Chapter Thirty-Two.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!








-Barry, szybciej! - ponagliłam chłopaka. Rozmowa z Oliverem przebiegła zupełnie inaczej niż się spodziewałam ja czy Barry. Okazało się, że to porwanie Thei to naprawdę robota Merlyna. Potrzebują naszej pomocy, właściwie to Barry'ego, ale uparłam się, że też jadę i wyszło na moje. Teraz Barry postanowił się przebrać, a ja muszę na niego czekać...

-Już jestem. - mruknął, wychodząc z pokoju. Stanął tuż obok mnie i szybko zbiegliśmy po schodach. Na nasze nieszczęście, w salonie byli Iris i Joe. Szturchnęłam szatyna w brzuch i spojrzałam znacząco. Skinął głową.

-Barry, Emma, wybieracie się gdzieś? - zapytałem Joe. Zacisnęłam zęby, aby nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Szatyn westchnął głośno i skinął głową.

-Mamy... - zawahał się i momentalnie potrząsnął głową - Mam - poprawił się szybko, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Co on kombinował? - problemy. - dokończył - Znaczy, jakby się nad tym zastanowić to bardziej Flash ma problemy. - sprecyzował. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia co on wymyślił. - Potrzebuję pomocy Strzały dlatego wybieram się do Starling City, a Emma musi być tam ze mną. - wyjaśnił. To nie miało składu ani ładu.

-Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. - westchnął czarnoskóry i wstał z kanapy - Jako Flash narobiłeś sobie kłopotów i aby się z nich wydostać potrzebujesz pomocy Strzały? - postanowił się upewnić, Allen pokiwał głową - Ale po co zabierasz ze sobą Emmę? - wstrzymałam oddech. Bardzo niewygodne pytanie.

-Wiesz... - ton głosu Barry'ego był dużo wyższy niż normalnie. Czas ratować sytuację.

-To przez mojego brata. - wtrąciłam, nerwowo bawiłam się krańcem koszuli, starając się nie okazywać stresu - Znaczy, mój brat bardzo dobrze zna Strzałę i jego ekipę, więc nam pomoże. - zaśmiałam się nerwowo - Oprócz tego, że pomogę Barry'emu to będę mogła zobaczyć się z przyjaciółmi. - nonszalancko wzruszyłam ramionami - Dwie pieczenie na jednym ogniu. - podsumowałam.

-Dokładnie. - poparł mnie szatyn.

-I uważasz, że mieszanie w to wszystko Emmy jest dobrym pomysłem? - zdziwiła się Iris.

-O nie. - Allen pokręcił głową - Od początku starałem się jej ten pomysł wyperswadować z głowy, ale bez skutku. - mruknął - W końcu się poddałem, bo zrozumiałem, że jest tak samo uparta jak jej brat i negocjacje w tym temacie to jedynie strata czasu. - wyjaśnił.

Jesteśmy okropnymi kłamcami. Będzie się za to smarzyć w piekle.

-I postanowiliście wsiąść w samochód i jechać do Starling City nic nam o tym nie wspominając? - Joe nie ukrywał swojego gniewu i żalu wobec Barry'ego.

-To... nagła sytuacja. - wyjaśnił szatyn - Nie miałem czasu, aby się nad wszystkim zastanowić. - wyszeptał - Muszę działać i to jak najszybciej. Proszę postaraj się mnie zrozumieć. - widziałam, że naprawdę mu ciężko, ale mimo to nie rezygnował z kryciem mnie i mojej sytuacji rodzinnej.

-Zawsze będę cię wspierał. - mruknął Joe, stając naprzeciwko Barry'ego - Ale proszę mów mi prawdę. - Allen skinął głową - Co się stało, że musisz wyjechać do Starling City? - źrenice Barry'ego rozszerzyły się, posłał mi przerażone spojrzenie. Lekko wzruszyłam ramionami, aby nikt oprócz Barry'ego nie zauważył.

-Ja... Nie mogę Ci powiedzieć. - mruknął, nerwowo drapiąc się po karku - Nie chcę was w to mieszać. Kiedy już wszystko naprawię to wam wyjaśnię. Narazie, musicie mi zaufać. Dobrze? - spojrzał na Joe, aby później przenieść wzrok na Iris. Żaden nic nie powiedział. - Musimy iść. Wybaczcie. - odwrócił się i kładąc dłoń na moich plecach, pchnął do przodu dając znak, abym szła. Następnie usłyszałam trzask drzwi i byliśmy na zewnątrz.

Spojrzałam na Barry'ego, który ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Widziałam jak wiele kosztowała go ta rozmowa, a mimo to mnie nie wydał. Naprawdę miałam szczęście, że mogłam nazywać go przyjacielem. Tyle, że przyjaciele się nie całują, a my... Cóż. Sytuacja trochę się skomplikowała.

-Dobrze się czujesz? - spytałam, przerywając ciszę.

-Tak. - wyszeptał - Po prostu nie lubię ich okłamywać. - wyznał - Ale musiałem to zrobić dla ich bezpieczeństwa.

-Co teraz robimy? - spojrzał na mnie, wzdychając.

-Idziemy do S.T.A.R. Labs po nasze stroje, a później prosto do Starling City. - jęknęłam pod nosem.

-To kilka godzin jazdy. - wyjaśniłam, gdy posłał mi pytające spojrzenie.

-Jazdy może i tak. - zaśmiał się - Ale Flash pokona drogę w kilka minut. - uniosłam brwi w wyniku zaskoczenie.

-Chcesz ten dystans przebiec? - przytaknął.

-Już nie raz to raz to zrobiłem. - mruknął i spojrzał na zegarek - Jest późno, więc lepiej się pospiszyć. - westchnął. Podszedł do mnie, całkowicie eliminując odległość między nami. - Mogę? - skinęłam głową i objęłam go za szyję, sekundy później byłam już nad ziemią w ramionach Barry'ego.

Droga do S.T.A.R. Labs normalnie zajmowała kilkadziesiąt minut, ale dzięki szybkości Flasha było to zaledwie kilka sekund.

Barry się zatrzymał, a ja wciąż kurczowo się go trzymałam. Ufałam mu, ale bałam się co by ze mnie zostało, gdyby mnie przez przypadek upuścił...

-Może mnie już puścić. - zaśmiał się. Przewróciłam oczami i powoli poluzowałam uścisk. Szatyn delikatnie odstawił mnie na ziemię, patrząc głęboko w oczy.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że moja rodzina przeżywała teraz prawdziwy kryzys, ale jedyne o czym byłam w stanie myśleć to piękne czekoladowe tęczówki, które wprawiały moje ciało w osłupienie. Miał tak magnetyzujące spojrzenie, że nie potrafiłam mu się oprzeć.

Nie zarejestrowałam momentu, w którym nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, ale gdy już miałam poczuć usta Barry'ego na swoich usłyszałam głośne chrząknięcie. Jak poparzona odskoczyłam od szatyna i spojrzałam na Wellsa, który z uśmiechem się w nas wpatrywał.

-Nie chciałem wam przerywać, ale mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż...

-Jasne. - odchrząknął Allen i ruszył do Harry'ego. Od razu poszłam za nim i szybko byliśmy w sali głównej z Caitlin i Cisco. - Zabieramy tylko stroje i już nas nie ma. - poinformował przyjaciół.

Zgodnie z planem Barry wziął strój Flasha i w super prędkości go założył. Przydałaby mi się taka umiejętność.

Westchnęłam i chwyciłam skórzany kombinezon, który zrobił dla mnie Cisco. Nie było to nic nadzwyczajnego, wyglądał jak zwykła skórzana kurtka i spodnie takiego samego materiału, tyle, że miałam kilka dodatkowych kieszeni na broń. Do tego zwykłe czarne botki na koturnie, dzięki którym byłam wyższa. Obcas w nich nie był dla mnie żadnym problemem.

Ubrana w strój, sięgnęłam po czarną maskę. Szybko związałam włosy w wysokiego kucyka i zawiązałam maskę na oczach. Chwyciłam trzy noże, które leżały obok mojego plecaka i szybko schowałam w odpowiednie wypustki w stroju.

Gotowa wróciłam do przyjaciół, którzy czekali tylko na mnie.

-Jutro z rana do was dołączymy. - oznajmił Harry. Uszczęśliwiła mnie ta informacja, lubiłam ich sposób działania, a współpraca ich z ekipą Strzały mogłaby być wyjątkowo skuteczna.

-Na pewno chcecie się w to mieszać? - wolałam się upewnić - To nie wasz problem.

-Głupoty gadasz. - prychnął Cisco - Należysz do drużyny Flasha, twój problem to nasz problem. Tak to działa. - zrobiło mi się ciepło na serduszku. Teraz już miałam pewność, że mogłam na nich liczyć.

-Zbierajmy się. - wtrącił Barry. Skinęłam głową i wraz z szatynek wyszłam z laboratorium. - Gotowa? - przytaknęłam i ponownie tego wieczoru owinęłam ręce wokół szyi Flasha. Umieścił dłoń na moich plecach, a drugą pod zgięciem kolan i uniósł mnie, mocno przyciskając do klatki piersiowej, co wcale mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, zadowolona mocniej wtuliłam się w jego rozgrzane ciało, które czułam nawet przez strój Flasha. Gorący chłopak...

Barry zaczął biec, a obraz przed moimi oczami był całkowicie rozmyty. Nie mam pojęcia jakim cudem on cokolwiek widział w takiej prędkości... Ja nie byłam w stanie nawet powiedzieć gdzie konkretnie jestem. Poczułam jak zaczyna mi się kręcić w głowie, więc przymknęłam oczy, rozkoszując się bliskością Allena.

-Jesteśmy. - usłyszałam glos szatyna. Nie miałam pojęcia ile czasu minęło od momentu wyjścia ze S.T.A.R. Labs, ale miałam wrażenie, że zaledwie kilka sekund. To wszystko było tak bardzo nieprawdopodobne...

Powoli uwolniłam się z jego objęć i stanęłam przed domem Olivera i Felicity. Na twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Tęskniłam za tym miejscem...












********
Pijanego sylwestra! 🖤🥂

Kogo wolicie, Danielle Panabaker (serialowa Caitlin) czy Willa Holland (serialowa Thea)? 🤔

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro