Your Shadow in the Crowd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

/Twój Cień pośród Tłumu\

To był magiczny dzień w Megapolis. Ciepłe słońce świeciło z góry, a delikatny wietrzyk przywiewał znad morza. Gorące światło składało pocałunki na skórze, a wiatr przynosił słoną woń. To był naprawdę niezwykły dzień, jak na tę porę roku, ponieważ był to dopiero koniec zimy i tak ładne, słoneczne dni były raczej rzadkie. Tak rzadkie, że wiele ludzi opuściło bezpieczeństwo swoich domów i wyszło na ulice, aby cieszyć się tą niespotykaną pogodą.

Tego niezwykłego dnia MK spacerował z Wukongiem po mieście. Szli na rynek po fajerwerki na nadchodzący nowy rok. Chłopak jakoś namówił swojego mentora, by poszedł z nim, pomimo tego, jak tłoczno było tego dnia na ulicach. Wspomniał coś o naprawdę dobrych ciastach brzoskwiniowych sprzedawanych w pobliżu rynku i że można je później kupić. Wukong nie mógł temu odmówić.

Sun Wukong miał na sobie przydużą bluzę i ciemne okulary, oczywiście.  Nie chciał, by ktoś przypadkiem rozpoznał go na ulicy, już  tak było zbyt tłoczno, jak na jego gust. Co prawda, lubił kiedy ludzie witali go okrzykami radości po wygranej walce i kiedy wychwalali go, mówiąc o nim w samych superlatywach - tę część swojej sławy lubił, ale... ale bycie nagle osaczonym przez tabuny ludzi, których nie znał i którzy najpewniej próbowali by go dotknąć, wszyscy mówiący w tym samym momencie, uhh... Cóż, raczej wolałby uniknąć takich sytuacji, jeśli miał możliwość. Zwłaszcza, kiedy przyszedł tu po fajerwerki i ciasto brzoskwiniowe, ie głośne okrzyki podekscytowanych nieznajomych.

MK z kolei był nieco bardziej wyluzowany w tej kwestii. Nie był jeszcze tak znany jak jego mentor, prawda, ale niektórzy już rozpoznawali go na ulicach i witali się z nim podekscytowani. Był nieco nieśmiały i zakłopotany za każdym razem, ale kiedy ktoś już do niego podszedł starał się być, jak najmilszy i uprzejmy, jak tylko był w stanie. Zawsze zgadzał się na zdjęcia i autografy i, kiedy tylko miał trochę wolnego czasu, także na dłuższe konwersacje z jego.. Cóż, nie lubił nazywać tych ludzi fanami, ale tym właściwie oni byli.

Jednakże dzisiaj zdecydowanie nie miał takiego wolnego czasu. Widział, że Wukong raczej jest w pośpiechu od momentu kiedy wkroczyli w tłum i nie chciał niepotrzebnie przeciągać cierpienia swojego mentora. Był naprawdę wdzięczny, że Monkey King w ogóle przyszedł tu z nim i nie chciał sprawiać, by później żałował tej decyzji.

— Och, a jakbyśmy tak kupili różowe? Jak brzoskwinki! Może nawet znajdziemy takie, które będą miały brzoskwinkowy kształt! — MK zaproponował entuzjastycznie, chcąc nieco odciągnąć uwagę Wukong'a od ludzi naokoło. Uszy Monkey King'a uniosły się na to i jego złote oczy rozbłysły w podekscytowaniu na samą myśl.

— To świetny pomysł, młody! — rdzawy ogon zamachał pod bluzą wesoło i niebiańska małpa przejęła teraz inicjatywę, całkowicie koncentrując się na wspomnianych fajerwerkach. Biegał od jednego stoiska do następnego, sumiennie rozglądając się naokoło za nimi. Och, jakże pragnął ujrzeć brzoskwinie rozbłyskującą na niebie w chmarze różowych świateł, małych eksplozji.

MK zachichrał się  i  kontynuował bieganie za Monkey King'iem. Chłopak nie miał nic przeciwko bycia ciągniętym z miejsca na miejsce. Cieszył się widząc swojego mentora w takim podekscytowaniu. On również rozglądał się po straganach, i nawet jeśli nie mógł wypatrzeć żadnych w kształcie brzoskwini, zauważył parę mających rozbłyskać w kształcie małpy, które najwyraźniej jego kompan przegapił bądź pominął.  Puścił więc jego dłoń, w pewnej chwili, by kupić trochę tych właśnie małpokształtnych. Niby był to rok tygrysa ale młody chłopak nie specjalnie się tym przejmował, zwłaszcza jeśli mogło to wywołać uśmiech na ustach jego nauczyciela.

A jak już mowa o jego nauczycielu... cholera, zgubił go w tłumie.


Kiedy młody dostawca zaczął powoli panikować nad stratą mistycznej małpy z oczu, wspomniany człekokształtny skakał od straganu do straganu w ekscytacji, poszukując fajerwerki w kształcie brzoskwini. Oh one już rozbłyskiwały w jego wyobraźni, już był oczarowany na samą myśl o tym widoku.


Wukong zapomniał praktycznie o całym świecie na około, kiedy całe jego skupienie zostało przelane na tę wyprawę za konkretnymi fajerwerkami. I po tym co jemu zdawało się być maksymalnie dwudziestoma minutami, w praktyce będąc dwoma godzinami, w końcu odnalazł stoisko gdzie starszy mężczyzna sprzedawał fajerwerki z motywem owoców. Jego złote oczy zalśniły w podekscytowaniu kiedy zaczął grzebać po stanowisku w poszukiwaniu tych na kształt brzoskwini i praktycznie zabłysły jak dwie latarki kiedy w końcu położył łapki na poszukiwanym skarbie.


— Ile za nie? — Wukong zapytał starszego mężczyznę, prawie że skacząc w miejscu z całego tego podekscytowania.

— Cóż, za te tutaj będzie 600 ¥*(yuan) — powiedział spokojnie. Wukong uśmiechnął się, nie mając zielonego pojęcia ile to faktycznie było. Jedyne co wiedział, to że było to więcej niż za jego chipsy brzoskwiniowe, ale cóż, domyślał się że fajerwerki to raczej droższa sprawa niżeli jego najczęstsza przekąska.

— Mój prawnik za to zapłaci. — Odparł. Nie kryjąc swojego wręcz dziecięcego podekscytowania na swój zakup.

— Czy on... jest tu z panem? — mężczyzna brzmiał na nieco skołowanego, rozglądając się naokoło zakapturzonej mapy w poszukiwaniu jej kompana, który miał być wspomnianym prawnikiem.

— Nie. Ale zostawię panu jego numer telefonu. — Wukong powiedział lekko, szukając czegoś w kieszeni — Mam! — podał mężczyźnie wizytówkę swojego prawnika i 14 角**(jiao), które też przypadkiem miał w kieszeni — Proszę, nawet z napiwkiem. — powiedział i nim skołowany sprzedawca zdążył zareagować, zniknął w tłumie wraz z fajerwerkami.


Teraz kiedy Monkey King zdobył to co chciał z rynku, zaczął rozglądać się za MK'em. Dziwne, był przekonany, że dzieciak był zaraz za nim jeszcze parę chwil temu... Cóż, to nie był jakiś większy problem, musiał jedynie użyć Złotej Wizji i—

Nagle, Wukong poczuł nieprzyjemny, chłodny dreszcz przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa i jego futro stanęło dęba w odpowiedzi na to odczucie. Rozejrzał się zaalarmowany, czując to niekomfortowe, nieustępliwe wrażenie czegoś znajomego. Zauważył subtelną zmianę wiszącą w powietrzu, jak gdyby jego otoczenie nieznacznie się zmieniło. I kiedy spojrzał nieco przez ramię, kątem oka złapał zarys cienistej postaci. Odziana w dużą, ciemną szatę, zniknęła zwinne w tłumie.


Jego serce pominęło uderzenie, może dwa, a oddech uwiązł mu w gardle, kiedy ta cienista postać zdała się wyglądać, lub raczej sprawiać wrażenie, czegoś nazbyt mu znajomego — duch jego przeszłości. Bez chwili namysłu, ruszył w tłum, goniąc to mgliste wspomnienie. Nie mógł pozbyć się poczucie bycia obserwowanym i cieni łapiących jego kostki, próbujących go zatrzymać. I nie był w stanie stwierdzić, czy to działo się to naprawdę, czy może było to jedynie złudzenie, jego własnego umysłu, który postanowił obrócić się przeciwko niemu.

Nie ma pewności kiedy dokładnie zaczął po prostu biec, gonić bez tchu w piersi to poczucie cienistej obecności, które sprawiało, że przez jego kręgosłup przebiegały ciarki, a serce uderzało w szaleńczym tempie. Do przodu pchała go potrzeba poznania kim ta osoba jest. Lub raczej, czy jest to ta osoba, która myśli że to jest.

Jednakże, po pewnym czasie zatrzymał się, dotarło do niego, że zgubił tę tajemniczą osobistość. Więc jedynie oddycha ciężko, patrząc gdzieś w dal przed siebie. Wszystko naokoło zdaje się zostać wyciszone, sprawiając że jego własne myśli krzyczą głośno, a obrazy błyskają przed jego oczyma. Jego umysł jest jak otumaniony, starając się ze wszystkich sił jakoś wytłumaczyć sobie doświadczenie sprzed chwili. Ale Wukong czuje głęboko w sobie, że jest coś więcej w tym co się przed chwilą stało, niż jakiś obłąkańczy omam.


Wyglądało na to, że jego przeszłość nie była tak zakopana, jak mu się zdawało.


— Monkey King! — głos MK' w końcu dotarł do kamiennej małpy i złote oczy powoli przeniosły się na jego następcę — Szukałem cię wszę- Monkey King? Wszystko w porządku? — wyraz twarz chłopaka zmienił się ze zmęczonego i nieco podenerwowanego na zmartwiony, kiedy w końcu stanął twarzą w twarz ze swoim mentorem.

— Och, tak! Oczywiście, że wszystko w porządku młody! Dlaczego miałoby nie być w porządku? haha- — powiedział Wukong, wciąż nieco sztywno, ale maskując to pod dobrze już wyćwiczonym uśmiechem.

— Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. — zauważył młody bohater z wyraźnym zmartwieniem w głosie.

— Ach! Nie, nie, wszystko okej. Po prostu... Po prostu zdawało mi się, że widziałem znajomą twarz... — zaśmiał się z lekkim zakłopotaniem i powoli odwrócił w pełni przodem do MK'a — Chciałem zagadać, ale zgubiłem ich w tłumie. — dodał, widząc niepewny wyraz twarzy młodego chłopaka, która nagle rozpromieniła się w podekscytowaniu.

— Ooooch! Jakiś dawny przyjaciel? Kto to był? Czy też są w jakichś legendach? — MK nieco się ożywił możliwością dowiedzenia się więcej o swoim bohaterze i jego przeszłości.

— ...Nie. Myślę, że nie jest on wspominany w żadnej książce. — na moment pojrzał jeszcze w poprzednim kierunku i westchną —  Ale wychodzi na to, że tylko mi się przewidziało. —

— Coooo, ale- — chłopak chciał już narzekać.

— Tak czy inaczej. Spójrz! — kamienna małpa przerwała mu i pokazała znalezione fajerwerki w kształcie brzoskwini — Znalazłem! — powiedział z dumnym uśmiechem

— Oooch, ale super! Na pewno będą czadowo wyglądać! — MK powiedział z podekscytowaniem, jego uwaga w sekundę przeszła na temat nadchodzącego Nowego Roku.

— Jasne że tak! — małpa kontynuowała — Iiiiii, jako że mamy już fajerwerki, czas na ciasto brzoskwiniowe~! — jego złote oczy praktycznie zabłysły.

— Och, racja! Prawie zapomniałem! — Wukong jedynie zaśmiał się na to i podążył wesoło za MK'em.


Piekarnia była blisko targu, tak jak powiedział wcześniej chłopak i już niedługo ich dwójka siedziała gdzieś w kącie, czekając na ich zamówienie. Pomieszczenie było utrzymane w kolorach białym i pudrowego różu. Obrusy i zasłony miały wzór kwiatów wiśni. Na stolikach w niewielkich doniczkach posadzone były rośliny o długich liściach w kolorze butelkowej zieleni i szpiczastych, różowych krawędziach. Oczywiście, Monkey King  zamówił ciasto brzoskwiniowe i napój gazowany również o smaku brzoskwini. Jego uczeń z kolei zdecydował się na jabłecznik i zwykłą Colę. Mieli dobry widok na resztę pomieszczenia, jakimś cudem wciąż pozostając nieco skryci przed resztą klientów.


— -Yeah, DBK totalnie zwariował! Nawet pomylił mnie z tobą i stracił panowanie do takiego stopnia że nawet jego żona i Red Son stanęli po mojej stronie! — MK wykrzyknął z ustami pełnymi ciasta.

Chłopak opowiadał swojemu mentorowi o jego ostatniej przygodzie i walce z Demon Bull King'iem.

— Huuuh, może zwariował już na stare lata. —  człekokształtny zaśmiał się lekko, bawiąc się kawałkiem brzoskwini na swojej łyżeczce. 

— Nie, to nie to. On  był... No, nie znam go tak dobrze, ale no wiesz, to było tak... tak jakby ktoś go kontrolował! —  wyjaśnił chłopak, trochę wciąż osowiały po tym starciu.

—  Kontrolował? Hm... — Wukong przybrał bardziej zamyślony wyraz twarzy, zwracając nieco więcej uwagi na to co mówił jego następca. 

— Tak! Miał te dziwne cosie, jak kontenery i PIF powiedziała, żebym to w nie celował. — MK gestykulował jak najęty, chcąc odtworzyć przebieg zdarzeń jak najlepiej  — I wtedy, jak już je zniszczyłem, wrócił do normy. — dodał prędko.

— O, no to, czyli problemu już nie ma. — Money King wziął kolejnego, wielkiego gryza swojego brzoskwiniowego ciasta i uśmiechnął się z lekkością.

— Co? —  MK spojrzał na niego zbity z pantałyku. 

— No, powiedziałeś, że zniszczyłeś te kontenery co go kontrolowały. Więęęęęc, skoro nie ma kontenerów, nie ma też problemu. — Wukong wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. 

— Jesteś pewien? A co jeśli jest za tym coś więcej? — młody dostawca wciąż nie był do końca przekonany i spojrzał na swojego mentora wzrokiem pełnym zwątpienia.

— Nah, za bardzo się martwisz, koleżko. — mistyczna małpa machnęła dłonią na niego.

— ...No skoro tak mówisz. Może masz rację. — MK westchnął i wziął łyka swojej Coli.

— Oczywiście, że mam rację! Ostatecznie, nie na darmo nazywają mnie Wielkim Mędrcem. — Wukong przybrał dumną pozę, wypowiadając te kwestię z zadziornym uśmieszkiem.

— A to nie czasem tytuł, który sam sobie nadałeś? — chłopak uniósł sceptycznie brew na słowa swojego nauczyciela.

— Shh, nie w tym sęk. — Monkey King ponownie machnął na niego ręką — Sęk w tym, że mówię tobie, żebyś się tym nie martwił, więc, nie martw się. — dodał i posłał swojemu następcy ciepły i łagodny uśmiech, kładąc dłoń na jego ramieniu w geście komfortu.

— No dobra. —  MK jedynie westchnął i odwzajemnił uśmiech. 


Spędzili jeszcze około dwóch godzin w tej piekarni, planując spędzenie nachodzącego święta. Przerwał im dopiero telefon od Pigs'iego. Chłopak wręczył fajerwerki w kształcie małpy swojemu mentorowi i pędem skierował się do Pigsy Noodles. Miał popołudniową zmianę jedynie dlatego, że jego tata również był na targowisku i otwierał sklep później. Musiał zrobić większy zapas przez Nowo Roczną sprzedażą. 


''*★☽☼☾★*''


Księżyc wisiał wysoko zawieszony na nocnym nieboskłonie, jego blady blask otaczał niebiańską poświatą sylwetkę Wukong'a leżącego na gałęzi brzoskwiniowego drzewa, zaraz przy jego chatce. Kamienna małpa zmarszczyła lekko brwi, próbując odtworzyć w pamięci jak najwięcej szczegółów cienistej postaci z tłumu. Czarna szata z czerwonymi końcami i... czy to były chmury, czy jego wyobraźnia je domalowała? I tak zimna, ciemna aura... Nie mógł pomylić tego uczucia z nikim innym. On nie mógłby pomylić tej księżycowej aury Cienia. Po prostu nie. To musiał być on. Jeśli byłoby inaczej, na pewno dogoniłby te osobę.

Dłonie miał pod głową, Wukong spoglądał w nocne niebo, złote oczy skupiały się na księżycu. Widok Macaque'a, lub kogoś o uderzającym podobieństwie, wywołał w nim burzę, wzniecając żar wieki temu pogrzebanego żalu. Ciężar poczucia winy ciążył mu na sercu i każde uderzenie zdawało się odbijać ból zerwanej więzi. Ale jakim cudem on żył..? Czy to było w ogóle możliwe? Czy Macaque naprawdę mógł powrócić, odrodzony na nowo, bądź wskrzeszony z głębin ich wspólnej przeszłości? Czy to naprawdę mógł być on, czy też Wukong już stracił resztki rozumu i oszalał? Ale to było tyle wieków temu, teraz nie mogło już mieć na niego żadnego wpływu, prawda? A nawet jeśli, nie było nic, czego miałby teraz żałować. Nie. On zrobił to co musiał zrobić. Macaque był tu tym winnym i dostał dokładnie to na co sobie zasłużył. Umysł Wukong'a zamienił się w labirynt sprzecznych emocji, kręte korytarze, w których nie potrafił się odnaleźć. Wątpliwości mieszały się z nadzieją, wirując w burzliwym tańcu, gotowe pochłonąć resztki jego zdrowego rozsądku.

Spędził stulecia przekonując samego siebie, że jego postępowanie było usprawiedliwione, że miał rację, raz na zawsze skreślając ich niegdyś niezniszczalną więź. Wspomnienie ich gorzkiego rozstania wciąż żywo targało jego duszę. Jednak, teraz stając twarzą w twarz z możliwością powrotu Macaque'a, Wukong odczuł na sobie ciężar niewypowiedzianych słów i nigdy nie przeżytej żałoby.

Światło księżyca skąpało go w swojej delikatnej poświecie, rzucając cień, który niczym lustrzane odbicie odbijał w sobie złożoność i skomplikowanie jego myśli. W głębinach nocy, złapał się na chęci skonfrontowania się ponownie z Macaque'kiem. Kontynuowania tego, najpewniej bezsensownego, pościgu za cieniami własnej przeszłości. Liczył by odkryć czy o naprawdę był jego Cień, czy może jedynie okrutna sztuczka jego własnego umysłu.

Pogrążony w kontemplacji Wukong tęsknił za prostotą. Księżyc, swoją błogą obecnością, służył za milczącego kompana, dającego poczucie komfortu, ale pozostawiającego gorzki posmak. Droga przed nim pozostawała niepewną; pełna pytań i zagrzebanych prawd. Ale kiedy księżyc kontynuował swą niebiańską wyprawę, Wukong wiedział, że nie może dłużej pozostawać obojętny na okrzyk przeszłości. Czas na refleksję dobiegł końca i nastał czas czynów. Postanowił podążać za własnym przeczuciem i zająć się tą sytuacją.


Ponieważ, jeśli to naprawdę był Macaque, musiał planować coś złego... prawda? Knuć zemstę bądź spiskować przeciwko  niemu.


A jeśli to co pozostało z Macaque'a to jedynie cień jego dawnego siebie, tu na nowo przywiany przez zawiłe wiatry przeznaczenia, które reinkarnowały go tak okrutnie blisko dawnego domu... Czy byłoby to aż tak samolubne ze strony Wukong'a, by chcieć chociaż zobaczyć, jak jego nowe życie się toczy?


......

¥*(yuan) i 角**(jiao) - chińska waluta; 1 ¥ jest równy 100角.

FH:

Yo! Więc, parę rzeczy na początek, które musze zaznaczyć, żeby ta historia miała sens:

—Ta historia dzieje się zaraz po zakończeniu sezonu 1, ALE sezon 1 odcinek 9(ten w którym ma swój debiut Macaque) nie wydarzył się;

— Ta historia będzie dłuższa w porównaniu do moich pozostałych w tematyce shadowpeach i będzie kontynuowana w naprawdę ślimaczym tempie, jako że pierwszeństwo mają inne moje projekty, te które wciąż kończę i te nadchodzące mniejsze w międzyczasie;

—Tłumaczenie polskie będzie wychodził późno, zapewne dużo później, jako że strasznie źle znajduje mi się polskie synonimy w opisach i denerwują mnie powtórzenia, które w języku angielskim nie są aż tak słyszalne i po prostu się morduje z tym :<< THO będę to dalej tłumaczyć, po prostu nie chcę tego na odwal się wrzucać do google tłumacza i muszę się trochę z tym siłować XD


Dziękuję za przeczytanie! Zostawcie jakiś komentarz w ramach feadback'u, uwielbia czytać wasze reakcje i opinie, bardzo mi to pomaga na motywację i ostrzy moje pióro! <3

Do następnego!

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro