Chapter Twelve.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!





-Nie wierć się, bo nigdy ci tej rany nie odkarzę. - mruknął, gdy po raz kolejny uchyliłam się od wacika, nasączonego wodą utlenioną. Już kilkukrotnie byłam w podobnej sytuacji i zdawałam sobie sprawę z tego jak szczypie to cholerstwo.

-Wybacz... - jęknęłam - Ale wiem, że będzie bolało. - spojrzał na mnie jak na dziecko.

-Postaram się to zrobić szybko. Obiecuję. - patrzył na mnie tymi brązowymi oczami i wiedziałam, że wygrał. Jest zbyt słodki, żeby mu odmówić...

-Mam nadzieję, że mówisz prawdę. - wyszeptałam. Siedziałam na biurku, a Barry stał nade mną i mi się przyglądał. W końcu przysunął się bliżej, a ja zacisnęłam powieki, krzywiąc się. Nawet mnie nie dotknął, a ja już wiedziałam, że będzie bolało.

-Postaraj się nie ruszać. - wyszeptał, a jego zimny oddech dotarł do mojej twarzy - Wtedy będę miał większą szansę, aby nie sprawić ci bólu. - zaśmiał się. Nie odezwałam się ani nie ruszyłam, obawiałam się, że jeśli zrobię którąś z tych rzeczy sama sprawię sobie ból.

Poczułam mokry wacik na dolnej wardzę, ale tak jak obiecał praktycznie nie czułam bólu. Nie miałam pojęcia jak to zrobił, ale byłam mu bardzo wdzięczna. Na początku lekko szczypało, ale poniżej nie czułam żadnego dyskomfortu.

Odsunął płatek od moich ust i potarł nim mój nos, aby pozbyć się krwi.

-I po krzyku. - odsunął się ode mnie z uśmiechem na twarzy. Skinęłam głową.

-Powiedzmy, że Oliver choć się stara, nie jest aż tak delikatny. - mruknęłam. Szatyn parsknął śmiechem.

-Oliver i delikatny w jednym zdaniu? - prychnął - Jakoś mi to nie pasuje. - stwierdził.

-Stara się. - broniłam brata - Jest... - brakowało mi słów - Stara się. - powtórzyłam, a on zaczął się śmiać.

-Rozumiem.

-Więc... - zeskoczyłam z biurka i stanęłam naprzeciwko Barry'ego. Zacisnęłam dłońw pięść i strzeliłam szatyna w ramię.

-Au! - jęknął - Za co?

- Jesteś Flashem i nic mi nie powiedziałeś. - mruknęłam i usiadłam na łóżku - Jak to jest? - westchnął, zastanawiając się co ma mi powiedzieć.

-Co chcesz wiedzieć? - spojrzał na mnie.

-Wszystko. - zaśmiał się na moje słowa.

-Jest po dwudziestej drugiej, a ty chyba masz dość wrażeń na jeden dzień. Wszystkiego raczej ci nie zdążę powiedzieć. - mruknął i usiadł obok mnie. Przesunęłam się bliżej środka, aby zrobić mu miejsce.

-Więc... Powiedz mi jak to się zaczęło. - poprosiłam - Jak zostałeś Flashem. - patrzyłam na niego z oczekiwaniem. Z uśmiechem, skinął głową.

-Niech będzie. - mruknął w końcu - W dzień uruchomienia akceleratora coś poszło nie tak. A właściwie to wszystko poszło nie tak jak miało być... Wywołano burzę i uderzył mnie piorun. Byłem w śpiączce przez kilka miesięcy. Ludzie myśleli, że umieram, bo nie mogli wyczuć rytmu serca, a to dlatego, że biło zbyt szybko. Było to nie do wykrycia. Obudziłem się i od tuż poszedłem spotkać się z Iris. Miałem wrażenie, że to czas zwalnia, ale okazało się, że to ja byłem tak szybki. - zaśmiał się, wspominając.

-Pamiętasz coś z tego czasu jak byłeś w śpiączce? - zapytałam zaciekawiona.

-Pamiętam tylko to co ludzie do mnie mówili. Nic więcej. - odparł.

-Skąd pomysł, żeby bawić się w bohatera?

-A twój brat jak na to wpadł? - odbił piłeczkę. Zaczęłam się śmiać.

-Porównujesz działania Strzały do działań Flasha? - zaśmiałam się - Mojego brata nazywa się mścicielem a ciebie bohaterem. Nie widzisz różnicy? - zdziwiłam się.

-Robi coś dobrego dla miasta, tak jak i ja. - wzruszył ramionami.

-Z tą różnicą, że Ty nigdy nikogo nie zabiłeś, mam rację? - skinął głową.

-Nie do końca popieram sposób działania twojego brata. Jednak cel ma szczytny, więc nie będę go oceniać. - wyjaśnił.

-Jesteście jak ogień i woda... - mruknęłam pod nosem - Jakim cudem się przyjaźnicie?

-Jakoś tak wyszło. - zastanowił się chwilę - Ale wiedz, że na początku nie pałał do mnie sympatią... - zaśmiał się.

-On do nikogo nie pała sympatią. Ten typ tak ma. - oboje się zaśmialiśmy. Oliver był naprawdę dziwny pod niektórymi względami. Co nie zmienia faktu, że był dobrym człowiekiem.

-Kazał mi wracać do domu, do rodziców. - spojrzałam na niego, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli - Przy naszym pierwszym spotkaniu. - doprecyzował - Gdy zobaczył mnie po raz pierwszy i przedstawiłem się, że jestem z policji. Zapytał czy moi rodzice wiedzą o mojej obecności w Starling City. - zaczęłam się śmiać - Nie śmiej się! Byłem przerażony!

-Nie wątpię. Kiedy chce potrafi być przerażający. - zgodziłam się z Barrym.

-Dobra. - mruknął, wstając z mojego łóżka - Tak jak powiedziałem jest już późno, a tobie na dziś wystarczy. Jutro zabiorę cię do S.T.A.R. Labs, aby cię przebadali. - uprzedził.

-Nic mi nie jest...

-Nawet nie chcę tego słuchać. Biłaś się z metaczłowiekiem. Wolę nie ryzykować, że doszło do jakiś urazów. Muszę mieć pewność. - oznajmił. Wiedząc, że w tym temacie z nim nie wygram, postanowiłam ustąpić. Po co marnować czas na kłótnię, którą i tak przegram?

-Niech ci będzie. - przystałam na jego propozycję.

-Dobranoc. - mruknął, zgasił światło i wyszedł z mojej sypialni.

-Dobranoc. - wyszeptałam, choć wiedziałam, że mnie nie usłyszy.

Byłam padnięta i jedyne o czym myślałam to iść spać, ale nie mogłam. Miałam na sobie poszarpane ubrania i byłam brudna od ziemi, na której wylądowałam dziś wiele razy...

Westchnęłam i szybko chwyciłam piżamę, aby iść wziąć prysznic. W końcu po ogarnięciu się, mogłam się odprężyć i zasnąć.



******
A my lecimy dalej! Kogo wolicie, Laurel Lance czy Sara Lance? 🤔

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro