Rozdział 10: Taniec na golasa z Decepticonem*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*czyli czego nie robić, gdy jesteś porwana

__________________________

Sen przyszedł dosłownie chwile po tych słowach. Śniły mi się urywki z naszej pierwszej walki. Mieszały się z jakimiś dziwnymi sytuacjami, bo jak zwykle, moje senne marzenia nie mogły być normalne. Przykładowo, gdzieś obok pola bitwy pasł się koń. Co on robił w mieście wolnym od zwierząt hodowlanych? Ok. Znam kobietę, która nielegalnie trzyma w domu kurczaka. Tzn. Nie wiem czy nie legalnie... jest na to prawo? Nie, dobra nie istotne. Choć, nie ukrywam, przez chwilę mnie to intrygowało. Obudziłam się czując dokuczliwy ból głowy. Chwilę po przebudzeniu ustał. No niech będzie. Nie widziałam sensu rozbudzenia, ale widocznie jakiś był. No i znalazł się szybko. Poczułam parcie na pęcherz. Spojrzałam na Optimusa. Spał spokojnie obok mnie. Jedną rękę trzymał wysoko nad sobą, a drugą dotykał mojej ręki. Miał słodką minę. Ciekawe co takiego mu się śni. Mój sen był bardzo dziwny, skoro już nawiązujemy. Wciąż miałam przed oczami tego głupiego konia..

Spojrzałam na telefon. Była dopiero piąta rano. Jednak zachciało mi się siku i nie zamierzałam tego zignorować. Wstałam i rozciągnęłam się ziewając. Po chwili otworzyłam drzwi od auta i udałam się w głąb lasu. Nie będę opisywać całego procesu "korzystania z prowizorycznej, leśnej toalety", przepraszam runo leśnie i mniemam, że mi za to podziękujecie. Starałam się wrócić do autobotów. No tak... mogłam wyszczać się niedaleko, ale Selen zdecydowała się na dłuższy spacer. No to masz. Zgubiłaś się. Świadomość, że nie mam przy sobie telefonu, no cóż... nie do końca mi się to podobało. Oh, nie. Już wcale nie było mi wesoło. Kierowałam się niby ciągle na południe, ale nigdzie nie widziałam znajomej dróżki, czy chociażby siedmiu samochodów w sercu lasu. Usiadłam na zimnej ziemi zrezygnowana dalszym szukaniem drogi. Zakryłam twarz dłońmi lekko ją masując i westchnęłam głośno. Tak się kończą twoje pomysły - pomyślałam. Po niecałej minucie bezcelowego siedzenia usłyszałam za sobą szelest liści i kroki. Przez chwilę dziękowałam niebiosom, bo zależało mi na tym, by ktoś wyciągnął mnie z tego lasu. Potem zauważyłam, że jestem w samej bieliźnie i jeśli to nie jest autobot, to może nie być ciekawie. No i zgadnijcie. Nie, to nie był autobot. Odwróciłam się szybko, by poznać osobę stojącą za mną. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wręcz świecące w ciemności czerwone oczy. Nie powiem, poczułam ogromny strach. Widok takiego gościa, o takiej godzinie, w lesie nie było zbyt ciekawe. Wręcz upiorne. Mogłam się domyślić, że to jeden z decepticonów. Po chwili doszli kolejni. Pierwszy, który "zaszczycił mnie" swoją obecnością był mi nieznany. Dwaj, którzy dołączyli do naszego spotkania to wytatuowany Starscream, a także chłopak w kitce, Grindor. Zakryłam piersi, przykryte tylko stanikiem i przez chwile patrzyliśmy na siebie w ciszy. Potem doszedł do nich chłopak, który wywoływał we mnie przedziwne wrażenie, Sideways.

- Proszę, proszę! Kogo tu mamy? - zapytał uśmiechając się - owieczka odłączyła się od stada?

- Czego tu szukacie? - warknęłam udając odważną. W skąpej bieliźnie, dygocząc z zimna i strachu nie bardzo mi to wychodziło. No jasne, dużo się porzucasz Selen.

- Szukamy energonu dla naszego Pana. Musimy się zregenerować po tym, jak bezczelnie odebrałaś nam energię - wyjaśnił Starscream plując na podłogę. Po chwili wyjął zza siebie pistolet - przy okazji trafiło nam się szczęście... możemy się teraz odegrać.

Przełknęłam ślinę. Kiepsko, mama spodziewa się mnie dzisiaj w domu, nikt nie spodziewał się, że biwak skończy się zgonem. Mogłam zostać w alt modzie Primea. Najwyżej bym popuściła. Wybaczyłby mi. No... Musiałby. Moje życie nie zostało zakończone, ponieważ jego strzał przerwał chłopak w kitce. Wytatuowany decepticon spojrzał na niego pytająco.

- Chyba nie okazujesz litości?! - warknął.

- Skąd! Chodzi o to, że ta mała może nam się przydać...

- Czekam na wyjaśnienia - powiedział Starscream dość oschle.

- Potrzebujemy energonu. Szukamy go całą noc, ale go nie ma. Natomiast autoboty mają go zanadto. Zamiast zabijać tą małą, można, by użyć jej jako próby negocjacji...

Starscream pomyślał chwilę.

- Oddadzą nam energon w zamian za życie dziewczyny - powiedział jakby sam do siebie - sprytnie. Dobra, Ways, trzymaj ją. Ja znajdę lokalizację autobotów i powiadomię ich o naszych zamiarach co do gówniary.

- Zaiste - powiedział chłopak, po czym złapał mnie za ręce i skrępował moje ruchy.

- Nienawidzę was - wycedziłam przez zęby.

- Tak, tak - powiedział znudzony - już to słyszeliśmy nie raz.

- Czemu wasz Wielki Pan się tutaj nie zjawił? Nie chce sobie ubrudzić rączek? - zapytałam wścibsko.

- To nie powinno interesować takich insektów jak ty - prychnął Grindor - Lord Megatron odpoczywa. A my lubimy wyzwania.

- Po prostu boicie się mu sprzeciwić - skwitowałam przewracając oczami. Po chwili spróbowałam się oswobodzić. Nic z tego. Decepticon miał mocny uścisk. Miałam lekkie deja vu. Już raz trzymał mnie na uwięzi.

- Nie bądź taka spięta - zaproponował - masz ładne ciało, ładną buźkę, możemy lepiej wykorzystać ten czas...

Spojrzałam na niego wściekle. Zrozumiał chyba, że nie miałam zamiaru ocieplać naszych stosunków.

- Tylko żartowałem - wyjaśnił - mamy trochę czasu, może opowiesz nam coś o sobie?

- Wolę nie - bąknęłam. Po chwili milczenia zdecydowałam jednak, że zabiję czas rozmową - ile macie lat?

Decepticonów zaskoczyło to pytanie. Spojrzeli na siebie zdziwieni moją zmianą nastawienia, a po chwili odpowiedzieli. Decepticon w kitce oraz ten drugi, o przyjemnym spojrzeniu byli rówieśnikami. Mieli obaj dwadzieścia milionów lat. Czyli byli starsi ode mnie o rok. No, w końcu ogarnęłam, że dodanie słowa "milion" nie wiele znaczy. Gdy Optimus wspomniał mi o tym odczułam ulgę. Nie umiałam sobie wyobrazić tego, że przyjaźnię się z kimś kto przeżył trzydzieści MILIONÓW lat. Są granice...

- Słyszałam, że pochodzisz z średniowiecznej połowy Cybertronu - zwróciłam się do chłopaka, który mnie trzymał - jak tam jest?

- O wiele piękniej niż tutaj - odparł - wstępnie zwiedziłem to miasto, ale nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak mój dom. Zaiste Ziemia także tętni życiem, ale wszystko jest takie... zbyt szybko mija czas. U nas, na Cybertronie, boty żyją wolniej, poświęcają dużo czasu na relacje między sobą. Tutaj tego nie zauważyłem.

- Słyszałam, że macie tam króla - powiedziałam, a on przytaknął - i macie tam swoje własne tradycje i obyczaje?

- Można tak powiedzieć. Każdej nocy, która kończy tydzień siadamy za domem, albo w lesie, przy ognisku i śpiewamy stare pieśni, albo opowiadamy sobie legendy. Tańczymy i bawimy się niemal do rana. Oddajemy także cześć swemu władcy.

Niemal na chwilę przestałam słuchać dalszego opowiadania, bo w głowie utknął mi widok tańczącego decepticona. Zaśmiałam się. Ten spojrzał na mnie pytająco.

- Wybacz, ale nie mogę się nie śmiać myśląc o tańczącym robocie... - wyjaśniłam zastanawiając się skąd wzięła się we mnie moja nagła uprzejmość wobec decepticona. Już chyba wspominałam, że działał na mnie dziwnie?

- To nic do śmiechu, taniec wygląda zawsze tak samo, nie ważne czy ma się ciało z metalu, czy skóry, albo czy jest się większym czy mniejszym - wyjaśnił jakby to było oczywiste. W jego głosie zauważyłam akcent. Bawił mnie lekko. Po chwili decepticon puścił mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę - pokarzę ci.

Patrzyłam na niego zaskoczona. Nigdy nie byłam porwana, w zasadzie nigdy nie byłam też w obecności wrogów, sam na sam, ale coś mi się wydawało, że napastnicy zazwyczaj nie proszą swoich ofiar do tańca? Decepticony to naprawdę dziwna rasa... Grindor przewrócił oczami, jakby był już lekko przyzwyczajony do różnych wybryków swojego kompana, aczkolwiek wciąż ich nie akceptował. Koniec końców, podałam rękę Sidewaysowi. I tak nie miałam nic do stracenia. Chłopak podciągnął mnie do siebie i sprawnym ruchem wziął mnie w objęcia. Jedną rękę trzymał na mojej talii, drugą, splecioną z moją uniósł lekko do góry. Wzdrygnęłam się. Tak bliska styczność z decepticonem była czymś nietypowym. Nie miałam chłopaka, nie miałam z nimi takiej styczności, ponieważ byłam bardzo niedostępna dla ludzi. Nie ufałam im za bardzo. Dlatego, mimo iż pozwoliłam sobie na chwilową odskocznie od problemów dotyczących porwania, wciąż czułam się dziwnie i niepewnie. Jego dotyk jednak nie krył za sobą żadnego podstępu. Kiwał mną na boki i lekko krocząc po ziemi, tańczyliśmy w ciszy. Uśmiechnął się do mnie, po chwili skupienia.

- Tak samo tańczę w mojej oryginalnej postaci - wyjaśnił. Po chwili przechylił mnie do tyłu, bym mogła zobaczyć okolicę do góry nogami. Stała za nami grupa mężczyzn. Gdy tylko wróciłam do pozycji pionowej zaprzestaliśmy wygłupów.

- Całe szczęście, że zakończyliście tę maskaradę, zanim ja bym to zrobił nieco brutalniej - burknął wytatuowany decepticon. Obok niego stało kilku moich przyjaciół. Nie zauważyłam Ironhidea, mojej przyjaciółki ani bliźniaków. Widocznie zostali w bazie. Optimus nie wyglądał na zadowolonego z zaistniałej sytuacji, pozostali mieli zaskoczone miny. Gdy tylko Sideways mnie puścił podrapałam się po głowie czując niezręczność. Ratchet i Bumblebee trzymali kilka kostek energonu. Po chwili wręczyli je Starscreamowi. Jazz i Optimus trzymali broń gotową do wystrzału. Być może na wypadek, gdyby nasi wrogowie nie wywiązali się z umowy. Tak jednak nie było. Pozwolili mi wrócić do autobotów. Odetchnęłam z ulgą, no i pozostało jeszcze poczucie winy, że przeze mnie musieli stracić energon... kicha. - Natychmiast opuśćcie Ziemię i nie wracajcie - Optimus zagroził, po czym decepticony z niechęcią usłuchały. Dostały to czego chciały, nie powinni być niezadowoleni. Zostaliśmy sami. Nastała cisza. Wstydziłam się spojrzeć im w oczy.

- Przepraszam... - zaczęłam wciąż patrząc na ziemię - poszłam za potrzebą i zgubiłam się w lesie. Nie miałam zamiaru wpakowywać się w tarapaty. A co najważniejsze wpakowywać w nie was...

- No nic, już za późno - westchnął Optimus - wracajmy do reszty.

Opuściłam ręce z bezradności.

- Na prawdę nie chciałam! - krzyknęłam z rozżaleniem - jeśli jest cokolwiek co mogłabym zrobić...

- Energon jest dla nas bardzo ważny, ale nie możemy ryzykować życia naszych przyjaciół - wyjaśnił Jazz - wydobędziemy nowy.

Spojrzałam niepewnie na Optimusa. Nie odzywał się. Odwrócił się i rozkazał powrót do bazy. Posłuchaliśmy i w ciszy przenieśliśmy się do serca lasu. Myślałam, że wyjdę z siebie. Tak źle nie było mi chyba nigdy. Arsen podeszła do mnie zaspana i pytała co się stało. Nie miałam jednak siły na żadne opowieści. Czułam się totalną psują. Przez chwilę nie wiedziałam, czy ponownie wejść do Optimusa, czy może wrócić do domu i dać mu spokój. Ostatecznie zdecydowałam się jednak na to pierwsze. Usiadłam na fotelu i sięgnęłam po tabletkę na głowę, która momentalnie zaczęła mnie boleć. Lider siedział na fotelu obok, patrzył się w okno i widziałam, że myślami był gdzieś daleko. Chrząknęłam cicho, ale to nie zwróciło na niego szczególnej uwagi. Cudownie, nagrabiłam sobie.

- Przepraszam, wiem, że energon był dla ciebie okropnie ważny. Ale przysięgam, że nie zrobiłam tego celowo.

- Selen, siedź już cicho - powiedział zmęczonym tonem.

- Nie chcę abyś się na mnie gniewał - powiedziałam smutnym głosem. Ten spojrzał na mnie zaskoczony.

- Nie gniewam się - powiedział - po prostu się o ciebie martwiłem. Mogła stać ci się krzywda.

Tym razem to ja byłam zaskoczona. Lider spojrzał na mnie miło. Przybliżył się do mnie po czym delikatnie dotknął mojej twarzy. Przeszył mnie dreszcz. Spojrzeliśmy na siebie, po czym lider dotknął ustami moich lekko wilgotnych warg. Wzdrygnęłam się zaciskając dłoń na jego barku. Uścisnęliśmy się nie przerywając pocałunku. Optimus pachniał wspaniale. Jego oddech mnie drażnił. Czułam się nieziemsko. Gdy oderwaliśmy się od siebie zorientowaliśmy się, że przez szybę ciekawsko zerka moja przyjaciółka. Patrzyliśmy na nią zaskoczeni i zawstydzeni. Dziewczyna zacisnęła pięść i z uśmiechem na twarzy wypowiedziała słowo "jest!", a po chwili zniknęła. Zaśmiałam się kręcąc głową. Lider nie wyglądał na zadowolonego.

- Daj spokój, Arsen nic nie wypapla - zapewniłam go.

- To nie powinno się zdarzyć - jęknął tylko - przepraszam.

Westchnęłam cicho po czym zaczęłam się ubierać. Siedzieliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy. Po chwili jednak lider zdecydował się podjąć rozmowę.

- Dobrze się bawiłaś w ramionach tego decepticona – powiedział, a w jego głosie wyczułam kąśliwość. Wyprostowałam się nagle z chytrym uśmieszkiem.

- Głuptas - zaśmiałam się próbując dać mu pstryczka w nos - w dodatku zazdrosny!

- Nie, wcale nie - próbował wyjaśnić.

- To była noc pełna wrażeń, prawda? – westchnęłam. Optimus przytaknął, ale myślami był gdzie indziej. Podniosłam kącik jego ust palcem, by na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ten spojrzał na mnie zdziwiony. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy, jednak przyjemnej, a potem zdecydowaliśmy się udać do reszty. Autoboty w ludzkiej postaci stały niedaleko siebie. Gawędzili na spokojnie. Znów poczułam się winna, że przeze mnie zabrano nam energon. Jednakże za chwile zostałam pocieszona.

- Kilka kostek udało nam się ocalić - wyjaśnił Ratchet - decepticony są przebiegłe, niestety wyszło jak wyszło, ale następny energon jest już tylko nasz. A na wszelki wypadek przywiążemy cię do drzewa, byś nie wpakowywała się w tarapaty, gówniaro.

- Chociaż znając życie, i tak w nie wpadniesz - zaśmiał się Hide, a ja spojrzałam na niego spod byka.

- Torturowali cię tam? - zapytała zaniepokojona Arsen.

- Jak widzisz jestem cała - powiedziałam ukazując się niczym rzeźba w całej okazałości - na szczęście nie.

- Widzieliśmy, że wręcz przeciwnie. Czyżby ten decepticon przypadł ci do gustu? – uśmiechnął się Jazz podnosząc brwi - wiesz, miłość między decepticonem a autobotem jest zakazana...

- Niczym Romeo i Julia, tak romantycznie! - Arsen zaśmiała się dokuczliwie.

- Em.. oboje zmarli, więc niekoniecznie, a poza tym nie planuję z nim ślubu. Zabijałam czas - wytłumaczyłam się.

- Nie wierz mu w jego miłosne gierki – powiedział Optimus, a ja znów wyczułam w jego głosie lekką złość - decepticony nie mają uczuć. Chcą cię tylko wykorzystać.

- Może ten akurat zszedłby na dobrą ścieżkę? - drążył Mudflap mimo, że dałam mu delikatny znak, by tego nie robił. Lider spojrzał się na niego spod byka.

- Nie ma opcji - powiedziałam krótko, by pokazać Optimusowi, że nie jestem zainteresowana dzikim romansem z decepticonem. Był dość przystojny. Choć nie tak jak Optimus. Cicho! Ale nie wierzę w jego całkowicie dobre zamiary. Skoro moi przyjaciele mówią, że to bezlitosne dranie, zapewne tak jest. Z resztą znałam już ich niektóre wyczyny. Nie stawiały ich w cale w dobrym świetle. Wyjęłam jedzenie i picie z torby. Autoboty wytworzyły hologramy i usiedliśmy na trawie jedząc śniadanie. Przegryzając bułkę kiełbasą spoglądałam w las przypominając sobie nieciekawą sytuację sprzed jakiejś godziny. Westchnęłam cicho. Lider po śniadaniu udał się na samotny spacer. Później, gdy wrócił usiadł oddalony od grupy patrząc w niebo. O czym myślał? Był na mnie zły? Podeszłam na niego czując ucisk w sercu, że powinnam. Gdy podeszłam do niego, wzrok skierował na mnie.

- Nie smuć się - poprosiłam go.

- Ja tylko myślałem - wytłumaczył.

- A o czym? - zapytałam ciekawska dając mu do zrozumienia, że nie odpuszczę.

- O tym, że jesteś bardzo łatwo wierna.

Przewróciłam oczami.

- Nie zaczynaj - powiedziałam - już ci chyba wyjaśniłam, że nie zamierzam...

- Ja po prostu nie chce by jakiś zły Decepticon zrobił ci krzywdę, która może cię kosztować resztę zmarnowanego życia. Oni nie znają litości. Ani taktu.

- Ja wiem, że to tak naprawdę nie o to chodzi – uśmiechnęłam się.

-Selen, ja...

- Daj spokój. Czy ty naprawdę jesteś zazdrosny o Waysa? – zapytałam rozbawiona.

- Trochę jestem. Nie wiem czemu – westchnął.

- Nie musisz martwić się, że stracisz podopieczną.

- A nadal chcesz mieć takiego opiekuna? – zapytał. Spojrzałam na niego. Wciąż miał zabandażowaną głowę. Rana już nie krwawiła, a przynajmniej, czerwień nie przebiła materiału. Po chwili przypomniałam sobie o pytaniu jakie mi zadał.

- Bardzo! Co prawda jesteś czasem nieco zrzędliwy, a także jesteś uparty jak osioł, ale da się to wytrzymać - zaśmiałam się.

- Nie wiem czy mam ci teraz podziękować, czy może cię zganić, ale doceniam, że mnie lubisz.

- Wolę abyś podziękował - powiedziałam szczerze, a po chwili roześmiałam się - przestań się izolować, tylko wracaj do naszych przyjaciół.

Lider zgodził się na moją propozycje, ufając moim słowom, że jest dla mnie ważny i go nie zostawię. Nawet nie zauważyłam, że ból głowy zniknął. Dobrze, że już wszystko się ułożyło. - To co robimy teraz? – Zapytał Hide połykając resztki kiełbasy. Fuj. Tu pojawił się tyci problemik. Nie miałam zielonego pojęcia co mielibyśmy robić. Reszta tak samo. Szukanie energonu na razie trzeba sobie odpuścić. Modliłam się tylko, by nikt nie wypowiedział tych słów na głos, bo Prime zmieniłby się pewnie w szablo zębnego tygrysa i wszystkich by rozszarpał. Ma jakiegoś fioła na punkcie tych sześcianów. Kiedyś się dowiem o co dokładnie chodzi, ale na razie w tej kwestii Prime jest niedostępny. Choć nastąpił przełom. Jego reakcji bałam się najbardziej, wtedy w lesie. Bardzo nie chciał oddawać energonu decepticonom, a jednak nie gniewał się na mnie za to, że na to pozwoliłam. Cud. - Nie wiem co tu jeszcze można robić ciekawego – westchnęła Arsen.

- Natomiast ja wiem, zamiast ciągle zajmować się durnymi zabawami trzeba nauczyć was jak być dobrze przygotowanym do walki – powiedział poważnie Optimus.

- Z tego co mi wiadomo to ty zaproponowałeś biwak, a z resztą... hej! A czy my przypadkiem nie byłyśmy tylko od zapoznania was z okolicą? – moja przyjaciółka uniosła brew.

- Zasadniczo to tak, ale po ostatniej walce przeprowadziliśmy rozmowę i stwierdziliśmy, że nadajecie się na żołnierzy – słowa umięśnionego autobota sprawiły, że opadła mi szczęka. Teoretycznie, bo jednak wcale mi ona nie odpadła. Głupio by to wyglądało. Wracając do tematu poza moją szczękę to byłam podekscytowana, że będę robiła coś co uczyni mnie pożyteczną. Tak właściwie nie wiedziałam co Optimus ma zamiar powiedzieć przez słowa „Trzeba nauczyć was jak być dobrze przygotowanym do walki", natomiast słowa Hidea, że nadajemy się na żołnierzy były już jednoznaczne.

- Będziemy się nawalać! - krzyknęłam unosząc pięść do góry i pokazując moją usatysfakcjonowaną twarz.

- Nie. Teraz zrobimy sobie małą gimnastykę, a potem będziecie tworzyć sobie broń. Ale jak przy tym nie stracicie kończyn, to tak. Będziecie walczyć. – śmiech Ironhidea wcale nie był przyjemny. Nie chodzi już o niską barwę głosu, która oczywiście lekko przerażała, ale o ton śmiechu. Niby na żarty, ale jak przyjdzie co do czego to pewnie na serio będę kuśtykać na jednej nodze. Nie podoba mi się ta wersja. Zdecydowanie wole mieć obie nogi. Rąk to także dotyczy jakby co.

- Tworzyć broń – Arsen lekko przygaszona spojrzała na mięśniaka – jak?

- Normalnie – odpowiedział Hide jakby to miało być rzeczą oczywistą. Dla niego może tak, jest czymś w rodzaju kowala.

- A co masz zamiar powiedzieć przez NORMALNIE?! – wykłócała się.

- Nie takim tonem szczylu – odpowiedział jej naburmuszony, ale po chwili wyjaśnił co i jak. Jednak podkreślił raz jeszcze, że teraz był czas na trening. Byłam podekscytowana, chociaż miałam obawy jak mógłby wyglądać w środowisku kosmitów. Może mieli jakieś inne sposoby na rozciąganie sobie mięśni? Moja przyjaciółka miała podejść do mięśniaka. Gdy to zrobiła, pełen blizn mężczyzna pokazał jej drogę naprzeciw niej. Była tam trawa i nic więcej, dopiero w oddali płynęła mała rzeczka.

- Biegnij – powiedział do niej, a ona spojrzała na niego jak na ostatniego durnia, ale on powtórzył tylko poprzednie słowa. W końcu Arsen pobiegła widząc kompletny brak zainteresowania ze strony Hidea. W biegu odwracała się czasem do mięśniaka. Ten potakiwał. Gdy znalazła się przy brzegu wody odwróciła się w naszą stronę.

- Co teraz mistrzu? – zapytała podirytowana.

- Biegnij z powrotem – odparł tylko.

- Ale to nie ma...

- Biegnij!

Moja przyjaciółka ponowiła bieg, ale tym razem miała pewną trudność. Hide zerwał z drzewa kilka śliwek (tak , w naszej kryjówce rosną śliwki, jabłka ,a nawet są jeżyny... cóż, chyba jeżyny) Arsen nie spodziewała się niczego, a Hide z całej siły rzucił w jej stronę jednego z fioletowych owoców.

– Uwaga granat! – krzyknął. Dziewczyna zrobiła unik krzycząc, ale nie wyszło to najlepiej bowiem Arsen przeturlała się po trawie i wpadła w błoto. Spojrzała z pretensją w oczach na mięśniaka.

- Jaki granat?! Czemu rzucasz śliwką, koleś opanuj się! – wrzeszczała.

- To nie śliwka, to granat, a ty jesteś na linii ognia. Orientuj się! – po chwili w jej stronę leciała kolejna śliwka. Arsen przeturlała się w bezpieczne miejsce. Owoc rozprysł się na drzewie, a moja przyjaciółka uśmiechnęła się triumfalnie. Widocznie tak samo jak ja zaczęła już czaić o co chodzi. To szkolenie. Mamy wyobrazić sobie walkę i robić wszystko tak jakbyśmy walczyły. Spoko.

- Wstajesz, czy będziesz teraz malować paznokcie? – zapytał ironicznie Hide, a jako odpowiedź dostał warknięcie mojej przyjaciółki, która również szybko poderwała się z ziemi i biegła dalej. Omijała lecące wprost na nią owoce skacząc, odskakując czy padając na ziemię. W końcu zmęczona dobiegła do Hidea. Ten pochwycił śliwkę, a widząc ten gest Arsen zakryła się obronnie rękami. Ten popatrzył na nią dziwnym wzrokiem a po chwili mrucząc coś pod nosem ugryzł owoc i odszedł w naszą stronę. - Pierwszy test zdałaś mała, ale to dopiero początek. A teraz twoja kolej – mięśniak zwrócił się tym razem do mnie. Mój uśmiech z twarzy zniknął.

- Nie, ja w sumie jestem kiepska w biegach – próbowałam się wykręcić, ale niestety. Hide złapał mnie i zaniósł na miejsce gdzie stała Arsen. Spojrzałam na nią błagalnie by mnie stąd wyciągnęła, ale to by i tak nie podziałało bo stał za mną naburmuszony mięśniak i nie chcę nawet myśleć co byłoby, gdybym rzuciła się do ucieczki. Moja przyjaciółka poklepała mnie po ramieniu i ocierając pot wymieszany z błotem odeszła do reszty przyjaciół siedzących na trawie. Strzeliłam sobie z palców i po usłyszeniu komendy Hidea, rzuciłam się do biegu. Kilka chwil i oberwałam w plecy. Odwróciłam się na pięcie do mięśniaka.

- Co to miało być?! Strzeliłeś wtedy kiedy byłam odwrócona! – krzyknęłam.

- No i? – w jego głosie była wyraźna ignorancja.

- No i to, że Arsen ostrzegłeś i ona widziała jak śliwka leci, a ty na chama walnąłeś mnie w plecy – zaczęłam z pretensjami.

- Posłuchaj panienko, gdy będziesz na wojnie, decepticony nie będą krzyczeć do ciebie „uwaga granat, teraz jeśli chcesz przeżyć powinnaś się schylić!"

- Ale to nie wojna, to ćwiczenia, a mnie boli! – warknęłam masując miejsce uderzenia.

- O przepraszam, ciekawe co będzie jak cię trafi prawdziwy granat, też strzelisz focha?!

Wystawiłam mu język. Irytował mnie ten przemądrzały mięśniak. Ruszyłam do dalszego biegu. Tym razem aby nie dostać kolejną śliwką, odwracałam się.

- Dobrze! – brzmiał jego głos – decepticony lubią działać z zaskoczenia, a więc trzeba się rozglądać.

Nie zważałam za bardzo na jego słowa, chociaż przyznam, że na pewno miał rację. Gdy dobiegłam do brzegu rzeki odwróciłam się przodem do Hidea. Po oczekiwanym sygnale ruszyłam w drogę powrotną. Ironhide zamachiwał się i rzucał we mnie piekielnymi owocami. Musiałam robić uniki, ale nie zawsze mi się to udawało. Cholerny nie fart, na wychowaniu fizycznym nie uczyli nas jak manewrować w biegu uciekając przed śliwkami lecącymi z zawrotną prędkością. Musiałam sobie radzić. Kilka razy miałam spotkanie trzeciego stopnia z glebą. Nie fajnie było wypluwać ziemię z ust, a jeszcze gorzej, gdy upadając czułam jak uderza mnie śliwka. - Do cholery, ja leżę! Mógłbyś odpuścić?!

- Zasada numer pięćset któraś... decepticony lubią dobijać leżącego.

- Dzięki, realistycznie mi to pokazałaś. Gdy mama spyta skąd te siniaki odpowiem „a no wiesz, umięśniony mężczyzna naparzał mnie śliwkami". Może być?

- Dla mnie bomba.

- Ugh! - wydałam z siebie odgłos irytacji, by najlepiej zaakcentować to jak się czułam.

Udało mi się dobiec do linii mety. Żywa, bez większych obrażeń. Rozbawione autoboty zaczęły bić brawo, a ja skarciłam ich wzrokiem.

- Dobrze sobie poradziłaś – Optimus uśmiechnął się lekko. Jednak wiedziałam, że było to spowodowane rozbawieniem.

- Och, nie bądź taki wredny!

- Nie, ja mówię naprawdę. Poza kilkoma potknięciami dobrze ci poszło. Dopiero zaczynasz, nie możemy wymagać za dużo, zwłaszcza od dziewczyn – W jego głosie niby nie było słychać ironii, ale ostatnie słowa, mnie uraziły.

- Proszę?! Mój drogi, płeć nie ma tu nic do rzeczy. Jest masa rzeczy w których jesteśmy lepsze od was.

- Ach, z pewnością. Ale walki jednak wygrywają mężczyźni – nie odpuści, czy lider na prawdę musi być ciągle taki uparty? Udałam, że kończę tę rozmowę przyznając mu rację, ale gdy tylko Prime odwrócił się do mnie plecami, sięgnęłam po śliwkę z drzewa i rzuciłam nią w jego plecy. Zaskoczony tym atakiem jęknął, po czym spojrzał na mnie. Złączyłam palce u rąk tworząc coś w rodzaju pistoletu i z uśmiechem dmuchnęłam w niego. Lider pokręcił głową i zaśmiał się. - Co teraz robimy? – zapytała zaciekawiona Arsen.

- Sprawdzimy jak stoicie z walką w ręcz – oznajmił Optimus nadal trzymając się za obolałe miejsce. Miałam wyrzuty sumienia, że go uderzyłam, ale nie mogłam pozwolić tak po prostu dać za wygraną.

- Nie chce podchodzić do tego robota – stwierdziłam stanowczo mierząc wzrokiem Ironhidea.

- Dobrze, a więc poćwiczysz ze mną. Pod warunkiem, że nie uderzysz mnie więcej śliwką.

- Ma się rozumieć liderze - odparłam. Podeszłam więc do mojego przyjaciela, a on wyjaśnił mi co mniej więcej mam robić przez kilkanaście minut. Czyli mianowicie mam uderzać pięściami o jego dłonie. Coś w stylu boksu. Super, uwielbiam nawalanki. Prime otworzył dłonie i osłonił nimi klatkę piersiową. Rozciągnęłam się i zaczęłam uderzać. Na początku niepewnie, bo w końcu świadomość, że mam uderzać kogoś bliskiego... wiem, że to na żarty, ale było mi jednak nieco dziwnie. Potem, gdy zaczął mi „pomagać", a tak dokładniej to prowokować mnie do uderzeń, nie zważałam za bardzo na nic. Może nie uderzałam go jak zawodowy bokser, ale kilka razy Prime okazywał, że jest pod wrażeniem, albo udawał aby mnie dowartościować.

- Musisz uderzać pewniej. Ja wiem, że to nie łatwe, ale nie możesz pokazywać decepticonom, że się boisz. Twój strach dodaje im siły. A tego nie chcemy, prawda? – Zapytał, a ja przytaknęłam pewna siebie, ze skupioną miną uderzając w jego dłonie. – Pewniej! – nakazywał, a ja posłusznie zmieniałam postawę. Spojrzałam na Arsen. Ironhide kazał jej robić pompki. Tym samym stwierdziłam, że to szczęście, że mój opiekun postanowił się mną zająć. Czułam zmęczenie nie tylko moich rąk, ale i całego ciała, a to dlatego, że pracę przejęły nogi. (Nie, nie musiałam go kopać). Po prostu lider kazał mi wymachiwać nogami w powietrzu. Miałam sobie wyobrazić, że uderzam wroga. W każdym razie było ciekawie. - Kiedy będzie przerwa? – zapytałam, a Prime pokręcił głową.

- Teraz będziesz biegać. Przerwa za dwadzieścia minut – oznajmił. Z przykrością przyjęłam rozkaz. Nie chciało mi się nic. Zawsze byłam leniwa, a dzisiaj przekroczyłam już normę ruszania się. W dodatku mam jeszcze biegać. Optimus przyczepił mi do koszulki malutkie urządzenie, które jego zdaniem ma mnie namierzyć, gdy się zgubię. To nie było pocieszeniem, bo okazało się, że musze biec przez las, a najlepiej przez jak największą powierzchnię. Prime obiecał, że po mnie wróci, gdy minie dwadzieścia minut. Zgodziłam się nie widząc w tym nic złego, pobiegnę, a Prime zaraz mnie znajdzie. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która robiła to samo, co ja jeszcze niedawno. Złapałam kilka wdechów, rozejrzałam się po okolicy, a gdy już tylko strzeliłam sobie z palców byłam gotowa. No więc pobiegłam. Na początku było łatwo, bo drzewa rosły w dużej odległości od siebie i można było biec prosto. Potem droga się skurczyła ,a drzewa rosły jak im się podobało. Gdy uderzyłam w dwa drzewa zaczęłam uważać na następne. Nie chciałam stracić twarzy i to w tak beznadziejny sposób jak ten, a na moje szczęście pewnie jeszcze w trakcie tego biegania zrobię sobie krzywdę. Często tak było, że nawet idąc z pokoju do kuchni zostawałam poszkodowana. Jak nie uderzenie łokciem o kant szafki to dostanie piłką od Jadena (szczur miał już setny raz powiedziane, że nie bawimy się piłkami w domu, ale widocznie nie dociera do niego prosty przekaz mamy). Pomału dostawałam zadyszki, ale nie widziałam dobrego miejsca do odpoczynku. Wszędzie było ciasno, albo krzaki układały się w ten sposób, że nie było możliwości się przez nie przedrzeć. W każdym razie nie miałam ochoty próbować. Postanowiłam dać z siebie odrobinę więcej i biegłam trochę szybciej dodatkowo rozglądając się za miejscem dogodnym na odpoczynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro