Chapter Twenty-Four.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!







Ubrana w czarną obcisłą sukienkę, spojrzałam w lustro i dokładnie pomalowałam usta krwistoczerwoną szminką. Na powiekach miałam beżowe cienie, kreski (nad którymi trochę się męczyłam) i pociągnięte czarnym tuszem rzęsy, które wyglądały na dłuższe i ciemniejsze. Na stopach miałam czarne szpilki. To jedyne buty na obcasie, w których umiałam chodzić i miałam je już od ponad czterech latach. Wciąż wyglądały jak nowe.

Odsunęłam się od lustra i obkreciłam się wokół własnej osi, aby dokładnie się przejrzeć. Wyglądałam naprawdę seksownie.

Zadowolona z efektu końcowego nacisnęłam na klamkę, pchając drzwi.

Nie brałam telefonu, a pieniądze włożyłam w stanik. No co? Przynajmniej nikt mnie nie okradnie. Drzwi otworzyły się znacznie szerzej niż przypuszczałam i poleciałam w przód, prosto na podłogę. Jednak zamiast na panele, wpadłam na Barry'ego.

Gdyby nie on, zaliczyłabym niezły upadek.

Mocno chwyciłam za barki szatyna i przytrzymałam się go, aby nie upaść. Poczułam jego dłonie, której mocniej zacisnęły się na mojej talii i od razu zrobiło mi się gorąco. Bardzo szybko na mojej twarzy pokazały się rumieńce. Ja się nie rumienię... To bardzo nie w moim stylu. Może byłam chora?

-Dzięki. - wyszeptałam. Cały czas czułam jego gorący oddech na twarzy, dopiero wtedy zrozumiałam, że ja wstrzymywałam powietrze przez cały czas. Utrzymywałam kontakt wzrokowy z Barrym. Lekko skinął głową, powoli poluzował uścisk i pomógł mi stanąć o własnych siłach. Otrzepałam sukienkę z niewidzialnego kurzu i spojrzałam na Barry'ego, który intensywnie się we mnie wpatrywał. - Co? - mruknęłam, czując, że znow zaczynam się rumienić. Może się ubrudziłam? Albo sukienka naprawdę była gdzieś upaprana?

-Wyglądasz... olśniewająco. - stwierdził, nie spuszczając ze mnie wzorku.

-Dziękuję. - wymamrotałam. Na sto procent byłam czerwona jak pomidor. - Idziemy? - odchrząknęłam, gdy szatyn wciąż mi się przyglądał. Skinął głową.

Zdążyłam mu się przyjrzeć i nie ma co, czarny to zdecydowanie jego kolor. Jeansy i koszula leżały na nim wręcz idealnie, niczym uszyte na miarę. W dodatku czarna koszula idealnie opinała się na jego ciele i dokładnie mogłam zauważyć jego mięśnie. Wieczór zapowiadał się bosko.

-Tak. Oczywiście. - potwierdził i wskazał dłonią, abym szła przodem. Szybko pokonaliśmy schody. Zanim zdążyłam chwycić za kurtkę, Barry już miał ją w dłoniach, aby pomóc mi się ubrać.

Nagle drzwi się otworzyły a do środka weszła roześmiana Iris z ojcem. Oboje zeskanowali nas wzrokiem i zdziwieni spojrzeli na Barry'ego.

-Wychodzicie? - zdziwił się Joe. Allen skinął głową i spojrzał na mnie.

-Tak, idziemy do klubu. - wyznał, a ja uśmiechnęłam się w stronę Westów.

-Myślałam, że pomożesz mi z artykułem o którym mówiłam Ci ostatnio. - upomniała się Iris. Szatyn pokręcił głową.

-Wybacz, ale tak jak mówiłem. Ostatnio byłem potrzebny w S.T.A.R. Labs, a o dziś nic mi nie wspomniałaś. - wytłumaczył się.

-Nie znajdziesz kilku minut? - zatrzepotała rzęsami.

A to małpa! Ona naprawdę go zwodzi i wykorzystuje. Po moim trupie pozwolę jej wysługiwać się Barrym! Chyba jednak się z nią nie zaprzyjaźnię.

-Wybacz, Iris. - wtrąciłam się, gdy kątem oka zarejestrowałam minę Barry'ego. Jeszcze chwila i by jej uległ. - Ale jesteśmy umówieni i już i tak spóźnieni. - zaśmiałam się, trącając szatyna barkiem. Barry skinął głową.

-Dokładnie. - poparł mnie - Następnym razem postaram się pomóc. - dodał i otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą. Z uśmiechem minęłam próg. - Nie czekajcie na nas. - dodał z uśmiechem - Wrócimy późno. - uprzedził.

Chyba sprawdzam go na złą drogę. Z drugiej strony, nie pozwolę go wykorzystywać. Iris wyręczała się Barrym, a ja nie będę się biernie temu przyglądać. Bez szans!

-Ale miała minę. - parsknęłam, gdy oddaliliśmy od domu.

-Faktycznie wyglądała na zaskoczoną, ale to dlatego, że rzadko gdzieś wychodzę. Nie wspominając już o odmawianiu jej. Kiedy mnie potrzebowała to zawsze byłem. - wyjaśnił.

-Wiesz, że ona się tobą wyręcza? - zapytałam niepewnie. Nie chciałam się mieszać w jego życie, ale patrzenie jak Iris go wykorzystuje nie wchodziło w grę. Skinął głową.

-Zauważyłem to jakiś czas temu, mimo to zawsze lecę aby jej pomóc. Mam gdzieś z tyłu głowy, że dzięki temu w końcu spojrzy na mnie inaczej. - wyjaśnił - Jak to mówią, nadzieja matką głupich. - podsumował.

-Głupia jest. - mruknęłam, widziałam jak się zastanawia - Mówię o Iris - sprecyzowałam. Przytaknął. - Jesteś super chłopak, a jeśli ona tego nie zauważa to jej strata. - wzruszyłam ramionami - Dam sobie głowę uciąć, że jej związek z tym blondynem przetrwa maksymalnie dwa miesiące. - prychnęłam.

-Skąd ten wniosek? - zainteresował się.

-Po pierwsze różnica wieku. - zaczęłam wyliczać - Gdy patrzę na niego, widzę, że to facet, który chce poważnego związku. Myśli o Iris przyszłościowo. Kto wie, czy nie bierze pod uwagę małżeństwa i dzieci. - zaczęłam tłumaczyć - Później widzę Iris, która nie ukrywajmy, nie ma pojęcia czego chce. Jestem przekonana, że jej uczucia względem niego są prawdziwe i jej na nim zależy. Jednak nie jest pewna czego chce i czy wszystko nie dzieje się zbyt szybko. - podsumowałam - Tak ja to widzę. - uśmiechnęłam się do chłopaka, który z uznaniem skinął głową.

-Jak do tego doszłaś, Sherlocku? - zdziwił się. Parsknęłam śmiechem.

-Mówili mi, że nadawałabym się na psychologa. Potrafię dokładnie przewidzieć czyjeś myśli i zamiary. - starałam się mu to wyjaśnić - Analizuję wszystko co widzę. Od razu wszystkich szufladkuję. Lubię wiedzieć na czym stoję i staram się kontrolować sytuację. - wyznałam.

-Jestem pod wrażeniem. - uśmiechnęłam się do niego, puszczając oczko.

-Nie potrafię super szybko biegać, ale jestem niezłym strategiem i psychologiem. - podsumowałam - A to czasem nawet bardziej przydatne. - ukazałam ząbki.









*******
Kto i dlaczego, jest waszą ulubioną postacią z serialu Arrow? 🔥

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro