Rozdział 23: Don't let me drown

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Who will fix me now?
Dive in when I'm down?
Save me from myself
Don't let me drown
Who will make me fight?
Drag me out alive?
Save me from myself
Don't let me drown

Bring me the horizon

________________________

(Optimus)

Styczność z wodą nie była przyjemna. Ogarnął mnie chłód, a w dodatku musiałem zachować spokój. Przez kilka sekund machałem nogami i rękoma dosyć szybko, ale po chwili woda i ja staliśmy się jednością. Otworzyłem pomału oczy. Mogłem widzieć. Moi żołnierze ruszyli wyciągać energon. Ja sam zrobiłem to samo. Zwinnie poruszałem nogami i rękoma, jakbym pływanie miał we krwi. Można tak powiedzieć, bo generalnie roboty nie mają ani grama krwi w swoich przewodach. Płynąłem ku dnie rzeki, by wyciągnąć swoją pierwszą kostkę energonu. Niektórzy zrobili już pierwszą rundę i teraz nurkowali od nowa. Bardzo sprawnie to wszystko wychodziło. Byłem dumny z mojej załogi. Dobrze się sprawowali. Chwyciłem jeden z sześcianów i płynąłem ku powierzchni. Poczułem ulgę, gdy w końcu mogłem złapać powietrze. Podpłynąłem do brzegu i pobiegłem do alt mode mojego speca od uzbrojeń. Tam stał już Bumblebee i pakował dwie kostki. Pogłaskałem go po głowie chwaląc go jednocześnie. Mały uśmiechnął się i znowu wskoczył do wody. Spojrzałem za nim smutnym wzrokiem. Jestem mu winien tak wiele wyjaśnień...

- Ile już mamy? – zapytał znajomy głos. Odwróciłem się i zauważyłem Ratcheta. Był cały mokry i dygotał, ale ja tak samo, więc w tej kwestii się nie odzywałem. Przeliczyłem energon znajdujący się w bagażniku Hidea. – Osiem – odpowiedziałem.

- Oh, to dużo. Zostały jeszcze trzy – powiedział, a ja poczułem zdecydowaną ulgę. Coraz bliżej zwycięstwa. Z wody wyskoczył Skids i przyniósł dwie kostki. Ostatnia... Po chwili po kolei każdy z moich żołnierzy zaczął wychodzić z wody. Ale żaden z nich nie trzymał ostatniego sześcianu. Większość otrzepywała się z kropel wody inni podeszli zobaczyć ile jest już sztuk. Jedynej osoby której mi brakowało, była Selen. Po kilku sekundach coś zaczęło mi nie pasować.

- Czy ktoś w ogóle widział jak Selen wychodziła z wody? – zapytałem z niepokojem, ale za odpowiedź dostałem tylko milczenie. Przypomniało mi się jak siedzieliśmy w knajpie i powiedzieliśmy jej o pływaniu. Obiecałem jej, że będę przy niej, by nic jej się nie stało, gdyż nie umie pływać. A potem przypomniałem sobie jak bardzo nie chciała dzisiaj wskoczyć do wody. Po chwili było już wiadome. Podbiegłem do brzegu przyglądając się, czy jej gdzieś nie ma. Ironhide i Jazz wskoczyli do wody, by ją odnaleźć. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę jak bardzo łomocze mi serce. Roztrzęsiony upadłem na kolana. Gdybym jej posłuchał, gdyby mi nie odbiło z tym energonem... ona byłaby cała i zdrowa... a jeżeli ona... nie....

Wszystkie wspomnienia z nią związane uderzyły we mnie z zawrotną prędkością. Łzy napływały mi do oczu, ale nie chciałem okazywać słabości przy moich żołnierzach. Z wody wynurzył się Hide, który trzymał Selen. Miała zamknięte oczy i sine usta. Jazz płynął zaraz za nimi. Moim przyjaciołom udało się wywlec dziewczynę na brzeg. Nie czekając na nic podbiegłem do niej i próbowałem nawiązać z nią jakiś kontakt. To było na marne. Selen nie odpowiadała i wciąż miała zamknięte oczy. Wtuliłem się w nią próbując jednocześnie zapanować nad emocjami.

- To moja wina! – krzyknąłem – to przeze mnie...

Ratchet natychmiast interweniował. Kazał Arsen przynieść apteczkę z jego wozu, a sam sprawdził czy dziewczyna oddycha. Jego mina nie wskazywała na pozytywny wynik obserwacji. Złapałem ją za rękę i ścisnąłem mocno. W myślach błagałem, by się obudziła. Nie wiedziałem co ja bez niej zrobię.

Ratchet zaczął uciskać jej klatkę piersiową. Gdy zauważyłem, że skrawek jego ręki wchodzi pod jej stanik lekko mnie zakuło, ale wbrew wszystkiemu nie mogłem teraz narzekać. On jest ostatnią nadzieją dla mojej Selen. Byłem pełen rozpaczy. Wiedziałem dobrze ile rzeczy w życiu straciłem. Ona nie mogła odejść. Kocham ją...

Pocałowałem jej dłoń i otarłem łzy, ale nic to nie dało, bo nowe wciąż napływały. Po długiej serii ucisków jej brzucha, Ratchet zaczął napełniać jej usta powietrzem. Ścisnąłem dłoń nieprzytomnej dziewczyny mocniej. Kilka razy powtórzył uciski i pocałunki, a Selen zaczęła kaszleć. Wypluła wodę i po chwili otworzyła oczy. Ulga jaką poczułem była nie do opisania. Przygarnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Selen także mnie objęła. Tylko lekko. Była nadal słaba, dopiero co leżała nieprzytomna. Arsen przyszła z apteczką. Ratchet podał Selen syrop na uspokojenie, gdy tylko przestała kaszleć. Przez chwile siedziała z opuszczoną głową, tak jak jej kazał. Potem wszystko zaczęło wracać do normy. Spojrzała na mnie lekko przestraszona co odebrałem z niepokojem.

- Miałam go w rękach, ale nie potrafiłam wrócić na brzeg. Przepraszam – jej głos był słaby i zachrypnięty. Coś mnie ukuło... to chyba poczucie winy.

- Nie przepraszaj Selen... to wszystko moja wina. Gdyby nie ta głupia chęć wygranej... To ja przepraszam – westchnąłem.

- Ja... dodatkowo szefie szukałem tej ostatniej kostki, gdy Hide wyławiał Selen, ale nie zauważyłem go – westchnął Jazz.

- Nic nie szkodzi, i tak jestem z was dumny. Ze wszystkich– odparłem.

- Czyli... nie obchodzi cię, że został ostatni sześcian?- zapytał podejrzliwie Ratchet.

- Już nie. Teraz inne sprawy są ważne – rzekłem patrząc na nabierającą rumieńców twarz Selen.

- A więc ta cała akcja z ratowaniem naszej małej gówniary obudziła w tobie rozsądek – zaśmiał się Ratchet, a ja przytaknąłem.

- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – uśmiechnęła się Arsen przytulając się do swojej przyjaciółki.

- A tak na marginesie, Selen ... - zaczął Skids – wiesz, że całował cię Ratchet?

Moja przyjaciółka nagle zrobiła przerażoną minę i zaczęła wycierać usta. Wszyscy zaczęli się śmiać.

- Nie gadaj, było nawet miło, masz ciekawy smak ust, coś jakby owoc... malina! Chyba tak to się nazywa. Używałaś szminki? A i żeby była jasność, o tym incydencie nie mówimy mojej żonie. To tylko usługi lecznicze – Ratchet zaczął rozbawiony. Selen zaśmiała się nadal wycierając usta. Zamknąłem drzwi od bagażnika Hidea.

– Pora wracać kochani – westchnąłem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro