Chapter Twenty-One.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!









-Nie ma sprawy, Barry. - zaśmiałam się do telefonu i wpakowałam zeszyt do torby - Bez problemu wrócę sama. - dodałam, rozglądając się po sali. Wszyscy oprócz wykładowcy już wyszli.

-Miałem cię odebrać... - jęknął. Znowu się obwiniał. Nie miałam już na niego sił.

Czas leciał nieubłaganie szybko i w ten sposób nie wiedząc kiedy, mieszkałam w Central City już przez dwa tygodnie. Dziś miałam pierwszy dzień zajęć i Barry obiecał, że po mnie przyjdzie, ale jako Flash jest potrzebny w S.T.A.R. Labs, przez co ma wyrzuty sumienia. Zawsze dotrzymał słowa, więc nawet o taką głupotę się obwiniał kilka dni.

-Niczym się nie martw. - założyłam torbę na ramię i wyszłam z sali - Trafię sama do domu. - zażartowałam.

-Masz plany na dziś? - wypalił nagle. Nieświadomie pokręciłam głową i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że on tego nie zobaczy.

-Nie mam. - odparłam.

-To przyjdź do S.T.A.R. Labs. - poprosił.

-Teraz? - zdziwiłam się.

-Jeśli masz czas, to tak, im szybciej tym lepiej. - westchnęłam.

-Będę za kilka minut. - oznajmiłam i się rozłączyłam. Wyszłam na zewnątrz i od razu wyjęłam słuchawki z torby, wkładając je do uszu. Podłączyłam je do telefonu i wybrałam utwór, który ostatnio nie dawał mi spokoju - Don't call me angel.

Zadowolona ruszyłam w stronę laboratorium. Powoli coraz więcej zapamiętywałam i już się tak nie gubiłam, co początkowo było nie lada wyzwaniem...

Po kilkunastu minutach stanęłam przed wejściem do S.T.A.R. Labs. Westchnęłam i otworzyłam drzwi. W między czasie schowałam słuchawki do torby i telefon do kieszeni spodni.

Weszłam do windy i wybrałam odpowiednie piętro. W końcu drzwi się otworzyły, przed moimi oczami mignęła smuga i pojawił się Barry. Zaśmiałam się na widok chłopaka.

-Nie mogłeś mnie przywitać normalnie? - zakpiłam, rozstawiając ramiona a szatyn szybko przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.

-Po co normalnie skoro mogę jako Flash? - wyszczerzył się, odsuwając ode mnie. Przewróciłam oczami.

- Chciałeś, żebym przyszła, więc jestem. - uśmiechnęłam się uroczo, ukazując zęby.

-A i owszem. - uśmiechnął się tajemniczo - Chodź. - mruknął, ruszając do pomieszczenia głównego. Nie miałam pojęcia o co mogło chodzić, ale grzecznie spełniłam polecenie.

- Cześć, wszystkim. - na mojej twarzy zawitał uśmiech, gdy ujrzałam Caitlin, Cisco i Harry'ego. Rudowłosa od razu zmniejszyła dystans między nami i mocno przytuliła. - Chyba się stęskniłaś. - stwierdziłam i potarłam jej plecy.

-Trochę cię już nie widziałam. - zaśmiała się, powoli ode mnie odsuwając.

-Czemu zostałam wezwana? - zainteresowałam się, krzyżując ręce na piersi.

-Studiujesz zaocznie? - spytał Harry, a ja kiwnęłam głową - Więc piątki, soboty i niedziele poświecisz dla nauki, w pozostałe dni ustalimy godziny twoich treningów z Barrym. Dziś dowiemy się na jakim poziomie jesteś i w czym musimy cię podszkolić. - wyjaśnił, podnosząc wzrok znad jakiś papierów. - Jasne? - skinęłam głową.

-Skąd taka nagła decyzja? - zdziwiłam się - Jeszcze kilka dni temu słyszałam, że narazie niepotrzebna wam jakakolwiek pomoc. - wspomniałam o jego ostatnich słowach do mnie. Rozmowa ta miała miejsce jakieś trzy dni temu.

-Owszem. - potwierdził - Ale w mieście pojawia się coraz więcej metaludzi, a my nie mamy pojęcia skąd i dlaczego ataki aż tak się nasiliły. Allen jest szybki, ale nie może być w dwóch miejscach na raz. A Caitlin... - spojrzał na dziewczynę - Może sama jej powiesz. - westchnął.

Wzięła głęboki wdech i powoli skinęła głową. Skupiłam swoją uwagę na rudowłosej i nie umknęło mojej uwadze, że jest zestresowana.

-Posłuchaj, wiesz już, że jesteś więcej niż jedna ziemia... - dokładnie analizowała każde swoje słowo. Była zdenerwowana. - Na każdej ziemi jest nasz odpowiednik, osoba wyglądająca i nazywająca się tak jak my. - skinęłam głową, dając jej znak, że rozumiem - Na ziemi dwa... Jestem Killer Frost. - wydusiła w końcu z siebie, a ja zmarszczyłam brwi.

-Chyba nie rozumiem. - wyznałam. Killer Frost? Powinno mi to coś mówić? Jak miałam to zinterpretować?

Wzięła głęboki wdech i zdjęła jakąś bransoletkę z nadgarstka. Cały czas bacznie jej się przyglądałam. Jej włosy zmieniły kolor na śnieżnobiały, oczy stały się zimne niczym lód, a usta zsiniały jakby spędziła kilka godzin na mrozie. Wyciągnęła dłoń przed siebie i stworzyła sopel lodu, a ja wybałuszyłam oczy. Lód. Potrafiła władać lodem.

-Tutaj też zamieniam się w Killer Frost, słonko. - zaśmiała się. Niby słyszałam głos Caitlin, ale miałam wrażenie, że to ktoś zupełnie inny. Na ustach miała kpiący uśmieszek, a oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Jakby ktoś wziął naszą Caitlin i zabrał jej emocję.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech, patrząc na dłonie, które się trzęsły. Uniosła głowę, a ja znów zobaczyłam znajome rude loki i oczy pełne radości. Szybko chwyciła bransoletkę i znów zapięła ją na nadgarstu. - Powoli zaczynam to kontrolować. - przerwała ciszę - Ale... - przełknęła gulę w gardle - Ale czasami tracę kontrolę. - wyszeptała i ujrzałam łzy w kącikach jej oczu - Tracę kontrolę i... - pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach. Nie wytrzymałam i po prostu podeszłam do niej, mocno obejmując.

-Już spokojnie. - wyszeptałam, mocno przytulając koleżankę - Nie musisz mówić. - potarłam jej plecy.

-Po prostu... - powoli się ode mnie odsunęła - Nie chcę zrobić nikomu krzywdy. Póki w stu procentach nad tym nie zapanuję, nie mogę pomagać Barry'emu. - wyjaśniła - Dlatego potrzebujemy twojej pomocy. Kiwnęłam głową.

-Kiedy zaczynamy? - spojrzałam na Barry'ego. Zaśmiał się pod nosem.

-Teraz. - mruknął z uśmiechem - Caitlin da ci dresy i bluzę, żebyś się przebrała. - skinęłam głową i wraz z rudowłosą poszłam po ubrania. W końcu zacznę trenować. W końcu będę mogła pomóc.







*******
A zadam pytanko z innej strony 😏 Którego aktora wolicie, Granta Gustina (serialowy Barry Allen) czy Stephena Amella (serialowy Oliver Queen)? 🥰

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro