.

-Mówisz serio? - pisnęłam zadowolona, a on skinął głową. Rzuciłam mu się na szyję.

-Nie pożałujesz. - zaśmiał się, delikatnie obejmując mnie w talii.

-Mam nadzieję. - usłyszłam jego głos przy uchu i uświadomiłam sobie jak blisko niego jestem. Poczułam rumieńce na policzkach i szybko się od niego odsunęłam, zakrywając twarz włosami.

- Będzie super. - obiecałam - Idziemy po te lody czy od razu pić? - zapytałam, gdy wciąż szliśmy w kierunku jego domu.

-Możemy iść do mnie, a później zamówimy pizzę? - zaproponował, co spotkało się z zadowoleniem z mojej strony.

-Taaak! - klasnęłam w dłonie - Człowieku, uwielbiam cię! - oznajmiłam szeroko się uśmiechając. Skinął głową z lekkim uśmiechem.

-Powiesz mi jakim cudem pomimo tylu nowości w życiu, ty ciągle jesteś uśmiechnięta i wesoła? - wzruszyłam ramionami.

-Przeżyłam w życiu już tyle tragedii, że ciężko zrobić na mnie wrażenie. - zaśmiałam się, zaczesując włosy za ucho - Ojciec popełnił samobójstwo, żeby ratować mojego brata, matka zginęła z ręki dawnego przyjaciela mojego brata, biologiczny ojciec mojej siostry zmusił ją do morderstwa przyjaciółki rodziny. A brat jest Strzałą i biega po mieście z łukiem. - mruknęłam - Wiesz, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale nie o to chodzi. Po prostu nauczyłam się przyjmować wszystko na klatę i iść dalej... - wyjaśniłam - Plus istnienie ziemi dwa i tak dalej nie jest czymś strasznym, to razem wielki krok w rozwoju nauki. Mogłam się dowiedzieć rzeczy gorszych.

-Wow... - wykrztusił w końcu - A myślałem, że ja mam trudne życie. - zaśmiał się.

-No rozwiń temat, ja powiedziałam o moich nieszczęściach. Teraz twoja kolej. - poprosiłam, skinął głową.

-Skoro tak - westchnął - mój tata siedzi w więzieniu za morderstwo mamy, choć jest niewinny. Uderzył we mnie piorun i przez kilka miesięcy byłem w śpiączce, a dziewczyna na której mi zależy od lat ma innego... - wymieniał, jednak tak jak w moim przypadku, na jego twarzy był uśmiech a nie smutek czy żal - Mógłbym wymienić jeszcze parę rzeczy, które były problemem dla Flasha. - skinęłam głową.

-Rozumiem.

-Myślę, że i tak bijesz mnie na głowę. - zaśmiał się.

-Powiedziałabym, że idziemy łeb w łeb. - mruknęłam.

-Chyba ten pomysł z alkoholem jest naprawdę trafiony. - westchnął.

-Wiem o tym. - wyszczerzyłam się. Mówił tak jakby alkohol kiedykolwiek był złym pomysłem...





******
A dziś w innym stylu 😜 Kiss, marry, kill moi drodzy. Barry Allen, Oliver Queen i John Diggle.

Jest tu jakiś fan serialu glee? Bo pracuję nad książką o tej tematyce. 😏

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro