Chapter Thirty-Six.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!







-Otwarte. - mruknęłam, gdy usłyszałam jak ktoś puka do drzwi.

-Mogę? - między drzwiami, a futryną wychyliła się głowa Barry'ego. Uniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na szatyna. Westchnęłam i w końcu skinęłam głową.

-Wchodź. - wszedł i cicho zamknął za sobą drzwi - Tak, słucham? - czekałam aż zdradzi mi powód swojej wizyty. Westchnął i podszedł bliżej mnie, siadając na krańcu łóżka.

-Słuchaj, Oliver nie miał nic złego na myśli. - prychnęłam na jego słowa.

-Kpisz sobie? - podniosłam się, siadając na przeciwko szatyna - Nie miał nic złego na myśli? Po co kazał mi trenować skoro i tak nie wolno mi wykorzystywać tych umiejętności? - warknęłam zirytowana - Zresztą to nie pierwsza sytuacja, kiedy Oliver myśli, że może za mnie podejmować decyzję. - wysyczałam.

-Wow. - uniósł dłonie w górę - Spokojnie. - spojrzałam na niego spod byka. Czy on nie wie, że takie słowa przynoszą odwrotny efekt od zamierzonego?

Przez cały czas piorunowałam go wzrokiem, w końcu westchnął, kręcąc głową.

-Okey. - mruknął po chwili - Pogadam z Oliverem i... - Nie dałam mu dokończyć, od razu rzuciłam mu się w ramiona mocno przytulając.

-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! - piszczałam jak jakaś wariatka - Nie wyobrażasz sobie jaka jestem ci wdzięczna. - wyszeptałam. Zaśmiał się cicho, owijając ramiona wokół mojej talii, co sprawiło, że znalazłam się jeszcze bliżej niego. Ręce miałam mocno owinięte wokół jego szyi i nie przeszło mi przez myśl, żeby go puścić.

-Ale wiesz, że najpierw muszę z nim porozmawiać? - zaśmiał się, pocierając moje plecy dłonią - Nie mogę ci obiecać, że uda mi się go przekonać. - westchnął, a ja powoli się od niego odsunęłam - Rozumiem go w pewnym sensie. - mruknął i uniósł głowę, patrząc mi prosto w oczy - Martwi się o ciebie. - wyznał - Jedna siostra została porwana, on nie chce aby i tobie coś się stało. - wzięłam głęboki wdech. Nie myślałam o tym w ten sposób. Myślałam, że tak jak zawsze chciał mi udowodnić, że może za mnie decydować.

Jęknęłam i padłam plecami na miękki materiał, wpadając w stertę poduszek.

-Muszę iść z nim porozmawiać. - stwierdziłam niechętnie. To będzie trudna rozmowa...

-Musisz. - wzruszył ramionami.

-To nie będzie łatwa rozmowa... - westchnęłam.

- Chcesz żebym z Tobą poszedł? - zaproponował, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. To było bardzo miłe z jego strony, że chciał być ze mną w takiej sytuacji. Jednak musiałam to wszystko załatwić sam na sam z bratem. Odetchnęłam i pokręciłam głową.

-Chciałabym. - mruknęłam - Ale muszę to załatwić sama. - westchnęłam i wygramoliłam się z łóżka. Ruszyłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i spojrzałam na Barry'ego. - Trzymaj kciuki, żebyśmy się nie pozabijali. - poprosiłam, a szatyn parsknął śmiechem, kiwając głową.

-Powodzenia. - mruknął, a ja wyszłam z pokoju. Od razu zbiegłam po schodach i znalazłam Felicity, która sprzątała po śniadaniu. Nawet nie zdążyłam zapytać.

-Jest w sypialni. - skinęłam i pobiegłam do ich pokoju. Zapukałam i usłyszałam ciche "proszę". Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka, gdzie ujrzałam brata w stroju Strzały. Siedział na łóżku, a wzrok wbity miał w łuk, trzymany w dłoniach.

-Cześć, Ollie. - mruknęłam cicho i powoli podeszłam do łóżka, aby usiąść obok blondyna. Na sekundę oderwał wzrok i spojrzał na mnie, jednak po chwili znów wrócił do wpatrywania się w broń.

-Cześć. - westchnął.

-Przegięłam. - stwierdziłam niechętnie, na co cicho się zaśmiał.

-Ja też, młoda. - odłożył łuk na łóżko i skupił całą swoją uwagę na mnie - To przeze mnie Thea jest teraz w niebezpieczeństwie, ja wprowadziłem ją w ten świat. - nie rozumiałam do czego zmierzał - Teraz ty zaczęłaś trenować, a ja boję się, że na ciebie też sprowadzę gniew moich wrogów. - wyjaśnił, zacisnęłam wargi. Typowy Oliver, który myśli, że jest winny złu na całym świecie...

-Kiedy w końcu zrozumiesz, że ja i Thea same podejmujemy decyzje? - zapytałam, a on wzruszył ramionami - Ollie, nie odpowiadasz za mnie i Theę, ani za nasze wybory. - chwyciłam go za dłoń - Już nie jestem małą dziewczynką, sama potrafię stwierdzić co jest dla mnie dobre. - starałam się go przekonać.

-I chyba nie umiem się z tym pogodzić. - w kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu. Spojrzał mi w oczy, a ja po prostu się w niego wtuliłam.

-Wiem, że zawsze mogę liczyć na ciebie, a ty wiesz, że możesz polegać na mnie. - mruknęłam - Tylko pozwól mi na samodzielne decyzje. - poprosiłam - Nie mam już pięciu lat. - skinął głową.

-Wiem. - westchnął - Niech Ci będzie. Możesz iść ze mną i Barrym. - zagryzłam dolną wargę, aby nie zacząć krzyczeć z radości. - Idź się przebrać. - polecił - John zaraz będzie. - skinęłam głową i szybciutko pokonałam drogę do mojego pokoju.

Na łóżku siedział Barry, który ubrany był w strój Flasha. Zaczęłam piszczeć i rzuciłam się na chłopaka przez co upadł plecami na matarec, śmiejąc się. Szybko mnie objął, przez co był bardzo blisko mnie i czułam jak jego klatka piersiowa wibruje od śmiechu.

-Udało się?

-Tak! - pisnęłam zachwycona.

-Cieszę się. - ale ja bardziej...







*****
No jak tu nie kochać Barry'ego? 🥰

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro