Chapter Three.
20 gwiazdek = nowy rozdział!
-Kiedy załatwiłeś mi mieszkanie? - zasypywałam brata pytaniami, gdy byliśmy w drodze do Central City. Ten jedynie się zaśmiał, kręcąc głową. - Wiem, że dalej nie stoimy zbyt dobrze finansowo, dlatego pytam. - doprecyzowałam. Skinął głową.
-Masz rację. Nie mamy zbyt wiele pieniędzy, dlatego wynajęcie czegoś było w tym momencie niemożliwe. - wyznał - Ale jak juz wcześniej wspomniałem. Mam tam przyjaciela - Barry'ego. Mieszka z... - zastanowił się chwilę - To skomplikowane, ale jego biologiczny ojciec siedzi za morderstwo jego matki. Jednak tak naprawdę jest niewinny, rozumiesz? - upewnił się. Skinęłam głową. Sytuacja rodzinna prawie tak samo skomplikowana jak nasza...
-Chyba tak. - mruknęłam.
-No. Więc Barry mieszka z detektywem, który zajmował się tą sprawą. Nadążasz? - spojrzał na mnie kątem oka, aby po chwili ponownie skupić się na drodze.
-Wydaje mi się, że tak. - mój mózg pracował na najwyższych obrotach.
-Joe West, jest w sumie jego adopcyjnym ojcem. Barry mieszka z nim i jego córką. Rozmawiałem z nim i powiedział, że Joe i Iris nie mają nic przeciwko, żebyś z nimi zamieszkała. Przynajmniej na jakiś czas, później coś wymyślimy. - uśmiechnął się do mnie.
-Ollie, jesteś niesamowity. - stwierdziłam - Nawet nie wiem jak mam ci za to dziękować! - przyznałam - Ale czy to na pewno nie będzie dla nich problem? Obca dziewczyna w ich domu? - zainteresowałam się. Nie chciałam być powodem kłótni jakiejś rodziny.
-Joe jest dobrym człowiekiem. Kiedy może pomóc to pomaga, będę się dokładał do rachunków i przysyłał ci pieniądze żebyś nie musiała się ograniczać... - przerwałam mu.
-Znajdę pracę. - mruknęłam - Już i tak wystarczająco mi pomogłeś, studia swoją drogą, znajdę pracę i będę w stanie zarobić na siebie sama.
-Masz się skupić na nauce, jeśli chcesz pracę to nie mam nic przeciwko, ale pamiętaj, że ja i tak będę Ci przysłał pieniądze. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dziękuję. - skinął głową - Więc... Powiedz mi coś o tym całym Barrym? - zagryzłam dolną wargę - Fajny jest? - blondyn jęknął w odpowiedzi.
-Na litość boską! Możemy rozmawiać o wszystkim, ale temat chłopków zostawię Felicity. - mruknął, mrużąc oczy. Parsknęłam śmiechem.
-Powiedz mi chociaż, czy jest przystojny. - poprosiłam.
-Milcz. - warknął, a ja po raz kolejny zaczęłam się śmiać.
-Powiesz mi cokolwiek? Mam z nim mieszkać pod jednym dachem i ma robić za moją niańkę. Mógłbyś powiedzieć cokolwiek. - skrzyżowałam ręce na piersi. Westchnął.
- Niech będzie. Nazywa się Barry Allen i ma dwadzieścia pięć lat. Jest kryminologiem w Central City oraz naukowcem. - mruknął - Oprócz pracy w policji, pracuje w S.T.A.R. Labs. - wyjaśnił, a ja wytrzeszczyłam oczy.
-Jako niańkę mam policjanta, który na pół etatu jest naukowcem w jednym z najbardziej prestiżowych laboratorium... - wyszeptałam, będąc w totalnym szoku - Spodziewałam się zwykłego chłopaka... A tu proszę. - zaśmiałam się, a Ollie mi zawtórował.
-Jestem pewien, że będziesz w dobrych rękach. - obiecał, uśmiechając się.
-Dziwne, że taki fajny i poukładany chłopak jak Barry przyjaźni się z kimś takim jak ty. - stwierdziłam.
-Dzięki siostra. - sarknął.
-Nie miałam nic złego na myśli. - zareagowałam niemal od razu - Po prostu... Nie jesteś wzorem do naśladowania, ani nic w tym stylu. W dodatku nocami biegasz w kapturze i strzelasz z łuku... A z tego co mówisz to Barry jest twoim przeciwieństwem. - zmrużyłam oczy - Jak się poznaliście?
-Przez Flasha. - westchnął - Ale to dość dluga historia. - zaśmiał się.
-Barry zna Flasha? - zdziwiłam się.
-Można tak powiedzieć. - potwierdził - Chciałbym cię odsunąć od tego świata... Od Flasha, Strzały i tego wszystkiego, ale to raczej niemożliwe. - stwierdził niechętnie.
-To trudne do zrobienia, ale nie martw się. Będę grzeczna i postaram się nie mieszać w sprawy, które mnie nie dotyczą... - widziałam ulgę wymalowaną na jego twarzy - Zresztą - machnęłam dłonią - Barry będzie miał na mnie oko, prawda? - blondyn skinął głową, śmiejąc się.
-Jest mocno zakręcony. - uprzedził mnie - Wiecznie się spóźnia i o czymś zapomina. Czasami mam wrażenie, że zapomina jak się nazywa... - pokręcił głową, przez cały czas się uśmiechając.
-Lubisz go. - mruknęłam zaskoczona - Ty nie lubisz ludzi, więc coś musi być w tym Allenie.
-Jest w porządku. - potwierdził - I tak jak ja, dla rodziny jest w stanie zrobić wiele. Poświęcić wszystko. - mruknął - Szanuję go za to. - skinęłam głową.
-Skoro mu ufasz to nie masz się czym martwić. Jeśli obiecał, to na pewno będę mogła na niego liczyć. - starałam się uspokoić brata.
-Nie wątpię w uczciwość Barry'ego. - zaśmiał się - Ale ty masz talent, żeby pakować się w kłopoty, a on nie zawsze ogarnia życie. - zaśmiałam się na to określenie.
- Będzie dobrze. - chciałam go uspokoić.
-Wiem o tym, bo jeśli odwalisz jedną krzywą akcję to wszczepię Ci czip w dupę i będę śledził każdy twój krok. - zaczęłam się śmiać. Byłam jednak świadoma, że byłby do tego zdolny...
*****
W kolejnym rozdziale będzie się działo... 😏
Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro