Chapter Thirty.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!






-Emma. - stałam już o własnych siłach, plecami opartymi o ścianę domu. Barry lekko potrząsnął mym ciałem, trzymając mnie za ramiona. - Słyszysz mnie? - skinęłam głową.

-Tak. - wydukałam w końcu i spojrzałam mu w oczy.

-Jak się czujesz?

-Thea... - wyszeptałam jedynie - Muszę wiedzieć co z nią... - zaczęłam szukać smartfona po kieszeniach. W końcu dotarło do mnie, że przecież Barry go ma. - Oddaj mi telefon. - zarządziłam.

-Oliver narazie wie tyle, co nic. - westchnął - Podejrzewają, że to sprawka Merlyna. Mógł nie zrobić tego osobiście, a wykorzystać swoich ludzi. - tłumaczył - Wiedzą tylko tyle. - wzruszył ramionami.

-Muszę zadzwonić do Olivera. - chwyciłam go za nadgarstki i przyciągnęłam bliżej siebie - Daj mi mój telefon. - wysyczałam. Pokręcił głową i wyplątał dłonie z mojego uścisku. Teraz to on trzymał mnie za nadgarstki, patrząc mi prosto w oczy. Było między nami maksymalnie dwadzieścia centymetrów odstępu.

-Emma, weź głęboki wdech. - Zrobiłam co kazał - I wydech. - wypuściłam powietrze z płuc - Świetnie. - skwitował - A teraz posłuchaj - westchnął - Oliver mnie prosił, abym nie pozwolił ci zrobić nic głupiego. Masz się w nic nie mieszać. Obiecałem mu, że się tym zajmę, więc proszę nie utrudniaj. - błagalne spojrzenie sprawiło, że nie byłam w stanie się z nim kłócić.

-Barry, to moja siostra... Ja nie mogę tak po prostu... - poczułam łzy w oczach - Nie mogę czekać na to co będzie się działo. - dokończyłam - Nie wiem gdzie jest ani co się z nią dzieje. - wyszeptałam - Co jeśli właśnie dzieje jej się krzywda? - pokręcił głową gdyż nie wiedział co powiedzieć - No właśnie. Nie chcę stać bezczynnie i czekać. - wyjąkałam. Byłam coraz bliżej płaczu.

-Wiem i rozumiem. - westchnął - Ale nie pozwolę Ci działać. - oznajmił, a ja miałam wrażenie, że zaraz zacznę płakać i krzyczeć z bezsilności. Mam najzwyczajniej w świecie czekać? I tyle? - To twoja siostra, martwisz się o nią, ale zrozum, na ten moment nie wiemy nic. Jeśli zaczniesz coś robić na własną rękę to może stać ci się krzywda. I co wtedy zrobi Oliver? - spojrzał na mnie wymownie - Przecież będzie czuł się winny. - miał cholerną rację. Ollie od razu stwierdziłby, że to przez niego ja i Thea jesteśmy w niebezpieczeństwie. Był królem obwiniania się.

Zresztą teraz pewnie też odchodzi od zmysłów i oskarża się o to co się stało z Theą. Powinnam przy nim być...

-Ja po prostu nie chcę, aby coś jej się stało. - wyznałam i poczułam jak pierwsza słona łza spływa mi po policzku. Szatyn szybko ją otarł. Zamrugałam i spojrzałam mu w oczym. - Nie mogę... Nie pozwolę aby... - zaczęłam się jąkać - Ja nie chcę... - nie miałam pojęcia co powiedzieć. Chciałam działać, ale nie mogłam. Cokolwiek bym zrobiła będzie źle. - Muszę coś zrobić. - otrząsnęłam się - Może pojadę do Starling City? Albo poproszę Olivera, aby... - mówiłam jak nakręcona i nie było sposobu, aby mi przerwać. Przynajmniej tak myślałam, jak się okazało Barry znalazł patent. Metodę dość niekonwencjonalną.

Poczułam szarpnięcie do przodu i wylądowałam w objęciach szatyna. Wpił się w moje wargi i mocno przycisnął do swojego ciała. Nie byłam w stanie pojąć co się dzieje, dopóki Barry mocniej nie naparł na moje wargi, a ja nie mogąc się powstrzymać oddałam pocałunek.

Czy kiedy byłam pijana to wyglądało podobnie? Bo w tym momencie czułam się jakbym trafiła do nieba. Zdecydowanie nie powinnam się tak czuć. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca...

Dłonie szatyna zacisnęły się na mojej talii, nie mogłam powstrzymać westchnienia, co sprawnie wykorzystał Barry, jego język od razu znalazł się w moich ustach. Minimalnie spanikowałam, miałam w swoim życiu dwóch chłopaków, ale nie byłam z nimi zbyt blisko. Mimo związku utrzymywałam dystans.

Teraz? Jakby nigdy nic, całowałam się z przyjacielem mojego brata, który był po prostu niesamowity.

Niepewnie uniosłam ręce, które do tej pory luźno zwisały po bokach mojego ciała. Powoli położyłam dłonie na barkach szatyna, poczułam jak chłopak się spina, myśląc zapewne, że chcę go odepchnąć. Nic bardziej mylnego. Uniosłam dłonie wyżej, przejeżdżając nimi po szyi szatyna i wplątałam je we włosy, lekko ciągnąc za końcówki. Co ten chłopak robi, że te włosy są aż tak miękkie i przyjemne w dotyku?

Zadowolony z mojej reakcji zrobił krok w przód, zmuszając mnie do cofnięcia. Poczułam chłód ściany na plecach i gorąc ciała Barry'ego na klatce piersiowej. Wyjątkowo przyjemna mieszanka. Jedną dłonią wciąż trzymał mnie w talii, a drugą oparł o ścianę tuż przy mojej głowie.

Nasze usta nie rozłączyły się nawet na sekundę. Rozgrzane wargi Allena wciąż napierały na moje i nie zamierzał zaprzestać, za co byłam mu wdzięczna. Powoli zaczynało brakować mi tchu, ale to nie był wystarczający powód, aby się od niego odsunąć.

Całowałam się z Barrym Allen. Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa i przerażona jednocześnie...









*****
Macie szansę poznać Stephena Amella lub Granta Gustina, którego wybieracie? Możecie zadać tylko jedno pytanie, jak będzie brzmiało? 🤔

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro